A oto co natchnęło mnie do stworzenia rozdziału! Boski jest *___*
- Gdzie są moje
spodnie?! - krzyczałam na cały hotel latając po wszystkich
pokojach.
- Uspokój się, na pewno
nikt ci ich nie ukradł. Musiałaś włożyć je gdzieś po pijaku –
wymamrotał Brian czytając książkę
- Nie ma mowy, że wyjdę
gdziekolwiek bez spodni – założyłam ręce na piersi i stanęłam
naprzeciwko łóżka, na którym leżał – tak właściwie to co ty
robisz? - uniosłam jedną brew
- Czytam? - spojrzał na
mnie i odłożył książkę na poduszkę
- Wybacz, nie jestem
przyzwyczajona do takiego widoku – uśmiechnęłam się głupio i
wyszłam z pokoju.
Idąc w kierunku swoich
drzwi cały czas miałam przed oczami leżącego, półnagiego Briana
czytającego książkę. To umięśnione ciało przyprawiające mnie
o ciarki, ta burza nieułożonych włosów, te palce trzymające w
uwięzi kartki książki. Wszystko w nim nagle stało się takie
cudowne, tak szalenie perfekcyjne. Co mu się stało? A może
właściwie co stało się mi, że nagle zaczęłam dostrzegać w nim
coś więcej niż tylko buca, który podporządkowywał sobie
wszystkie panienki? Obawiam się, że to wszystko jeszcze przez
dłuższy czas pozostanie bez odpowiedzi. Poza tym stało się coś
czego nie chciałam, przed czym wzbraniałam się tyle lat. Ten
zarozumiały palant zajął każdą część mojej wyobraźni, moich
myśli i jakąś cząstkę mojego życia. O dziwo jest mi z tym
bardzo dobrze, bo czuję, że dzięki temu moje życie staje się
coraz szczęśliwsze, a wszystkie negatywne wydarzenia idą w
niepamięć.
Weszłam do pokoju i nie
zastanawiając się dłużej nad doskonałością mojej przyszłości
sięgnęłam po kołdrę, która leżała na podłodze. Podniosłam
ją do góry i zaścieliłam łóżko, które i tak było w żałosnym
stanie po wczorajszej nocy. Podeszłam do walizki i nie pozostało i
nic innego jak włożenie na siebie spodni od dresu. W najgorszych
torturach by mnie nie zmusili, żebym wyszła w tym na miasto, więc
dzisiejszy dzień spędzę w hotelu. Świetnie, o niczym innym nie
marzyłam będąc na Florydzie. Zdjęłam spodenki od piżamy i
spojrzałam na dresy. Przecież ja się w tym ugotuję. Nie, to chyba
nie jest najlepszy pomysł. Cisnęłam nimi w kąt i usiadłam na
podłodze. Nie wiem co mam teraz zrobić, przecież w majtkach nie
wyjdę.
- Puk, puk – usłyszałam
za plecami głos Briana
- Wejdź – wstałam z
podłogi i poprawiłam włosy, w których przed chwilą znalazłam
okruszki z ciastek.
- Wiesz, że ja nie
potrzebuję zaproszenia – uśmiechnął się szelmowsko
- Wiem, wiem –
uśmiechnęłam się nieśmiało. Jego naga klatka piersiowa
przyprawiała mnie o ciarki
- Dałabyś się
wieczorem zaprosić na kolację, gdybym powiedział, że mam coś
czego szukasz od samego rana? - podszedł do mnie trzymając jedną
rękę za plecami
- Znalazłeś moje
spodnie? - pisnęłam
- Niewykluczone –
puścił oczko – to jak?
- Oczywiście, że dam
się zaprosić! Co to za głupie pytanie. - prychnęłam
Rzucił spodnie na łóżko
i zapytał czy miałabym ochotę na kolejną przyjacielską kąpiel.
Zaśmiałam się głośno i przez dłuższy czas rozważałam tę
propozycję, jednak wiem, że mam dużo do zrobienia i nie mogę
siedzieć z nim cały dzień pod prysznicem. Będę mu musiała
wystarczyć tylko na wieczornej kolacji. Z resztą jestem bardzo
ciekawa dokąd zamierza mnie zabrać, jednak wolę mieć
niespodziankę i specjalnie nie zapytam.
- Zabieram cię do
lokalnej restauracji, także ubierz się jakoś ładnie – oblizał
usta i wyszedł.
Oparłam się o ścianę
i bezwładnie zjechałam po niej w dół. Oparłam głowę o kolana i
spokojnie zaczęłam rozmyślać o tym co włożę na siebie tego
wieczoru. Nie zorientowałam się nawet, że zaczęłam cichutko
podśpiewywać, a kiedy uniosłam głowę i zobaczyłam stojącego
nade mną Briana poczułam jak czerwień zalewa moją twarz.
- Ładnie śpiewasz,
kurczaczku – zaśmiał się
Mało nie wybuchłam
śmiechem kiedy nazwał mnie kurczaczkiem, to brzmiało tak
śmiesznie, kiedy powiedział to takim poważnym tonem.
- Czego chcesz? -
westchnęłam
- A nic, tak tylko
wpadłem
- Brian, ja się muszę
przyszykować na śniadanie
- Bo wiesz, nie wiem czy
byś nie chciała iść ze mną pod prysznic – uśmiechnął się –
do śniadania mamy jeszcze godzinę. Co ci szkodzi?
- Daj mi święty spokój
z tym twoim prysznicem – złapałam go za ramiona i lekko
potrząsnęłam
Popatrzył na mnie minką
zbitego pieska i wysunął dolną wargę do przodu. Szczerze
powiedziawszy nigdy nie widziałam go w takiej proszącej wersji,
zawsze był nieugięty i stanowczy. Chociaż od samego początku
wiedziałam, że lubi dążyć do zwycięstwa.
Nie ugięłam się pod
zalewającymi mnie prośbami, stanowczo kazałam mu wyjść z pokoju
i nie wracać aż do wieczora. Zamknęłam drzwi na klucz i w końcu
zabrałam się do ogarnięcia mojej mało skacowanej twarzy.
Postanowiłam zrobić mocniejszy makijaż, żeby zniwelować worki
pod oczami i zaczerwienienia na twarzy związane z ciepłym klimatem.
Mam nadzieję, że w Forks nie będę miała z tym problemów. Po
skończonym makijażu podeszłam do walizki i wyjęłam z niej cienką
bluzkę na ramiączkach. Jest trochę wymięta, ale kiedy nałożę
ją na siebie wszystko się elegancko wyprostuje. Wskoczyłam w
spodnie, włożyłam moje kochane sznurowane sandały i spojrzałam
na zegarek. Śniadanie zaczyna się za dziesięć minut, więc zdążę
jeszcze sprzątnąć butelki spod łóżka.
Schodząc na dół z
workiem pełnym butelek natknęłam się na Matta, który stał pod
ścianą i rozmawiał przez telefon. Wyglądał na zdenerwowanego,
więc postanowiłam mu nie przeszkadzać. Jednak kiedy mignęłam mu
przed oczami usłyszałam swoje imię. Odwróciłam się w jego
stronę i spojrzałam na niego pytająco.
- Rozmawiałem z mamą –
westchnął. Przez chwile wydawało mi się, że uronił kilka łez.
- Stało się coś? -
spytałam wystraszona.
- Szczerze powiedziawszy,
gdy widziałam jego minę nie było mi do śmiechu. Miałam ochotę
się rozpłakać, bo widziałam ten ból w jego oczach. Spodziewałam
się najgorszego.
- Mama leży w szpitalu.
Jej facet jest na policji, oskarżony za pobicie
- Co?! - krzyknęłam –
Ten kutas ją pobił?
Nie odpowiedział. Skinął
delikatnie głową i zamknął oczy. Rzuciłam worek na podłogę i
szybko do niego podeszłam. Wtuliłam się w jego tors i pogładziłam
go po plecach.
- Zrozumiem jeżeli nie
będziesz chciała jechać do niej po tym co ci zrobiła
- Matt, to jest moja
mama. Ze względu na to co mi zrobiła chcę ją odwiedzić. Z resztą
muszę to z nią wyjaśnić. Nie chcę całe życie tkwić w
kłamstwie, niepewności i strachu, że może mi się stać coś
więcej – odparłam – tylko kiedy chcesz do niej pojechać?
- Rose, ona nie powie ci
dlaczego to zrobiła. Ona chciała cie chronić, kocha cię, ale nie
wiedziała, że to wymknie się spod kontroli. Nie wiedziała, że
Aaron jest do tego zdolny
- Skąd ty o tym wiesz? -
uniosłam brew
- Rozmawiałem z nią.
Prosiła, żebym ci nie mówił, bo stwierdziła, że nie chcesz jej
znać i nigdy jej nie wybaczysz
- Powinnam być zła, ale
wiesz co? Mam z nią tyle dobrych wspomnień, że nie mogę
powiedzieć, że jest dobrą matką. Mam nadzieję, że nie kazała
Aaronowi znęcać się nad Zackym – westchnęłam
- Nie wiem Rose, nie mam
pojęcia. Chcę do niej wylecieć jutro rano i przylecieć z powrotem
wieczorem, bo na drugi dzień mamy koncert i muszę się przygotować.
- W takim razie polecę z
tobą – uśmiechnęłam się
- Mama na pewno się
ucieszy. Leć z tymi śmieciami i przychodź na śniadanie, bo już
jesteśmy spóźnieni. Z resztą ładnie mi wczoraj załatwiłaś
Vio, dzisiaj jest nieprzytomna.
- Swoją drogą to
przypasowała mi Violet, bardzo ją polubiłam, a kobieta też ma
duże serce. Dbaj o nią – puściłam oczko
- Rose, chyba się w niej
zakochałem – westchnął
Zaśmiałam się i
zgarnęłam śmieci z przejścia. Taki duży facet, a tak się dał
omotać kobiecie, no ładnie. Mam nadzieję, że weźmie go w obroty
i sprawi, że chłopak nie będzie takim babiarzem.
Weszłam do stołówki i
podeszłam do stolika, który był zarezerwowany dla naszej ekipy.
Wszyscy siedzieli spokojnie i skupiali się nad tym co mają na
talerzu. Wszyscy mieli zajęte miejsca, więc zilustrowałam, które
krzesło jest wolne. No tak. Mogłam się spodziewać. Siedzę między
Brianem, a Jimmym. Nie wiem czy mam się cieszyć czy płakać, ale
raczej nie jest to przykre. Pogodziłam się z tym, że mój brat
wybrał sobie debili za kumpli. Chociaż nadrabiają swoimi buźkami
i seksownymi tyłkami. Nieświadomie zaśmiałam się i nagle
poczułam na sobie wzrok wszystkich zgromadzonych przy stole.
Przeprosiłam i rozejrzałam się czy aby gdzieś w pobliżu nie
znajduje się szwedzki stół. Oddaliłam się z głupią miną.
Podchodząc do
szwedzkiego stołu natknęłam się na przystojnego blondyna, który
niespodziewanie na mnie popatrzył i cicho zachichotał. Dopiero
potem zorientowałam się o co mu chodziło. Stałam wgapiona na
niego z otwartą paszczą, mało tego upuściłam widelec na podłogę
i zamiast go podnieść uśmiechnęłam się głupkowato i popukałam
blondyna po ramieniu. Kiedy się odwrócił poczułam jak moja
czaszka paruje. Gdyby ktoś właśnie rozbił jajko na mojej głowie,
zapewne ścięłoby się w pięć sekund. Kiedy po raz piąty blondyn
zapytał o co mi chodzi odpowiedziałam, że upuściłam widelec i
czy byłby tak miły i mógł mi go podnieść. Okazało się jednak,
że ładna buzia i grzeczność nie idą u niego w parze.
Nabierając tosty na
talerz zauważyłam jak blondyn odchodzi od stołu i idzie w moją
stronę. Podszedł do mnie, klepnął mnie delikatnie w tyłek, a ja
bezwładnie odskoczyłam, odwróciłam się i uderzyłam go w twarz,
Kątem oka zauważyłam, że Brian wstaje od stołu i idzie w naszą
stronę. Wcale nie przesadzam, ale autentycznie ze strachu prawie
narobiłam w gacie. Kiedy zobaczyłam ten pełen nienawiści wzrok
Briana, automatycznie odskoczyłam na bok i zatkałam sobie usta
dłonią. Blondyn chyba nie spodziewał się takiego obrotu akcji, bo
widziałam, że był zaskoczony. Dostał prawego sierpowego i został
wyprowadzony za fraki ze stołówki. Usiadłam spokojnie do stołu i
bez słowa zaczęłam jest swoje zimne tosty. Wszyscy popatrzyli w
moją stronę, a ja zmrużyłam oczy i wysunęłam dolną szczękę.
Kiedy Brian wrócił,
podszedł do umywalki, umył ręce i usiadł na swoim miejscu.
Nachylił się nade mną i wyszeptał mi do ucha, żebym nie
zapomniała o dzisiejszej kolacji. Wystraszyłam się jego
temperamentu, ale to było słodkie, że stanął w mojej obronie.
Nie sądziłam, że kiedykolwiek tak postąpi. Swoją drogą coraz
częściej mi imponuje, nie wiem dlaczego, ale coraz bardziej chcę
spędzać z nim wolne chwile. Nigdy nie sądziłam, że moje myśli
będą krążyły wobec Briana, którego kiedyś nie dotknęłabym
nawet kijem.
Spojrzałam na Violet,
która ewidentnie miała kaca i spytałam czy nie miałaby ochoty
wyskoczyć na miasto. Obiecałam jej, że pójdziemy na lekkiego
drinka po którym się obudzi. W końcu dała się namówić i szybko
wstałyśmy od stołu. Zaniosłyśmy talerze do okienka i pognałyśmy
na górę.
- Właściwie to po co ty
chcesz iść na to miasto? - spytała
- Brian zaprosił mnie
dzisiaj na kolację, więc muszę jakoś ładnie wyglądać
- Z tego co mówił mi
Matt to jakoś nie lubisz się stroić, więc co zrobiłaś ze starą
Rose?! - zaśmiała się
- Oj przestań! -
uśmiechnęłam się i pokazałam jej środkowy palec
- Podoba ci się, co?
- Brian? Pff, przestań –
prychnęłam
- Nie udawaj! Widziałam
jak się uśmiechałaś jak ci coś szeptał do ucha! Albo jaka byłaś
zafascynowana jak cię obronił przed tym plantem
Popatrzyłam na nią
spode łba i pokręciłam głową. Bałam się przyznać przed samą
sobą, że Brian mi się podoba, a co dopiero przed nią! O nie! Ona
to zaraz wypapla Mattowi i będę miała przesrane.
Wpakowałam do plecaka
potrzebne rzeczy i razem z Violet ruszyłyśmy na poszukiwania jaiejś
olśniewającej i zapierającej dech w piersiach kreacji.
- Na początek zastanówmy
się w czym będziesz czuła się najlepiej
- Vio, w spodniach i
koszulce – odparłam
- No właśnie nie.
Znajdziemy ci taką sukienkę, w której będziesz czuła się
najlepiej
- A nie może być
spódniczka i koszulka? - spytałam zrezygnowana
- Nie może! To jest
oklepane, każdy tak chodzi ubrany
Westchnęłam, ale w
końcu sama chciałam, żeby ze mną poszła. W sumie jak raz założę
sukienkę to przecież nic się nie stanie, a muszę wyglądać
naprawdę olśniewająco.
Weszłyśmy do
pierwszego sklepu, z którego wyszłyśmy po pięciu minutach.
Sukienki były w opłakanym stanie, jakby ktoś włożył je psu do
pyska i powiesił na wieszaku. Sam zapach w tym sklepie mnie
odrzucał. Po pięciu godzinach błąkania się między uliczkami
postanowiłyśmy, że pójdziemy do centrum handlowego, które i tak
znajdowało się niedaleko miejsca, w którym się znajdowałyśmy.
Podjechałyśmy tam taksówką i weszłyśmy do pierwszego lepszego
sklepu. Stanęłyśmy naprzeciwko najpiękniejszej sukienki jaką
kiedykolwiek widziałam.
- Widzisz to co ja? -
zapytała
- Chyba się zakochałam
– westchnęłam
- W Brianie? -
zachichotała
- Zamknij się! - dałam
jej kuksańca w bok.
Podeszłam do sukienki i
zdjęłam ją z wieszaka. Pognałam do przymierzalni i po chwili
usłyszałam pukanie.
- To ja, znalazłam buty
– pisnęła Violet i wsunęła mi je dołem.
- Vio, wejdź tutaj –
powiedziałam przeglądając się w lustrze.
- Jak leży? - weszła do
środka i od razu zauważyłam, że jej mina znacznie się poprawiła.
- Jest piękna –
powiedziałam spoglądając na sukienkę.
Po zakupach poszłyśmy
do knajpki na jedzenie i do wieczora szwendałyśmy się po mieście.
W hotelu Violet zrobiła
mi delikatny makijaż, pokręciła krótkie włosy i nałożyła
wianek z białych kwiatów.
Szybko założyłam buty i sukienkę, bo
zostało mi naprawdę niewiele czasu do przyjścia Briana. Po tym jak
się ubrałam usłyszałam ciche pukanie. Otworzyłam drzwi, a moim
oczom ukazał się Brian w białej koszuli i czarnych spodniach. Miał
równo ułożone włosy, a z podwiniętych rękawów wystawały jego
wytatuowane ręce. Obydwoje staliśmy jak wryci i ilustrowaliśmy
swoje ciała nawzajem. Podeszłam do niego i chwyciłam go za rękę.
Kiedy drzwi się za nami zatrzasnęły i zniknęliśmy z pola
widzenia wszystkich ludzi Brian odwrócił mnie do siebie i wyszeptał
- Jesteś piękna
Spojrzał w moje oczy i
niespodziewanie złożył mi czuły pocałunek na ustach. Czułam się
jak w niebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz