Biorąc telefon do
ręki czułam, że zaraz wypadnie. Byłam święcie przekonana, że dostanie niezły
opierdziel od Zackiego, chyba, że mi się poszczęści, a to Irminie się dostanie.
Z
każdym sygnałem mój brzuch był coraz bardziej skurczony. W końcu odebrał,
ciepłym i spokojnym głosem. Wiedziałam, że to się zaraz zmieni i cała ta
sielanka pójdzie się pieprzyć.
-
Zacky? – zapytałam ochrypłym i cichym głosem, odchrząknęłam – Zacky? –
zapytałam już nieco pewniej i głośniej
-
Co się stało?
Wyczułam
w jego głosie nutkę niepewności. Chyba wiedział, że coś się święci
-
Miałyśmy wypadek – powiedziałam cicho
-
Nic ci się nie stało? Wszystko w porządku? – zapytał z troską w głosie, co
bardzo mnie rozczuliło
-
Nie, wszystko w porządku, ale twoje auto …
-
Pieprzyć auto. Najważniejsze, że tobie nic się nie stało. A jak z Irminą?
Odetchnęłam,
a mój brzuch nieco się rozluźnił.
-
Też dobrze. Zderzyłyśmy się z Hanerem – warknęłam i spojrzałam w jego stronę.
-
Brianem?! – krzyknął – Daj mi go do słuchawki
Podeszłam
do Briana i podałam mu telefon zawiadamiając z kim odbywa sie rozmowa. Odeszłam
od jego samochodu i podążyłam w kierunku Irminy, która opierała się o maskę
samochodu Zackiego
-
Co mówił? – zapytała zakładając ręce na piersi
-
Powiedział, że nic się nie stało i najważniejsze, że jesteśmy całe –
uśmiechnęłam się.
Brian
podszedł do nas z telefonem i podał go Irminie.
-
Chyba macie do pogadania – zwrócił się w jej stronę i wrócił do samochodu.
Irmina odeszła od samochodu tak daleko, że nie mogłam usłyszeć o czym
rozmawiają Zackym. Podeszłam do Briana, który palił papierosa kucając przy kole
auta.
-
Skąd masz taki samochód? – zapytałam
ciekawa
-
Mojego ojca – wstał rzucając peta na ziemię.
-
Nie chciałeś kupić czegoś swojego?
-
Mam jeździć jakimś starym rzęchem za pięćset dolców, który rozwali się po dwóch
kilometrach? – zapytał – Ojciec powiedział, że dopóki nie zarobię na płycie
pożyczy mi jeden z wielu swoich samochodów
-
Na pewno się ucieszy jak to zobaczy – pokazałam palcem wgniotkę na masce
Wzruszył
ramionami i wsiadł do samochodu. Odeszłam od niego, bo nie miałam zamiaru
kontynuować rozmowy, ale w drodze powrotnej czułam na sobie jego przeszywający
wzrok.
Po paru minutach dołączyła do mnie
Irmina z dość niezadowoloną miną, a jak spytałam o co chodzi wzruszyła ramionami
i wsiadła do samochodu. Odjechałyśmy z miejsca zdarzenia. Zauważyłam, że Brian
także zrezygnował z dalszego postoju.
Przed domem na schodkach zauważyłam
Zackiego siedzącego z pochyloną głową. Wysiadłam z samochodu i podeszłam do
niego wyciągając rękę. Ujął ją i podniósł się do góry, jednak nie podążył za
mną, do domu, tylko podszedł do samochodu i wyciągnął z niego Irminę. Weszłam
do środka i rozejrzałam się po pokoju, w którym panował istny bałagan. Papiery
porozrzucane po podłodze, walające się puste butelki po piwie, a gdzieś
pomiędzy tym wszystkim znajdował się zarośnięty jak krasnal, Matt. Podeszłam do
niego kładąc mu rękę na ramieniu.
-
Rose? Co ty tutaj robisz? – zapytał zachrypniętym i zmęczonym głosem
-
Mieszkam tutaj?
Popatrzył
na mnie tępo, potrząsnął głową i rzucił długopis na kalkulator.
-
Nie mam siły, to już moja czwarta kawa – wskazał na kubek.
-
Połóż się. Sen dobrze ci zrobi. Jutro pomogę ci w tych papierach, mam wolne,
wiec nic nie stoi na przeszkodzie – pogłaskałam go po głowie zabierając kubek
ze stołu
-
Nie chcę psuć ci planów
-
Rozczula mnie ta twoja troska, ale nie możesz się tak wykańczać
-
Sprzedaż płyt to jest jakaś porażka – przejechał dłońmi po twarzy i opadł
bezsilnie na krzesło.
Westchnęłam
i podeszłam do niego chwytając go pod ramię. Zaprowadziłam go do pokoju i
położyłam do łóżka.
Długo nie musiałam czekać, aż ktoś
wejdzie do domu. Jednak ku mojemu zdziwieniu nie był to Zacky, ani Irmina,
tylko Brian.
-
Gdzie jest Matt? – zapytał stojąc w progu
-
Śpi na górze. Wejdź – to chyba najgorsze co mogłam zrobić. Zaprosić go do
środka, ale muszę być grzeczna skoro chcę wyciągnąć od niego parę informacji.
Zdziwiony
wszedł do środka i zdjął buty w przedpokoju. Wchodząc dalej zaczął rozglądać się
po salonie.
-
Nie przejmuj się tym – burknęłam – Zawsze tak jest, gdy Matt dostaje zlecenia
na papierkową robotę
-
Rozumiem
Czułam
się niezręcznie bo kompletnie nie wiedziałam o czym z nim rozmawiać. Nigdy nie
byłam z nim sam na sam i trochę się krępowałam tą całą sytuacją.
-
Mam pytanie – zaczęliśmy oboje
Zaśmiałam
się i spojrzałam na Briana, któremu także zagościł uśmiech na twarzy.
-
Pytaj – powiedział
-
Ty pierwszy, bo ja zacznę zanudzać – uśmiechnęłam się – Kawy, herbaty, soku,
wody czy piwa? – zapytałam szybko
-
Jeżeli masz piwo to poproszę
Otworzyłam
dwa napoje i wlałam do kufli. Usiadłam naprzeciwko niego i powoli zaczęłam
sączyć zawartość szklanki.
-
Długo spotykasz się z Zackym? – zapytał
To
pytanie wydało mi się nie na miejscu, bo nie przypuszczałam, że on chociażby
odrobinę interesuje się tym związkiem. Nigdy nie dawał cienia zainteresowania.
-
Ponad tydzień. Nie jest to długo, ale jesteśmy sobie bliscy. Dość bliscy -
zająknęłam
-
Tylko to ci wystarczy?
Spojrzałam
na niego pytająco, bo nie wiedziałam o co mu chodzi. Oblizał usta – chyba
nieświadomie. Machnął ręką i upił łyk piwa.
-
Nie rozumiem – powiedziałam po chwili
-
Nie musi być między wami chemii żebyście byli razem? Jak wygląda wasz związek?
Polega na wzajemnym wspieraniu się?
-
Do czego dążysz? – zapytałam krzywiąc się
-
Możesz mi odpowiedzieć? – przybrał poważny ton głosu
Nie
podobało mi się w jaki sposób ingeruje w mój związek. Z resztą nie wiedziałam także
co mu odpowiedzieć, bo rzeczywiście odkąd zaczęłam być z Zackym nasze relacje
nieco sie pogorszyły. Wzruszyłam ramionami.
-
Tak myślałem. Nie dojrzałaś do związku, a uwierz mi, że Zacky nie szuka
dziewczynki. On potrzebuje kobiety, która za jego występki kopnie go w dupe.
Oburzyłam
się. Jak on może mówić takie rzeczy? Co on sobie wyobraża, że dwoma słowami
zmieni moje życie?
