Pierwszy raz tak bardzo
niecierpliwiłam się przed przyjściem Briana. Nigdy nie sądziłam, że
kiedykolwiek przyjmę go do domu z otwartymi rękami. Z tego całego stresu umyłam
okna i zmieniłam firanki, a gdy rozległ sie dzwonek do drzwi rzuciłam wszystko
i pobiegłam otworzyć Brianowi. Wszedł do środka trzymając w dłoni plik
zwiniętych w rulon papierów. Popatrzyłam na niego, ale nic nie powiedział tylko
ruszył do salonu i usiadł na sofie.
-
Ta sprawa dotyczy także Matta? – spytałam przerażona
-
Na razie wolałbym porozmawiać tylko z tobą – odpowiedział spokojnym tonem.
W
mojej głowie kotłowało się tysiące negatywnych myśli. Nie umiałam poukładać ich
w jeden logiczny ciąg. Wszystko się we mnie trzęsło, czułam, że zaraz wybuchnę
jak nie dowiem się co było powodem naszego spotkania. Martwiłam się o Zackiego,
nawet nie myślałam już o tym, że być może zdradzał mnie z jakąś kelnerką. Nie
byłam co do tego przekonana, bo nie ufam Brianowi. Zawsze zwala na Zackiego
całe gówno, a ja nawet nie wiem dlaczego, przecież to jego kumpel, najlepszy
przyjaciel.
Popatrzyłam
na Briana, który zaczął czytać papiery, które przyniósł ze sobą. Nie
wytrzymałam.
-
Możesz do cholery powiedzieć o co chodzi?! – krzyknęłam
Zauważyłam,
że trochę się przestraszył, bo popatrzył na mnie zdziwionym wzrokiem.
-
Przeczytaj to – podał mi pomiętą kartkę. Otworzyłam ją, a w środku znajdował
się tylko numer. Popatrzyłam na Briana pytająco.
-
Po cholerę mi numer jakiejś twojej psychicznej fanki? – zapytałam oddając mu
kartkę
-
Też tak myślałem na początku, ale do numeru została przyklejona mniejsza kartka
z napisem Zacky nie wiedziałem o co
chodzi, ale zadzwoniłem tam i okazało się, że Baker został porwany, oni żądają
okupu za niego – powiedział już nieco zdenerwowany.
Nie
docierały do mnie jego dalsze słowa. Słyszałam tylko urywki jego wypowiedzi.
Nie potrafiłam się ruszyć ani nic powiedzieć. Jak można być takim dupkiem jak
Brian i pozwolić mu na samowolkę? Jako zespół powinni trzymać się razem, nawet
na imprezach. Czy tylko ja jestem w pełni świadoma, że na takich imprezach
niebezpieczeństwo czai się za rogiem?
-
Kurwa Brian, wy jesteście niepoważni? Nie dość, że mówiłeś do mnie o Zackym
takie rzeczy, że byłam na niego zła i nie chciałam go widzieć to jeszcze
pozwoliłeś mu opuścić klub bez was! Ty jesteś nienormalny! – krzyknęłam, a z
moich oczu zaczęły wylewać się łzy.
-
Przestań – podszedł do mnie i chwycił mnie za ręce, którymi energicznie
wymachiwałam
-
Puść mnie – szarpnęłam się raz, drugi, trzeci, ale nie poskutkowało. Coraz
mocniej zaciskał dłonie na moich nadgarstkach.
-
Nie szarp. Uspokój się – powiedział łagodnym tonem, ale to i tak nie
poskutkowało. Wpadłam w histerię. Upadłam na ziemię i zaczęłam się trząść.
Czułam zalewający mnie zimny pot, łzy przestały wypływać, a w uszach zaczęło
głośno piszczeć. Zamroczyło mnie i opadłam bezsilnie na podłogę.
Ocuciły mnie krople wody delikatnie
opadając na moją twarz, ktoś trzymał moje nogi w górze, a do ucha szeptał mi
znajomy głos.
-
Cuci się – ktoś krzyknął. Nie byłam w stanie poznać głosów.
Powoli
otworzyłam oczy i zobaczyłam Briana nachylającego się nade mną, potem ktoś
upuścił moje nogi. To był Matt. Uniósł moją głowę do góry i dał mi szklankę
wody, którą wypiłam jednym haustem. Czułam na swoim ciele nieprzyjemny pot. Nie
wiedziałam co się dzieje. Przez chwilę widziałam twarz Zackiego, ale po chwili
zorientowałam się, że jest nieobecny.
-
Brian, przenieś Rose na sofę. Musi nabrać sił. Nie ma potrzeby zawozić jej do
szpitala, nie raz zdarzały jej sie takie napady, gdy coś ją zdenerwowało –
powiedział Matt.
Brian
podniósł mnie z podłogi i położył mnie na sofie kładąc sobie moją głowę na
kolana. Chciałam ją jak najszybciej zabrać, ale nie miałam sił na jakikolwiek
ruch, więc byłam skazana na chwilową bliskość z pożal się Boże panem Brianem.
-
A więc tak. Słuchajcie – zaczął Matt, a ja podniosłam głowę i zauważyłam, że
oprócz nas, w pokoju znajduje się Jimmy i Johnny – Nasz przyjaciel jest w
niebezpieczeństwie. Musimy go jak najszybciej uratować, bo nie wiadomo kto go
przetrzymuje, w jakich warunkach i co jest w stanie mu zrobić. Miejmy nadzieje,
że Zacky wyjdzie z tego cało, bez żadnych siniaków.
-
Matt, pozwól, że przerwę – odezwał się Jimmy – Jestem cholernie wkurwiony tą
całą sytuacją. Może zamiast siedzieć
tutaj bezczynnie zadzwonimy do tych gości, damy im okup i odzyskamy
przyjaciela.
-
To nie będzie takie proste – przerwał Brian
Wszyscy
popatrzyliśmy na niego pytająco. Wyjął telefon z kieszeni i zaczął szybko
czegoś szukać. Położył telefon na stole, a w nim rozległy się sygnały
oznaczające połączenie. Po chwili usłyszeliśmy głosy. Jeden nieznajomy, jakby
przerobiony w jakimś programie, a drugi to głos Briana.
B: Dzień dobry,
właściciel tego numeru zostawił kartkę u mnie w kurtce
N: Zamknij się i słuchaj. Mamy twojego kolegę
Zackiego. A ty i twoi koledzy macie dziewięćdziesiąt dwie godziny na okup za
niego. W przeciwnym razie dzień za dniem wasz kolega zacznie coraz bardziej
cierpieć.
B: Okupu? Co masz
na myśli?
N: Chcemy w zamian Rosalie Sanders. Znasz taką? Ja
myślę, że tak.
B: Ale to jest …
Po
drugiej stronie rozległ się sygnał zajętości. Przeraziłam się, nie mogłam oddychać. Coraz bardziej stawałam
się zagrożona. Ja i moi bliscy. Nie zdawałam sobie z tego sprawy aż do dzisiaj.
Czyli co? Za cztery dni nic po mnie nie zostanie? Być może zostanę zakatowana
na śmierć jeżeli wydadzą mnie tym wariatom w zamian za Zackiego.
-
Matt co teraz będzie? – zapytałam podnosząc się do góry. Zaczęłam płakać.
-
Mała, nie oddamy cie nikomu. Jesteś bezpieczna – Matt podszedł do mnie i wtulił
mnie sobie do piersi. Zaczął głaskać mnie po głowie, a ja coraz bardziej
zaczynałam się obawiać. Już nie chodziło o mnie, tylko o Zackiego, o jego
zdrowie, a nawet być może życie.
-
Dlaczego ja nie mogę mieć normalnego życia? Nawet faceta znaleźć sobie nie mogę
– otarłam łzy i wstałam na nieco chwiejnych nogach. Ruszyłam ku górze i po
chwili znalazłam się na łóżku w swoim pokoju. Skuliłam się, a moje serce
przyspieszyło. Ze strachu i nerwów. Nie zwracałam uwagi na otaczający mnie
świat, nawet nie usłyszałam jak drzwi do pokoju się uchylają. Ocknęłam się
dopiero wtedy, gdy materac w moim łóżku się załamał. Podniosłam głowę i
zauważyłam Briana ze zwieszoną głową.
-
Kazali mi tu przyjść – powiedział cicho
Prychnęłam.
-
I co? Głaskać mnie po główce? Kurwa jestem prześladowana przez jakiś
psychopatów. Ty też do nich należysz. Spieprzyłeś moje życie! Jak tak bardzo
przeszkadzał ci związek mój i Zackiego to trzeba było powiedzieć, a nie robić
jakieś jebane podchody i zrażać mnie do niego – odwróciłam się od niego i
popatrzyłam przed siebie pustym wzrokiem. O niczym nie myślałam. Chciałam, żeby
wszyscy dali mi święty spokój.
-
Przepraszam – dotknął moją dłoń, którą natychmiast mu wyrwałam – Nie
wiedziałem, że to się tak skończy.
-
A kurwa jak? Zerwalibyśmy ze sobą i byłbyś szczęśliwy, tak? – krzyknęłam
-
Nie, to nie o to chodzi – pokręcił głową
Usiadłam
na łóżku i szturchnęłam go w ramię
-
A o co? Od zawsze, odkąd tylko się znamy masz do mnie o coś pretensje. Może
nawet o to, że żyję i że jestem ważną osobą dla Matta, że nie masz go tylko na
własność
-
Nie rób ze mnie geja – przerwał mi
-
Ale tak się zachowujesz. Mówisz mi, że ja jestem niedojrzałą gówniarą, której
nikt nigdy nie pokocha, ale spójrz na siebie. Pokazujesz światu jakim jesteś
egoistą i hipokrytą. Niby taki miły jesteś dla Zakciego, ale na pewno nieźle mu
mydlisz oczy, że ja jestem najgorsza na świecie, tak samo jak mi. Zastanów się
na tym co robisz. Królewicz od siedmiu boleści się znalazł
Nie
myślałam, że aż tak mnie poniesie, ale nikt by mu nie powiedział tego co ja, więc
musiałam sie przełamać i powiedzieć mu prawdę w oczy. Mam nadzieje, że go
zabolało, bo wyglądał na przybitego.
-
Możesz mnie wysłuchać?
-
Tylko żeby to nie było kolejne kłamstwo, bo wtedy ty znajdziesz się tam gdzie
Zacky.
-
Mój problem polega na tym, że odkąd założyliśmy zespół wszystko kręci się wokół
ciebie. Matt nigdy na nic sobie nie pozwalał, bo zawsze ty byłaś przeszkodą.
Jimmy tak samo się pilnował, bo ty … byłaś dla niego najważniejsza. Zapewne nie
mówił ci tego, ale kochał cię jak wariat. Nie wiem czy teraz Alice to nie
przykrywka dla jego emocji, uczuć. Tylko ja wiedziałem dlaczego codziennie
chodzi taki przybity. Tylko mi powiedział co tak naprawdę jest powodem jego
zmartwień. Zacky też o tobie nawijał całymi dniami, nie dawałem rady. Dzień w
dzień upijałem się w zaciszu domowym, tak po prostu. Z nudów. Ćpałem, jarałem.
Przynosiło mi to ulgę. Zasiadałem wtedy za gitarę i tworzyłem piosenki.
Wychodziło całkiem nieźle, nie mieszałem się w sprawy chłopaków. W dupie miałem
ciebie i całe to ich zauroczeni tobą. To było cztery lata temu. Niewiele
zmieniło się od tamtego czasu. Cały czas tworzę piosenki w ten sam sposób,
uzależniłem się. Czasami, gdy puszczają mi nerwy wygarnę Zackiemu co leży mi na
sercu, potem idę do domu i biorę wszystko co popadnie. LSD, metę, ganję.
Wszystko po trochu.
Byłam
totalnie zdezorientowana, nie wiedziałam dlaczego mówi mi to wszystko. I co mam
o nim myśleć? Że jest jebniętym ćpunem? To chyba było nie na miejscu.
Przydałoby się go wyciągnąć z tego gówna, ale teraz mam na głowie własne
zmartwienia. I jak można brać narkotyki i chlać alkohol z nudów? To jest dla
mnie niezrozumiałe, ale koleś ma taki styl życia, co na to poradzę.
-
A mi po co mówiłeś te wszystkie rzeczy o Zackym, że przeleciał jakąś laskę w
ubikacji, że mnie nie kocha? – zapytałam zdziwiona całą tą sytuacją, że tak
bardzo sie przede mną otworzył. Nie miałam pojęcia o tym, że Jimmy darzył mnie
głębokim uczuciem, które być może jest tylko przytłumione, ale i tak dalej się
żarzy.
-
Pozwól, że odpowiedź zatrzymam dla siebie – powiedział cicho
-
Nalegam
-
Rose, nie chcę cię okłamywać – wstał gwałtownie i wyszedł trzaskając drzwiami.
Przetarłam
twarz dłońmi i opadłam na poduszki. Nie wiem co mam myśleć, jak sie zachować,
co robić. Szukać Zackiego? Wychodzić w ogóle z domu? Nie wiem, te decyzje będą
decydować o moim życiu. Nie sądziłam, że znajdę się w takiej sytuacji, jest mi
ciężko, a teraz, gdy jeszcze wiem, że Jimmy coś do mnie czuje nie mogę zwrócić
się do niego o pomoc. Chcę zachować z nim stosunki czysto przyjacielskie, a nie
plątać się w jakieś związki z chłopakami z ich zespołu. Jeden mi wystarczy. I
tak są z nim same kłopoty.
-
Jeszcze jedno – Brian wystawił głowę zza drzwi – Zacky jest czysty. Nie
przeleciał żadnej będąc z tobą w związku. A to, że podrywał inne dziewczyny to
tylko i wyłącznie moja wina. Przepraszam – zamknął drzwi i zostawił mnie w
zajebiście kłopotliwej sytuacji. Z jednej strony kamień spadł mi z serca i
ucieszyłam się, że mój partner był wobec mnie lojalny.
Nie
miałam zielonego pojęcia co Brian nagadał Zackiemu o mnie, ale wiem, że jest
chujem, który nie liczy się z uczuciami innych. No jak można?! Przecież jak go
dorwę to mu nogi z dupska powyrywam. Jednak teraz każdy mój ruch musi być
ostrożny. Kto mógłby mnie tak nienawidzić? Zawsze byłam cichą osobą, która nie
narażała się ludziom, a wręcz przeciwnie. Wyjęłam laptopa spod łóżka. Zazwyczaj
używałam go do napisania jakiś prac, ale nic więcej. To Matt zawsze z niego
korzystał, ale teraz kupił sobie swój własny, więc mi pozostał ten stary rzęch.
Włączyłam Internet i zaczęłam przeglądać rockowe strony. Szukałam jakiejkolwiek
informacji o Zackym, ale nigdzie nie znalazłam wzmianki o jego porwaniu.
Najwyraźniej są za małym zespołem, żeby strony internetowe pisały o ich
wypadkach. Sama już nie wiedziałam co miałam robić. Zamknęłam laptopa i
włożyłam go na swoje miejsce. Wstałam z łóżka i zeszłam powoli na dół.
Zazwyczaj jak chłopcy byli całą ekipą w naszym domu zaśmiewali się do łez, ich
śmiechy czasami wzbudzały złość w sąsiadach, bo dużo razy wzywali policje, żeby
ich uspokoiła. Nie przeszkadzało mi to. Lubiłam patrzeć, gdy byli uśmiechnięci,
beztroscy. Jednak nie wiedziałam tak naprawdę ile mają zmartwień. Zagadką
jednak dla mnie został Johnny. Nie umiałam go rozgryźć. W prawdzie był w moim
wieku, ale nie umiałam do niego dotrzeć. Zawsze był radosny, uśmiechnięty i
nawet, gdy chłopcy robili sobie z niego żarty zachowywał zimną krew i nie dał
się ponieść emocjom. Oprócz problemów z rodziną chyba nic innego nie jest w
stanie popsuć mu humoru. Myślę, że dzięki wypadom ze znajomymi odrywa się od
życia rodzinnego i to jest dla niego najważniejsze.
