No nie było mnie tutaj 10 miesięcy... Straciłam wszystko przez ten czas. Chęć do pisania, wenę i motywację. Ale wróciłam, bogatsza o nowe doświadczenia. Teraz czuję, że to co będę pisać, będzie bardziej "moje" bo niektóre sytuacje przeżyłam, więc z łatwością będę mogła je opisać :)
A jeżeli po tym okresie nie pamiętacie o czym było opowiadanie to nie martwcie się, bo parę nowych rozdziałów będzie odświeżeniem fabuły :)
*poł roku później*
Usiadłam na nowej, dopiero co skręconej kanapie i rozejrzałam się dookoła. Westchnęłam, bo byłam zadowolona z efektu końcowego. W prawdzie jest to małe jednoosobowe mieszkanie, ale jak dla mnie wystarczy.
Czas odciąć się od tego wszystkiego. Od tych wszystkich kłamstw, zawiści i zacząć samodzielne życie. Przecież nie mogę pozwolić na to, żeby cały czas być na utrzymaniu Matta. Jestem już za siebie odpowiedzialna, więc moją pierwszą dorosłą i poważną decyzją było pójście na studia. Oczywiście w Forks, bo tutaj chłopcy mają studio, a nie chcę odcinać się od nich całkowicie. Wystarczy, że mam mieszkanie z drugiej strony miasta, co w pełni mnie satysfakcjonuje. Przynajmniej nikt mnie nie kontroluje.
Nie muszę także codziennie poznawać po parenaście dziewczyn, które przewijają się obok chłopaków. Jedna z resztą zagrzała miejsce chyba trochę na dłużej u boku Briana. Tak się w niej zakochał, że po pół roku znajomości się jej oświadczył. Nie wiem w jakich okolicznościach, ale zapewne był pijany, albo naćpany. Są dwie opcje, każda całkowicie możliwa.
No a ja? Całe życie samotna. Chociaż w prawdzie mówiąc zawiodłam się trochę na Brianie, ale czego mogłam się spodziewać? Że będzie mi z nim jak w niebie? Że będzie mnie traktował jak księżniczkę? Niestety, ale życie nie jest jak bajka, w której wszystko idzie pomyślnie. Czasem zastanawiam się czy zakochałam się w nim, czy tylko w wyobrażeniu o nim. Dużo razy przed snem leżałam i rozmyślałam jakby to było. Jakby to wszystko wyglądało. Gdzie byśmy mieszkali, jak układałoby nam się razem. Za każdym razem przedstawiałam go sobie jako romantycznego księcia z bajki. Niestety, mimo tego, że wiedziałam, jaka jest jego natura, jak on traktuje kobiety i związki z nimi, że nie bierze tego na poważnie to i tak tkwiła we mnie jakaś garstka nadziei. Niby wszystko było w porządku, ale jednak serce czasem bolało. W końcu to jest mężczyzna, z którym kiedyś weszłam w intymną relację. Nie potrafię go postawić pod znakiem zapytania, czy traktować obojętnie. Chociaż osoby na którym mi zależy mogą odbierać takie impulsy, bo to jest w jakimś stopniu moja ochrona przed tym, aby nikt mnie nie zranił. Chociaż tak mogę trochę wszystkich oszukać. Jednak to co czuje jest zupełnie przeciwne temu co okazuję. Nie potrafię zdjąć tej maski, bo to byłaby oznaka słabości, a ja nie chcę być słaba. Chcę pokazać, że potrafię być silna i potrafię radzić sobie ze swoimi słabościami. Jednak czasami wymiękam, bo mam ochotę chwycić za telefon, wybrać numer Briana i usłyszeć od niego nawet tylko głupie cześć. Czasami duma mi na to nie pozwala, a czasami po prostu panikuję. To samo mam kiedy go widzę. Nie wiem jak mam się zachować. Nie potrafię się nawet uśmiechnąć, mam ochotę zapaść się pod ziemię i nigdy spod niej nie wychodzić. Bo wstydzę się tego co do niego czuję. Wiem, że on nie traktował mnie na poważnie, bo gdyby tak było to teraz ja byłabym u jego boku a nie jakaś wywłoka. Boję się, że on się zorientuje, dlatego nic mu nie okazuję, bo uzna mnie za kolejną, która lata za nim jak piesek, która zrobi dla niego wszystko. Wymieniam z nim tylko chłodne spojrzenia i nawet z nim nie rozmawiam. Wszystko odwróciło się do góry nogami. Jak kiedyś non stop się zaczepialiśmy to teraz nawet potrafimy na siebie w ogóle nie spojrzeć. Nie chcę żeby myślał o mnie jak o kolejnej swojej zdobyczy, ale nie wiem co mam robić, żeby go jakoś zainteresować. Po prostu, cholera jasna nie mam pojęcia. Czasami jestem tak bezsilna i nic nie mogę zrobić, że tylko mogę siąść i płakać, ale nie chcę tego robić, bo chcę udowodnić sobie, że jestem silna i dam bez niego radę. Chociaż to wszystko mnie uwiera, myślę o tym całymi dniami, przed snem, nawet potrafię o tym śnić. Nie mogę się od tego uwolnić.
Chociaż tyle dobrze, że z Mattem mi się ułożyło, że zrozumiał wszystko. Nie mogę powiedzieć, że jest między nami tak jak było kiedyś, ale staram się przywrócić te relacje. W zasadzie teraz nie będzie łatwo, bo jest jeszcze bardziej zdenerwowany ciążą Violet, która za dwa miesiące ma rodzić. Cieszę się, gdy widzę, że Matt tak bardzo się o nią troszczy i mam do niego ogromny szacunek, że gdy dowiedział się o ciąży zachował spokój i chciał zaopiekować się Violet. Myślałam, że gwiazdy jego pokroju takie przypadki mają głęboko gdzieś, ale jak widać między nich musiało wdać się jakieś uczucie. Nie potrafię sobie wyobrazić łobuza Matta w roli ojca. Zawsze go widziałam jako małego rozrabiakę, który potrafi ładnie śpiewać w chórze szkolnym. Bił rekordy i zawsze było go najbardziej słychać, szczególnie tą jego charakterystyczną chrypkę. Wszystkie dziewczyny za nim szalały. Nie dziwię się, w końcu to mój brat. Pewnie poleciały na jego dołeczki, bo urodę to ja odziedziczyłam po naszych rodzicach, więc na jedno wychodzi.
Było po dwunastej, więc szybko wstałam z kanapy i poszłam do kuchni żeby przygotować sobie lunch, bo po pierwszej chcę pojechać na jakieś zakupy, żeby się wyluzować po tym całym zamieszaniu z dekorowaniem mieszkania. Mam zamiar kupić sobie parę dobrych płyt, bo wyposażyłam się w nową wierzę, więc trzeba ją przetestować.
Włączyłam radio, bo nie lubię tej okropnej ciszy i zaczęłam grzebać po szafkach. Nie mam pojęcia na co miałabym ochotę. Może po prostu zjem coś na mieście. Przy okazji pozwiedzam trochę lokalnych knajpek i zapoznam się z tutejszym jedzeniem.
Przestałam jednak się krzątać, gdy usłyszałam komunikat w radiu, w którym ogłosili, że nowe czarne Audi R8 rozbiło się na skrzyżowaniu. Zderzenie z ciężarówką. Kierowca zmarł na miejscu, a kobieta w ciąży trafiła do szpitala z silnym urazem czaszki.