-
Przestań. Wcale mnie nie znasz i nie wiesz jak wygląda nasz związek
-
Myślisz, że nie rozmawiam z Zackym? Jestem jego przyjacielem, a przyjaciele
mówią sobie o wszystkim – wypił piwo do końca, wstał z sofy i wyszedł do przedpokoju
założyć buty – Uważaj, bo nikt do końca życia nie będzie mówił ci że jesteś
cudowna – wyszedł.
Kurwa
– zaklęłam w duchu. Jak ten palant mógł mi tak powiedzieć? Kopnę go kiedyś w
dupę to może mu się poprzestawia w tej łepetynie.
Podeszłam
do okna i zobaczyłam jak sylwetka Briana powoli oddala się od domu. Nie miałam
pojęcia dlaczego Zacky i Irmina nie wracają tak długo. Odeszłam od okna i
usiadłam naprzeciwko telewizora. Położyłam nogi na stole i zastanowiłam się nad
słowami Hanera. Może rzeczywiście nie dorosłam do związku i dla Zackiego jestem
pieprzoną małolatą, z którą można pójść do łóżka i zostawić, bo do niczego
innego się nie nadaje. O nie, ja mu pokażę, że się myli. Zobaczy, że stać mnie
na więcej, a Hanerowi utrę nosa. Nie dam mu tej satysfakcji.
Po długim czasie oczekiwania drzwi
wejściowe w końcu się otworzyły, a z nich wybiegła roześmiana Irmina.
Popatrzyłam na nią podejrzanie, gdy zza niej wyszedł równie szczęśliwy Zacky.
Zignorowałam ten wybuch szczęścia i wyjęłam moją książkę spod poduszki.
Otworzyłam na pierwszej lepszej stronie i udawałam, że czytam, tak naprawdę
czuwając nad sytuacją i wsłuchując się w słowa, które wypowiadają między sobą
Zacky z Irminą.
-
Cześć skarbie – powiedział Zacky wchodząc do salonu
-
Cześć – odpowiedziałam nie odrywając wzroku od książki.
Podszedł
do mnie i złożył całusa na moim policzku. Usiadł obok mnie i zabrał książkę
kładąc ją na stole.
-
Stało się coś? – zapytał czule
-
Rozmawiałam z Brianem
Zacky
momentalnie zesztywniał
-
I co mówił?
Wzruszyłam
ramionami.
-
Ja może pójdę – odezwała się Irmina i pocałowała mnie w policzek. Zackiemu uścisnęła
dłoń i wyszła.
-
Teraz mów – odezwał się po chwili, gdy frontowe drzwi się zatrzasnęły
-
Nie uważasz, że nasz związek opiera się tylko na jednym i każda sytuacja
sprowadza się do jednego? – zapytałam cicho
-
To ci powiedział?
-
Między innymi.
-
Mówił coś jeszcze?
-
Nie uciekaj od tematu. Powiedz to – podniosłam się
-
Uważam i jest mi to nie na rękę, bo wyobrażałem sobie to zupełnie inaczej.
-
I takiej odpowiedzi oczekiwałam. Dziękuję – zacisnęłam szczękę i popatrzyłam na
niego, widziałam, że ewidentnie coś go gryzie.
-
Nad czym się tak zastanawiasz? – zapytałam surowym tonem
-
Nie chcesz tego zmienić?
-
Czego? Tego, że i tak już przez ten tydzień prawie dwadzieścia razy poszłam z
tobą do łóżka? Dobrze, że oboje czasem się hamujemy
Zmrużył
oczy i oblizał usta.
-
No, dobrze – powiedział cicho
-
Możesz rozmawiać ze mną normalnie? Powiedz co ci leży na sercu, a nie owijaj w
bawełnę – skrzyżowałam ręce na piersiach
-
Przestań wywierać na mnie taką presję
-
Jaką presję? Po prostu nie mogę uwierzyć w to, że od Hanera, którego nienawidzę
dostałam takie informacje, o których nigdy bym się nie domyśliła, bo ty nie
jesteś w stanie mi ich powiedzieć. Jesteś tchórzem! – krzyknęłam
-
Przegięłaś moja droga – powiedział stanowczym tonem – I powiedz mi co jest nie
tak z Hanerem? Dlaczego tak go potępiasz? Nie mogę patrzeć na to twoje
szczeniackie zachowanie wobec niego – uniósł ton – On niczemu nie zawinił,
zawsze starał się być niezauważalny, nie chciał nikomu wadzić.
Odjęło
mi mowę. Nie miałam pojęcia dlaczego sprowadził tą rozmowna temat Briana.
-
Ty nie umiesz być poważna to ja nie traktuję tego związku na poważnie. Proste
Siedziałam
bez ruchu, wpatrzona w jeden punkt. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, jak się
zachować. Nazwałam go tchórzem, chociaż wcale tak nie uważałam. A to co mi
powiedział? Kurwa, to były najgorsze słowa jakie ktokolwiek mi powiedział.
-
Teraz nikt ci nie powie, że jesteś cudowna, nikt ci nie obroni tyłka. Zawsze
robił to Matt, ale przestał, bo uważa, że wydoroślałaś. Jednak ty dalej jesteś
nieodpowiedzialna, karzesz się traktować jak księżniczkę, pieprzoną królewnę na
ziarnku grochu. Nietykalna, a ja, jak ten idiota staram ci się zapewnić
wszystko, dogadzam ci jak tylko najlepiej potrafię, ale ty i tak masz to
głęboko w dupie – głos mu drżał – To wszystko i tak pewnie jest na darmo –
wyszeptał i wyszedł na taras.
Co
mam teraz zrobić? Czuję się sama, niepotrzebna, a najgorsze jest to, że on
powiedział prawdę, której jestem w stu procentach świadoma. Skuliłam się, a
powstrzymywane łzy opadły na moje zimne policzki. Nie czułam się z tym źle, nie
dawałam sobie z tym rady, ale cieszyłam się, że w końcu ktoś powiedział mi
wszystko co robię źle. Nazwanie Zackiego tchórzem było błędem, wielkim błędem,
którego już nie popełnię.
Wstałam
z sofy i cichym krokiem podeszłam do drzwi wychodzących na taras. Otarłam łzy i
wyszłam na zewnątrz. Zacky stał do mnie tyłem, oparty o barierkę palił
papierosa.
Stanęłam
obok niego i podziękowałam. Nie spojrzał na mnie tylko spalił do końca i
wyszedł z tarasu. Usłyszałam tylko jak drzwi wyjściowe się zatrzaskują. Czy to
koniec?
Nazajutrz tak jak obiecałam
zaparzyłam kawę i zabrałam się z Mattem za robotę papierkową. Siedziałam w
rozciągniętej koszulce z Iron Maiden, a włosy miałam upięte w rozwalonego koka,
bo nie miałam ochoty ich układać. Moje oczy były spuchnięte od łez, które nocą
wylałam w poduszkę. Matt nawet nie pytał o co chodzi, bo wiedziałam, że słyszał
całą wczorajszą rozmowę. Zacky wydzierał się tak głośno, że zapewne pół
dzielnicy słyszało co było powodem naszej kłótni.
Muszę
przyznać, że rozliczenia, zarobki i inne duperele związane z pieniędzmi są
strasznym utrapieniem i po dziesięciu minutach miałam dość małych cyferek,
które krążyły w mojej głowie, ale skoro się zadeklarowałam – wypełnię zadanie.
Nagle
drzwi gwałtownie się otworzyły, do środka wpadł Zacky i jednym ruchem zgarnął
mnie z krzesła. Krzyknął coś do Matta i wsadził mnie do samochodu.
-
Zapinaj pasy – powiedział zdyszany
-
Zacky ja jestem goła! – krzyknęłam
Zilustrował
mnie i odpalił samochód
-
Trudno – wzruszył ramionami
Skrzyżowałam
ręce na piersiach i pogłośniłam muzykę, bo z radia wydobywały się dźwięki mojej
ulubionej kapeli.
-
Dokąd jedziemy? – zapytałam po chwili, orientując się, że jesteśmy już daleko
za Long Beach
-
Zobaczysz – uśmiechnął się łobuzersko
Gdy
byliśmy już prawie u celu Zacky zawiadomił mnie, że na tylnym siedzeniu są
rzeczy, w które mogę się przebrać. Wyjęłam z torby pierwszą lepszą koszulkę i
czarne jeansy. Założyłam moje potargane czarne trampki i wysiadłam z samochodu.
Znajdowaliśmy się na tłocznej ulicy, ale nie mam pojęcia w jakim byliśmy
mieście. Swoim klimatem przypominało Las Vegas, było pełno ludzi, ulice tętniły
życiem, wszędzie migało pełno świateł. Zacky złapał mnie za rękę i pociągnął za
sobą. Weszliśmy do dużego, obdrapanego budynku, w którym było równie tłoczno
jak na ulicy. Trochę się wystraszyłam, bo nie miałam pojęcia gdzie jestem, po
co tutaj jestem i jak sie stąd wydostanę.
-
Poczekaj chwilę – Zacky puścił moją rękę i wszedł do jakiegoś pomieszczenia.
Oparłam się o ścianę i rozejrzałam się dookoła, chociaż i tak nie za dużo
mogłam dostrzec, bo wszystko zasłaniali mi ludzie.
-
Mam – Zacky zwrócił się w moją stronę i pomachał mi kluczami przed nosem.
Spojrzałam
na niego pytająco, bo nie miałam pojęcia o co tutaj chodzi. Po co jechaliśmy
tak daleko? Do jakiejś meliny z pijanymi ludźmi? Coś mi się nie wydaje, żeby
Zacky był tak bardzo „pomysłowy”. Złapałam go za rękę, żeby przypadkiem się nie
zgubić i podążyłam za nim dość żwawym krokiem.
Po przebyciu długiego dystansu,
pokonaniu chyba tysiąca schodów, w końcu doszliśmy do jakichś drzwi, które
wyglądem przypominały wyjście na strych. Myliłam się. Wyszliśmy na dach budynku,
gdzie dostrzegłam grupkę śmiejących się ludzi. Spojrzałam na Zackiego, który
starał się powstrzymać uśmiech. Włożył dwa palce do buzi i zagwizdał. Mężczyźni
odwrócili się w naszą stronę i zaczęli biec. Przestraszyłam się, ale po chwili
ten strach przeobraził się w zachwyt. Moim ciałem wstrząsnęło spazmatyczne
szczęście, gdy w tłumie dostrzegłam Dave’a , Chrisa, Davida i Shawna zaczęłam
krzyczeć ze szczęścia. Rzuciłam się Zackiemu na szyję i pocałowałam gojak
najczulej umiałam. Puściłam go i podbiegłam do chłopaków uścisnąć im dłonie.
Jednak nie pozwolili mi na to. Ominęli mnie i pobiegli na drugi koniec dachu,
gdzie zauważyłam porozstawiany sprzęt. Perkusja, gitary, mikrofony. Czy
naprawdę Megadeth zagra prywatny koncert tylko i wyłącznie dla mnie?
Popatrzyłam
na Zackiego, który uśmiechnął się ciepło
-
Wszystkiego najlepszego z okazji jutrzejszych urodzin – przytulił mnie i złapał
za rękę ciągnąc mnie w stronę sceny.
No
tak, przecież jutro są moje urodziny. Dwudzieste. Nastoletnie czasy się
skończyły.
Czytanie tego zabolało :( Kurcze i to bardzo :(
OdpowiedzUsuńI nawet jakoś zakończenie nie sprawiło, że już jest super :(
Nelcia wybacz mi :( ale ktos musial powiedziec Rose pare slow (niekoniecznie milych) zeby w koncu wziela sie w garsc.
UsuńMoże i dobrze że Brian otworzył oczy Rose z tym całym związkiem
OdpowiedzUsuńTrochę jednak smutno że tak się stało ale w końcu Rose ma 20 na karku i może by się ogarneła i przestała zachowywać się jak księżniczka i że każdy ma za nią biegać
Jezzuu ta niespodzianka cudna <333
Kurde smutne to było ale może Rose i Brian poprawią swoje relacje :)
Czekam na następny /Asia
Bejb, sorry że komentuję dopiero teraz, ale ostatnio jestem tak nieogarnięta w życiu, że to jakaś paranoja. Robię to, czego robić nie powinnam :D
OdpowiedzUsuńMój ulubiony rozdział do tej pory!!! W końcu ktoś kopnął R. w cztery litery i uświadomił, że jest rozkapryszonym dzieciakiem. No brawo panie ZV! Lubię kolesia, serio serio. Niestety trochę zepsuł wszystko na końcu, kiedy po nią przyjechał. Przydałoby się jej troszkę pocierpieć. Tak wiem, chamska jestem <3
"Muszę przyznać, że rozliczenia, zarobki i inne duperele związane z pieniędzmi są strasznym utrapieniem" CZOOOOOO??? Jakim utrapieniem, to świetna zabawa^^
Bri czuje coś do R. na 1000% ! Niech ją gdzieś porwie i pokaże na czym świat stoi, proooosim. Lubię ZV, ale heeeloooo. Bri i Bri :D
Rozdział tym razem spokojniejszy, bardziej poukładany. Dzięki temu zdecydowanie lepiej się to czyta. Ostatnio trochę nie ogarniałąm co się dzieje, a tu widać zdecydowaną poprawę. Oby tak dalej!
Naprawdę czytam rozdziały zaraz po tym jak je publikujesz, ale komentowanie ich idzie mi ostatnimi czasy jakoś opornie. I nie myśl, że to tylko u Ciebie! Po prostu mam za dużo na głowie i nawet tak banalna czynność jak skomentowanie to dla mnie przeszkoda nie do pokonania. Bosz no teraz to wyolbrzymiam trochę, ale po raz pierdyliardowy obiecuję poprawę. Zobaczymy jak będzie^^
Buziole, Pat :)
a gdzieś pomiędzy tym wszystkim znajdował się zarośnięty jak krasnal, Matt. <---- ten tekst >.< umarłam :P
OdpowiedzUsuńNo cóż, ponarzekam sobie. A wiem, że nie powinna bo sama ostatnio nie radzę sobie najlepiej z pisaniem. Ale cholernie musiałam się wysilać żeby zrozumieć co chciałaś przekazać. Jakoś coś językiem i stylem poplątane, nie wiem sama. Rose, dostała kopa w dupę, racja, ale zareagowała jak smarkula, awanturę zrobiła!
Brian zachował się kiepskawo, nie powinien się wpieprzać mim zdaniem, nawet kierując się dobrem przyjaciela. Bo o dobro Rose chyba nie dba na razie co?
Zacky mi się od początku wydaje niezbyt zainteresowany Rose na poważnie, nie wiem czemu. Oni naprawdę tylko trzymają się za rączki, nie czuję między nimi chemii, ani prawdziwego uczucia. Myślę, że Rose, którą powoli zaczynam odkrywać, sama zrozumie, że uprawianie seksu tak często nie służy za dobrze relacjom. Bo gdyby było coś co ich łączy, jakieś podstawy, cokolwiek. A tu tylko zauroczenie i to z niewiadomego powodu.
Jestem dziś szydercą, ale przeczytałam bardzo dokładnie, właśnie przez te dziwności językowe i olśniło mnie. Rose, z jakiegoś powodu nie lubi Briana, ale sama nie pamięta dlaczego, a tak na prawdę to ona go lubi. Ja tak sobie będę tłumaczyć i koniec kropeczka :)
Jestem jest olśniona tym z jakim uporem realizujesz swoją fabułę. Robi się coraz lepiej, coraz wyraźniej odbieram bohaterów, a że sobie ponarzekam że Rose jest królewną? A która z nas by nie chciała?
Kocham, Sillie