Weszłam do salonu i poczułam się jak
na stypie. Każdy z chłopaków ubrany był na czarno, siedzieli smutni. Jak nie
oni. Zrobiło mi się ich okropnie żal.
-
Rose, trzymasz się? – zapytał Matt
-
Jakoś muszę – uśmiechnęłam się sztucznie. Było to dla mnie naprawdę trudne. Nawet
najgorszemu wrogowi nie życzę takich okropnych zdarzeń.
Popatrzyłam
na wszystkich chłopaków. Byli przybici, a gdy zobaczyłam, że Brian powstrzymuje
łzy moje serce rozbiło się na milion kawałeczków. Nie dałam rady, wplotłam
palce we włosy i usiadłam na podłodze. Zaczęłam intensywnie myśleć, chciałam
rozwiązać tą zagadkę. Raz na zawsze, żeby nikt nie musiał już cierpieć. Chcę
ich uwolnić od zmartwień. Byłam nawet gotowa „oddać się” porywaczom w zamian za
Zackiego. Wiem, że nie dałabym rady żyć ze świadomością, że to przeze mnie
Zackiemu coś się stało, a w najgorszym wypadku… Nie, o tym nie mogę myśleć.
Rose
zastanów się. Kto mógłby to zrobić? Kto tak bardzo cię nienawidzi? Z kim
ostatnio miałaś nieprzyjemny kontakt, kto wie, że jesteś z Zackym?
Z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek do
drzwi. Matt, jako gospodarz, poszedł otworzyć. Odpowiedź na wszystkie moje
pytania stała właśnie w drzwiach. Czyż to nie prawda, że kochane siostry
DiBenedetto nie darzą mnie sympatią? Kogo ostatnio uderzyłam wazonem, albo
wywaliłam z domu? Miały powód żeby się zemścić. Wstałam z podłogi i zamknęłam
drzwi przed nosem Valary. Popatrzyłam na chłopaków zawistnym wzrokiem.
-
To te ździry! – krzyknęłam i pokazałam palcem na drzwi
-
Drzwi? – zapytał Jimmy
-
Jesteś naprawdę taki głupi czy tylko udajesz? – zapytałam ironicznie
-
Valary i Michelle? – zapytał Brian
-
No a kto mnie tak nie znosi i chciałby mi coś zrobić? Odegrać się za to co
zrobiłam. Przecież to przeze mnie związek Michelle i Briana się rozpadł.
-
Nie przez ciebie – przerwał mi Brian
-
Nie ważne – dodałam szybko – Nie rozumiecie, że to wszystko układa się w
logiczny ciąg zdarzeń?
-
Ale Rose, to rozwiązanie jest za proste na skalę takiej zagadki. Przecież
Michelle i Valary nie były w klubie – powiedział Brian
-
Głupku, myślisz, że one bezpośrednio porwały Zackiego? Na pewno jakoś go
zwabiły.
-
Uspokój się Rose, jesteś przewrażliwiona na ich punkcie – Matt ujął mnie za
ramiona
-
Zostaw mnie – szarpnęłam barkami i podeszłam do sofy. Usiadłam między Jimmym a
Johnnym i podkuliłam nogi. Byłam sfrustrowana. Myślałam, że inaczej zareagują,
przyznają mi rację, jednak siedziałam w jednym wielkim błędzie. Może też
bezpodstawnie osądzałam Valary i Michelle. To wszystko przez to, że są
popieprzonymi pustymi wariatkami, które zawsze działały mi na nerwy. Nie umiem
żyć z takimi ludźmi w zgodzie, gdy raz mi podpadli – nie ma dla nich życia z
mojej strony.
-
Porozmawiajmy – Jimmy wstał i wyciągnął rękę w moją stronę
-
Zróbcie z tym coś, ja zaraz oszaleję – schowałam twarz w dłonie
-
Dobrze – powiedział Brian. Wstał z sofy i pociągnął Matta za ramię.
Oczami Zackiego
Nie mam pojęcia gdzie jestem. Staram się
dostrzec cokolwiek w ciemności, ale wytężam wzrok na darmo. Totalna pustka,
ciemnica. Nie wiem co się ze mną stało. Boli mnie potylica, więc chyba nieźle
musiałem dostać po łbie. Od wczoraj nic nie jadłem, nawet nie wiem która jest
godzina. Nikt nie był tutaj od momentu mojego przebudzenia, czyli parę dobrych
godzin temu. Teraz czas to mój największy wróg. Martwię się o Rose i chłopaków,
nie wiem jak zniosą moją nieobecność. Nie chciałem zawieść ich wszystkich, a
już na pewno nie Rose. Znaczy dla mnie tak wiele, jest moim aniołem stróżem.
Czasami czuję się jak największy dupek, bo nie traktuje jej tak jak powinienem.
Nie pokazuje jej ile dla mnie znaczy, a wszystko co robię wygląda jakbym był do
tego zmuszany. Ona tak wiele dla mnie zrobiła, pokazała mi sens życia, dała mi
z niego radość, a ja nawet nie umiem jej powiedzieć jak bardzo mi na niej
zależy. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że nie umiem wytrzymać bez niej dnia.
Ale to wszystko co powiedział mi Brian… Nie wiem co mam o tym myśleć, jak
traktować jego słowa. Nie umiem myśleć racjonalnie, wszystko obraca się
przeciwko mnie. Nie umiem wpuścić nikogo do swojego życia zbyt blisko. Nie chcę
zranić Rose proponując jej współżycie, top byłoby płytkie, a ona jest przecież
jeszcze taka delikatna i krucha. Chciałbym móc ją teraz przytulić, pocałować.
Po jaką cholerę ciągnęło mnie do tych wszystkich kobiet, które nie
przedstawiają żadnej wartości? Jak mogłem zranić Rose?
Nagle drzwi do pomieszczenia uchyliły
się. Zasłoniłem oczy wolną ręką, bo druga była przykuta do kaloryfera. Oślepiło
mnie światło i dopiero teraz dostrzegłem, że znajduje się w czymś na rodzaj
piwnicy, ciemnej, zimnej i mokrej. Dobrze zbudowany mężczyzna podszedł do mnie
na bezpieczną odległość, tak, abym nie dał rady go dotknąć. Nigdy wcześniej go
nie widziałem, z resztą dużo nie było dane mi dostrzec, bo oślepiało mnie
bijące światło za jego pleców. Nie powiedział nic. Postawił przede mną talerz z
ziemniakami i kotletem. Zabrałem się za jedzenie. Byłem tak okropnie głodny, że
nie czułem już chłodu. Skupiałem się tylko na pustym żołądku.
Po
skończonym posiłku opadłem na plecy, a że miałem na sobie tylko krótkie
spodenki zimno, które biło z podłogi dodatkowo ochłodziło mój organizm. Ile mam
tutaj siedzieć? Co jest powodem mojego porwania? Kurwa mać! Nie umiem sobie
odpowiedzieć na te jebane pytania, to jest jakiś absurd. Krzyknąłem, głośno.
-
Niech tu ktoś przyjdzie do kurwy!
Posłuchał
mojej prośby. Drzwi uchyliły się, ale nikt nie wszedł do środka.
-
Co ja tu robie?! Może mi ktoś powiedzieć? – krzyknąłem jak najgłośniej się dało
-
Popatrz jaki marudny, dostał jedzenie i jeszcze mu źle – usłyszałem głos z
oddali, tym razem kobiecy.
Mężczyzna
tylko się zaśmiał. Nie odpowiedział na moje pytania. Zamknął drzwi i zostawił
mnie jak skazańca na ścięcie głowy.
Oczami Rose
-
Błagam was, zróbmy coś – zwróciłam się do pozostałych chłopaków, czyli Johnnego
i Jimmiego.
Miałam
już dość. Byłam wyczerpana. Nawet nie wiem czy jest sens tak bardzo się
przejmować tą sytuacją, skoro Zacky z pewnością, gdy wróci na wolność zerwie
nasz kontakt.
-
Słuchajcie, pójdę na chwilę do garażu. Przyniosę pare papierów i pogadamy na
spokojnie – powiedział Jimmy i wyszedł przed dom.
-
Johnny, co tu się kurwa dzieje? – spytałam załamanym głosem
-
Gdybym tylko to wiedział. Zrobiłbym wszystko, żeby ratować przyjaciela – powiedział
cicho. Ujęłam jego dłoń i popatrzyłam mu w oczy. Były bardzo ładne, szaro
zielonkawe. Pierwszy raz spotkałam się z takim kolorem tęczówek.
-
Możesz mi coś powiedzieć? – zapytałam nieśmiało
-
Pytaj, na każde pytanie znajdę odpowiedź – uśmiechnął się
Zdziwiło
mnie to, bardziej stawiałam, że nie będzie chciał mi nic powiedzieć.
-
Dlaczego po tym jak zaczęłam spotykać się z Zackym, Brian stał się zupełnie inny?
Ciągle chce skłócić mnie i Zacka – zaczęłam
-
Posłuchaj, Haner to bardzo specyficzny typ człowieka, jeżeli coś nie idzie po
jego myśli, wtedy zaczyna się koszmar. Na szczęście Jimmy jest w stanie
pohamować jego zapędy i ogarnąć go czasami
-
Po prostu pytam, bo teraz wszystko co najgorsze spada mi na głowę. Od niedawna
życie zaczęło się na mnie mścić, nawet nie wiem za co
-
Rose, nie przejmuj się. Wybrniesz z tego gówna. Gwarantuję ci – uśmiechnął siei
pogładził mój policzek.
-
Johnny? Może to głupie o co zapytam, ale… Co powoduje, że jesteś taki
szczęśliwy i nie przejmujesz się gównianymi sprawami?
-
Co masz na myśli? – popatrzył na mnie zdziwiony
-
Po prostu, gdy chłopcy robią ci na złość nie okazujesz złości tylko totalnie to
po tobie spływa
-
Nauczyłem sie tego. Moja rodzina jest jaka jest, wyrzucili na mnie dużo gnoju.
Nic mi nie przepuścili, w każdym moim czynie doszukiwali się złego. Zawsze to
ja byłem zły, najgorszy i najbardziej potępiany. Nauczyłem sieto olewać, nie
przejmować się tym i robić to co kocham. Czyli grać. Gra mnie wyciszała,
uczyłem się nowych kawałków, zamykałem Siena klucz w pokoju i tworzyłem nowe dźwięki.
Pewnego razu mój ojciec wybił szybę do mojego pokoju i rzucił się na mnie z
nożem. Zranił mnie w rękę. Mam na niej teraz tatuaż, żeby nie było widać
blizny. Maskuję to, bo po co mam rozpamiętywać takie rzeczy? Moja rodzina ma
zrytą banię – zaśmiał się
Nie
wierzyłam jak można być tak pozytywnym człowiekiem, bardzo podobało mi się jego
podejście do życia, a w szczególności, że rzeczywiście w życiu spotkało go dużo
złego.
-
Cieszę się, że nie straciłeś poczucia humoru – dałam mu sójkę w bok
-
Po cholerę mam się smucić, skoro mam zajebistych przyjaciół – przyciągnął mnie
do siebie i ścisnął mocno
Zaśmiałam
się. Po raz pierwszy od dłuższego czasu zaśmiałam się szczerze, bez żadnych
wymuszanych emocji.
-
Jak myślisz, kto mógł to zrobić? – zapytałam
-
Nie wiem, ty serio myślisz, że to siostry?
-
Teraz mam mieszane uczucia. Poczekajmy aż Matt i Brian wrócą.
Długo nie musieliśmy czekać. Po paru
minutach w drzwiach stanął Matt i Brian. Niestety bez Zackiego. Zauważyłam, że
są wkurwieni.
-
Tam go nie ma – warknął Matt