Wszystko by się zgadzało. Tydzień temu Matt kupił sobie czarne Audi. Dzisiaj miał jechać z Violet po meble do pokoiku dla dziecka. Na początku moje przypuszczenia wydały mi się absurdalne, ale z każdą sekundą zaczynałam brać to bardziej na poważnie. Nie, to nie możliwe. Moje plecy zalał zimny pot. Drżącą ręką wyjęłam telefon z tylnej kieszeni spodni i wybrałam numer Matta. Pierwszy sygnał. Drugi sygnał. Trzeci sygnał. Po szóstym się rozłączyłam. Tym razem wybrałam numer Violet i poczekałam chwilę zanim wcisnęłam zieloną słuchawkę. Zanim ją wcisnęłam dostałam przychodzące połączenie. Numer Matta wyświetlił się na ekranie. Wzięłam głęboki wdech i odebrałam.
- Halo? - usłyszałam w słuchawce niski ton głosu, który zdecydowanie nie przypominał głosu Matta. Boże i co teraz? Co jak on...
- Halo? - mężczyzna odezwał się po raz drugi
- Dzień dobry, zastałam może Matta Sandersa? - spytałam drżącym głosem
- Sandersa? Nie znam - odpowiedział. Uniosłam brew i bez słowa pożegnania rozłączyłam się z mężczyzną.
Wybrałam numer Violet i zadzwoniłam.
- Halo? - usłyszałam ją w słuchawce. Kamień spadł mi z serca, odetchnęłam tak głęboko jak nigdy.
- Boże, Violet - westchnęłam
- No co? Szybko, bo Mattem wybieramy łóżeczko dla dziecka i on właśnie przytrzasnął sobie palec szczebelkiem.
- Nic już, wszystko jest w porządku. Uważajcie jak będziecie wracać do domu - ostrzegłam ich
- Dobrze, dobrze - zaśmiała się
- A jak tam u Briana? - spytałam. Przez chwilę nie mogłam uwierzyć, że na prawdę powiedziałam to na głos.
- Zadzwoń i zapytaj - zachichotała - Chociaż wiem że i tak tego nie zrobisz
- Dobra, cicho tam - warknęłam
- Dzisiaj był z Amy w kinie na wyciskaczu łez. Ciekawe czy nasz mały twardziel dał sobie radę, czy może smarkał do popcornu
- Mogłaś mi tego oszczędzić - westchnęłam - Dobra, nie przeszkadzam. Bawcie się tam dobrze
- Dzięki, ale nie wiem czy będzie tak dobrze, bo Matt ma cały palec spuchnięty. Pa kochana!
- Do zobaczenia - pożegnałam się i odłożyłam telefon na blat stołu.
Usiadłam na kanapie i podparłam się na łokciach. Cholera jasna, teraz cały dzień będę o tym myśleć. Co za potworne uczucie. Zdjęłam koc z oparcia sofy i cała się nim opatuliłam. Włączyłam telewizor na jakimś nudnym programie z gotowaniem i chwyciłam telefon do ręki. Weszłam w wiadomości i wszystkie po kolei zaczęłam przeglądać. W oczy rzuciła mi się ostatnia rozmowa z Brianem. Sprzed pół roku. Przygryzłam dolną wargę, żeby powstrzymać łzy i odłożyłam telefon z powrotem na stół. Położyłam się na stosie poduszek i zamknęłam oczy. Jedyne co przed nimi widziałam to jego jego cudowny uśmiech, śmiejące się oczy, to jak puszcza mi oczko. Czasem nawet słyszałam jego śmiech. Popadłam w obłęd? Tak jest kiedy przebywa się w samotności całe dnie. Nie umiem myśleć o rzeczach w taki sposób, żeby nie było go w moich myślach.
Dostałam smsa. Nie chciało mi się sięgnąć po telefon, ale bardzo chciałam zobaczyć kto do mnie napisał. Gdzieś we mnie tkwiła kropelka nadziei, że to może Brian się odezwał, że wezmę ten telefon i w końcu ujrzę wiadomość od niego.
Nic bardziej mylnego. To Violet, która napisała, że mam sobie dać z tym wszystkim spokój. Chciałabym, ale to nie jest takie łatwe, bo zawsze wszystko na czym mi zależy muszę spieprzyć. Bo co mam o tym wszystkim myśleć? To w jaki sposób na mnie patrzył, jak do mnie mówił. Do tej pory pamiętam jedną z najbardziej niezapomnianych chwil z nim. Kiedy w hotelu przyszedł w nocy do mojego pokoju i razem wsłuchiwaliśmy się w ciszę. Wtuleni w siebie. Ja wtedy lekko jeździłam paznokciami po jego plecach. On tak cudownie drżał. Za pierwszym razem kiedy chciał mnie pocałować - nie zgodziłam się, odwróciłam głowę, ale potem sama poczułam, że tego pragnę. Pocałował mnie delikatnie, a właściwie tylko musnął moje usta. Chwyciłam go za tył głowy i mocniej przyciągnęłam do siebie, on to wyczuł i zaczął mocniej napierać ustami. Pragnęłam tego tak bardzo jak jego całego. Właściwie to w tamtej chwili miałam go całego, tylko dla siebie, czułam go między swoimi ramionami, co było najpiękniejszym doznaniem na świecie. Całowaliśmy się jakbyśmy oboje pragnęli tego samego, jakbyśmy marzyli o sobie od długiego czasu. Wplotłam palce w jego włosy i oderwaliśmy się od siebie. Usłyszałam z jego ust ciche i słodkie przepraszam. Podniosłam się, odetchnęłam i popatrzyłam na niego. Bez słowa znowu przylgnęliśmy do siebie i nasze usta ponownie się złączyły. Co zatrzymało mi dech w piersiach. Wtedy poczułam, że mogłabym przeżywać z nim takie chwile codziennie.
Niestety, tydzień później stwierdził, że nie ma sensu ciągnąć dalej naszej relacji, że on nie chce mnie zranić, bo bardzo mnie lubi, szanuje i nie chciałby mi zrobić krzywdy.
Czasami mam cichą nadzieję, że może kiedyś coś jeszcze z tego będzie, że to wszystko jeszcze wróci, a wszystkie zmartwienia mnie opuszczą.
Ale teraz to nie czas na użalanie się nad sobą, było minęło, trzeba żyć dalej. Muszę coś ze sobą zrobić, żeby nie leżeć ciągle w domu i nie martwić się wszystkim dookoła. Z resztą zaraz wychodzę z domu i nie mam zamiaru do niego wracać przez najbliższe cztery godziny.
Podniosłam się z kanapy i zrobiłam maraton po pokoju. Wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy, ubrałam się dość ciepło, bo w Forks jest zazwyczaj zimno i deszczowo. Wzięłam na wszelki wypadek parasolkę i wyszłam. Nie mam samochodu, więc musiałam iść na przystanek, który znajdował się tuż obok mojego mieszkania. Jak na godzinę pierwszą po południu było dość ciemno, bo mgła zasłaniała całe ulice, tworząc przy tym niesamowity, ale i przerażający klimat. Spojrzałam na rozkład autobusów i okazało się, że za dwie minuty powinnam już być w drodze.
Będąc w ogromnym centrum handlowym w środku miasta nastawiłam się na duże zakupy. W końcu idąc na studia muszę zacząć jakoś schludnie wyglądać, a nie tylko jakieś porozciągane koszulki i wyblakłe spodnie. Postanowiłam, że wejdę do każdego sklepu po kolei i poszukam czegoś dla siebie. Chciałam znaleźć też jakieś firanki, bo nie mogę patrzeć na te obrzydliwie gołe okna. W nocy nawet boję się w nie spojrzeć, bo mam wrażenie, że zaraz coś wyskoczy z mroku.
Po dziesiątym z kolei odwiedzonym sklepie czułam, że moja energia gwałtownie spada, dlatego wybrałam się do kafejki z najpyszniejszą kawą na świecie. Usiadłam przy stoliku kładąc jednocześnie torby z zakupami na ziemię i złożyłam zamówienie na duże latte i sernik.
- A kogo ja tutaj zastałem? - usłyszałam za sobą głos, ale zanim zdążyłam się odwrócić tajemniczy mężczyzna zasłonił mi oczy - Zgaduj - szepnął.
Trochę się wystraszyłam, bo nie poznawałam głosu. Równie dobrze to mógłby być jakiś gwałciciel, który ciągle mnie śledził i skorzystał z chwili mojej nieuwagi. Przełknęłam głośno ślinę i odpowiedziałam
- Nie wiem
- No jak to, głuptasie - mężczyzna odsłonił mi oczy, a ja powoli i niepewnie odwróciłam się w jego stronę.
- Caspar? - pisnęłam - Jak ty? Co ty tutaj robisz? - spytałam.
Caspar to mój kolega, z którym przyjaźniłam się jeszcze, gdy chodziliśmy do szkoły. Dwa dni temu, kiedy pojechałam zapisać się na studia okazało się, że będziemy chodzić razem na wykłady, bo wybrał taki sam kierunek studiów.
- No widzisz, swój do swego ciągnie - zaśmiał się - Już kolejny raz na siebie wpadamy
- Takie mamy szczęście do siebie. Może usiądziesz?
- Z przyjemnością - przysunął krzesło z innego stolika i usiadł na nim poprawiając kurtkę
- Co ty tutaj robisz? - spytałam
- Przywiozłem mojego współlokatora na zakupy, bo tylko ja w tym domu mam prawo jazdy. Namawiałem go kilka razy, żeby je zrobił, ale jest tak uparty, że chyba nikt nie jest w stanie go przekonać.
- Ja sama muszę się zapisać, może go wezmę ze sobą - zaproponowałam, oczywiscie w żartach
- To nie byłby zły pomysł - uśmiechnął się - Z resztą mój kolega jest wolny i z chęcią by się z tobą umówił.
Już miałam zacząć protestować, ale zastanowiłam się anim cokolwiek powiedziałam. To jest doskonała okazja żeby wyrwać się z tej rutyny i zrobić coś ze sobą.
- Mówisz? - spytałam
- No jasne, jeszcze jak cię zobaczy to nawet na to prawko da się namówić
- Aż taki mam wpływ na ludzi? - zaśmiałam się
- Tylko ile razy mówiłem ci, kiedy byliśmy jeszcze w szkole, żebyś przestałą nosić te łachmany? - westchnął - Idziemy na zakupy. Muszę ci doradzić co jest modne w tym roku i w czym będziesz wyglądać obłędnie.
- Kupiłam już parę rzeczy - stwierdziłam
- Tak, pewnie czarne spodnie i koszulki XXL
Spojrzałam na niego i uniosłam brew, ale nie odezwałam się, bo to co powiedział było samą prawdą.
- Twoje milczenie jest bardzo wymowne - odparł - Będziesz wyglądać bosko, obiecuję.
- No dobrze panie stylisto. Jak za starych dobrych czasów
- Ale wtedy jeszcze nie wtrącałem się do twojego wyglądu. Teraz czas to zmienić, bo jesteś naprawdę seksowna, a w tym wydaniu wyglądasz jak śmieciarz
- Nie obrażaj - wygięłam usta w podkówkę
- Idziemy - wstał od stołu i podszedł do lady - tą latte i sernik poproszę na wynos - uśmiechnął się do ekspedientki, a ta od razu wykonała jego polecenie.
- Widzę, że masz niezły wpływ na kobiety - zaśmiałam się
- Szkoda, że ty mi się nigdy nie oparłaś - szturchnął mnie w ramię
- Bo wiem jaki jesteś - wzruszyłam ramionami - Poza tym jesteś moim przyjacielem i nic poza tym raczej by nie wyszło. Pozabijalibyśmy się gdybyśmy byli w związku
- Tutaj się muszę z tobą zgodzić
- Jak ten twój współlokator ma na imię? - wypaliłam bezmyślnie
- Joseph, ale woli zdrobnienie
- Nie dziwię się. Przecież zanim wypowie się jego imię to mijają wieki
- No nie przesadzajmy, twoje jest dłuższe, Rosalie.
- Nienawidziłam kiedy tak do mnie mówiłeś
- Wiem, dlatego mówiłem to dość często - uśmiechnął się
- Wiem to - warknęłam - Ale wszystko ci wybaczałam wtedy
- Jednego mi nie wybaczyłaś - stwierdził
Spojrzałam na niego i uniosłam brwi
- Co masz na myśli?
- To kiedy znalazłem sobie dziewczynę i nie miałem dla ciebie czasu. Nie chciałem żeby to wszystko tak wyszło, przecież wiesz.
- Daj spokój, dawno o tym zapomniałam
- A jak z Noemi? - spytał. Szczerze mówiąc to dość zdziwiło mnie to pytanie, bo nigdy bym się tego nie spodziewała.
- Nie mam z nią kontaktu
- Dlaczego?
- Nie chcę o tym rozmawiać, po prostu wydarzyło się w moim życiu zbyt wiele.
- Rozumiem - powiedział, po czym objął mnie ramieniem i tak całe trzy godziny spędziliśmy na zwiedzaniu sklepów. Oczywiście nasze zdania musiały być podzielone i to co podobało się mi nie podobało się jemu i na odwrót. Chociaż prawdę powiedziawszy podobało mi się to jak mnie ubierał. W końcu ktoś się tym zajął.
Wybraliśmy dwie pary dopasowanych jeansów, eleganckie i zwiewne koszulki, ale także coś eleganckiego na chłodniejsze dni. W sklepie obuwniczym wybraliśmy trzy pary szpilek i jedne buty na płaskim obcasie. Weszłam jeszcze do sklepu z firankami i wybrałam te najdłuższe, sięgające ziemi o mlecznym kolorze. Zadowoleni, uśmiechnięci i obkupieni skończyliśmy swoją wyprawę po sklepach. Nie sądziłam, że zatęsknię za tymi naszymi rozmowami, przepychankami i wyzwiskami. Zmieniliśmy się, ale nasz humor pozostał.
- O tam jest! - wskazał palcem na mężczyznę stojącego plecami do nas
- Joe? - spytałam
- Tak, wiesz co? Może odwiozę cię do domu, bo z tymi tobołami niewygodnie będzie ci jechać autobusem.
- Na prawdę? - spytałam z nadzieją
- Oczywiście.
Podeszliśmy do Joe i zanim Caspar zdążył szturchnąć go w ramię, ten odwrócił się w naszą stronę.
W tym momencie mnie sparaliżowało. Spojrzałam w jego oczy, a moje serce zaczęło szybciej bić. To było drugie najpiękniejsze spojrzenie jakie do tej pory widziałam.
Odcinek 33
- Możecie mi powiedzieć co się tutaj dzieje? - spytałam kiedy policjanci wsadzali nasze walizki do bagażnika radiowozu.
- Żadnych pytań. My nie jesteśmy informacją miejską - odburknął jeden z nich.
Myślałam, że zaraz wybuchnę, bo nie dość, że nie wiedziałam co się dzieje to jeszcze żaden z tych naburmuszonych grubasów nie chciał odpowiedzieć na moje pytanie. Razem z Mattem wsiedliśmy do radiowozu i z ogromną wściekłością wpatrywaliśmy się jak tych dwóch gnojków obżera się fast foodami.
- Może byśmy ruszyli? Nie dość, że panowie uniemożliwili nam wylot do naszej chorej matki to jeszcze nie działają panowie w sprawie jak mniemam dla was ważnej - warknął Matt.
Popatrzyłam na niego zdziwiona, ale zaraz przyznałam mu rację. Policjanci popatrzyli na nas jakbyśmy pochodzili z innej planety, odłożyli jedzenie i ruszyli w drogę.
Nie miałam pojęcia w co takiego któreś z nas się wpakowało, ale skoro pytali o Matta to może o niego chodziło. Jak się dowiem, że znowu został przyłapany na paleniu trawy, albo sprzedawaniu jakiegoś gówna to przysięgam sobie, że nie będę z nim mieszkać.
- Jesteśmy na miejscu. Wysiadać, tylko nie obić lakieru radiowozu, bo szef nas zabije, a poza tym zabierajcie te swoje szmatłwace z bagażnika - policjant podszedł do bagażnika i wyrzucił z niego nasze walizki
- Słuchaj chamie - Matt podszedł do niego i chywcił goza fraki - Nie pozwalaj sobie na takie zachowanie, bo jak pójdę do twojego przełożonego to wylecisz na zbity pysk. Jestem groźniejszy niż ci się wydaje i ten tłuszcz w samoobronie ci nie pomoże - puścił go i podniósł nasze walizki z ziemi.
Poczułam, że mój telefon zawibrował w kieszeni, więc wyjęłam go ostrożnie i odblokowałam ekran. Wyświetliła mi się wiadomość od Briana, moje serce mimowolnie zaczęło mocniej bić. Dlaczego? Nie umiałam sobie na to odpowiedzieć, albo inaczej. Umiałam, ale bałam się przyznać przed samą sobą co tak naprawdę czuję. W zasadzie to jestem już znużona tym ciągłym okłamywaniem siebie. Cały czas się przed sobą wstydzę, chcę się oszukać. Tylko dlaczego? Wstydzę się tego, że w końcu coś do kogoś poczułam? Ktoś pomyśli absurdalne, ale większość życia broniłam się przed tym uczuciem, a w zasadzie nie przed samym uczuciem, a tym do kogo będę je żywiła. Tak cholernie bałam się, że moje pożądanie będzie skierowane do niewłaściwej osoby. I co? Wszystko stało się na przekór. Jest tak jakbym nie chciała żeby było. Chociaż z drugiej strony jestem szczęśiwa, że ktoś taki jak Brian jest mną zainteresowany. Jednak znowu jest ten hamulec, który nie pozwala mi na racjonalne przemyślenie tej sprawy.
- Co ty się tak patrzysz w ten telefon? - Matt podszedł do mnie i objął mnie ręką w pasie - Idziemy, bo te dupki czekają na nas przy wejściu - delikatnie popchnął mnie w stronę posterunku.
Z tego wszyskiego zapomniałam nawet przeczytać smsa od Briana, ale trudno. Zrobię to później. Weszliśmy do budynku i podążaliśmy za policjantami przez długi korytarz. W końcu kiedy dotarliśmy do właściwych drzwi musieliśmy poczekać dwadzieścia minut zanim wpuszczono nas do środka. Oboje z Mattem usiedliśmy na krzesłach przy stole i pytająco spojrzeliśmy na krzesło które stało przed nami.
- Co tu sie dzieje? Jeżeli siedzimy przez twoje dragi to możesz pożegnać się z moim towarzystwem w domu - szepnęłam
- Przestań, nic nie zrobiłem. To musi być jakieś nieporozumienie - warknął
- Nieporozumienie? Zapewne dużo ludzi na świecie nazywa się Matthew Charles Sanders - kopnęłam go w kostkę.
- Cisza! Zakaz rozmów - krzyknął policjant wchodząc do pomieszczenia. Stanął w kącie i założył ręce do tyłu.
W końcu drzwi się otworzyły. Wszedł masywny policjant, a za nim nikt inny jak tylko Alex. Serce mi stanęło, całe ciało miałam sparaliżowane i czułam tylko jak kropelki zimnego potu spływają mi po plecach. Oddech zrobił się płytki, a oczy zaczęły strasznie szczypać. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Boże co ja bym zrobiła, żeby to wszystko okazało się tylko nocnym koszmarem. Zacisnęłam ręce w pięści i spokojnie obserwowałam jak Alex zajmuje swoje miejsce. Popatrzyłam na niego z nienawiścią i wyłapałam lekki cwaniacki uśmieszek. Co ja mam zrobić? Mam ochotę zapaść się pod ziemię, zniknąć, uciec. Cokolwiek, bylebym nie musiała tutaj siedzieć. To są najgorsze tortury.
- Proszę wstać! - powiedział policjant, który stał najbliżej drzwi. Obydwoje z Mattem wstaliśmy. Boże, on właśnie teraz się o wszystkim dowie, teraz wszystko wyjdzie na jaw, wszystko teraz się rozsypie jak klocki.
- Niech usiądą - powiedział Aleks spokojnym głosem - Policja już wie w jaki sposób nie potraktowaliście, jak mnie okradliście i jak wykorzystaliście. Teraz czekam na wyjaśnienia od was. A może w zasadzie od ciebie - spojrzał na mnie.
- O czym ty mówisz człowieku? Ja cię widzę pierwszy raz w życiu - Matt wstał z krzesła
- Tak? To twoja siostrzyczka nie mówiła ci jak mnie wykorzystała i okradła? Jak wszystko ukartowała? Należy mi się 15 tysięcy od was plus odszkodowanie! - warknął
- Ja cię okradłam? Ty podły szczurze! To ja mogłabym pozwać cię do sądu za wykorzystanie mojej osoby! - krzyknęłam
- Przestań wrzeszczeć wariatko, ty masz jakieś zaburzenie psychiczne. Uderzyłaś się kiedyś w głowe? - zapytał z drwiną
- Rose? Co ty zrobiłaś? Sprzedałaś mu się? - Matt popatrzył na mnie z niedowierzaniem
- Mogłabym wyjaśnić ci to potem? - spytałam. Czułam, że powoli do moich oczu napływają łzy.
- Może poznamy pani wersję całego zdarzenia - policjant zwiął mnie za rękę i wyprowadził z pokoju. Weszliśmy do drzwi obok i wiedziałam już, że w ścianie jest lustro weneckie, ale może to nawet lepiej, bo opowiadając to nie będę musiałą patrzeć w oczy Matta.
Przełamałam strach, zostawiłam wstyd za drzwiami i dla własnego dobra wszystko chciałam opowiedzieć tak jak ja to widziałam.
- A więc słucham - podsunął mi szklankę wody i usiadł naprzeciwko mnie.
Opowiedziałam mu o tym jak razem z Noemi założyłyśmy konto na stronie, do czego potrzebne były mi pieniądze i w jaki sposób wybrałam Alexa. Zdawało mi się, że uwierzył temu co mówiłam, bo w rakcie mojej paplaniny trzy razy wybuchłam płaczem. Z resztą cały czas patrzyłam mu w oczy, nie miałam po co kłamać. Chciałam mieć to za soba, to było dla mnie trudne. Po tym jak skończyłam mówić policjant pokiwał głową i dał komuś znak palcami w powietrzu.
- Teraz nie jesteśmy na podsłuchu. Może chciałaby pani zaczerpnąć rady psychologa? To musi być dla pani trudne. Nie wiedziałem, że ten człowiek tak bardzo chciał panią wykorzystać.
- To wszystko tłumaczę swoją głupotą, ale naprawdę bardzo chciałam pomóc mojemu przyjacielowi, był w ciężkiej stuacji. Nie miałam innego wyjścia. Wszystko waliło się nam na głowę, a byłam jedyną która dałaby mu możliwość dlaszego życia. Chyba pan rozumie. Nie miałam po co kłamać, nie chciałam tylko, żeby to wszystko w taki sposób się potoczyło.
- Może wejdźmy do pomieszczenia, w którym znajduje się pani brat - uśmiechnął się do mnie i otworzył drzwi. Wiedziałam, że wzrok Matta to ostatni z którym chcę się spotkać.
Nie musieliśmy nawet wchodzić do tego pokoju, bo Matt siedział na korytarzu. Miał oparte łokcie o kolana i trzymał głowęw dłoniach.
- Panie Sanders - odezwał się policjant - Jesteście państwo wolni. Przepraszamy za kłopot, to było naprawdę niepotrzebne zamieszanie.
Bez słowa ruszyliśmy do radiowozu, Matt włożył nasze walizki do bagażnika i wsiadł do samochodu. Ja stanęłam przy drzwiach, mocno wciągnęłam powietrze i weszłam do środka.
Wyjechaliśmy spod posterunku i po dziesięciu minutach byliśmy na lotnisku.
- Matt? - spytałam gdy wyszliśmy z samochodu
- Nie mów nic do mnie - warknął
Miałam ochotę się rozpłakać, to jakby ktoś strzelił mi z całej siły w twarz.
- Nie dość, że mam problemy z Matką to mam jeszcze siostrę, która daje dupy za pieniądze, która w ogóle siebie nie szanuje, nie uważa na siebie i naraża swoje ciało na niebezpieczeństwo - powiedział zdenerwowany i ruszył w stronę budynku.
- Porozmawiaj ze mną. Proszę - pociągnęłam go za rękę
- Odejdź ode mnie. Sama siebie nie szanujesz to teraz nie zatrzymuj mnie przy sobie. Przynajmniej pozbędę się jednego problemu. Czyli ciebie. Nic tylko zwalasz mi na głowę same problemy, nie rozumiesz, że ja też mam życie? Nie może ono się kręcić tylko wokół ciebie. Nie jesteś pępkiem świata. Zrozum to w końcu.
- Jesteś moim bratem, nie zostawiaj mnie! Proszę, ja chcę tylko żebyś mnie wysłuchał. Chciałam ratować Zackiego
- Sam bym go uratował, nie potrzebowałem twojej zasranej pomocy. Jeszcze w taki sposób! Wstydziłabyś się. Nie masz co innego robić w życiu? W dupie ci się poprzewracało, że wszystko ucodzi ci na sucho. Nigdy nie masz konsekwencji z tego, że coś zrobisz źle. Zawsze wszyscy wszystko ci wybaczają.
- Zamknij się ty idioto! - krzyknęłam. Łzy same cisnęły mi się do oczu, ale nie mogłam sobie pozwolić, żeby cały czas tak na mnie nadawał. Chciałam tylko mu wyjaśnić dlaczego to zrobiłam
- Zarówno twój jak i mój przyjaciel był w potrzebie, był ciężko chory. Chciałam zachować się wobec niego fair. Chciałam mu pomóc, bo za parę godzin mogło go nie być z nami. Walczył o życie, a ty teraz masz do mnie pretensje o to, że próbowałam mu pomóc w każdy możliwy sposób? Wiem, że źle zrobiłam, zdawałam sobie sprawę na jakie niebezpieczeństwo byłam narażona, ale zrozum do ciężkiej cholery, że w tym momencie właśnie nie myślałam o sobie. Myślałam o Zackym! Myślałam o jego przyszłości, o waszej przyszłości. Jako zespół. Jako jedna całość.
Matt popatrzył na mnie i nie odezwał się. Wziął nasze walizki i szedł dalej. Może musi sobie to wszystko przemyśleć? Nie wiem, ale nie odpuszczę. Skorzystałam z okazji i postanowiłam, że odczytam smsa do Briana.
Rose, wiem, że to nieodpowiednia forma wypowiedzi, żeby przekazać tę informację, ale nie mogłem w inny sposób się z tobą skontaktować. Violet prosiła, żeby to była tajemnica. Powiedziała, żebym do ciebie napisał i ci to przekazał. Masz o niczym nie mówić Mattowi. Nie wiadomo jak zareaguje. Vio robiła test ciążowy wczoraj wieczorem. Wyszedł pozytywnie.
- Żadnych pytań. My nie jesteśmy informacją miejską - odburknął jeden z nich.
Myślałam, że zaraz wybuchnę, bo nie dość, że nie wiedziałam co się dzieje to jeszcze żaden z tych naburmuszonych grubasów nie chciał odpowiedzieć na moje pytanie. Razem z Mattem wsiedliśmy do radiowozu i z ogromną wściekłością wpatrywaliśmy się jak tych dwóch gnojków obżera się fast foodami.
- Może byśmy ruszyli? Nie dość, że panowie uniemożliwili nam wylot do naszej chorej matki to jeszcze nie działają panowie w sprawie jak mniemam dla was ważnej - warknął Matt.
Popatrzyłam na niego zdziwiona, ale zaraz przyznałam mu rację. Policjanci popatrzyli na nas jakbyśmy pochodzili z innej planety, odłożyli jedzenie i ruszyli w drogę.
Nie miałam pojęcia w co takiego któreś z nas się wpakowało, ale skoro pytali o Matta to może o niego chodziło. Jak się dowiem, że znowu został przyłapany na paleniu trawy, albo sprzedawaniu jakiegoś gówna to przysięgam sobie, że nie będę z nim mieszkać.
- Jesteśmy na miejscu. Wysiadać, tylko nie obić lakieru radiowozu, bo szef nas zabije, a poza tym zabierajcie te swoje szmatłwace z bagażnika - policjant podszedł do bagażnika i wyrzucił z niego nasze walizki
- Słuchaj chamie - Matt podszedł do niego i chywcił goza fraki - Nie pozwalaj sobie na takie zachowanie, bo jak pójdę do twojego przełożonego to wylecisz na zbity pysk. Jestem groźniejszy niż ci się wydaje i ten tłuszcz w samoobronie ci nie pomoże - puścił go i podniósł nasze walizki z ziemi.
Poczułam, że mój telefon zawibrował w kieszeni, więc wyjęłam go ostrożnie i odblokowałam ekran. Wyświetliła mi się wiadomość od Briana, moje serce mimowolnie zaczęło mocniej bić. Dlaczego? Nie umiałam sobie na to odpowiedzieć, albo inaczej. Umiałam, ale bałam się przyznać przed samą sobą co tak naprawdę czuję. W zasadzie to jestem już znużona tym ciągłym okłamywaniem siebie. Cały czas się przed sobą wstydzę, chcę się oszukać. Tylko dlaczego? Wstydzę się tego, że w końcu coś do kogoś poczułam? Ktoś pomyśli absurdalne, ale większość życia broniłam się przed tym uczuciem, a w zasadzie nie przed samym uczuciem, a tym do kogo będę je żywiła. Tak cholernie bałam się, że moje pożądanie będzie skierowane do niewłaściwej osoby. I co? Wszystko stało się na przekór. Jest tak jakbym nie chciała żeby było. Chociaż z drugiej strony jestem szczęśiwa, że ktoś taki jak Brian jest mną zainteresowany. Jednak znowu jest ten hamulec, który nie pozwala mi na racjonalne przemyślenie tej sprawy.
- Co ty się tak patrzysz w ten telefon? - Matt podszedł do mnie i objął mnie ręką w pasie - Idziemy, bo te dupki czekają na nas przy wejściu - delikatnie popchnął mnie w stronę posterunku.
Z tego wszyskiego zapomniałam nawet przeczytać smsa od Briana, ale trudno. Zrobię to później. Weszliśmy do budynku i podążaliśmy za policjantami przez długi korytarz. W końcu kiedy dotarliśmy do właściwych drzwi musieliśmy poczekać dwadzieścia minut zanim wpuszczono nas do środka. Oboje z Mattem usiedliśmy na krzesłach przy stole i pytająco spojrzeliśmy na krzesło które stało przed nami.
- Co tu sie dzieje? Jeżeli siedzimy przez twoje dragi to możesz pożegnać się z moim towarzystwem w domu - szepnęłam
- Przestań, nic nie zrobiłem. To musi być jakieś nieporozumienie - warknął
- Nieporozumienie? Zapewne dużo ludzi na świecie nazywa się Matthew Charles Sanders - kopnęłam go w kostkę.
