Usiadłam
przy stole i spokojnie obserwowałam jak Brian zajmuje swoje miejsce.
Odczuwałam lekki stres. Jednak nie był on spowodowany mężczyzną,
który siedział naprzeciwko mnie. Bałam się jak przed nim wypadnę.
Nigdy nie przypuszczałam, że będę znajdowała się w takiej
sytuacji, a tym bardziej z Brianem. Nie umiem wytłumaczyć się sama
przed sobą w jaki sposób zmieniłam swój stosunek do jego osoby.
Kiedy patrzę na niego i widzę to w jaki sposób mówi, porusza się
i w jaki sposób się uśmiecha stwierdzam, że jestem nim totalnie
zafascynowana. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam takiego uczucia.
Nie wymagam od niego żadnych namiętnych zbliżeń, do szczęścia
potrzebne jest mi jedyne to, żeby po prostu przy mnie był.
Uśmiechnął
się do mnie i spytał co zjadłabym na początek. Postanowiłam nie
być wymagająca, żeby nie robić mu kłopotu, a poza tym najadłam
się samym stresem. Z karty menu wybrałam sałatkę grecką i białe
wino.
Kiedy
kelnerka podeszła do naszego stolika i Brian zaczął zamawiać
jedzenie wbiłam wzrok w jej wyzywające i kuse ubranie. Nie wiem czy
to jej szef, czy może sama zadecydowała, że chce przyjść tak
ubrana do pracy. To nie jest dom publiczny tylko restauracja miejska.
Miałam ochotę zwrócić jej uwagę, bo nie tylko wyglądała jak
zdzira, ale jeszcze na dodatek przystawiała się do Briana.
Ewidentnie go podrywała, a jemu jak widać się to podobało. Ach,
te gwiazdy rocka. Swoją drogą jestem zdumiona, że jak dotąd żadna
fanka do niego nie podeszła i nie spytała, czy nie mógłby im się
podpisać na biuście, którego i tak zresztą większość z nich
nie posiada. Dobra, z resztą niskie poczucie zazdrości powinno mi
być obce. W końcu to nie jest mój partner i nie powinnam się
wtrącać w takie sprawy. To tylko mój dobry przyjaciel... z którym
poszłam raz do łóżka. Boże, co ja robię ze swoim życiem.
- Halo!
Ziemia do Rose! - Brian pomachał mi ręką przed oczami
- Co,
co? - spytałam i odgoniłam myśli na bok
- Pytałem
czy chcesz coś jeszcze zamówić
- Nie,
może potem – uśmiechnęłam się
Popatrzył
na mnie, uśmiechnął się w odpowiedzi i zaczął bawić się
widelcem. Nie widziałam żadnego sensu w tym co robił, ale zaczęło
podobać mi się to jak manewruje palcami, jak wszystko robi z
gracją.
- Nad
czym tak myślałaś? - spytał po chwili
- Ja?
Ee, nad tym co u Irminy – skłamałam
- Rozmawiałaś
z nią ostatnio?
- Nie
miałam okazji. Matt ma z nią lepszy kontakt niż ja.
- Słuchaj,
za to co było kiedyś z Irminą – westchnął – nic szczególnego
nas nie łączyło.
- Myślisz,
że ja o tym nie wiem? Widziałam jaki masz stosunek do niej i jak ją
traktujesz.
- Nie
wiem co mną kierowało. Może wszystko przez to, że w jakiś sposób
chciałem ci dopiec. Wiedziałem, że się wściekniesz jak się o
tym dowiesz.
- No
i brawo. Udało ci się.
- Aż
tak mnie nie lubisz? - spytał podnosząc wzrok
Poczułam
jak miliony szpilek wbijają mi się w brzuch. Nie wiedziałam co
odpowiedzieć. Co pomyśli kiedy powiem, że tak z dnia na dzień
zmieniłam do niego stosunek? Poszłam z nim do łóżka. Mało to
odpowiedzialne, ale chyba dzięki temu dostrzegłam w nim innego
człowieka. Czułego, opiekuńczego, a cała nienawiść którą do
niego żywiłam nagle zeszła na drugi plan. Zauroczył mnie sobą?
Może, ale nie czuję większej potrzeby, żeby powiedzieć mu to
wszystko. Przynajmniej teraz.
- O
dziwo przez ten wyjazd zmieniłam co do ciebie zdanie –
uśmiechnęłam się
- Rose,
czuję, że w jakiś sposób cię skrzywdziłem.
Spojrzałam
na niego pytająco. Nie wiedziałam czy ma na myśli wydarzenia
sprzed kilku lat, czy może noc, o którą już raz mnie przeprosił
i zapewniał mnie, że nigdy nic podobnego się nie stanie.
- Chodzi
mi o całokształt moich zachowań. Po prostu zawsze uważałem, że
jesteś niewarta jakichkolwiek starań.
Ała,
te słowa zabolały. Nie, żebym się wywyższała, ale mógł sobie
je darować.
- Ale
teraz jest zupełnie inaczej. Zmieniłaś się, albo to ja zmieniłem
swoje podejście do ciebie, bo może to ja przyczyniłem się do
tego, że tak się zachowywałaś.
- Brian,
ja nie wiem co mam powiedzieć. Nie wiem jak się usprawiedliwić.
- Po
prostu chciałem, żebyś wiedziała, że zmieniłem podejście do
ciebie. I jeszcze raz chciałem cię przeprosić za tamtą noc. Nie
wiem co we mnie wstąpiło.
- Wszystkie
panny, z którymi spałeś przepraszasz potem sto razy?
- Nie
zależy mi na ich dobrym zdaniu o mnie – prychnął – w ogóle na
nich mi nie zależy – dodał szybko, ale zaraz chyba żałował
tych słów, bo widziałam, że jest zmieszany.
Ucieszyły
mnie te słowa, jednak nie chciałam dać tego po sobie poznać. Nie
chciałam pytać też mu na mnie zależy, zapewne by skłamał, więc
dałam sobie z tym spokój. Brian taki niegrzeczny chłopiec mówi
takie rzeczy? Może w głębi duszy jest niepowtarzalnym romantykiem,
który stara się nie wychylać przed własny cień.
Rozejrzałam
się wokół i dopiero teraz do moich uszu dotarły piękne dźwięki
pianina, które dobiegały z rogu restauracji. Stało tam piękne
białe pianino, na którym grał mężczyzna w podeszłym wieku.
Zapatrzona w ten piękny obraz poczułam ciepło na dłoni.
Odwróciłam głowę i spojrzałam na nasze splecione ręce.
Zauważyłam biały ślad na palcu Briana. Jakby w formie obrączki.
Przejechałam po nim delikatnie kciukiem i popatrzyłam prosto w jego
czekoladowe oczy.
- To
od Michelle. Zdjąłem go kiedy – westchnął – chowali jej
znalezione szczątki.
- Brian,
ja – zacisnęłam zęby – nie chciałam, żeby tak się stało
- Rose,
byłem przy tym. Nie musisz mi mówić jak to wszystko wyglądało.
Po prostu znałem Michelle od dzieciństwa. Byliśmy nierozłączni.
Dopiero kiedy w jakiś sposób stałem się sławny ona nagle
zmieniła do mnie podejście. Nie byłem dla niej tym samym facetem,
ona chciała czegoś więcej niż przyjaźni ze mną. Nie umiem sobie
tego wytłumaczyć, nagle stała się inna, ingerowała w mój życie,
chciała być cząstką mnie – powiedział cicho i lekko pociągnął
nosem.
Nie
chciałam, żeby tak cierpiał, żeby tracił kogoś bliskiego,
szczególnie tak bliską przyjaciółkę jaką była Michelle.
- To
dlatego tak bardzo się na mnie wściekłeś kiedy się z nią
pokłóciłam – stwierdziłam
- Tu
nie chodziło tylko o nią. Zawsze chciałem być kimś ważnym
Nie
zrozumiałam za bardzo tego co powiedział. Skoro nie chodzi o
Michelle to o kogo? Bo na pewno nie o mnie. On mnie nienawidził.
- Ale
jak to chciałeś być kimś ważnym, skoro nie chciałeś żeby
łączyło was nic więcej jak tylko przyjaźń
- To
nie jest tak proste jakbym chciał żeby było. Może kiedyś dowiesz
się całej prawdy. Dzisiaj jest na nią trochę za wcześnie –
stwierdził po czym wstał, żeby odebrać zamówienie.
Do
końca naszej kolacji zastanawiałam się o co tak naprawdę mu
chodziło. Nie jestem detektywem, ani kimś w tym rodzaju, żeby
rozwiązywać zagadki tego typu. W dalszym ciągu nie umiem go
rozgryźć. Po prostu może potrzebuje trochę czasu, żeby pozbierać
wszystko do kupy i mi o tym powiedzieć? Jeszcze się nad tym
zastanowię, ale znając mnie to połowę nocy będę o tym
rozmyślać. Chociaż szczerze powiedziawszy wolałabym normalnie
zasnąć, bo jutro czeka mnie długa podróż do mamy. Może Brian
zgodziłby się spędzić tę noc ze mną? Robiłby za moją prywatną
maskotkę, a rano miałabym jego zapach na sobie i cały dzień by mi
towarzyszył. Muszę go namówić, ale to dopiero jak będziemy mieli
rozchodzić się do swoich pokoi.
Jak
myślałam tak zrobiłam. Po skończonej kolacji pojechaliśmy do
hotelu, ale zamiast wejść do środka wybraliśmy krótką
przechadzkę po plaży. Stwierdziliśmy, że to będzie odprężające.
Idąc
brzegiem i wsłuchując się w szum morza podeszłam do Briana i
chwyciłam go za rękę. Objął moją dłoń mocnym uściskiem i bez
słowa pociągnął mnie za sobą. Poczułam jak moje stopy dotykają
wody. To było nadzwyczaj przyjemne.
- Wiem,
że ta propozycja będzie dość dziwna, ale może zechciałby
spędzić dzisiaj noc u mnie? - spytałam go stając przed drzwiami
do swojego pokoju.
- Rose,
wiesz, że nie powinienem – westchnął i przyparł mnie do ściany.
Oparł się rękoma po obu stronach mojej głowy.
- Niewinne,
przyjacielskie piżama party? - zaśmiałam się
- I
skończy się gorzej niż przyjacielski prysznic? - wyszczerzył się
- Uważam,
że dotrzymujesz obietnicy i nie zrobiłbyś tego ani sobie, ani mi –
odparłam
- Skoro
tak uważasz to mnie namówiłaś. Pójdę tylko po swoje rzeczy i
zaraz jestem.
Weszłam
do pokoju i łomocącym sercem rzuciłam się na łóżko. To będzie
tylko przyjacielska noc. Nic więcej. Usiadłam na materacu i powoli
zdjęłam wianek z głowy. O dziwo fryzura utrzymała się w
nieskazitelnym stanie do samego końca. Spojrzałam do lustro i
głośno westchnęłam. Czy tak wygląda człowiek, który właśnie
wrócił z najlepszej kolacji pod słońcem?
- Jestem
– powiedział Brian wchodząc do pokoju. W rękach trzymał
kosmetyczkę i ubrania.
- Kto
idzie pierwszy? Ty czy ja? - spytałam
- Przyjacielski
prysznic? - zaśmiał się
- Wal
się – pokazałam mu język
- Idź
pierwsza, tylko całej wody nie wylej. I gdybym zasnął to mnie
budź, bo nie lubię chodzić spać nieumyty
- Możesz
mi tylko rozpiąć sukienkę? Bo nie dam sobie rady z tym
ustrojstwem.
- Już
się robi – zostawił wszystkie rzeczy na łóżku i podszedł do
mnie. Dotknął suwaka, ale ja już na plecach poczułam bijące
ciepło od jego rąk. Na całym ciele pojawiła mi się gęsia
skórka. Delikatnie rozsunął sukienkę i położył brodę na moim
nagim ramieniu, z którego zsunął się kawałek materiału. Jego
oddech otulający moją skórę sprawił, że pragnęłam więcej
jego dotyku. Stałam w bezruchu i czekałam na dalszy krok z jego
strony. Złożył długi pocałunek, po czym przesunął się niżej.
Położył ręce na moich nagich plecach i przesunął je w kierunku
brzucha. Trzymał je teraz za materiałem i napierał na mnie całym
sobą. Przytulił mnie mocno i pocałował w szyję. Uwolnił uścisk
i przejechał palcami po całej długości moich pleców. Zaśmiał
się kiedy zobaczył, że pojawia się na nich gęsia skórka.
Zamknęłam oczy i mimowolnie się uśmiechnęłam. Mogę rzec, że
uwielbiam jego dotyk, cichy tembr głosu i to wspaniałe uczucie,
które stwarza, gdy jest w pobliżu.
Tak
jak myślałam. Przez całą noc nie mogłam spać. Nawet to, że
wtuliłam się w śpiącego Briana nic mi nie dało. Swoją drogą
jest tak słodki kiedy śpi. Serce o mało nie wyskoczyło mi z
piersi, gdy usłyszałam, że powiedział przez sen moje imię.
Nie
wiem nawet kiedy słońce zaczęło wschodzić na niebo. Ta noc
minęła tak szybko, może nieświadomie zasnęłam na parę godzin,
ale to nawet lepiej, bo nie musiałam się przez cały czas męczyć.
O
równej piątej wstałam z łóżka i poszłam do pokoju Matta, żeby
go obudzić. Nie do opisania był obraz, który tworzył razem ze
śpiącą Violet. To było tak urocze, że nie miałam serca go
budzić, ale jak dowiedziałam się w recepcji – lot mamy za trzy
godziny, więc trzeba się sprężać, bo wszystkie formalności z
odprawą muszą być załatwione jak najwcześniej.
Matt
podziękował mi za fatygę i za to, że nie musiał katować Violet
budzikami, które nastawił. Wracając do pokoju zahaczyłam o bufet
i ze świeżo przygotowanego szwedzkiego stołu zgarnęłam parę
tostów, dwa naleśniki z czekoladą, kubek mleka i od miłych pań z
kuchni dostałam dwa termosy z kawą. Naleśniki i mleko postawiłam
na szafce nocnej i napisałam krótki liścik dla Briana. Resztę
jedzenia wpakowałam do plecaka. Oprócz prowiantu zabrałam takie
rzeczy jak paszport, portfel, telefon, ładowarkę, słuchawki i inne
pierdoły dzięki którym lot nie będzie taki nużący
Razem
z Mattem w jak najszybszym tempie wylecieliśmy z hotelu i
pobiegliśmy na taksówkę, która zabrała nas prosto na lotnisko.
Kiedy byliśmy już po odprawie czekaliśmy na otwarcie bramek, ale
nie musieliśmy się niczego obawiać, bo w kolejce staliśmy
pierwsi, a jak się okazało za wiele osób nie chciało lecieć o
tak wczesnej porze.
Nagle
podszedł do nas jakiś ochroniarz i zaczął mówić coś po cichu
do przenośnego radia. Zdziwiliśmy się z Mattem o co może chodzić.
Spojrzeliśmy na siebie pytająco.
- Pan
Matthew Charles Sanders? - spytał z poważną miną
- Tak,
a coś się stało?
- Musimy
pana zawieźć na komisariat - odparł
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz