Odcinek 31

 A oto co natchnęło mnie do stworzenia rozdziału! Boski jest *___*

 


- Gdzie są moje spodnie?! - krzyczałam na cały hotel latając po wszystkich pokojach.
- Uspokój się, na pewno nikt ci ich nie ukradł. Musiałaś włożyć je gdzieś po pijaku – wymamrotał Brian czytając książkę
- Nie ma mowy, że wyjdę gdziekolwiek bez spodni – założyłam ręce na piersi i stanęłam naprzeciwko łóżka, na którym leżał – tak właściwie to co ty robisz? - uniosłam jedną brew
- Czytam? - spojrzał na mnie i odłożył książkę na poduszkę
- Wybacz, nie jestem przyzwyczajona do takiego widoku – uśmiechnęłam się głupio i wyszłam z pokoju.
Idąc w kierunku swoich drzwi cały czas miałam przed oczami leżącego, półnagiego Briana czytającego książkę. To umięśnione ciało przyprawiające mnie o ciarki, ta burza nieułożonych włosów, te palce trzymające w uwięzi kartki książki. Wszystko w nim nagle stało się takie cudowne, tak szalenie perfekcyjne. Co mu się stało? A może właściwie co stało się mi, że nagle zaczęłam dostrzegać w nim coś więcej niż tylko buca, który podporządkowywał sobie wszystkie panienki? Obawiam się, że to wszystko jeszcze przez dłuższy czas pozostanie bez odpowiedzi. Poza tym stało się coś czego nie chciałam, przed czym wzbraniałam się tyle lat. Ten zarozumiały palant zajął każdą część mojej wyobraźni, moich myśli i jakąś cząstkę mojego życia. O dziwo jest mi z tym bardzo dobrze, bo czuję, że dzięki temu moje życie staje się coraz szczęśliwsze, a wszystkie negatywne wydarzenia idą w niepamięć.
      Weszłam do pokoju i nie zastanawiając się dłużej nad doskonałością mojej przyszłości sięgnęłam po kołdrę, która leżała na podłodze. Podniosłam ją do góry i zaścieliłam łóżko, które i tak było w żałosnym stanie po wczorajszej nocy. Podeszłam do walizki i nie pozostało i nic innego jak włożenie na siebie spodni od dresu. W najgorszych torturach by mnie nie zmusili, żebym wyszła w tym na miasto, więc dzisiejszy dzień spędzę w hotelu. Świetnie, o niczym innym nie marzyłam będąc na Florydzie. Zdjęłam spodenki od piżamy i spojrzałam na dresy. Przecież ja się w tym ugotuję. Nie, to chyba nie jest najlepszy pomysł. Cisnęłam nimi w kąt i usiadłam na podłodze. Nie wiem co mam teraz zrobić, przecież w majtkach nie wyjdę.
- Puk, puk – usłyszałam za plecami głos Briana
- Wejdź – wstałam z podłogi i poprawiłam włosy, w których przed chwilą znalazłam okruszki z ciastek.
- Wiesz, że ja nie potrzebuję zaproszenia – uśmiechnął się szelmowsko
- Wiem, wiem – uśmiechnęłam się nieśmiało. Jego naga klatka piersiowa przyprawiała mnie o ciarki
- Dałabyś się wieczorem zaprosić na kolację, gdybym powiedział, że mam coś czego szukasz od samego rana? - podszedł do mnie trzymając jedną rękę za plecami
- Znalazłeś moje spodnie? - pisnęłam
- Niewykluczone – puścił oczko – to jak?
- Oczywiście, że dam się zaprosić! Co to za głupie pytanie. - prychnęłam
Rzucił spodnie na łóżko i zapytał czy miałabym ochotę na kolejną przyjacielską kąpiel. Zaśmiałam się głośno i przez dłuższy czas rozważałam tę propozycję, jednak wiem, że mam dużo do zrobienia i nie mogę siedzieć z nim cały dzień pod prysznicem. Będę mu musiała wystarczyć tylko na wieczornej kolacji. Z resztą jestem bardzo ciekawa dokąd zamierza mnie zabrać, jednak wolę mieć niespodziankę i specjalnie nie zapytam.
- Zabieram cię do lokalnej restauracji, także ubierz się jakoś ładnie – oblizał usta i wyszedł.
Oparłam się o ścianę i bezwładnie zjechałam po niej w dół. Oparłam głowę o kolana i spokojnie zaczęłam rozmyślać o tym co włożę na siebie tego wieczoru. Nie zorientowałam się nawet, że zaczęłam cichutko podśpiewywać, a kiedy uniosłam głowę i zobaczyłam stojącego nade mną Briana poczułam jak czerwień zalewa moją twarz.
- Ładnie śpiewasz, kurczaczku – zaśmiał się




Mało nie wybuchłam śmiechem kiedy nazwał mnie kurczaczkiem, to brzmiało tak śmiesznie, kiedy powiedział to takim poważnym tonem.
- Czego chcesz? - westchnęłam
- A nic, tak tylko wpadłem
- Brian, ja się muszę przyszykować na śniadanie
- Bo wiesz, nie wiem czy byś nie chciała iść ze mną pod prysznic – uśmiechnął się – do śniadania mamy jeszcze godzinę. Co ci szkodzi?
- Daj mi święty spokój z tym twoim prysznicem – złapałam go za ramiona i lekko potrząsnęłam
Popatrzył na mnie minką zbitego pieska i wysunął dolną wargę do przodu. Szczerze powiedziawszy nigdy nie widziałam go w takiej proszącej wersji, zawsze był nieugięty i stanowczy. Chociaż od samego początku wiedziałam, że lubi dążyć do zwycięstwa.
Nie ugięłam się pod zalewającymi mnie prośbami, stanowczo kazałam mu wyjść z pokoju i nie wracać aż do wieczora. Zamknęłam drzwi na klucz i w końcu zabrałam się do ogarnięcia mojej mało skacowanej twarzy. Postanowiłam zrobić mocniejszy makijaż, żeby zniwelować worki pod oczami i zaczerwienienia na twarzy związane z ciepłym klimatem. Mam nadzieję, że w Forks nie będę miała z tym problemów. Po skończonym makijażu podeszłam do walizki i wyjęłam z niej cienką bluzkę na ramiączkach. Jest trochę wymięta, ale kiedy nałożę ją na siebie wszystko się elegancko wyprostuje. Wskoczyłam w spodnie, włożyłam moje kochane sznurowane sandały i spojrzałam na zegarek. Śniadanie zaczyna się za dziesięć minut, więc zdążę jeszcze sprzątnąć butelki spod łóżka.
      Schodząc na dół z workiem pełnym butelek natknęłam się na Matta, który stał pod ścianą i rozmawiał przez telefon. Wyglądał na zdenerwowanego, więc postanowiłam mu nie przeszkadzać. Jednak kiedy mignęłam mu przed oczami usłyszałam swoje imię. Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam na niego pytająco.
- Rozmawiałem z mamą – westchnął. Przez chwile wydawało mi się, że uronił kilka łez.
- Stało się coś? - spytałam wystraszona.
- Szczerze powiedziawszy, gdy widziałam jego minę nie było mi do śmiechu. Miałam ochotę się rozpłakać, bo widziałam ten ból w jego oczach. Spodziewałam się najgorszego.
- Mama leży w szpitalu. Jej facet jest na policji, oskarżony za pobicie
- Co?! - krzyknęłam – Ten kutas ją pobił?
Nie odpowiedział. Skinął delikatnie głową i zamknął oczy. Rzuciłam worek na podłogę i szybko do niego podeszłam. Wtuliłam się w jego tors i pogładziłam go po plecach.
- Zrozumiem jeżeli nie będziesz chciała jechać do niej po tym co ci zrobiła
- Matt, to jest moja mama. Ze względu na to co mi zrobiła chcę ją odwiedzić. Z resztą muszę to z nią wyjaśnić. Nie chcę całe życie tkwić w kłamstwie, niepewności i strachu, że może mi się stać coś więcej – odparłam – tylko kiedy chcesz do niej pojechać?
- Rose, ona nie powie ci dlaczego to zrobiła. Ona chciała cie chronić, kocha cię, ale nie wiedziała, że to wymknie się spod kontroli. Nie wiedziała, że Aaron jest do tego zdolny
- Skąd ty o tym wiesz? - uniosłam brew
- Rozmawiałem z nią. Prosiła, żebym ci nie mówił, bo stwierdziła, że nie chcesz jej znać i nigdy jej nie wybaczysz
- Powinnam być zła, ale wiesz co? Mam z nią tyle dobrych wspomnień, że nie mogę powiedzieć, że jest dobrą matką. Mam nadzieję, że nie kazała Aaronowi znęcać się nad Zackym – westchnęłam
- Nie wiem Rose, nie mam pojęcia. Chcę do niej wylecieć jutro rano i przylecieć z powrotem wieczorem, bo na drugi dzień mamy koncert i muszę się przygotować.
- W takim razie polecę z tobą – uśmiechnęłam się
- Mama na pewno się ucieszy. Leć z tymi śmieciami i przychodź na śniadanie, bo już jesteśmy spóźnieni. Z resztą ładnie mi wczoraj załatwiłaś Vio, dzisiaj jest nieprzytomna.
- Swoją drogą to przypasowała mi Violet, bardzo ją polubiłam, a kobieta też ma duże serce. Dbaj o nią – puściłam oczko
- Rose, chyba się w niej zakochałem – westchnął
Zaśmiałam się i zgarnęłam śmieci z przejścia. Taki duży facet, a tak się dał omotać kobiecie, no ładnie. Mam nadzieję, że weźmie go w obroty i sprawi, że chłopak nie będzie takim babiarzem.
Weszłam do stołówki i podeszłam do stolika, który był zarezerwowany dla naszej ekipy. Wszyscy siedzieli spokojnie i skupiali się nad tym co mają na talerzu. Wszyscy mieli zajęte miejsca, więc zilustrowałam, które krzesło jest wolne. No tak. Mogłam się spodziewać. Siedzę między Brianem, a Jimmym. Nie wiem czy mam się cieszyć czy płakać, ale raczej nie jest to przykre. Pogodziłam się z tym, że mój brat wybrał sobie debili za kumpli. Chociaż nadrabiają swoimi buźkami i seksownymi tyłkami. Nieświadomie zaśmiałam się i nagle poczułam na sobie wzrok wszystkich zgromadzonych przy stole. Przeprosiłam i rozejrzałam się czy aby gdzieś w pobliżu nie znajduje się szwedzki stół. Oddaliłam się z głupią miną.
     Podchodząc do szwedzkiego stołu natknęłam się na przystojnego blondyna, który niespodziewanie na mnie popatrzył i cicho zachichotał. Dopiero potem zorientowałam się o co mu chodziło. Stałam wgapiona na niego z otwartą paszczą, mało tego upuściłam widelec na podłogę i zamiast go podnieść uśmiechnęłam się głupkowato i popukałam blondyna po ramieniu. Kiedy się odwrócił poczułam jak moja czaszka paruje. Gdyby ktoś właśnie rozbił jajko na mojej głowie, zapewne ścięłoby się w pięć sekund. Kiedy po raz piąty blondyn zapytał o co mi chodzi odpowiedziałam, że upuściłam widelec i czy byłby tak miły i mógł mi go podnieść. Okazało się jednak, że ładna buzia i grzeczność nie idą u niego w parze.
     Nabierając tosty na talerz zauważyłam jak blondyn odchodzi od stołu i idzie w moją stronę. Podszedł do mnie, klepnął mnie delikatnie w tyłek, a ja bezwładnie odskoczyłam, odwróciłam się i uderzyłam go w twarz, Kątem oka zauważyłam, że Brian wstaje od stołu i idzie w naszą stronę. Wcale nie przesadzam, ale autentycznie ze strachu prawie narobiłam w gacie. Kiedy zobaczyłam ten pełen nienawiści wzrok Briana, automatycznie odskoczyłam na bok i zatkałam sobie usta dłonią. Blondyn chyba nie spodziewał się takiego obrotu akcji, bo widziałam, że był zaskoczony. Dostał prawego sierpowego i został wyprowadzony za fraki ze stołówki. Usiadłam spokojnie do stołu i bez słowa zaczęłam jest swoje zimne tosty. Wszyscy popatrzyli w moją stronę, a ja zmrużyłam oczy i wysunęłam dolną szczękę.
      Kiedy Brian wrócił, podszedł do umywalki, umył ręce i usiadł na swoim miejscu. Nachylił się nade mną i wyszeptał mi do ucha, żebym nie zapomniała o dzisiejszej kolacji. Wystraszyłam się jego temperamentu, ale to było słodkie, że stanął w mojej obronie. Nie sądziłam, że kiedykolwiek tak postąpi. Swoją drogą coraz częściej mi imponuje, nie wiem dlaczego, ale coraz bardziej chcę spędzać z nim wolne chwile. Nigdy nie sądziłam, że moje myśli będą krążyły wobec Briana, którego kiedyś nie dotknęłabym nawet kijem.
Spojrzałam na Violet, która ewidentnie miała kaca i spytałam czy nie miałaby ochoty wyskoczyć na miasto. Obiecałam jej, że pójdziemy na lekkiego drinka po którym się obudzi. W końcu dała się namówić i szybko wstałyśmy od stołu. Zaniosłyśmy talerze do okienka i pognałyśmy na górę.
- Właściwie to po co ty chcesz iść na to miasto? - spytała
- Brian zaprosił mnie dzisiaj na kolację, więc muszę jakoś ładnie wyglądać
- Z tego co mówił mi Matt to jakoś nie lubisz się stroić, więc co zrobiłaś ze starą Rose?! - zaśmiała się
- Oj przestań! - uśmiechnęłam się i pokazałam jej środkowy palec
- Podoba ci się, co?
- Brian? Pff, przestań – prychnęłam
- Nie udawaj! Widziałam jak się uśmiechałaś jak ci coś szeptał do ucha! Albo jaka byłaś zafascynowana jak cię obronił przed tym plantem
Popatrzyłam na nią spode łba i pokręciłam głową. Bałam się przyznać przed samą sobą, że Brian mi się podoba, a co dopiero przed nią! O nie! Ona to zaraz wypapla Mattowi i będę miała przesrane.
Wpakowałam do plecaka potrzebne rzeczy i razem z Violet ruszyłyśmy na poszukiwania jaiejś olśniewającej i zapierającej dech w piersiach kreacji.
- Na początek zastanówmy się w czym będziesz czuła się najlepiej
- Vio, w spodniach i koszulce – odparłam
- No właśnie nie. Znajdziemy ci taką sukienkę, w której będziesz czuła się najlepiej
- A nie może być spódniczka i koszulka? - spytałam zrezygnowana
- Nie może! To jest oklepane, każdy tak chodzi ubrany
Westchnęłam, ale w końcu sama chciałam, żeby ze mną poszła. W sumie jak raz założę sukienkę to przecież nic się nie stanie, a muszę wyglądać naprawdę olśniewająco.
Weszłyśmy do pierwszego sklepu, z którego wyszłyśmy po pięciu minutach. Sukienki były w opłakanym stanie, jakby ktoś włożył je psu do pyska i powiesił na wieszaku. Sam zapach w tym sklepie mnie odrzucał. Po pięciu godzinach błąkania się między uliczkami postanowiłyśmy, że pójdziemy do centrum handlowego, które i tak znajdowało się niedaleko miejsca, w którym się znajdowałyśmy. Podjechałyśmy tam taksówką i weszłyśmy do pierwszego lepszego sklepu. Stanęłyśmy naprzeciwko najpiękniejszej sukienki jaką kiedykolwiek widziałam.
- Widzisz to co ja? - zapytała
- Chyba się zakochałam – westchnęłam
- W Brianie? - zachichotała
- Zamknij się! - dałam jej kuksańca w bok.
Podeszłam do sukienki i zdjęłam ją z wieszaka. Pognałam do przymierzalni i po chwili usłyszałam pukanie.
- To ja, znalazłam buty – pisnęła Violet i wsunęła mi je dołem.
- Vio, wejdź tutaj – powiedziałam przeglądając się w lustrze.
- Jak leży? - weszła do środka i od razu zauważyłam, że jej mina znacznie się poprawiła.
- Jest piękna – powiedziałam spoglądając na sukienkę.




Po zakupach poszłyśmy do knajpki na jedzenie i do wieczora szwendałyśmy się po mieście.
W hotelu Violet zrobiła mi delikatny makijaż, pokręciła krótkie włosy i nałożyła wianek z białych kwiatów. 




Szybko założyłam buty i sukienkę, bo zostało mi naprawdę niewiele czasu do przyjścia Briana. Po tym jak się ubrałam usłyszałam ciche pukanie. Otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazał się Brian w białej koszuli i czarnych spodniach. Miał równo ułożone włosy, a z podwiniętych rękawów wystawały jego wytatuowane ręce. Obydwoje staliśmy jak wryci i ilustrowaliśmy swoje ciała nawzajem. Podeszłam do niego i chwyciłam go za rękę. Kiedy drzwi się za nami zatrzasnęły i zniknęliśmy z pola widzenia wszystkich ludzi Brian odwrócił mnie do siebie i wyszeptał
- Jesteś piękna
Spojrzał w moje oczy i niespodziewanie złożył mi czuły pocałunek na ustach. Czułam się jak w niebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz