Odcinek 32


    Usiadłam przy stole i spokojnie obserwowałam jak Brian zajmuje swoje miejsce. Odczuwałam lekki stres. Jednak nie był on spowodowany mężczyzną, który siedział naprzeciwko mnie. Bałam się jak przed nim wypadnę. Nigdy nie przypuszczałam, że będę znajdowała się w takiej sytuacji, a tym bardziej z Brianem. Nie umiem wytłumaczyć się sama przed sobą w jaki sposób zmieniłam swój stosunek do jego osoby. Kiedy patrzę na niego i widzę to w jaki sposób mówi, porusza się i w jaki sposób się uśmiecha stwierdzam, że jestem nim totalnie zafascynowana. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam takiego uczucia. Nie wymagam od niego żadnych namiętnych zbliżeń, do szczęścia potrzebne jest mi jedyne to, żeby po prostu przy mnie był.
     Uśmiechnął się do mnie i spytał co zjadłabym na początek. Postanowiłam nie być wymagająca, żeby nie robić mu kłopotu, a poza tym najadłam się samym stresem. Z karty menu wybrałam sałatkę grecką i białe wino.
      Kiedy kelnerka podeszła do naszego stolika i Brian zaczął zamawiać jedzenie wbiłam wzrok w jej wyzywające i kuse ubranie. Nie wiem czy to jej szef, czy może sama zadecydowała, że chce przyjść tak ubrana do pracy. To nie jest dom publiczny tylko restauracja miejska. Miałam ochotę zwrócić jej uwagę, bo nie tylko wyglądała jak zdzira, ale jeszcze na dodatek przystawiała się do Briana. Ewidentnie go podrywała, a jemu jak widać się to podobało. Ach, te gwiazdy rocka. Swoją drogą jestem zdumiona, że jak dotąd żadna fanka do niego nie podeszła i nie spytała, czy nie mógłby im się podpisać na biuście, którego i tak zresztą większość z nich nie posiada. Dobra, z resztą niskie poczucie zazdrości powinno mi być obce. W końcu to nie jest mój partner i nie powinnam się wtrącać w takie sprawy. To tylko mój dobry przyjaciel... z którym poszłam raz do łóżka. Boże, co ja robię ze swoim życiem.
- Halo! Ziemia do Rose! - Brian pomachał mi ręką przed oczami
- Co, co? - spytałam i odgoniłam myśli na bok
- Pytałem czy chcesz coś jeszcze zamówić
- Nie, może potem – uśmiechnęłam się
Popatrzył na mnie, uśmiechnął się w odpowiedzi i zaczął bawić się widelcem. Nie widziałam żadnego sensu w tym co robił, ale zaczęło podobać mi się to jak manewruje palcami, jak wszystko robi z gracją.
- Nad czym tak myślałaś? - spytał po chwili
- Ja? Ee, nad tym co u Irminy – skłamałam
- Rozmawiałaś z nią ostatnio?
- Nie miałam okazji. Matt ma z nią lepszy kontakt niż ja.
- Słuchaj, za to co było kiedyś z Irminą – westchnął – nic szczególnego nas nie łączyło.
- Myślisz, że ja o tym nie wiem? Widziałam jaki masz stosunek do niej i jak ją traktujesz.
- Nie wiem co mną kierowało. Może wszystko przez to, że w jakiś sposób chciałem ci dopiec. Wiedziałem, że się wściekniesz jak się o tym dowiesz.
- No i brawo. Udało ci się.
- Aż tak mnie nie lubisz? - spytał podnosząc wzrok
Poczułam jak miliony szpilek wbijają mi się w brzuch. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Co pomyśli kiedy powiem, że tak z dnia na dzień zmieniłam do niego stosunek? Poszłam z nim do łóżka. Mało to odpowiedzialne, ale chyba dzięki temu dostrzegłam w nim innego człowieka. Czułego, opiekuńczego, a cała nienawiść którą do niego żywiłam nagle zeszła na drugi plan. Zauroczył mnie sobą? Może, ale nie czuję większej potrzeby, żeby powiedzieć mu to wszystko. Przynajmniej teraz.
- O dziwo przez ten wyjazd zmieniłam co do ciebie zdanie – uśmiechnęłam się
- Rose, czuję, że w jakiś sposób cię skrzywdziłem.
Spojrzałam na niego pytająco. Nie wiedziałam czy ma na myśli wydarzenia sprzed kilku lat, czy może noc, o którą już raz mnie przeprosił i zapewniał mnie, że nigdy nic podobnego się nie stanie.
- Chodzi mi o całokształt moich zachowań. Po prostu zawsze uważałem, że jesteś niewarta jakichkolwiek starań.
Ała, te słowa zabolały. Nie, żebym się wywyższała, ale mógł sobie je darować.
- Ale teraz jest zupełnie inaczej. Zmieniłaś się, albo to ja zmieniłem swoje podejście do ciebie, bo może to ja przyczyniłem się do tego, że tak się zachowywałaś.
- Brian, ja nie wiem co mam powiedzieć. Nie wiem jak się usprawiedliwić.
- Po prostu chciałem, żebyś wiedziała, że zmieniłem podejście do ciebie. I jeszcze raz chciałem cię przeprosić za tamtą noc. Nie wiem co we mnie wstąpiło.
- Wszystkie panny, z którymi spałeś przepraszasz potem sto razy?
- Nie zależy mi na ich dobrym zdaniu o mnie – prychnął – w ogóle na nich mi nie zależy – dodał szybko, ale zaraz chyba żałował tych słów, bo widziałam, że jest zmieszany.
Ucieszyły mnie te słowa, jednak nie chciałam dać tego po sobie poznać. Nie chciałam pytać też mu na mnie zależy, zapewne by skłamał, więc dałam sobie z tym spokój. Brian taki niegrzeczny chłopiec mówi takie rzeczy? Może w głębi duszy jest niepowtarzalnym romantykiem, który stara się nie wychylać przed własny cień.
     Rozejrzałam się wokół i dopiero teraz do moich uszu dotarły piękne dźwięki pianina, które dobiegały z rogu restauracji. Stało tam piękne białe pianino, na którym grał mężczyzna w podeszłym wieku. Zapatrzona w ten piękny obraz poczułam ciepło na dłoni. Odwróciłam głowę i spojrzałam na nasze splecione ręce. Zauważyłam biały ślad na palcu Briana. Jakby w formie obrączki. Przejechałam po nim delikatnie kciukiem i popatrzyłam prosto w jego czekoladowe oczy.
- To od Michelle. Zdjąłem go kiedy – westchnął – chowali jej znalezione szczątki.
- Brian, ja – zacisnęłam zęby – nie chciałam, żeby tak się stało
- Rose, byłem przy tym. Nie musisz mi mówić jak to wszystko wyglądało. Po prostu znałem Michelle od dzieciństwa. Byliśmy nierozłączni. Dopiero kiedy w jakiś sposób stałem się sławny ona nagle zmieniła do mnie podejście. Nie byłem dla niej tym samym facetem, ona chciała czegoś więcej niż przyjaźni ze mną. Nie umiem sobie tego wytłumaczyć, nagle stała się inna, ingerowała w mój życie, chciała być cząstką mnie – powiedział cicho i lekko pociągnął nosem.
Nie chciałam, żeby tak cierpiał, żeby tracił kogoś bliskiego, szczególnie tak bliską przyjaciółkę jaką była Michelle.
- To dlatego tak bardzo się na mnie wściekłeś kiedy się z nią pokłóciłam – stwierdziłam
- Tu nie chodziło tylko o nią. Zawsze chciałem być kimś ważnym
Nie zrozumiałam za bardzo tego co powiedział. Skoro nie chodzi o Michelle to o kogo? Bo na pewno nie o mnie. On mnie nienawidził.
- Ale jak to chciałeś być kimś ważnym, skoro nie chciałeś żeby łączyło was nic więcej jak tylko przyjaźń
- To nie jest tak proste jakbym chciał żeby było. Może kiedyś dowiesz się całej prawdy. Dzisiaj jest na nią trochę za wcześnie – stwierdził po czym wstał, żeby odebrać zamówienie.
     Do końca naszej kolacji zastanawiałam się o co tak naprawdę mu chodziło. Nie jestem detektywem, ani kimś w tym rodzaju, żeby rozwiązywać zagadki tego typu. W dalszym ciągu nie umiem go rozgryźć. Po prostu może potrzebuje trochę czasu, żeby pozbierać wszystko do kupy i mi o tym powiedzieć? Jeszcze się nad tym zastanowię, ale znając mnie to połowę nocy będę o tym rozmyślać. Chociaż szczerze powiedziawszy wolałabym normalnie zasnąć, bo jutro czeka mnie długa podróż do mamy. Może Brian zgodziłby się spędzić tę noc ze mną? Robiłby za moją prywatną maskotkę, a rano miałabym jego zapach na sobie i cały dzień by mi towarzyszył. Muszę go namówić, ale to dopiero jak będziemy mieli rozchodzić się do swoich pokoi.
     Jak myślałam tak zrobiłam. Po skończonej kolacji pojechaliśmy do hotelu, ale zamiast wejść do środka wybraliśmy krótką przechadzkę po plaży. Stwierdziliśmy, że to będzie odprężające.
     Idąc brzegiem i wsłuchując się w szum morza podeszłam do Briana i chwyciłam go za rękę. Objął moją dłoń mocnym uściskiem i bez słowa pociągnął mnie za sobą. Poczułam jak moje stopy dotykają wody. To było nadzwyczaj przyjemne.
- Wiem, że ta propozycja będzie dość dziwna, ale może zechciałby spędzić dzisiaj noc u mnie? - spytałam go stając przed drzwiami do swojego pokoju.
- Rose, wiesz, że nie powinienem – westchnął i przyparł mnie do ściany. Oparł się rękoma po obu stronach mojej głowy.
- Niewinne, przyjacielskie piżama party? - zaśmiałam się
- I skończy się gorzej niż przyjacielski prysznic? - wyszczerzył się
- Uważam, że dotrzymujesz obietnicy i nie zrobiłbyś tego ani sobie, ani mi – odparłam
- Skoro tak uważasz to mnie namówiłaś. Pójdę tylko po swoje rzeczy i zaraz jestem.
Weszłam do pokoju i łomocącym sercem rzuciłam się na łóżko. To będzie tylko przyjacielska noc. Nic więcej. Usiadłam na materacu i powoli zdjęłam wianek z głowy. O dziwo fryzura utrzymała się w nieskazitelnym stanie do samego końca. Spojrzałam do lustro i głośno westchnęłam. Czy tak wygląda człowiek, który właśnie wrócił z najlepszej kolacji pod słońcem?
- Jestem – powiedział Brian wchodząc do pokoju. W rękach trzymał kosmetyczkę i ubrania.
- Kto idzie pierwszy? Ty czy ja? - spytałam
- Przyjacielski prysznic? - zaśmiał się
- Wal się – pokazałam mu język
- Idź pierwsza, tylko całej wody nie wylej. I gdybym zasnął to mnie budź, bo nie lubię chodzić spać nieumyty
- Możesz mi tylko rozpiąć sukienkę? Bo nie dam sobie rady z tym ustrojstwem.
- Już się robi – zostawił wszystkie rzeczy na łóżku i podszedł do mnie. Dotknął suwaka, ale ja już na plecach poczułam bijące ciepło od jego rąk. Na całym ciele pojawiła mi się gęsia skórka. Delikatnie rozsunął sukienkę i położył brodę na moim nagim ramieniu, z którego zsunął się kawałek materiału. Jego oddech otulający moją skórę sprawił, że pragnęłam więcej jego dotyku. Stałam w bezruchu i czekałam na dalszy krok z jego strony. Złożył długi pocałunek, po czym przesunął się niżej. Położył ręce na moich nagich plecach i przesunął je w kierunku brzucha. Trzymał je teraz za materiałem i napierał na mnie całym sobą. Przytulił mnie mocno i pocałował w szyję. Uwolnił uścisk i przejechał palcami po całej długości moich pleców. Zaśmiał się kiedy zobaczył, że pojawia się na nich gęsia skórka. Zamknęłam oczy i mimowolnie się uśmiechnęłam. Mogę rzec, że uwielbiam jego dotyk, cichy tembr głosu i to wspaniałe uczucie, które stwarza, gdy jest w pobliżu.
     Tak jak myślałam. Przez całą noc nie mogłam spać. Nawet to, że wtuliłam się w śpiącego Briana nic mi nie dało. Swoją drogą jest tak słodki kiedy śpi. Serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi, gdy usłyszałam, że powiedział przez sen moje imię.
     Nie wiem nawet kiedy słońce zaczęło wschodzić na niebo. Ta noc minęła tak szybko, może nieświadomie zasnęłam na parę godzin, ale to nawet lepiej, bo nie musiałam się przez cały czas męczyć.
     O równej piątej wstałam z łóżka i poszłam do pokoju Matta, żeby go obudzić. Nie do opisania był obraz, który tworzył razem ze śpiącą Violet. To było tak urocze, że nie miałam serca go budzić, ale jak dowiedziałam się w recepcji – lot mamy za trzy godziny, więc trzeba się sprężać, bo wszystkie formalności z odprawą muszą być załatwione jak najwcześniej.
Matt podziękował mi za fatygę i za to, że nie musiał katować Violet budzikami, które nastawił. Wracając do pokoju zahaczyłam o bufet i ze świeżo przygotowanego szwedzkiego stołu zgarnęłam parę tostów, dwa naleśniki z czekoladą, kubek mleka i od miłych pań z kuchni dostałam dwa termosy z kawą. Naleśniki i mleko postawiłam na szafce nocnej i napisałam krótki liścik dla Briana. Resztę jedzenia wpakowałam do plecaka. Oprócz prowiantu zabrałam takie rzeczy jak paszport, portfel, telefon, ładowarkę, słuchawki i inne pierdoły dzięki którym lot nie będzie taki nużący
     Razem z Mattem w jak najszybszym tempie wylecieliśmy z hotelu i pobiegliśmy na taksówkę, która zabrała nas prosto na lotnisko. Kiedy byliśmy już po odprawie czekaliśmy na otwarcie bramek, ale nie musieliśmy się niczego obawiać, bo w kolejce staliśmy pierwsi, a jak się okazało za wiele osób nie chciało lecieć o tak wczesnej porze.
     Nagle podszedł do nas jakiś ochroniarz i zaczął mówić coś po cichu do przenośnego radia. Zdziwiliśmy się z Mattem o co może chodzić. Spojrzeliśmy na siebie pytająco.
- Pan Matthew Charles Sanders? - spytał z poważną miną
- Tak, a coś się stało?
- Musimy pana zawieźć na komisariat - odparł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz