Odcinek 34

No nie było mnie tutaj 10 miesięcy... Straciłam wszystko przez ten czas. Chęć do pisania, wenę i motywację. Ale wróciłam, bogatsza o nowe doświadczenia. Teraz czuję, że to co będę pisać, będzie bardziej "moje" bo niektóre sytuacje przeżyłam, więc z łatwością będę mogła je opisać :)
A jeżeli po tym okresie nie pamiętacie o czym było opowiadanie to nie martwcie się, bo parę nowych rozdziałów będzie odświeżeniem fabuły :)

*poł roku później*
Usiadłam na nowej, dopiero co skręconej kanapie i rozejrzałam się dookoła. Westchnęłam, bo byłam zadowolona z efektu końcowego. W prawdzie jest to małe jednoosobowe mieszkanie, ale jak dla mnie wystarczy.
Czas odciąć się od tego wszystkiego. Od tych wszystkich kłamstw, zawiści i zacząć samodzielne życie. Przecież nie mogę pozwolić na to, żeby cały czas być na utrzymaniu Matta. Jestem już za siebie odpowiedzialna, więc moją pierwszą dorosłą i poważną decyzją było pójście na studia. Oczywiście w Forks, bo tutaj chłopcy mają studio, a nie chcę odcinać się od nich całkowicie. Wystarczy, że mam mieszkanie z drugiej strony miasta, co w pełni mnie satysfakcjonuje. Przynajmniej nikt mnie nie kontroluje.
Nie muszę także codziennie poznawać po parenaście dziewczyn, które przewijają się obok chłopaków. Jedna z resztą zagrzała miejsce chyba trochę na dłużej u boku Briana. Tak się w niej zakochał, że po pół roku znajomości się jej oświadczył. Nie wiem w jakich okolicznościach, ale zapewne był pijany, albo naćpany. Są dwie opcje, każda całkowicie możliwa.
No a ja? Całe życie samotna. Chociaż w prawdzie mówiąc zawiodłam się trochę na Brianie, ale czego mogłam się spodziewać? Że będzie mi z nim jak w niebie? Że będzie mnie traktował jak księżniczkę? Niestety, ale życie nie jest jak bajka, w której wszystko idzie pomyślnie. Czasem zastanawiam się czy zakochałam się w nim, czy tylko w wyobrażeniu o nim. Dużo razy przed snem leżałam i rozmyślałam jakby to było. Jakby to wszystko wyglądało. Gdzie byśmy mieszkali, jak układałoby nam się razem. Za każdym razem przedstawiałam go sobie jako romantycznego księcia z bajki. Niestety, mimo tego, że wiedziałam, jaka jest jego natura, jak on traktuje kobiety i związki z nimi, że nie bierze tego na poważnie to i tak tkwiła we mnie jakaś garstka nadziei. Niby wszystko było w porządku, ale jednak serce czasem bolało. W końcu to jest mężczyzna, z którym kiedyś weszłam w intymną relację. Nie potrafię go postawić pod znakiem zapytania, czy traktować obojętnie. Chociaż osoby na którym mi zależy mogą odbierać takie impulsy, bo to jest w jakimś stopniu moja ochrona przed tym, aby nikt mnie nie zranił. Chociaż tak mogę trochę wszystkich oszukać. Jednak to co czuje jest zupełnie przeciwne temu co okazuję. Nie potrafię zdjąć tej maski, bo to byłaby oznaka słabości, a ja nie chcę być słaba. Chcę pokazać, że potrafię być silna i potrafię radzić sobie ze swoimi słabościami. Jednak czasami wymiękam, bo mam ochotę chwycić za telefon, wybrać numer Briana i usłyszeć od niego nawet tylko głupie cześć. Czasami duma mi na to nie pozwala, a czasami po prostu panikuję. To samo mam kiedy go widzę. Nie wiem jak mam się zachować. Nie potrafię się nawet uśmiechnąć, mam ochotę zapaść się pod ziemię i nigdy spod niej nie wychodzić. Bo wstydzę się tego co do niego czuję. Wiem, że on nie traktował mnie na poważnie, bo gdyby tak było to teraz ja byłabym u jego boku a nie jakaś wywłoka. Boję się, że on się zorientuje, dlatego nic mu nie okazuję, bo uzna mnie za kolejną, która lata za nim jak piesek, która zrobi dla niego wszystko. Wymieniam z nim tylko chłodne spojrzenia i nawet z nim nie rozmawiam. Wszystko odwróciło się do góry nogami. Jak kiedyś non stop się zaczepialiśmy to teraz nawet potrafimy na siebie w ogóle nie spojrzeć. Nie chcę żeby myślał o mnie jak o kolejnej swojej zdobyczy, ale nie wiem co mam robić, żeby go jakoś zainteresować. Po prostu, cholera jasna nie mam pojęcia. Czasami jestem tak bezsilna i nic nie mogę zrobić, że tylko mogę siąść i płakać, ale nie chcę tego robić, bo chcę udowodnić sobie, że jestem silna i dam bez niego radę. Chociaż to wszystko mnie uwiera, myślę o tym całymi dniami, przed snem, nawet potrafię o tym śnić. Nie mogę się od tego uwolnić.
Chociaż tyle dobrze, że z Mattem mi się ułożyło, że zrozumiał wszystko. Nie mogę powiedzieć, że jest między nami tak jak było kiedyś, ale staram się przywrócić te relacje. W zasadzie teraz nie będzie łatwo, bo jest jeszcze bardziej zdenerwowany ciążą Violet, która za dwa miesiące ma rodzić. Cieszę się, gdy widzę, że Matt tak bardzo się o nią troszczy i mam do niego ogromny szacunek, że gdy dowiedział się o ciąży zachował spokój i chciał zaopiekować się Violet. Myślałam, że gwiazdy jego pokroju takie przypadki mają głęboko gdzieś, ale jak widać między nich musiało wdać się jakieś uczucie. Nie potrafię sobie wyobrazić łobuza Matta w roli ojca. Zawsze go widziałam jako małego rozrabiakę, który potrafi ładnie śpiewać w chórze szkolnym. Bił rekordy i zawsze było go najbardziej słychać, szczególnie tą jego charakterystyczną chrypkę. Wszystkie dziewczyny za nim szalały. Nie dziwię się, w końcu to mój brat. Pewnie poleciały na jego dołeczki, bo urodę to ja odziedziczyłam po naszych rodzicach, więc na jedno wychodzi.
Było po dwunastej, więc szybko wstałam z kanapy i poszłam do kuchni żeby przygotować sobie lunch, bo po pierwszej chcę pojechać na jakieś zakupy, żeby się wyluzować po tym całym zamieszaniu z dekorowaniem mieszkania. Mam zamiar kupić sobie parę dobrych płyt, bo wyposażyłam się w nową wierzę, więc trzeba ją przetestować.
Włączyłam radio, bo nie lubię tej okropnej ciszy i zaczęłam grzebać po szafkach. Nie mam pojęcia na co miałabym ochotę. Może po prostu zjem coś na mieście. Przy okazji pozwiedzam trochę lokalnych knajpek i zapoznam się z tutejszym jedzeniem.
Przestałam jednak się krzątać, gdy usłyszałam komunikat w radiu, w którym ogłosili, że nowe czarne Audi R8 rozbiło się na skrzyżowaniu. Zderzenie z ciężarówką. Kierowca zmarł na miejscu, a kobieta w ciąży trafiła do szpitala z silnym urazem czaszki.
Wszystko by się zgadzało. Tydzień temu Matt kupił sobie czarne Audi. Dzisiaj miał jechać z Violet po meble do pokoiku dla dziecka. Na początku moje przypuszczenia wydały mi się absurdalne, ale z każdą sekundą zaczynałam brać to bardziej na poważnie. Nie, to nie możliwe. Moje plecy zalał zimny pot. Drżącą ręką wyjęłam telefon z tylnej kieszeni spodni i wybrałam numer Matta. Pierwszy sygnał. Drugi sygnał. Trzeci sygnał. Po szóstym się rozłączyłam. Tym razem wybrałam numer Violet i poczekałam chwilę zanim wcisnęłam zieloną słuchawkę. Zanim ją wcisnęłam dostałam przychodzące połączenie. Numer Matta wyświetlił się na ekranie. Wzięłam głęboki wdech i odebrałam.
- Halo? - usłyszałam w słuchawce niski ton głosu, który zdecydowanie nie przypominał głosu Matta. Boże i co teraz? Co jak on...
- Halo? - mężczyzna odezwał się po raz drugi
- Dzień dobry, zastałam może Matta Sandersa? - spytałam drżącym głosem
- Sandersa? Nie znam - odpowiedział. Uniosłam brew i bez słowa pożegnania rozłączyłam się z mężczyzną.
Wybrałam numer Violet i zadzwoniłam.
- Halo? - usłyszałam ją w słuchawce. Kamień spadł mi z serca, odetchnęłam tak głęboko jak nigdy.
- Boże, Violet - westchnęłam
- No co? Szybko, bo  Mattem wybieramy łóżeczko dla dziecka i on właśnie przytrzasnął sobie palec szczebelkiem.
- Nic już, wszystko jest w porządku. Uważajcie jak będziecie wracać do domu - ostrzegłam ich
- Dobrze, dobrze - zaśmiała się
- A jak tam u Briana? - spytałam. Przez chwilę nie mogłam uwierzyć, że na prawdę powiedziałam to na głos.
- Zadzwoń i zapytaj - zachichotała - Chociaż wiem że i tak tego nie zrobisz
- Dobra, cicho tam - warknęłam
- Dzisiaj był z Amy w kinie na wyciskaczu łez. Ciekawe czy nasz mały twardziel dał sobie radę, czy może smarkał do popcornu
- Mogłaś mi tego oszczędzić - westchnęłam - Dobra, nie przeszkadzam. Bawcie się tam dobrze
- Dzięki, ale nie wiem czy będzie tak dobrze, bo Matt ma cały palec spuchnięty. Pa kochana!
- Do zobaczenia - pożegnałam się i odłożyłam telefon na blat stołu.
Usiadłam na kanapie i podparłam się na łokciach. Cholera jasna, teraz cały dzień będę o tym myśleć. Co za potworne uczucie. Zdjęłam koc z oparcia sofy i cała się nim opatuliłam. Włączyłam telewizor na jakimś nudnym programie z gotowaniem i chwyciłam telefon do ręki. Weszłam w wiadomości i wszystkie po kolei zaczęłam przeglądać. W oczy rzuciła mi się ostatnia rozmowa z Brianem. Sprzed pół roku. Przygryzłam dolną wargę, żeby powstrzymać łzy i odłożyłam telefon z powrotem na stół. Położyłam się na stosie poduszek i zamknęłam oczy. Jedyne co przed nimi widziałam to jego jego cudowny uśmiech, śmiejące się oczy, to jak puszcza mi oczko. Czasem nawet słyszałam jego śmiech. Popadłam w obłęd? Tak jest kiedy przebywa się w samotności całe dnie. Nie umiem myśleć o rzeczach w taki sposób, żeby nie było go w moich myślach.
Dostałam smsa. Nie chciało mi się sięgnąć po telefon, ale bardzo chciałam zobaczyć kto do mnie napisał. Gdzieś we mnie tkwiła kropelka nadziei, że to może Brian się odezwał, że wezmę ten telefon i w końcu ujrzę wiadomość od niego.
Nic bardziej mylnego. To Violet, która napisała, że mam sobie dać z tym wszystkim spokój. Chciałabym, ale to nie jest takie łatwe, bo zawsze wszystko na czym mi zależy muszę spieprzyć. Bo co mam o tym wszystkim myśleć? To w jaki sposób na mnie patrzył, jak do mnie mówił. Do tej pory pamiętam jedną z najbardziej niezapomnianych chwil z nim. Kiedy w hotelu przyszedł w nocy do mojego pokoju i razem wsłuchiwaliśmy się w ciszę. Wtuleni w siebie. Ja wtedy lekko jeździłam paznokciami po jego plecach. On tak cudownie drżał. Za pierwszym razem kiedy chciał mnie pocałować - nie zgodziłam się, odwróciłam głowę, ale potem sama poczułam, że tego pragnę. Pocałował mnie delikatnie, a właściwie tylko musnął moje usta. Chwyciłam go za tył głowy i mocniej przyciągnęłam do siebie, on to wyczuł i zaczął mocniej napierać ustami. Pragnęłam tego tak bardzo jak jego całego. Właściwie to w tamtej chwili miałam go całego, tylko dla siebie, czułam go między swoimi ramionami, co było najpiękniejszym doznaniem na świecie. Całowaliśmy się jakbyśmy oboje pragnęli tego samego, jakbyśmy marzyli o sobie od długiego czasu. Wplotłam palce w jego włosy i oderwaliśmy się od siebie. Usłyszałam z jego ust ciche i słodkie przepraszam. Podniosłam się, odetchnęłam i popatrzyłam na niego. Bez słowa znowu przylgnęliśmy do siebie i nasze usta ponownie się złączyły. Co zatrzymało mi dech w piersiach. Wtedy poczułam, że mogłabym przeżywać z nim takie chwile codziennie.
Niestety, tydzień później stwierdził, że nie ma sensu ciągnąć dalej naszej relacji, że on nie chce mnie zranić, bo bardzo mnie lubi, szanuje i nie chciałby mi zrobić krzywdy.
Czasami mam cichą nadzieję, że może kiedyś coś jeszcze z tego będzie, że to wszystko jeszcze wróci, a wszystkie zmartwienia mnie opuszczą.
Ale teraz to nie czas na użalanie się nad sobą, było minęło, trzeba żyć dalej. Muszę coś ze sobą zrobić, żeby nie leżeć ciągle w domu i nie martwić się wszystkim dookoła. Z resztą zaraz wychodzę z domu i nie mam zamiaru do niego wracać przez najbliższe cztery godziny.
Podniosłam się z kanapy i zrobiłam maraton po pokoju. Wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy, ubrałam się dość ciepło, bo w Forks jest zazwyczaj zimno i deszczowo. Wzięłam na wszelki wypadek parasolkę i wyszłam. Nie mam samochodu, więc musiałam iść na przystanek, który znajdował się tuż obok mojego mieszkania. Jak na godzinę pierwszą po południu było dość ciemno, bo mgła zasłaniała całe ulice, tworząc przy tym niesamowity, ale i przerażający klimat. Spojrzałam na rozkład autobusów i okazało się, że za dwie minuty powinnam już być w drodze.
Będąc w ogromnym centrum handlowym w środku miasta nastawiłam się na duże zakupy. W końcu idąc na studia muszę zacząć jakoś schludnie wyglądać, a nie tylko jakieś porozciągane koszulki i wyblakłe spodnie. Postanowiłam, że wejdę do każdego sklepu po kolei i poszukam czegoś dla siebie. Chciałam znaleźć też jakieś firanki, bo nie mogę patrzeć na te obrzydliwie gołe okna. W nocy nawet boję się w nie spojrzeć, bo mam wrażenie, że zaraz coś wyskoczy z mroku.
Po dziesiątym z kolei odwiedzonym sklepie czułam, że moja energia gwałtownie spada, dlatego wybrałam się do kafejki z najpyszniejszą kawą na świecie. Usiadłam przy stoliku kładąc jednocześnie torby z zakupami na ziemię i złożyłam zamówienie na duże latte i sernik.
- A kogo ja tutaj zastałem? - usłyszałam za sobą głos, ale zanim zdążyłam się odwrócić tajemniczy mężczyzna zasłonił mi oczy - Zgaduj - szepnął.
Trochę się wystraszyłam, bo nie poznawałam głosu. Równie dobrze to mógłby być jakiś gwałciciel, który ciągle mnie śledził i skorzystał z chwili mojej nieuwagi. Przełknęłam głośno ślinę i odpowiedziałam
- Nie wiem
- No jak to, głuptasie - mężczyzna odsłonił mi oczy, a ja powoli i niepewnie odwróciłam się w jego stronę.
- Caspar? - pisnęłam - Jak ty? Co ty tutaj robisz? - spytałam.
Caspar to mój kolega, z którym przyjaźniłam się jeszcze, gdy chodziliśmy do szkoły. Dwa dni temu, kiedy pojechałam zapisać się na studia okazało się, że będziemy chodzić razem na wykłady, bo wybrał taki sam kierunek studiów.
- No widzisz, swój do swego ciągnie - zaśmiał się - Już kolejny raz na siebie wpadamy
- Takie mamy szczęście do siebie. Może usiądziesz?
- Z przyjemnością - przysunął krzesło z innego stolika i usiadł na nim poprawiając kurtkę
- Co ty tutaj robisz? - spytałam
- Przywiozłem mojego współlokatora na zakupy, bo tylko ja w tym domu mam prawo jazdy. Namawiałem go kilka razy, żeby je zrobił, ale jest tak uparty, że chyba nikt nie jest w stanie go przekonać.
- Ja sama muszę się zapisać, może go wezmę ze sobą - zaproponowałam, oczywiscie w żartach
- To nie byłby zły pomysł - uśmiechnął się - Z resztą mój kolega jest wolny i z chęcią by się z tobą umówił.
Już miałam zacząć protestować, ale zastanowiłam się anim cokolwiek powiedziałam. To jest doskonała okazja żeby wyrwać się z tej rutyny i zrobić coś ze sobą.
- Mówisz? - spytałam
- No jasne, jeszcze jak cię zobaczy to nawet na to prawko da się namówić
- Aż taki mam wpływ na ludzi? - zaśmiałam się
- Tylko ile razy mówiłem ci, kiedy byliśmy jeszcze w szkole, żebyś przestałą nosić te łachmany? - westchnął - Idziemy na zakupy. Muszę ci doradzić co jest modne w tym roku i w czym będziesz wyglądać obłędnie.
- Kupiłam już parę rzeczy - stwierdziłam
- Tak, pewnie czarne spodnie i koszulki XXL
Spojrzałam na niego i uniosłam brew, ale nie odezwałam się, bo to co powiedział było samą prawdą.
- Twoje milczenie jest bardzo wymowne - odparł - Będziesz wyglądać bosko, obiecuję.
- No dobrze panie stylisto. Jak za starych dobrych czasów
- Ale wtedy jeszcze nie wtrącałem się do twojego wyglądu. Teraz czas to zmienić, bo jesteś naprawdę seksowna, a w tym wydaniu wyglądasz jak śmieciarz
- Nie obrażaj - wygięłam usta w podkówkę
- Idziemy - wstał od stołu i podszedł do lady - tą latte i sernik poproszę na wynos - uśmiechnął się do ekspedientki, a ta od razu wykonała jego polecenie.
- Widzę, że masz niezły wpływ na kobiety - zaśmiałam się
- Szkoda, że ty mi się nigdy nie oparłaś - szturchnął mnie w ramię
- Bo wiem jaki jesteś - wzruszyłam ramionami - Poza tym jesteś moim przyjacielem i nic poza tym raczej by nie wyszło. Pozabijalibyśmy się gdybyśmy byli w związku
- Tutaj się muszę z tobą zgodzić
- Jak ten twój współlokator ma na imię? - wypaliłam bezmyślnie
- Joseph, ale woli zdrobnienie
- Nie dziwię się. Przecież zanim wypowie się jego imię to mijają wieki
- No nie przesadzajmy, twoje jest dłuższe, Rosalie.
- Nienawidziłam kiedy tak do mnie mówiłeś
- Wiem, dlatego mówiłem to dość często - uśmiechnął się
- Wiem to - warknęłam - Ale wszystko ci wybaczałam wtedy
- Jednego mi nie wybaczyłaś - stwierdził
Spojrzałam na niego i uniosłam brwi
- Co masz na myśli?
- To kiedy znalazłem sobie dziewczynę i nie miałem dla ciebie czasu. Nie chciałem żeby to wszystko tak wyszło, przecież wiesz.
- Daj spokój, dawno o tym zapomniałam
- A jak z Noemi? - spytał. Szczerze mówiąc to dość zdziwiło mnie to pytanie, bo nigdy bym się tego nie spodziewała.
- Nie mam z nią kontaktu
- Dlaczego?
- Nie chcę o tym rozmawiać, po prostu wydarzyło się w moim życiu zbyt wiele.
- Rozumiem - powiedział, po czym objął mnie ramieniem i tak całe trzy godziny spędziliśmy na zwiedzaniu sklepów. Oczywiście nasze zdania musiały być podzielone i to co podobało się mi nie podobało się jemu i na odwrót. Chociaż prawdę powiedziawszy podobało mi się to jak mnie ubierał. W końcu ktoś się tym zajął.
Wybraliśmy dwie pary dopasowanych jeansów, eleganckie i zwiewne koszulki, ale także coś eleganckiego na chłodniejsze dni. W sklepie obuwniczym wybraliśmy trzy pary szpilek i jedne buty na płaskim obcasie. Weszłam jeszcze do sklepu z firankami i wybrałam te najdłuższe, sięgające ziemi o mlecznym kolorze. Zadowoleni, uśmiechnięci i obkupieni skończyliśmy swoją wyprawę po sklepach. Nie sądziłam, że zatęsknię za tymi naszymi rozmowami, przepychankami i wyzwiskami. Zmieniliśmy się, ale nasz humor pozostał.
- O tam jest! - wskazał palcem na mężczyznę stojącego plecami do nas
- Joe? - spytałam
- Tak, wiesz co? Może odwiozę cię do domu, bo z tymi tobołami niewygodnie będzie ci jechać autobusem.
- Na prawdę? - spytałam z nadzieją
- Oczywiście.
Podeszliśmy do Joe i zanim Caspar zdążył szturchnąć go w ramię, ten odwrócił się w naszą stronę.
W tym momencie mnie sparaliżowało. Spojrzałam w jego oczy, a moje serce zaczęło szybciej bić. To było drugie najpiękniejsze spojrzenie jakie do tej pory widziałam.


Odcinek 33

- Możecie mi powiedzieć co się tutaj dzieje? - spytałam kiedy policjanci wsadzali nasze walizki do bagażnika radiowozu. 
- Żadnych pytań. My nie jesteśmy informacją miejską - odburknął jeden z nich. 
Myślałam, że zaraz wybuchnę, bo nie dość, że nie wiedziałam co się dzieje to jeszcze żaden z tych naburmuszonych grubasów nie chciał odpowiedzieć na moje pytanie. Razem z Mattem wsiedliśmy do radiowozu i z ogromną wściekłością wpatrywaliśmy się jak tych dwóch gnojków obżera się fast foodami. 
- Może byśmy ruszyli? Nie dość, że panowie uniemożliwili nam wylot do naszej chorej matki to jeszcze nie działają panowie w sprawie jak mniemam dla was ważnej - warknął Matt.
Popatrzyłam na niego zdziwiona, ale zaraz przyznałam mu rację. Policjanci popatrzyli na nas jakbyśmy pochodzili z innej planety, odłożyli jedzenie i ruszyli w drogę. 
Nie miałam pojęcia w co takiego któreś z nas się wpakowało, ale skoro pytali o Matta to może o niego chodziło. Jak się dowiem, że znowu został przyłapany na paleniu trawy, albo sprzedawaniu jakiegoś gówna to przysięgam sobie, że nie będę z nim mieszkać. 
- Jesteśmy na miejscu. Wysiadać, tylko nie obić lakieru radiowozu, bo szef nas zabije, a poza tym zabierajcie te swoje szmatłwace z bagażnika - policjant podszedł do bagażnika i wyrzucił z niego nasze walizki 
- Słuchaj chamie - Matt podszedł do niego i chywcił goza fraki - Nie pozwalaj sobie na takie zachowanie, bo jak pójdę do twojego przełożonego to wylecisz na zbity pysk. Jestem groźniejszy niż ci się wydaje i ten tłuszcz w samoobronie ci nie pomoże - puścił go i podniósł nasze walizki z ziemi.
Poczułam, że mój telefon zawibrował w kieszeni, więc wyjęłam go ostrożnie i odblokowałam ekran. Wyświetliła mi się wiadomość od Briana, moje serce mimowolnie zaczęło mocniej bić. Dlaczego? Nie umiałam sobie na to odpowiedzieć, albo inaczej. Umiałam, ale bałam się przyznać przed samą sobą co tak naprawdę czuję. W zasadzie to jestem już znużona tym ciągłym okłamywaniem siebie. Cały czas się przed sobą wstydzę, chcę się oszukać. Tylko dlaczego? Wstydzę się tego, że w końcu coś do kogoś poczułam? Ktoś pomyśli absurdalne, ale większość życia broniłam się przed tym uczuciem, a w zasadzie nie przed samym uczuciem, a tym do kogo będę je żywiła. Tak cholernie bałam się, że moje pożądanie będzie skierowane do niewłaściwej osoby. I co? Wszystko stało się na przekór. Jest tak jakbym nie chciała żeby było. Chociaż z drugiej strony jestem szczęśiwa, że ktoś taki jak Brian jest mną zainteresowany. Jednak znowu jest ten hamulec, który nie pozwala mi na racjonalne przemyślenie tej sprawy. 
- Co ty się tak patrzysz w ten telefon? - Matt podszedł do mnie i objął mnie ręką w pasie - Idziemy, bo te dupki czekają na nas przy wejściu - delikatnie popchnął mnie w stronę posterunku.
Z tego wszyskiego zapomniałam nawet przeczytać smsa od Briana, ale trudno. Zrobię to później. Weszliśmy do budynku i podążaliśmy za policjantami przez długi korytarz. W końcu kiedy dotarliśmy do właściwych drzwi musieliśmy poczekać dwadzieścia minut zanim wpuszczono nas do środka. Oboje z Mattem usiedliśmy na krzesłach przy stole i pytająco spojrzeliśmy na krzesło które stało przed nami. 
- Co tu sie dzieje? Jeżeli siedzimy przez twoje dragi to możesz pożegnać się z moim towarzystwem w domu - szepnęłam 
- Przestań, nic nie zrobiłem. To musi być jakieś nieporozumienie - warknął 
- Nieporozumienie? Zapewne dużo ludzi na świecie nazywa się Matthew Charles Sanders - kopnęłam go w kostkę.
- Cisza! Zakaz rozmów - krzyknął policjant wchodząc do pomieszczenia. Stanął w kącie i założył ręce do tyłu. 
W końcu drzwi się otworzyły. Wszedł masywny policjant, a za nim nikt inny jak tylko Alex. Serce mi stanęło, całe ciało miałam sparaliżowane i czułam tylko jak kropelki zimnego potu spływają mi po plecach. Oddech zrobił się płytki, a oczy zaczęły strasznie szczypać. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Boże co ja bym zrobiła, żeby to wszystko okazało się tylko nocnym koszmarem. Zacisnęłam ręce w pięści i spokojnie obserwowałam jak Alex zajmuje swoje miejsce. Popatrzyłam na niego z nienawiścią i wyłapałam lekki cwaniacki uśmieszek. Co ja mam zrobić? Mam ochotę zapaść się pod ziemię, zniknąć, uciec. Cokolwiek, bylebym nie musiała tutaj siedzieć. To są najgorsze tortury. 
- Proszę wstać! - powiedział policjant, który stał najbliżej drzwi. Obydwoje z Mattem wstaliśmy. Boże, on właśnie teraz się o wszystkim dowie, teraz wszystko wyjdzie na jaw, wszystko teraz się rozsypie jak klocki. 
- Niech usiądą - powiedział Aleks spokojnym głosem - Policja już wie w jaki sposób nie potraktowaliście, jak mnie okradliście i jak wykorzystaliście. Teraz czekam na wyjaśnienia od was. A może w zasadzie od ciebie - spojrzał na mnie. 
- O czym ty mówisz człowieku? Ja cię widzę pierwszy raz w życiu - Matt wstał z krzesła 
- Tak? To twoja siostrzyczka nie mówiła ci jak mnie wykorzystała i okradła? Jak wszystko ukartowała? Należy mi się 15 tysięcy od was plus odszkodowanie! - warknął 
- Ja cię okradłam? Ty podły szczurze! To ja mogłabym pozwać cię do sądu za wykorzystanie mojej osoby! - krzyknęłam 
- Przestań wrzeszczeć wariatko, ty masz jakieś zaburzenie psychiczne. Uderzyłaś się kiedyś w głowe? - zapytał z drwiną 
- Rose? Co ty zrobiłaś? Sprzedałaś mu się? - Matt popatrzył na mnie z niedowierzaniem 
- Mogłabym wyjaśnić ci to potem? - spytałam. Czułam, że powoli do moich oczu napływają łzy. 
- Może poznamy pani wersję całego zdarzenia - policjant zwiął mnie za rękę i wyprowadził z pokoju. Weszliśmy do drzwi obok i wiedziałam już, że w ścianie jest lustro weneckie, ale może to nawet lepiej, bo opowiadając to nie będę musiałą patrzeć w oczy Matta. 
Przełamałam strach, zostawiłam wstyd za drzwiami i dla własnego dobra wszystko chciałam opowiedzieć tak jak ja to widziałam. 
- A więc słucham - podsunął mi szklankę wody i usiadł naprzeciwko mnie. 
Opowiedziałam mu o tym jak razem z Noemi założyłyśmy konto na stronie, do czego potrzebne były mi pieniądze i w jaki sposób wybrałam Alexa. Zdawało mi się, że uwierzył temu co mówiłam, bo w rakcie mojej paplaniny trzy razy wybuchłam płaczem. Z resztą cały czas patrzyłam mu w oczy, nie miałam po co kłamać. Chciałam mieć to za soba, to było dla mnie trudne. Po tym jak skończyłam mówić policjant pokiwał głową i dał komuś znak palcami w powietrzu. 
- Teraz nie jesteśmy na podsłuchu. Może chciałaby pani zaczerpnąć rady psychologa? To musi być dla pani trudne. Nie wiedziałem, że ten człowiek tak bardzo chciał panią wykorzystać. 
- To wszystko tłumaczę swoją głupotą, ale naprawdę bardzo chciałam pomóc mojemu przyjacielowi, był w ciężkiej stuacji. Nie miałam innego wyjścia. Wszystko waliło się nam na głowę, a byłam jedyną która dałaby mu możliwość dlaszego życia. Chyba pan rozumie. Nie miałam po co kłamać, nie chciałam tylko, żeby to wszystko w taki sposób się potoczyło. 
- Może wejdźmy do pomieszczenia, w którym znajduje się pani brat - uśmiechnął się do mnie i otworzył drzwi. Wiedziałam, że wzrok Matta to ostatni z którym chcę się spotkać. 
Nie musieliśmy nawet wchodzić do tego pokoju, bo Matt siedział na korytarzu. Miał oparte łokcie o kolana i trzymał głowęw dłoniach. 
- Panie Sanders - odezwał się policjant - Jesteście państwo wolni. Przepraszamy za kłopot, to było naprawdę niepotrzebne zamieszanie.
Bez słowa ruszyliśmy do radiowozu, Matt włożył nasze walizki do bagażnika i wsiadł do samochodu. Ja stanęłam przy drzwiach, mocno wciągnęłam powietrze i weszłam do środka. 
Wyjechaliśmy spod posterunku i po dziesięciu minutach byliśmy na lotnisku. 
- Matt? - spytałam gdy wyszliśmy z samochodu 
- Nie mów nic do mnie - warknął 
Miałam ochotę się rozpłakać, to jakby ktoś strzelił mi z całej siły w twarz. 
- Nie dość, że mam problemy z Matką to mam jeszcze siostrę, która daje dupy za pieniądze, która w ogóle siebie nie szanuje, nie uważa na siebie i naraża swoje ciało na niebezpieczeństwo - powiedział zdenerwowany i ruszył w stronę budynku. 
- Porozmawiaj ze mną. Proszę - pociągnęłam go za rękę 
- Odejdź ode mnie. Sama siebie nie szanujesz to teraz nie zatrzymuj mnie przy sobie. Przynajmniej pozbędę się jednego problemu. Czyli ciebie. Nic tylko zwalasz mi na głowę same problemy, nie rozumiesz, że ja też mam życie? Nie może ono się kręcić tylko wokół ciebie. Nie jesteś pępkiem świata. Zrozum to w końcu.  
- Jesteś moim bratem, nie zostawiaj mnie! Proszę, ja chcę tylko żebyś mnie wysłuchał. Chciałam ratować Zackiego 
- Sam bym go uratował, nie potrzebowałem twojej zasranej pomocy. Jeszcze w taki sposób! Wstydziłabyś się. Nie masz co innego robić w życiu? W dupie ci się poprzewracało, że wszystko ucodzi ci na sucho. Nigdy nie masz konsekwencji z tego, że coś zrobisz źle. Zawsze wszyscy wszystko ci wybaczają. 
- Zamknij się ty idioto! - krzyknęłam. Łzy same cisnęły mi się do oczu, ale nie mogłam sobie pozwolić, żeby cały czas tak na mnie nadawał. Chciałam tylko mu wyjaśnić dlaczego to zrobiłam
- Zarówno twój jak i mój przyjaciel był w potrzebie, był ciężko chory. Chciałam zachować się wobec niego fair. Chciałam mu pomóc, bo za parę godzin mogło go nie być z nami. Walczył o życie, a ty teraz masz do mnie pretensje o to, że próbowałam mu pomóc w każdy możliwy sposób? Wiem, że źle zrobiłam, zdawałam sobie sprawę na jakie niebezpieczeństwo byłam narażona, ale zrozum do ciężkiej cholery, że w tym momencie właśnie nie myślałam o sobie. Myślałam o Zackym! Myślałam o jego przyszłości, o waszej przyszłości. Jako zespół. Jako jedna całość.
Matt popatrzył na mnie i nie odezwał się. Wziął nasze walizki i szedł dalej. Może musi sobie to wszystko przemyśleć? Nie wiem, ale nie odpuszczę. Skorzystałam z okazji i postanowiłam, że odczytam smsa do Briana. 

Rose, wiem, że to nieodpowiednia forma wypowiedzi, żeby przekazać tę informację, ale nie mogłem w inny sposób się z tobą skontaktować. Violet prosiła, żeby to była tajemnica. Powiedziała, żebym do ciebie napisał i ci to przekazał. Masz o niczym nie mówić Mattowi. Nie wiadomo jak zareaguje. Vio robiła test ciążowy wczoraj wieczorem. Wyszedł pozytywnie. 

Odcinek 32


    Usiadłam przy stole i spokojnie obserwowałam jak Brian zajmuje swoje miejsce. Odczuwałam lekki stres. Jednak nie był on spowodowany mężczyzną, który siedział naprzeciwko mnie. Bałam się jak przed nim wypadnę. Nigdy nie przypuszczałam, że będę znajdowała się w takiej sytuacji, a tym bardziej z Brianem. Nie umiem wytłumaczyć się sama przed sobą w jaki sposób zmieniłam swój stosunek do jego osoby. Kiedy patrzę na niego i widzę to w jaki sposób mówi, porusza się i w jaki sposób się uśmiecha stwierdzam, że jestem nim totalnie zafascynowana. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam takiego uczucia. Nie wymagam od niego żadnych namiętnych zbliżeń, do szczęścia potrzebne jest mi jedyne to, żeby po prostu przy mnie był.
     Uśmiechnął się do mnie i spytał co zjadłabym na początek. Postanowiłam nie być wymagająca, żeby nie robić mu kłopotu, a poza tym najadłam się samym stresem. Z karty menu wybrałam sałatkę grecką i białe wino.
      Kiedy kelnerka podeszła do naszego stolika i Brian zaczął zamawiać jedzenie wbiłam wzrok w jej wyzywające i kuse ubranie. Nie wiem czy to jej szef, czy może sama zadecydowała, że chce przyjść tak ubrana do pracy. To nie jest dom publiczny tylko restauracja miejska. Miałam ochotę zwrócić jej uwagę, bo nie tylko wyglądała jak zdzira, ale jeszcze na dodatek przystawiała się do Briana. Ewidentnie go podrywała, a jemu jak widać się to podobało. Ach, te gwiazdy rocka. Swoją drogą jestem zdumiona, że jak dotąd żadna fanka do niego nie podeszła i nie spytała, czy nie mógłby im się podpisać na biuście, którego i tak zresztą większość z nich nie posiada. Dobra, z resztą niskie poczucie zazdrości powinno mi być obce. W końcu to nie jest mój partner i nie powinnam się wtrącać w takie sprawy. To tylko mój dobry przyjaciel... z którym poszłam raz do łóżka. Boże, co ja robię ze swoim życiem.
- Halo! Ziemia do Rose! - Brian pomachał mi ręką przed oczami
- Co, co? - spytałam i odgoniłam myśli na bok
- Pytałem czy chcesz coś jeszcze zamówić
- Nie, może potem – uśmiechnęłam się
Popatrzył na mnie, uśmiechnął się w odpowiedzi i zaczął bawić się widelcem. Nie widziałam żadnego sensu w tym co robił, ale zaczęło podobać mi się to jak manewruje palcami, jak wszystko robi z gracją.
- Nad czym tak myślałaś? - spytał po chwili
- Ja? Ee, nad tym co u Irminy – skłamałam
- Rozmawiałaś z nią ostatnio?
- Nie miałam okazji. Matt ma z nią lepszy kontakt niż ja.
- Słuchaj, za to co było kiedyś z Irminą – westchnął – nic szczególnego nas nie łączyło.
- Myślisz, że ja o tym nie wiem? Widziałam jaki masz stosunek do niej i jak ją traktujesz.
- Nie wiem co mną kierowało. Może wszystko przez to, że w jakiś sposób chciałem ci dopiec. Wiedziałem, że się wściekniesz jak się o tym dowiesz.
- No i brawo. Udało ci się.
- Aż tak mnie nie lubisz? - spytał podnosząc wzrok
Poczułam jak miliony szpilek wbijają mi się w brzuch. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Co pomyśli kiedy powiem, że tak z dnia na dzień zmieniłam do niego stosunek? Poszłam z nim do łóżka. Mało to odpowiedzialne, ale chyba dzięki temu dostrzegłam w nim innego człowieka. Czułego, opiekuńczego, a cała nienawiść którą do niego żywiłam nagle zeszła na drugi plan. Zauroczył mnie sobą? Może, ale nie czuję większej potrzeby, żeby powiedzieć mu to wszystko. Przynajmniej teraz.
- O dziwo przez ten wyjazd zmieniłam co do ciebie zdanie – uśmiechnęłam się
- Rose, czuję, że w jakiś sposób cię skrzywdziłem.
Spojrzałam na niego pytająco. Nie wiedziałam czy ma na myśli wydarzenia sprzed kilku lat, czy może noc, o którą już raz mnie przeprosił i zapewniał mnie, że nigdy nic podobnego się nie stanie.
- Chodzi mi o całokształt moich zachowań. Po prostu zawsze uważałem, że jesteś niewarta jakichkolwiek starań.
Ała, te słowa zabolały. Nie, żebym się wywyższała, ale mógł sobie je darować.
- Ale teraz jest zupełnie inaczej. Zmieniłaś się, albo to ja zmieniłem swoje podejście do ciebie, bo może to ja przyczyniłem się do tego, że tak się zachowywałaś.
- Brian, ja nie wiem co mam powiedzieć. Nie wiem jak się usprawiedliwić.
- Po prostu chciałem, żebyś wiedziała, że zmieniłem podejście do ciebie. I jeszcze raz chciałem cię przeprosić za tamtą noc. Nie wiem co we mnie wstąpiło.
- Wszystkie panny, z którymi spałeś przepraszasz potem sto razy?
- Nie zależy mi na ich dobrym zdaniu o mnie – prychnął – w ogóle na nich mi nie zależy – dodał szybko, ale zaraz chyba żałował tych słów, bo widziałam, że jest zmieszany.
Ucieszyły mnie te słowa, jednak nie chciałam dać tego po sobie poznać. Nie chciałam pytać też mu na mnie zależy, zapewne by skłamał, więc dałam sobie z tym spokój. Brian taki niegrzeczny chłopiec mówi takie rzeczy? Może w głębi duszy jest niepowtarzalnym romantykiem, który stara się nie wychylać przed własny cień.
     Rozejrzałam się wokół i dopiero teraz do moich uszu dotarły piękne dźwięki pianina, które dobiegały z rogu restauracji. Stało tam piękne białe pianino, na którym grał mężczyzna w podeszłym wieku. Zapatrzona w ten piękny obraz poczułam ciepło na dłoni. Odwróciłam głowę i spojrzałam na nasze splecione ręce. Zauważyłam biały ślad na palcu Briana. Jakby w formie obrączki. Przejechałam po nim delikatnie kciukiem i popatrzyłam prosto w jego czekoladowe oczy.
- To od Michelle. Zdjąłem go kiedy – westchnął – chowali jej znalezione szczątki.
- Brian, ja – zacisnęłam zęby – nie chciałam, żeby tak się stało
- Rose, byłem przy tym. Nie musisz mi mówić jak to wszystko wyglądało. Po prostu znałem Michelle od dzieciństwa. Byliśmy nierozłączni. Dopiero kiedy w jakiś sposób stałem się sławny ona nagle zmieniła do mnie podejście. Nie byłem dla niej tym samym facetem, ona chciała czegoś więcej niż przyjaźni ze mną. Nie umiem sobie tego wytłumaczyć, nagle stała się inna, ingerowała w mój życie, chciała być cząstką mnie – powiedział cicho i lekko pociągnął nosem.
Nie chciałam, żeby tak cierpiał, żeby tracił kogoś bliskiego, szczególnie tak bliską przyjaciółkę jaką była Michelle.
- To dlatego tak bardzo się na mnie wściekłeś kiedy się z nią pokłóciłam – stwierdziłam
- Tu nie chodziło tylko o nią. Zawsze chciałem być kimś ważnym
Nie zrozumiałam za bardzo tego co powiedział. Skoro nie chodzi o Michelle to o kogo? Bo na pewno nie o mnie. On mnie nienawidził.
- Ale jak to chciałeś być kimś ważnym, skoro nie chciałeś żeby łączyło was nic więcej jak tylko przyjaźń
- To nie jest tak proste jakbym chciał żeby było. Może kiedyś dowiesz się całej prawdy. Dzisiaj jest na nią trochę za wcześnie – stwierdził po czym wstał, żeby odebrać zamówienie.
     Do końca naszej kolacji zastanawiałam się o co tak naprawdę mu chodziło. Nie jestem detektywem, ani kimś w tym rodzaju, żeby rozwiązywać zagadki tego typu. W dalszym ciągu nie umiem go rozgryźć. Po prostu może potrzebuje trochę czasu, żeby pozbierać wszystko do kupy i mi o tym powiedzieć? Jeszcze się nad tym zastanowię, ale znając mnie to połowę nocy będę o tym rozmyślać. Chociaż szczerze powiedziawszy wolałabym normalnie zasnąć, bo jutro czeka mnie długa podróż do mamy. Może Brian zgodziłby się spędzić tę noc ze mną? Robiłby za moją prywatną maskotkę, a rano miałabym jego zapach na sobie i cały dzień by mi towarzyszył. Muszę go namówić, ale to dopiero jak będziemy mieli rozchodzić się do swoich pokoi.
     Jak myślałam tak zrobiłam. Po skończonej kolacji pojechaliśmy do hotelu, ale zamiast wejść do środka wybraliśmy krótką przechadzkę po plaży. Stwierdziliśmy, że to będzie odprężające.
     Idąc brzegiem i wsłuchując się w szum morza podeszłam do Briana i chwyciłam go za rękę. Objął moją dłoń mocnym uściskiem i bez słowa pociągnął mnie za sobą. Poczułam jak moje stopy dotykają wody. To było nadzwyczaj przyjemne.
- Wiem, że ta propozycja będzie dość dziwna, ale może zechciałby spędzić dzisiaj noc u mnie? - spytałam go stając przed drzwiami do swojego pokoju.
- Rose, wiesz, że nie powinienem – westchnął i przyparł mnie do ściany. Oparł się rękoma po obu stronach mojej głowy.
- Niewinne, przyjacielskie piżama party? - zaśmiałam się
- I skończy się gorzej niż przyjacielski prysznic? - wyszczerzył się
- Uważam, że dotrzymujesz obietnicy i nie zrobiłbyś tego ani sobie, ani mi – odparłam
- Skoro tak uważasz to mnie namówiłaś. Pójdę tylko po swoje rzeczy i zaraz jestem.
Weszłam do pokoju i łomocącym sercem rzuciłam się na łóżko. To będzie tylko przyjacielska noc. Nic więcej. Usiadłam na materacu i powoli zdjęłam wianek z głowy. O dziwo fryzura utrzymała się w nieskazitelnym stanie do samego końca. Spojrzałam do lustro i głośno westchnęłam. Czy tak wygląda człowiek, który właśnie wrócił z najlepszej kolacji pod słońcem?
- Jestem – powiedział Brian wchodząc do pokoju. W rękach trzymał kosmetyczkę i ubrania.
- Kto idzie pierwszy? Ty czy ja? - spytałam
- Przyjacielski prysznic? - zaśmiał się
- Wal się – pokazałam mu język
- Idź pierwsza, tylko całej wody nie wylej. I gdybym zasnął to mnie budź, bo nie lubię chodzić spać nieumyty
- Możesz mi tylko rozpiąć sukienkę? Bo nie dam sobie rady z tym ustrojstwem.
- Już się robi – zostawił wszystkie rzeczy na łóżku i podszedł do mnie. Dotknął suwaka, ale ja już na plecach poczułam bijące ciepło od jego rąk. Na całym ciele pojawiła mi się gęsia skórka. Delikatnie rozsunął sukienkę i położył brodę na moim nagim ramieniu, z którego zsunął się kawałek materiału. Jego oddech otulający moją skórę sprawił, że pragnęłam więcej jego dotyku. Stałam w bezruchu i czekałam na dalszy krok z jego strony. Złożył długi pocałunek, po czym przesunął się niżej. Położył ręce na moich nagich plecach i przesunął je w kierunku brzucha. Trzymał je teraz za materiałem i napierał na mnie całym sobą. Przytulił mnie mocno i pocałował w szyję. Uwolnił uścisk i przejechał palcami po całej długości moich pleców. Zaśmiał się kiedy zobaczył, że pojawia się na nich gęsia skórka. Zamknęłam oczy i mimowolnie się uśmiechnęłam. Mogę rzec, że uwielbiam jego dotyk, cichy tembr głosu i to wspaniałe uczucie, które stwarza, gdy jest w pobliżu.
     Tak jak myślałam. Przez całą noc nie mogłam spać. Nawet to, że wtuliłam się w śpiącego Briana nic mi nie dało. Swoją drogą jest tak słodki kiedy śpi. Serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi, gdy usłyszałam, że powiedział przez sen moje imię.
     Nie wiem nawet kiedy słońce zaczęło wschodzić na niebo. Ta noc minęła tak szybko, może nieświadomie zasnęłam na parę godzin, ale to nawet lepiej, bo nie musiałam się przez cały czas męczyć.
     O równej piątej wstałam z łóżka i poszłam do pokoju Matta, żeby go obudzić. Nie do opisania był obraz, który tworzył razem ze śpiącą Violet. To było tak urocze, że nie miałam serca go budzić, ale jak dowiedziałam się w recepcji – lot mamy za trzy godziny, więc trzeba się sprężać, bo wszystkie formalności z odprawą muszą być załatwione jak najwcześniej.
Matt podziękował mi za fatygę i za to, że nie musiał katować Violet budzikami, które nastawił. Wracając do pokoju zahaczyłam o bufet i ze świeżo przygotowanego szwedzkiego stołu zgarnęłam parę tostów, dwa naleśniki z czekoladą, kubek mleka i od miłych pań z kuchni dostałam dwa termosy z kawą. Naleśniki i mleko postawiłam na szafce nocnej i napisałam krótki liścik dla Briana. Resztę jedzenia wpakowałam do plecaka. Oprócz prowiantu zabrałam takie rzeczy jak paszport, portfel, telefon, ładowarkę, słuchawki i inne pierdoły dzięki którym lot nie będzie taki nużący
     Razem z Mattem w jak najszybszym tempie wylecieliśmy z hotelu i pobiegliśmy na taksówkę, która zabrała nas prosto na lotnisko. Kiedy byliśmy już po odprawie czekaliśmy na otwarcie bramek, ale nie musieliśmy się niczego obawiać, bo w kolejce staliśmy pierwsi, a jak się okazało za wiele osób nie chciało lecieć o tak wczesnej porze.
     Nagle podszedł do nas jakiś ochroniarz i zaczął mówić coś po cichu do przenośnego radia. Zdziwiliśmy się z Mattem o co może chodzić. Spojrzeliśmy na siebie pytająco.
- Pan Matthew Charles Sanders? - spytał z poważną miną
- Tak, a coś się stało?
- Musimy pana zawieźć na komisariat - odparł

Odcinek 31

 A oto co natchnęło mnie do stworzenia rozdziału! Boski jest *___*

 


- Gdzie są moje spodnie?! - krzyczałam na cały hotel latając po wszystkich pokojach.
- Uspokój się, na pewno nikt ci ich nie ukradł. Musiałaś włożyć je gdzieś po pijaku – wymamrotał Brian czytając książkę
- Nie ma mowy, że wyjdę gdziekolwiek bez spodni – założyłam ręce na piersi i stanęłam naprzeciwko łóżka, na którym leżał – tak właściwie to co ty robisz? - uniosłam jedną brew
- Czytam? - spojrzał na mnie i odłożył książkę na poduszkę
- Wybacz, nie jestem przyzwyczajona do takiego widoku – uśmiechnęłam się głupio i wyszłam z pokoju.
Idąc w kierunku swoich drzwi cały czas miałam przed oczami leżącego, półnagiego Briana czytającego książkę. To umięśnione ciało przyprawiające mnie o ciarki, ta burza nieułożonych włosów, te palce trzymające w uwięzi kartki książki. Wszystko w nim nagle stało się takie cudowne, tak szalenie perfekcyjne. Co mu się stało? A może właściwie co stało się mi, że nagle zaczęłam dostrzegać w nim coś więcej niż tylko buca, który podporządkowywał sobie wszystkie panienki? Obawiam się, że to wszystko jeszcze przez dłuższy czas pozostanie bez odpowiedzi. Poza tym stało się coś czego nie chciałam, przed czym wzbraniałam się tyle lat. Ten zarozumiały palant zajął każdą część mojej wyobraźni, moich myśli i jakąś cząstkę mojego życia. O dziwo jest mi z tym bardzo dobrze, bo czuję, że dzięki temu moje życie staje się coraz szczęśliwsze, a wszystkie negatywne wydarzenia idą w niepamięć.
      Weszłam do pokoju i nie zastanawiając się dłużej nad doskonałością mojej przyszłości sięgnęłam po kołdrę, która leżała na podłodze. Podniosłam ją do góry i zaścieliłam łóżko, które i tak było w żałosnym stanie po wczorajszej nocy. Podeszłam do walizki i nie pozostało i nic innego jak włożenie na siebie spodni od dresu. W najgorszych torturach by mnie nie zmusili, żebym wyszła w tym na miasto, więc dzisiejszy dzień spędzę w hotelu. Świetnie, o niczym innym nie marzyłam będąc na Florydzie. Zdjęłam spodenki od piżamy i spojrzałam na dresy. Przecież ja się w tym ugotuję. Nie, to chyba nie jest najlepszy pomysł. Cisnęłam nimi w kąt i usiadłam na podłodze. Nie wiem co mam teraz zrobić, przecież w majtkach nie wyjdę.
- Puk, puk – usłyszałam za plecami głos Briana
- Wejdź – wstałam z podłogi i poprawiłam włosy, w których przed chwilą znalazłam okruszki z ciastek.
- Wiesz, że ja nie potrzebuję zaproszenia – uśmiechnął się szelmowsko
- Wiem, wiem – uśmiechnęłam się nieśmiało. Jego naga klatka piersiowa przyprawiała mnie o ciarki
- Dałabyś się wieczorem zaprosić na kolację, gdybym powiedział, że mam coś czego szukasz od samego rana? - podszedł do mnie trzymając jedną rękę za plecami
- Znalazłeś moje spodnie? - pisnęłam
- Niewykluczone – puścił oczko – to jak?
- Oczywiście, że dam się zaprosić! Co to za głupie pytanie. - prychnęłam
Rzucił spodnie na łóżko i zapytał czy miałabym ochotę na kolejną przyjacielską kąpiel. Zaśmiałam się głośno i przez dłuższy czas rozważałam tę propozycję, jednak wiem, że mam dużo do zrobienia i nie mogę siedzieć z nim cały dzień pod prysznicem. Będę mu musiała wystarczyć tylko na wieczornej kolacji. Z resztą jestem bardzo ciekawa dokąd zamierza mnie zabrać, jednak wolę mieć niespodziankę i specjalnie nie zapytam.
- Zabieram cię do lokalnej restauracji, także ubierz się jakoś ładnie – oblizał usta i wyszedł.
Oparłam się o ścianę i bezwładnie zjechałam po niej w dół. Oparłam głowę o kolana i spokojnie zaczęłam rozmyślać o tym co włożę na siebie tego wieczoru. Nie zorientowałam się nawet, że zaczęłam cichutko podśpiewywać, a kiedy uniosłam głowę i zobaczyłam stojącego nade mną Briana poczułam jak czerwień zalewa moją twarz.
- Ładnie śpiewasz, kurczaczku – zaśmiał się




Mało nie wybuchłam śmiechem kiedy nazwał mnie kurczaczkiem, to brzmiało tak śmiesznie, kiedy powiedział to takim poważnym tonem.
- Czego chcesz? - westchnęłam
- A nic, tak tylko wpadłem
- Brian, ja się muszę przyszykować na śniadanie
- Bo wiesz, nie wiem czy byś nie chciała iść ze mną pod prysznic – uśmiechnął się – do śniadania mamy jeszcze godzinę. Co ci szkodzi?
- Daj mi święty spokój z tym twoim prysznicem – złapałam go za ramiona i lekko potrząsnęłam
Popatrzył na mnie minką zbitego pieska i wysunął dolną wargę do przodu. Szczerze powiedziawszy nigdy nie widziałam go w takiej proszącej wersji, zawsze był nieugięty i stanowczy. Chociaż od samego początku wiedziałam, że lubi dążyć do zwycięstwa.
Nie ugięłam się pod zalewającymi mnie prośbami, stanowczo kazałam mu wyjść z pokoju i nie wracać aż do wieczora. Zamknęłam drzwi na klucz i w końcu zabrałam się do ogarnięcia mojej mało skacowanej twarzy. Postanowiłam zrobić mocniejszy makijaż, żeby zniwelować worki pod oczami i zaczerwienienia na twarzy związane z ciepłym klimatem. Mam nadzieję, że w Forks nie będę miała z tym problemów. Po skończonym makijażu podeszłam do walizki i wyjęłam z niej cienką bluzkę na ramiączkach. Jest trochę wymięta, ale kiedy nałożę ją na siebie wszystko się elegancko wyprostuje. Wskoczyłam w spodnie, włożyłam moje kochane sznurowane sandały i spojrzałam na zegarek. Śniadanie zaczyna się za dziesięć minut, więc zdążę jeszcze sprzątnąć butelki spod łóżka.
      Schodząc na dół z workiem pełnym butelek natknęłam się na Matta, który stał pod ścianą i rozmawiał przez telefon. Wyglądał na zdenerwowanego, więc postanowiłam mu nie przeszkadzać. Jednak kiedy mignęłam mu przed oczami usłyszałam swoje imię. Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam na niego pytająco.
- Rozmawiałem z mamą – westchnął. Przez chwile wydawało mi się, że uronił kilka łez.
- Stało się coś? - spytałam wystraszona.
- Szczerze powiedziawszy, gdy widziałam jego minę nie było mi do śmiechu. Miałam ochotę się rozpłakać, bo widziałam ten ból w jego oczach. Spodziewałam się najgorszego.
- Mama leży w szpitalu. Jej facet jest na policji, oskarżony za pobicie
- Co?! - krzyknęłam – Ten kutas ją pobił?
Nie odpowiedział. Skinął delikatnie głową i zamknął oczy. Rzuciłam worek na podłogę i szybko do niego podeszłam. Wtuliłam się w jego tors i pogładziłam go po plecach.
- Zrozumiem jeżeli nie będziesz chciała jechać do niej po tym co ci zrobiła
- Matt, to jest moja mama. Ze względu na to co mi zrobiła chcę ją odwiedzić. Z resztą muszę to z nią wyjaśnić. Nie chcę całe życie tkwić w kłamstwie, niepewności i strachu, że może mi się stać coś więcej – odparłam – tylko kiedy chcesz do niej pojechać?
- Rose, ona nie powie ci dlaczego to zrobiła. Ona chciała cie chronić, kocha cię, ale nie wiedziała, że to wymknie się spod kontroli. Nie wiedziała, że Aaron jest do tego zdolny
- Skąd ty o tym wiesz? - uniosłam brew
- Rozmawiałem z nią. Prosiła, żebym ci nie mówił, bo stwierdziła, że nie chcesz jej znać i nigdy jej nie wybaczysz
- Powinnam być zła, ale wiesz co? Mam z nią tyle dobrych wspomnień, że nie mogę powiedzieć, że jest dobrą matką. Mam nadzieję, że nie kazała Aaronowi znęcać się nad Zackym – westchnęłam
- Nie wiem Rose, nie mam pojęcia. Chcę do niej wylecieć jutro rano i przylecieć z powrotem wieczorem, bo na drugi dzień mamy koncert i muszę się przygotować.
- W takim razie polecę z tobą – uśmiechnęłam się
- Mama na pewno się ucieszy. Leć z tymi śmieciami i przychodź na śniadanie, bo już jesteśmy spóźnieni. Z resztą ładnie mi wczoraj załatwiłaś Vio, dzisiaj jest nieprzytomna.
- Swoją drogą to przypasowała mi Violet, bardzo ją polubiłam, a kobieta też ma duże serce. Dbaj o nią – puściłam oczko
- Rose, chyba się w niej zakochałem – westchnął
Zaśmiałam się i zgarnęłam śmieci z przejścia. Taki duży facet, a tak się dał omotać kobiecie, no ładnie. Mam nadzieję, że weźmie go w obroty i sprawi, że chłopak nie będzie takim babiarzem.
Weszłam do stołówki i podeszłam do stolika, który był zarezerwowany dla naszej ekipy. Wszyscy siedzieli spokojnie i skupiali się nad tym co mają na talerzu. Wszyscy mieli zajęte miejsca, więc zilustrowałam, które krzesło jest wolne. No tak. Mogłam się spodziewać. Siedzę między Brianem, a Jimmym. Nie wiem czy mam się cieszyć czy płakać, ale raczej nie jest to przykre. Pogodziłam się z tym, że mój brat wybrał sobie debili za kumpli. Chociaż nadrabiają swoimi buźkami i seksownymi tyłkami. Nieświadomie zaśmiałam się i nagle poczułam na sobie wzrok wszystkich zgromadzonych przy stole. Przeprosiłam i rozejrzałam się czy aby gdzieś w pobliżu nie znajduje się szwedzki stół. Oddaliłam się z głupią miną.
     Podchodząc do szwedzkiego stołu natknęłam się na przystojnego blondyna, który niespodziewanie na mnie popatrzył i cicho zachichotał. Dopiero potem zorientowałam się o co mu chodziło. Stałam wgapiona na niego z otwartą paszczą, mało tego upuściłam widelec na podłogę i zamiast go podnieść uśmiechnęłam się głupkowato i popukałam blondyna po ramieniu. Kiedy się odwrócił poczułam jak moja czaszka paruje. Gdyby ktoś właśnie rozbił jajko na mojej głowie, zapewne ścięłoby się w pięć sekund. Kiedy po raz piąty blondyn zapytał o co mi chodzi odpowiedziałam, że upuściłam widelec i czy byłby tak miły i mógł mi go podnieść. Okazało się jednak, że ładna buzia i grzeczność nie idą u niego w parze.
     Nabierając tosty na talerz zauważyłam jak blondyn odchodzi od stołu i idzie w moją stronę. Podszedł do mnie, klepnął mnie delikatnie w tyłek, a ja bezwładnie odskoczyłam, odwróciłam się i uderzyłam go w twarz, Kątem oka zauważyłam, że Brian wstaje od stołu i idzie w naszą stronę. Wcale nie przesadzam, ale autentycznie ze strachu prawie narobiłam w gacie. Kiedy zobaczyłam ten pełen nienawiści wzrok Briana, automatycznie odskoczyłam na bok i zatkałam sobie usta dłonią. Blondyn chyba nie spodziewał się takiego obrotu akcji, bo widziałam, że był zaskoczony. Dostał prawego sierpowego i został wyprowadzony za fraki ze stołówki. Usiadłam spokojnie do stołu i bez słowa zaczęłam jest swoje zimne tosty. Wszyscy popatrzyli w moją stronę, a ja zmrużyłam oczy i wysunęłam dolną szczękę.
      Kiedy Brian wrócił, podszedł do umywalki, umył ręce i usiadł na swoim miejscu. Nachylił się nade mną i wyszeptał mi do ucha, żebym nie zapomniała o dzisiejszej kolacji. Wystraszyłam się jego temperamentu, ale to było słodkie, że stanął w mojej obronie. Nie sądziłam, że kiedykolwiek tak postąpi. Swoją drogą coraz częściej mi imponuje, nie wiem dlaczego, ale coraz bardziej chcę spędzać z nim wolne chwile. Nigdy nie sądziłam, że moje myśli będą krążyły wobec Briana, którego kiedyś nie dotknęłabym nawet kijem.
Spojrzałam na Violet, która ewidentnie miała kaca i spytałam czy nie miałaby ochoty wyskoczyć na miasto. Obiecałam jej, że pójdziemy na lekkiego drinka po którym się obudzi. W końcu dała się namówić i szybko wstałyśmy od stołu. Zaniosłyśmy talerze do okienka i pognałyśmy na górę.
- Właściwie to po co ty chcesz iść na to miasto? - spytała
- Brian zaprosił mnie dzisiaj na kolację, więc muszę jakoś ładnie wyglądać
- Z tego co mówił mi Matt to jakoś nie lubisz się stroić, więc co zrobiłaś ze starą Rose?! - zaśmiała się
- Oj przestań! - uśmiechnęłam się i pokazałam jej środkowy palec
- Podoba ci się, co?
- Brian? Pff, przestań – prychnęłam
- Nie udawaj! Widziałam jak się uśmiechałaś jak ci coś szeptał do ucha! Albo jaka byłaś zafascynowana jak cię obronił przed tym plantem
Popatrzyłam na nią spode łba i pokręciłam głową. Bałam się przyznać przed samą sobą, że Brian mi się podoba, a co dopiero przed nią! O nie! Ona to zaraz wypapla Mattowi i będę miała przesrane.
Wpakowałam do plecaka potrzebne rzeczy i razem z Violet ruszyłyśmy na poszukiwania jaiejś olśniewającej i zapierającej dech w piersiach kreacji.
- Na początek zastanówmy się w czym będziesz czuła się najlepiej
- Vio, w spodniach i koszulce – odparłam
- No właśnie nie. Znajdziemy ci taką sukienkę, w której będziesz czuła się najlepiej
- A nie może być spódniczka i koszulka? - spytałam zrezygnowana
- Nie może! To jest oklepane, każdy tak chodzi ubrany
Westchnęłam, ale w końcu sama chciałam, żeby ze mną poszła. W sumie jak raz założę sukienkę to przecież nic się nie stanie, a muszę wyglądać naprawdę olśniewająco.
Weszłyśmy do pierwszego sklepu, z którego wyszłyśmy po pięciu minutach. Sukienki były w opłakanym stanie, jakby ktoś włożył je psu do pyska i powiesił na wieszaku. Sam zapach w tym sklepie mnie odrzucał. Po pięciu godzinach błąkania się między uliczkami postanowiłyśmy, że pójdziemy do centrum handlowego, które i tak znajdowało się niedaleko miejsca, w którym się znajdowałyśmy. Podjechałyśmy tam taksówką i weszłyśmy do pierwszego lepszego sklepu. Stanęłyśmy naprzeciwko najpiękniejszej sukienki jaką kiedykolwiek widziałam.
- Widzisz to co ja? - zapytała
- Chyba się zakochałam – westchnęłam
- W Brianie? - zachichotała
- Zamknij się! - dałam jej kuksańca w bok.
Podeszłam do sukienki i zdjęłam ją z wieszaka. Pognałam do przymierzalni i po chwili usłyszałam pukanie.
- To ja, znalazłam buty – pisnęła Violet i wsunęła mi je dołem.
- Vio, wejdź tutaj – powiedziałam przeglądając się w lustrze.
- Jak leży? - weszła do środka i od razu zauważyłam, że jej mina znacznie się poprawiła.
- Jest piękna – powiedziałam spoglądając na sukienkę.




Po zakupach poszłyśmy do knajpki na jedzenie i do wieczora szwendałyśmy się po mieście.
W hotelu Violet zrobiła mi delikatny makijaż, pokręciła krótkie włosy i nałożyła wianek z białych kwiatów. 




Szybko założyłam buty i sukienkę, bo zostało mi naprawdę niewiele czasu do przyjścia Briana. Po tym jak się ubrałam usłyszałam ciche pukanie. Otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazał się Brian w białej koszuli i czarnych spodniach. Miał równo ułożone włosy, a z podwiniętych rękawów wystawały jego wytatuowane ręce. Obydwoje staliśmy jak wryci i ilustrowaliśmy swoje ciała nawzajem. Podeszłam do niego i chwyciłam go za rękę. Kiedy drzwi się za nami zatrzasnęły i zniknęliśmy z pola widzenia wszystkich ludzi Brian odwrócił mnie do siebie i wyszeptał
- Jesteś piękna
Spojrzał w moje oczy i niespodziewanie złożył mi czuły pocałunek na ustach. Czułam się jak w niebie.

Odcinek 30

  Ospała sięgnęłam po dzwoniący telefon i wyłączyłam budzik. Nie patrząc na zegarek wiedziałam, że jest już ósma i pora wstać. Nie otwierając oczu wyciągnęłam ręce nad głowe i głośno ziewnęłam.
- Ciii - uciszył mnie Brian i zarzucił rękę na moją szyję.
- Duszę się - ledwo z siebie wydusiłam
- Nie gadaj tyle tylko śpij - zniżył rękę na mój brzuch i przyciągnął mnie do siebie. Otulił mnie mocniej kołdrą i wtulił się w mój kark.
Nie pozostało mi nic innego jak tylko zrelaksować się i usnąć. Jednak moje myśli cały czas krążyły wokół jednego - Alexa. Te wszystkie wydarzenia działały na moją niekorzyść. Przez to wszystko bardzo schudłam, więc moje ciało nie wyglądało do końca kobieco. Znów czułam się jak dorastająca nastolatka. Dobrze, że chociaż temu leżącemu obok to nie przeszkadza.
Usłyszałam syczące drzwi od autobusu.
- Jesteśmy już na Florydzie! - usłyszałam zza drzwi.
Otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek. Dwunasta. No pięknie, nic nie zdążyłam ze sobą zrobić, a już jesteśmy na miejscu. Zerwałam się z materaca i sięgnęłam do walizki po ubrania. Wyjęłam pierwsze lepsze czarne jeansy i jakąś ciemną koszulkę. Nawet nie patrzyłam na jej nadruk. Ubierając się, jednocześnie czesałam włosy i myłam zęby - to się nazywa kobieca natura. Prychnęłam i zorientowałam się, że poplułam pastą lustro. No pięknie, wydawałoby się, że lepiej chyba być nie mogło. Jednak, gdy spojrzałam na koszulkę - okazało się, że jednak mogło - było na niej napisane "mam najlepszego brata na świecie". Matt dwa lata temu sprezentował mi ją na urodziny. Wzięłam ją tutaj tylko dlatego, że za każdym razem, gdy się pakuję Matt wrzuca mi ją do torby i ja nic nie mogę na to poradzić.
- Długo tam będziesz jeszcze siedzieć? - usłyszałam głos zza drzwi.
- Przed chwilą weszłam
- Wszyscy są w autobusie, więc dobrze by było gdybyś się pośpieszyła
- Daj mi jeszcze dwie minuty Spojrzałam w lusterko i zilustrowałam zaspaną twarz. To chyba nie czas na makijaż, ale zakryć worki pod oczami to nie grzech. Wyjęłam z kosmetyczki korektor i tusz. Lekko skorygowałam cienie pod oczami i podkreśliłam rzęsy. To powinno wstarczyć. Wyszłam z łazienki i uniosłam jedną brew. Co to za zebranie? Myślałam, że szczegóły koncertów ustalili przed wyjazdem w trasę. Gdy podeszłam do stołu zauważyłam, że Matt spogląda na moją koszulkę, a kąciki jego ust lekko się uniosły. Przy nim siedziała Violet i trzymała go pod rękę. Może w końcu Matt znalazł sobie kogoś na dłużej niż miesiąc.
- Usiądź - Brian pociągnął mnie za rękę i posadził sobie na kolanach. Jadną ręką objął mnie w pasie, a drugą ułożył na moim udzie. Wplotłam palce w jego włosy i zaczęłam się nimi dyskretnie bawić.
- Mam wam coś bardzo ważnego do powiedzenia - powiedział Matt wstając z kanapy - niestety dla niektórych - spojrzał na mnie - ta wiadomość może okazać się dość przykra. Dzisiaj rano Larry zadzwonił do mnie i przekazał mi, że załatwił nam studio. No i tu właśnie pojawia się kropka, bo studio znajduje się w Forks, więc nie pozostaje nam nic innego jak tylko przeprowadzka.
- Przecież to nie tak daleko Long Beach. Nie mogłoby znaleźć się inne wyjście? - spytał Johnny
- Obawiam się, że nie. To studio należy do ojca Larrego, który z grzeczności nam je odstąpił
- To w takim razie musimy znaleźć jakieś miejsce zamieszkania - stwierdził Jimmy wstając od stołu. Zaczął krążyć po autobusie i od czasu do czasu drapiąc się po głowie zaczął głęboko rozmyślać.
  Sama nie wiem co mam powiedzieć, ani jak mam się zachować. Byłoby mi trudno zostawić dom, który niedawno odremontowaliśmy. Bardzo się do niego przywiązałam, ale też nie chciałabym zostawić Matta samego. Chciałabym mieć z nim kontakt przez cały czas, bo kiedyś na pewno nasze drogi się rozejdą i zostanę sama. Z resztą nie chciałabym samotnie mieszkać w naszym domu. To byłoby okropnie dołujące, że nie miałabym się do kogo odezwać, ani z kim się wygłupiać. Może moglibyśmy go sprzedać za jakieś przyzwoite pieniądze i całkowicie przenieść się do Forks.
- A ty jak byś wolała, Rose? - głos Zackiego wyrwał mnie z myśli
- Co proszę? - spytałam zdezorientowana
- Zostawiłabyś dom i wyjechałabyś do Forks, czy raczej nie byłoby takiej możliwości?
- Jedno jest pewne. Nie zostanę w tym domu sama. Chociaż trudno jest mi podjąć tą decyzję tak od razu. Może musiałabym się z tym przespać, chyba, że potrzebujecie odpowiedzi na już.
- Nie. Larry dał nam czas do zakończenia trasy - wtrącił Matt
- Odpowiem wam jak podejmę właściwą dla mnie decyzję - westchnęłam.
Wstaliśmy od stołu i każdy rozszedł się tam, gdzie miał swój bagaż. Podróż dobiegła końca, więc musieliśmy się spakować i zanieść swoje rzeczy do hotelu, w którym byliśmy zameldowani. Dowiedziałam się, że zagościmy tutaj na tydzień, więc dobrze, że wzięłam parę lżejszych ubrań. Zatrzymaliśmy się w Jacksonville, czyli największym mieście na Florydzie. Muszę przyznać, że tutejszy klimat wywarł na mnie niemałe wrażenie. Od razu zaczęłam żałować, że ubrałam długie spodnie. Wiedziałam jak to się skończy, bo na zewnątrz było ponad 35 stopni.
- Każdy z nas ma osobny pokój, więc jak podejdziecie do recepcji to dostaniecie klucz. Wystarczy, że podacie swoje nazwisko - krzyknął Matt jednocześnie wyjmując bagaże z autobusu.
  Postąpiłam zgodnie z jego instrukcją, więc gdy recepcjonistka wydała mi klucz skierowałam się do pokoju numer 138. Kiedy weszłam do środka odjęło mi mowę. Cudownie wielkie okna wychodzące na zachód, które ciągnęły się od podłogi po sam sufit, przepiękny widok prywatnej plaży i ogromne łoże stojące na samym środku pokoju z baldachimem spuszczonym z sufitu. Wszystko utrzymywało się w jasnej tonacji co powodowało, że pokój wydawał się świeży. Miałam też prywatną łazienkę i garderobę. To wszystko zwaliło mnie z nóg. Nie sądziłam, że kiedykolwiek zapragnę zostać w takim miejscu na dłużej.
Zauważyłam, że w kącie stoi wieża stereo, a głośniki odchodzące od niej zostały rozmieszczone po całym pokoju. Od razu zaczęłam szukać w torbie jednej z pięciu płyt, które zawsze mam przy sobie. Trafiłam na Aerosmith. Włożyłam ją do napędu i zaraz cały pokój nabrał dla mnie jeszcze większej przyzwoitości.
Bujając się od czasu do czasu w rytm muzyki rozkładałam ubrania w garderobie, a do łazienki włożyłam kosmetyki. Korzystając z okazji wyprałam parę rzeczy, które nosiłam podczas podróży i rozwiesiłam je na kaloryferze w przedpokoju. Wyjęłam z bagażu podręcznego książkę, którą kupiłam przed wyjazdem i rzuciłam się na łóżko. Czytałam ją tak długo, aż za oknem pjawił się soczyście pomarańczowy kolor, który sygnalizował zachód słońca.
Zamknęłam książkę i usiadłam po turecku. Zaczęłam wpatrywać się w delikatne fale i promienie zachodzącego słońca. To wszystko komponowało się tak wspaniale, że miałam ochotę, aby czas się zatrzymał. Bujałam się lekko do rytmu muzyki i zamknęłam oczy, a kiedy poczułam ciepłe dłonie na ramionach uśmiechnęłam się do siebie.
- Proponuję spacer po plaży. Co ty na to?
- Jesteś dobrym pomysłodawcą - odwróciłam się w stronę Briana i pogłaskałam go po policzku.
- Akurat dziwnym trafem dostaliśmy pokoje obok siebie - zaśmiał się
- To dobrze, przynajmniej nie będziesz omijał tych pięknych zachodów - odparłam i odłożyłam książkę na stolik obok łóżka.
- Chodź - pociągnął mnie za rękę Jednym ruchem wyłączyłam wieżę i wsunęłam japonki na stopy. Zgarnęłam kartę do pokoju ze stolika i zamknęłam za nami drzwi.
Idąc obok niego wzdłuż brzegu byłam lekko zestresowana. Niezręczna cisza budowała we mnie lekki dyskomfort, ale podziękowałam w duchu, że Brian odważył się ją przerwać.
- Nie chciałem ci tego mówić, ale nie chciałbym zatajać przed tobą spraw w dużej mierze dotyczących ciebie i twojej przeszłości - popatrzyłam na niego, bo nie wiedziałam czego ta sprawa miałaby dotyczyć - chciałbym raz na zawsze wyjaśnić sprawę Alexa. Powiedziałem mu, że jeżeli jeszcze raz zbliży się do ciebie lub wyrządzi ci jakąkolwiek krzywdę zgłaszam całą tą sprawę do sądu. Wiem, że wtedy byłoby to dla ciebie trudne, bo musiałabyś wszystko powiedzieć Mattowi, ale nie musisz się martwić. Alex nie chce mieć kłopotów, ani tym bardziej spraw w sądzie. On po prostu mógłby mieć wtedy jeszcze większe kłopoty. Nie wiem dlaczego, nie pytałem. Najważniejsze jest to, że już więcej go nie zobaczysz - popatrzył przed siebie i westchnął - nie wiem z resztą dlaczego zrobiłaś coś tak nieodpowiedzialnego. My byliśmy w stanie zebrać te pieniądze. Mój tata mógłby nam pomóc, przecież jest muzykiem i zarabia na swoich utworach.
- Brian, to dla mnie trudne. Dziękuję ci, że pomogłeś mi w tej sprawie, gdyby nie ty to nie wiem w jaki sposób miałabym się go pozbyć. Te jego groźby były naprawdę okropne. Przez to wszystko zarywałam całe noce. Ja chciałam tylko pomóc Zackiemu. Wyrządziłam mu ogromną krzywdę, chciałam mu to w jakiś sposób wynagrodzić. To całe jego cierpienie. W końcu to przeze mnie Michelle... sam wiesz - spuściłam wzrok w dół
- Swoją drogą sam nie wiem jak mogłem być tak głupi i ślepy - kopnął piasek
- Nie rozumiem - Brian chwycił mnie za rękę i usiedliśmy na piasku.
- Ta cała Michelle. Nie wiem co ja w niej widziałem, może tylko tyle, że zaspokajała mnie w łóżku. Przeszedłem jakiś rodzaj zauroczenia, które i tak szybko minęło. Omotała mnie, miałem klapki na oczach, sądziłem, że jest najlepszą kobietą na świecie. Nienawidzę siebie przez to. Między innymi przez nią uzależniłem się od dragów - westchnął
- Nie chcesz się leczyć? Nie chciałabym pewnego razu wejść do twojego domu i zobaczyć cię martwego.
- Rose, rozmowa o tym nie jest dla mnie komfortowa. Nie lubię rozmawiać o swoich problemach, wolę zachować je dla siebie.
- No i właśnie między innymi dlatego jesteś dla mnie jedną wielką chodzącą zagadką - założyłam ręce na piersi.
Brian popatrzył na mnie i zaśmiał się głośno.
- Mała, gdybyś ty wiedziała ile lat ja próbuję cię rozgryźć
- Ty mnie? A co tu jest do rozgryzania?
- Jesteś jadną z niewielu dziewczyn, które nie dały mi się oprzeć. Każda, nawet ta najbardziej uparta mi się poddała. A ty? Jesteś jak niewinna owieczka, która stara bronić się przed wszystkim, a najbardziej przede mną. Ja wiem, że duży wpływ na to mają wydarzenia z przeszłości, ale to było kiedyś. Wyłem wtedy szczeniakiem, który chciał zaliczać wszystko co się rusza
- A teraz niby tak nie jest? - prychnęłam
- Teraz mam łatwy dostęp do kobiet. Wystarczy, że po koncercie wyciągnę którąś przez barierki i zaprowadzę do autobusu. Nie muszę ich nawet uwodzić. Na sam mój widok zdejmują majtki, więc nie potrzebuje żadnego większego wysiłku.
- Twój tata popiera to co robisz? Ten cały pomysł z założeniem zespołu - zapytałam
- Kiedy powiedziałem mu, że zakładam zespół to mnie wyśmiał. Powiedział, że nie dam rady, że nie będę umiał nad wszystkim zapanować. Powiedział wtedy, że moja gra na gitarze jest przeciętna i nie mam z czym startować na scenę.
- Jednak niektórym podoba się to co robisz.
- Znajdzie się parę - zaśmiał się.
Wstał, otrzepał spodnie z piasku i wyciągnął rękę w moją stronę. Podciągnęłam się i w ciszy ruszyliśmy w stronę hotelu.
- Wiesz, ta noc w busie - zaczęłam
- Rose, nie powinniśmy wtedy tego robić
- Coś się stało?
- Nie chcę narażać cię na kłopoty. Nie chcę cię skrzywdzić.
- Przestań. To było cudowne, czułam się nieziemsko. Chciałam ci podziękować
- Nie wracajmy do tematu - jego mina wyraźnie zrzedła
- Przepraszam jeżeli nie byłam wystarczająco dobra - spuściłam wzrok
- Tu nie chodzi o ciebie. To była cudowna noc, nawet nie wiesz jak długo o niej marzyłem, ale zrozum, że nie chcę, abyś kiedykolwiek jeszcze przeze mnie cierpiała.
- O czym ty mówisz? - uniosłam brew
- O tym, że narazie nie powinniśmy robić takich rzeczy. Chciałbym, żebyś nie była narażona na niebezpieczeństwa.
Nie rozumiałam o co mu chodzi. Może to wszystko wynika z tego, że jestem świeżakiem w tych sprawach i nie potrafię się pod niego dostosować. Brian chwycił mnie za brodę i uniósł ją do góry.
- Nie przejmuj się tym skarbie. Jesteś cudowna w każdym calu i pod każdym względem - złożył ciepły pocałunek na moich ustach i pogłaskał mnie po policzku.
Zaprowadził mnie pod same drzwi mojego pokoju i przytulił na pożegnanie
- Wyśpij się, bo jutro czeka nas pracowity dzień - uśmiechnął się i wyjął kartę z tylnej kieszeni spodni.
- Dobranoc - powiedziałam cicho. Weszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Coś czuję, że wpakowałam się w kłopoty. Nagle usłyszałam, że ktoś puka do mojego pokoju. Nikogo się nie spodziewałam, ale podeszłam do drzwi i lekko je uchyliłam. Violet? Co ona tu robi?
- Cześć, nie przeszkadzam? - szepnęła
- Nie, coś się stało? - spytałam
- Nie, absolutnie nic. Chciałam tak tylko pogadać, poznać się, bo jakoś wcześniej nie miałysmy okazji.
- Wchodź, nie ma problemu - uśmiechnęłam się i przesunęłam się z przejścia.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam - powiedziała wchodząc w głąb pokoju
- Coś ty. Właśnie wróciłam ze spaceru z Brianem.
- Ty i on jesteście razem? - spytała siadając na łóżku
- On jest z wyższej ligi. W życiu by się nie zabrał za taką niezdarę jak ja - zachichotałam.
Uniosłam butelkę z czerwonym winem do góry
- Masz ochotę? - spytałam
- Jasne - klasnęła w ręce i wyjęła spod łóżka srebrną tacę
- A ty skąd wiesz o takich gadżetach? - zapytałam lejąc wino do kieliszków
- Dobrze przestudiowałam swój pokój.
Wręczyłam jej kieliszek z winem, a swółj uniosłam do góry na znak toastu. Stuknęłyśmy się i upiłyśmy po łyku.
- Gdybyś miała opisać Briana to w jaki sposób byś to zrobiła? - zapytała.
Udałam, że chwilę się zastanawiam, bo tak naprawdę już dawno ustaliłam sobie teorię na jego temat.
- Zły, uroczy, porywczy i kompletnie obłąkany - odparłam i upiłam łyk wina
- Obłąkany?
- Ma swoje historie, które sprawiają, że za takiego go uważam - wzruszyłam ramionami
- Nie wiem czy powinnam pytać się ciebie o takie sprawy, bo jesteś siostrą Matta i nie patrzysz na niego w taki sposób jak ja, no ale w końcu znasz go całe życie. Co byś mogła o nim powiedzieć? Jaki jest?
- Wiesz co, patrzę na niego ze strony normalnego człowieka. To, że jest moim wkurzającym bratem nie zmienia faktu, że patrzę na niego jakoś inaczej. Uważam, że jest lojalny, opiekuńczy i warty wysokiej oceny. Gdyby znalazł odpowiednią partnerkę to byłby w stanie poświęcić dla niej wszystko co posiada. On jak kocha to na zabój. Ma specyficzny charekter, jego się kocha albo nienawidzi.
- Mówił mi kiedyś o twoim dość tragicznym incydencie - westchnęła
- To było dawno. Wolę do tego nie wracać. W ogóle jak ty i Matt się poznaliście? - spytałam.
- Na koncercie. Przyszłam na meet&greet.
Cały wieczór rozmawiałyśmy o swoich zainteresowaniach, obgadałyśmy każdego z chłopaków i wypiłyśmy dwie butelki wina. Nie wiem kiedy zasnęłyśmy, ale gdy rano obudziłam sie obok niej z bólem głowy stwierdziłam, że jest odpowiednia dla mojego brata.