- Cisza! Zakaz rozmów - krzyknął policjant wchodząc do pomieszczenia. Stanął w kącie i założył ręce do tyłu.
W końcu drzwi się otworzyły. Wszedł masywny policjant, a za nim nikt inny jak tylko Alex. Serce mi stanęło, całe ciało miałam sparaliżowane i czułam tylko jak kropelki zimnego potu spływają mi po plecach. Oddech zrobił się płytki, a oczy zaczęły strasznie szczypać. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Boże co ja bym zrobiła, żeby to wszystko okazało się tylko nocnym koszmarem. Zacisnęłam ręce w pięści i spokojnie obserwowałam jak Alex zajmuje swoje miejsce. Popatrzyłam na niego z nienawiścią i wyłapałam lekki cwaniacki uśmieszek. Co ja mam zrobić? Mam ochotę zapaść się pod ziemię, zniknąć, uciec. Cokolwiek, bylebym nie musiała tutaj siedzieć. To są najgorsze tortury.
- Proszę wstać! - powiedział policjant, który stał najbliżej drzwi. Obydwoje z Mattem wstaliśmy. Boże, on właśnie teraz się o wszystkim dowie, teraz wszystko wyjdzie na jaw, wszystko teraz się rozsypie jak klocki.
- Niech usiądą - powiedział Aleks spokojnym głosem - Policja już wie w jaki sposób nie potraktowaliście, jak mnie okradliście i jak wykorzystaliście. Teraz czekam na wyjaśnienia od was. A może w zasadzie od ciebie - spojrzał na mnie.
- O czym ty mówisz człowieku? Ja cię widzę pierwszy raz w życiu - Matt wstał z krzesła
- Tak? To twoja siostrzyczka nie mówiła ci jak mnie wykorzystała i okradła? Jak wszystko ukartowała? Należy mi się 15 tysięcy od was plus odszkodowanie! - warknął
- Ja cię okradłam? Ty podły szczurze! To ja mogłabym pozwać cię do sądu za wykorzystanie mojej osoby! - krzyknęłam
- Przestań wrzeszczeć wariatko, ty masz jakieś zaburzenie psychiczne. Uderzyłaś się kiedyś w głowe? - zapytał z drwiną
- Rose? Co ty zrobiłaś? Sprzedałaś mu się? - Matt popatrzył na mnie z niedowierzaniem
- Mogłabym wyjaśnić ci to potem? - spytałam. Czułam, że powoli do moich oczu napływają łzy.
- Może poznamy pani wersję całego zdarzenia - policjant zwiął mnie za rękę i wyprowadził z pokoju. Weszliśmy do drzwi obok i wiedziałam już, że w ścianie jest lustro weneckie, ale może to nawet lepiej, bo opowiadając to nie będę musiałą patrzeć w oczy Matta.
Przełamałam strach, zostawiłam wstyd za drzwiami i dla własnego dobra wszystko chciałam opowiedzieć tak jak ja to widziałam.
- A więc słucham - podsunął mi szklankę wody i usiadł naprzeciwko mnie.
Opowiedziałam mu o tym jak razem z Noemi założyłyśmy konto na stronie, do czego potrzebne były mi pieniądze i w jaki sposób wybrałam Alexa. Zdawało mi się, że uwierzył temu co mówiłam, bo w rakcie mojej paplaniny trzy razy wybuchłam płaczem. Z resztą cały czas patrzyłam mu w oczy, nie miałam po co kłamać. Chciałam mieć to za soba, to było dla mnie trudne. Po tym jak skończyłam mówić policjant pokiwał głową i dał komuś znak palcami w powietrzu.
- Teraz nie jesteśmy na podsłuchu. Może chciałaby pani zaczerpnąć rady psychologa? To musi być dla pani trudne. Nie wiedziałem, że ten człowiek tak bardzo chciał panią wykorzystać.
- To wszystko tłumaczę swoją głupotą, ale naprawdę bardzo chciałam pomóc mojemu przyjacielowi, był w ciężkiej stuacji. Nie miałam innego wyjścia. Wszystko waliło się nam na głowę, a byłam jedyną która dałaby mu możliwość dlaszego życia. Chyba pan rozumie. Nie miałam po co kłamać, nie chciałam tylko, żeby to wszystko w taki sposób się potoczyło.
- Może wejdźmy do pomieszczenia, w którym znajduje się pani brat - uśmiechnął się do mnie i otworzył drzwi. Wiedziałam, że wzrok Matta to ostatni z którym chcę się spotkać.
Nie musieliśmy nawet wchodzić do tego pokoju, bo Matt siedział na korytarzu. Miał oparte łokcie o kolana i trzymał głowęw dłoniach.
- Panie Sanders - odezwał się policjant - Jesteście państwo wolni. Przepraszamy za kłopot, to było naprawdę niepotrzebne zamieszanie.
Bez słowa ruszyliśmy do radiowozu, Matt włożył nasze walizki do bagażnika i wsiadł do samochodu. Ja stanęłam przy drzwiach, mocno wciągnęłam powietrze i weszłam do środka.
Wyjechaliśmy spod posterunku i po dziesięciu minutach byliśmy na lotnisku.
- Matt? - spytałam gdy wyszliśmy z samochodu
- Nie mów nic do mnie - warknął
Miałam ochotę się rozpłakać, to jakby ktoś strzelił mi z całej siły w twarz.
- Nie dość, że mam problemy z Matką to mam jeszcze siostrę, która daje dupy za pieniądze, która w ogóle siebie nie szanuje, nie uważa na siebie i naraża swoje ciało na niebezpieczeństwo - powiedział zdenerwowany i ruszył w stronę budynku.
- Porozmawiaj ze mną. Proszę - pociągnęłam go za rękę
- Odejdź ode mnie. Sama siebie nie szanujesz to teraz nie zatrzymuj mnie przy sobie. Przynajmniej pozbędę się jednego problemu. Czyli ciebie. Nic tylko zwalasz mi na głowę same problemy, nie rozumiesz, że ja też mam życie? Nie może ono się kręcić tylko wokół ciebie. Nie jesteś pępkiem świata. Zrozum to w końcu.
- Jesteś moim bratem, nie zostawiaj mnie! Proszę, ja chcę tylko żebyś mnie wysłuchał. Chciałam ratować Zackiego
- Sam bym go uratował, nie potrzebowałem twojej zasranej pomocy. Jeszcze w taki sposób! Wstydziłabyś się. Nie masz co innego robić w życiu? W dupie ci się poprzewracało, że wszystko ucodzi ci na sucho. Nigdy nie masz konsekwencji z tego, że coś zrobisz źle. Zawsze wszyscy wszystko ci wybaczają.
- Zamknij się ty idioto! - krzyknęłam. Łzy same cisnęły mi się do oczu, ale nie mogłam sobie pozwolić, żeby cały czas tak na mnie nadawał. Chciałam tylko mu wyjaśnić dlaczego to zrobiłam
- Zarówno twój jak i mój przyjaciel był w potrzebie, był ciężko chory. Chciałam zachować się wobec niego fair. Chciałam mu pomóc, bo za parę godzin mogło go nie być z nami. Walczył o życie, a ty teraz masz do mnie pretensje o to, że próbowałam mu pomóc w każdy możliwy sposób? Wiem, że źle zrobiłam, zdawałam sobie sprawę na jakie niebezpieczeństwo byłam narażona, ale zrozum do ciężkiej cholery, że w tym momencie właśnie nie myślałam o sobie. Myślałam o Zackym! Myślałam o jego przyszłości, o waszej przyszłości. Jako zespół. Jako jedna całość.
Matt popatrzył na mnie i nie odezwał się. Wziął nasze walizki i szedł dalej. Może musi sobie to wszystko przemyśleć? Nie wiem, ale nie odpuszczę. Skorzystałam z okazji i postanowiłam, że odczytam smsa do Briana.
Rose, wiem, że to nieodpowiednia forma wypowiedzi, żeby przekazać tę informację, ale nie mogłem w inny sposób się z tobą skontaktować. Violet prosiła, żeby to była tajemnica. Powiedziała, żebym do ciebie napisał i ci to przekazał. Masz o niczym nie mówić Mattowi. Nie wiadomo jak zareaguje. Vio robiła test ciążowy wczoraj wieczorem. Wyszedł pozytywnie.
Odcinek 32
Usiadłam
przy stole i spokojnie obserwowałam jak Brian zajmuje swoje miejsce.
Odczuwałam lekki stres. Jednak nie był on spowodowany mężczyzną,
który siedział naprzeciwko mnie. Bałam się jak przed nim wypadnę.
Nigdy nie przypuszczałam, że będę znajdowała się w takiej
sytuacji, a tym bardziej z Brianem. Nie umiem wytłumaczyć się sama
przed sobą w jaki sposób zmieniłam swój stosunek do jego osoby.
Kiedy patrzę na niego i widzę to w jaki sposób mówi, porusza się
i w jaki sposób się uśmiecha stwierdzam, że jestem nim totalnie
zafascynowana. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam takiego uczucia.
Nie wymagam od niego żadnych namiętnych zbliżeń, do szczęścia
potrzebne jest mi jedyne to, żeby po prostu przy mnie był.
Uśmiechnął
się do mnie i spytał co zjadłabym na początek. Postanowiłam nie
być wymagająca, żeby nie robić mu kłopotu, a poza tym najadłam
się samym stresem. Z karty menu wybrałam sałatkę grecką i białe
wino.
Kiedy
kelnerka podeszła do naszego stolika i Brian zaczął zamawiać
jedzenie wbiłam wzrok w jej wyzywające i kuse ubranie. Nie wiem czy
to jej szef, czy może sama zadecydowała, że chce przyjść tak
ubrana do pracy. To nie jest dom publiczny tylko restauracja miejska.
Miałam ochotę zwrócić jej uwagę, bo nie tylko wyglądała jak
zdzira, ale jeszcze na dodatek przystawiała się do Briana.
Ewidentnie go podrywała, a jemu jak widać się to podobało. Ach,
te gwiazdy rocka. Swoją drogą jestem zdumiona, że jak dotąd żadna
fanka do niego nie podeszła i nie spytała, czy nie mógłby im się
podpisać na biuście, którego i tak zresztą większość z nich
nie posiada. Dobra, z resztą niskie poczucie zazdrości powinno mi
być obce. W końcu to nie jest mój partner i nie powinnam się
wtrącać w takie sprawy. To tylko mój dobry przyjaciel... z którym
poszłam raz do łóżka. Boże, co ja robię ze swoim życiem.
- Halo!
Ziemia do Rose! - Brian pomachał mi ręką przed oczami
- Co,
co? - spytałam i odgoniłam myśli na bok
- Pytałem
czy chcesz coś jeszcze zamówić
- Nie,
może potem – uśmiechnęłam się
Popatrzył
na mnie, uśmiechnął się w odpowiedzi i zaczął bawić się
widelcem. Nie widziałam żadnego sensu w tym co robił, ale zaczęło
podobać mi się to jak manewruje palcami, jak wszystko robi z
gracją.
- Nad
czym tak myślałaś? - spytał po chwili
- Ja?
Ee, nad tym co u Irminy – skłamałam
- Rozmawiałaś
z nią ostatnio?
- Nie
miałam okazji. Matt ma z nią lepszy kontakt niż ja.
- Słuchaj,
za to co było kiedyś z Irminą – westchnął – nic szczególnego
nas nie łączyło.
- Myślisz,
że ja o tym nie wiem? Widziałam jaki masz stosunek do niej i jak ją
traktujesz.
- Nie
wiem co mną kierowało. Może wszystko przez to, że w jakiś sposób
chciałem ci dopiec. Wiedziałem, że się wściekniesz jak się o
tym dowiesz.
- No
i brawo. Udało ci się.
- Aż
tak mnie nie lubisz? - spytał podnosząc wzrok
Poczułam
jak miliony szpilek wbijają mi się w brzuch. Nie wiedziałam co
odpowiedzieć. Co pomyśli kiedy powiem, że tak z dnia na dzień
zmieniłam do niego stosunek? Poszłam z nim do łóżka. Mało to
odpowiedzialne, ale chyba dzięki temu dostrzegłam w nim innego
człowieka. Czułego, opiekuńczego, a cała nienawiść którą do
niego żywiłam nagle zeszła na drugi plan. Zauroczył mnie sobą?
Może, ale nie czuję większej potrzeby, żeby powiedzieć mu to
wszystko. Przynajmniej teraz.
- O
dziwo przez ten wyjazd zmieniłam co do ciebie zdanie –
uśmiechnęłam się
- Rose,
czuję, że w jakiś sposób cię skrzywdziłem.
Spojrzałam
na niego pytająco. Nie wiedziałam czy ma na myśli wydarzenia
sprzed kilku lat, czy może noc, o którą już raz mnie przeprosił
i zapewniał mnie, że nigdy nic podobnego się nie stanie.
- Chodzi
mi o całokształt moich zachowań. Po prostu zawsze uważałem, że
jesteś niewarta jakichkolwiek starań.
Ała,
te słowa zabolały. Nie, żebym się wywyższała, ale mógł sobie
je darować.
- Ale
teraz jest zupełnie inaczej. Zmieniłaś się, albo to ja zmieniłem
swoje podejście do ciebie, bo może to ja przyczyniłem się do
tego, że tak się zachowywałaś.
- Brian,
ja nie wiem co mam powiedzieć. Nie wiem jak się usprawiedliwić.
- Po
prostu chciałem, żebyś wiedziała, że zmieniłem podejście do
ciebie. I jeszcze raz chciałem cię przeprosić za tamtą noc. Nie
wiem co we mnie wstąpiło.
- Wszystkie
panny, z którymi spałeś przepraszasz potem sto razy?
- Nie
zależy mi na ich dobrym zdaniu o mnie – prychnął – w ogóle na
nich mi nie zależy – dodał szybko, ale zaraz chyba żałował
tych słów, bo widziałam, że jest zmieszany.
Ucieszyły
mnie te słowa, jednak nie chciałam dać tego po sobie poznać. Nie
chciałam pytać też mu na mnie zależy, zapewne by skłamał, więc
dałam sobie z tym spokój. Brian taki niegrzeczny chłopiec mówi
takie rzeczy? Może w głębi duszy jest niepowtarzalnym romantykiem,
który stara się nie wychylać przed własny cień.
Rozejrzałam
się wokół i dopiero teraz do moich uszu dotarły piękne dźwięki
pianina, które dobiegały z rogu restauracji. Stało tam piękne
białe pianino, na którym grał mężczyzna w podeszłym wieku.
Zapatrzona w ten piękny obraz poczułam ciepło na dłoni.
Odwróciłam głowę i spojrzałam na nasze splecione ręce.
Zauważyłam biały ślad na palcu Briana. Jakby w formie obrączki.
Przejechałam po nim delikatnie kciukiem i popatrzyłam prosto w jego
czekoladowe oczy.
- To
od Michelle. Zdjąłem go kiedy – westchnął – chowali jej
znalezione szczątki.
- Brian,
ja – zacisnęłam zęby – nie chciałam, żeby tak się stało
- Rose,
byłem przy tym. Nie musisz mi mówić jak to wszystko wyglądało.
Po prostu znałem Michelle od dzieciństwa. Byliśmy nierozłączni.
Dopiero kiedy w jakiś sposób stałem się sławny ona nagle
zmieniła do mnie podejście. Nie byłem dla niej tym samym facetem,
ona chciała czegoś więcej niż przyjaźni ze mną. Nie umiem sobie
tego wytłumaczyć, nagle stała się inna, ingerowała w mój życie,
chciała być cząstką mnie – powiedział cicho i lekko pociągnął
nosem.
Nie
chciałam, żeby tak cierpiał, żeby tracił kogoś bliskiego,
szczególnie tak bliską przyjaciółkę jaką była Michelle.
- To
dlatego tak bardzo się na mnie wściekłeś kiedy się z nią
pokłóciłam – stwierdziłam
- Tu
nie chodziło tylko o nią. Zawsze chciałem być kimś ważnym
Nie
zrozumiałam za bardzo tego co powiedział. Skoro nie chodzi o
Michelle to o kogo? Bo na pewno nie o mnie. On mnie nienawidził.
- Ale
jak to chciałeś być kimś ważnym, skoro nie chciałeś żeby
łączyło was nic więcej jak tylko przyjaźń
- To
nie jest tak proste jakbym chciał żeby było. Może kiedyś dowiesz
się całej prawdy. Dzisiaj jest na nią trochę za wcześnie –
stwierdził po czym wstał, żeby odebrać zamówienie.
Do
końca naszej kolacji zastanawiałam się o co tak naprawdę mu
chodziło. Nie jestem detektywem, ani kimś w tym rodzaju, żeby
rozwiązywać zagadki tego typu. W dalszym ciągu nie umiem go
rozgryźć. Po prostu może potrzebuje trochę czasu, żeby pozbierać
wszystko do kupy i mi o tym powiedzieć? Jeszcze się nad tym
zastanowię, ale znając mnie to połowę nocy będę o tym
rozmyślać. Chociaż szczerze powiedziawszy wolałabym normalnie
zasnąć, bo jutro czeka mnie długa podróż do mamy. Może Brian
zgodziłby się spędzić tę noc ze mną? Robiłby za moją prywatną
maskotkę, a rano miałabym jego zapach na sobie i cały dzień by mi
towarzyszył. Muszę go namówić, ale to dopiero jak będziemy mieli
rozchodzić się do swoich pokoi.
Jak
myślałam tak zrobiłam. Po skończonej kolacji pojechaliśmy do
hotelu, ale zamiast wejść do środka wybraliśmy krótką
przechadzkę po plaży. Stwierdziliśmy, że to będzie odprężające.
Idąc
brzegiem i wsłuchując się w szum morza podeszłam do Briana i
chwyciłam go za rękę. Objął moją dłoń mocnym uściskiem i bez
słowa pociągnął mnie za sobą. Poczułam jak moje stopy dotykają
wody. To było nadzwyczaj przyjemne.
- Wiem,
że ta propozycja będzie dość dziwna, ale może zechciałby
spędzić dzisiaj noc u mnie? - spytałam go stając przed drzwiami
do swojego pokoju.
- Rose,
wiesz, że nie powinienem – westchnął i przyparł mnie do ściany.
Oparł się rękoma po obu stronach mojej głowy.
- Niewinne,
przyjacielskie piżama party? - zaśmiałam się
- I
skończy się gorzej niż przyjacielski prysznic? - wyszczerzył się
- Uważam,
że dotrzymujesz obietnicy i nie zrobiłbyś tego ani sobie, ani mi –
odparłam
- Skoro
tak uważasz to mnie namówiłaś. Pójdę tylko po swoje rzeczy i
zaraz jestem.
Weszłam
do pokoju i łomocącym sercem rzuciłam się na łóżko. To będzie
tylko przyjacielska noc. Nic więcej. Usiadłam na materacu i powoli
zdjęłam wianek z głowy. O dziwo fryzura utrzymała się w
nieskazitelnym stanie do samego końca. Spojrzałam do lustro i
głośno westchnęłam. Czy tak wygląda człowiek, który właśnie
wrócił z najlepszej kolacji pod słońcem?
- Jestem
– powiedział Brian wchodząc do pokoju. W rękach trzymał
kosmetyczkę i ubrania.
- Kto
idzie pierwszy? Ty czy ja? - spytałam
- Przyjacielski
prysznic? - zaśmiał się
- Wal
się – pokazałam mu język
- Idź
pierwsza, tylko całej wody nie wylej. I gdybym zasnął to mnie
budź, bo nie lubię chodzić spać nieumyty
- Możesz
mi tylko rozpiąć sukienkę? Bo nie dam sobie rady z tym
ustrojstwem.
- Już
się robi – zostawił wszystkie rzeczy na łóżku i podszedł do
mnie. Dotknął suwaka, ale ja już na plecach poczułam bijące
ciepło od jego rąk. Na całym ciele pojawiła mi się gęsia
skórka. Delikatnie rozsunął sukienkę i położył brodę na moim
nagim ramieniu, z którego zsunął się kawałek materiału. Jego
oddech otulający moją skórę sprawił, że pragnęłam więcej
jego dotyku. Stałam w bezruchu i czekałam na dalszy krok z jego
strony. Złożył długi pocałunek, po czym przesunął się niżej.
Położył ręce na moich nagich plecach i przesunął je w kierunku
brzucha. Trzymał je teraz za materiałem i napierał na mnie całym
sobą. Przytulił mnie mocno i pocałował w szyję. Uwolnił uścisk
i przejechał palcami po całej długości moich pleców. Zaśmiał
się kiedy zobaczył, że pojawia się na nich gęsia skórka.
Zamknęłam oczy i mimowolnie się uśmiechnęłam. Mogę rzec, że
uwielbiam jego dotyk, cichy tembr głosu i to wspaniałe uczucie,
które stwarza, gdy jest w pobliżu.
Tak
jak myślałam. Przez całą noc nie mogłam spać. Nawet to, że
wtuliłam się w śpiącego Briana nic mi nie dało. Swoją drogą
jest tak słodki kiedy śpi. Serce o mało nie wyskoczyło mi z
piersi, gdy usłyszałam, że powiedział przez sen moje imię.
Nie
wiem nawet kiedy słońce zaczęło wschodzić na niebo. Ta noc
minęła tak szybko, może nieświadomie zasnęłam na parę godzin,
ale to nawet lepiej, bo nie musiałam się przez cały czas męczyć.
O
równej piątej wstałam z łóżka i poszłam do pokoju Matta, żeby
go obudzić. Nie do opisania był obraz, który tworzył razem ze
śpiącą Violet. To było tak urocze, że nie miałam serca go
budzić, ale jak dowiedziałam się w recepcji – lot mamy za trzy
godziny, więc trzeba się sprężać, bo wszystkie formalności z
odprawą muszą być załatwione jak najwcześniej.
Matt
podziękował mi za fatygę i za to, że nie musiał katować Violet
budzikami, które nastawił. Wracając do pokoju zahaczyłam o bufet
i ze świeżo przygotowanego szwedzkiego stołu zgarnęłam parę
tostów, dwa naleśniki z czekoladą, kubek mleka i od miłych pań z
kuchni dostałam dwa termosy z kawą. Naleśniki i mleko postawiłam
na szafce nocnej i napisałam krótki liścik dla Briana. Resztę
jedzenia wpakowałam do plecaka. Oprócz prowiantu zabrałam takie
rzeczy jak paszport, portfel, telefon, ładowarkę, słuchawki i inne
pierdoły dzięki którym lot nie będzie taki nużący
Razem
z Mattem w jak najszybszym tempie wylecieliśmy z hotelu i
pobiegliśmy na taksówkę, która zabrała nas prosto na lotnisko.
Kiedy byliśmy już po odprawie czekaliśmy na otwarcie bramek, ale
nie musieliśmy się niczego obawiać, bo w kolejce staliśmy
pierwsi, a jak się okazało za wiele osób nie chciało lecieć o
tak wczesnej porze.
Nagle
podszedł do nas jakiś ochroniarz i zaczął mówić coś po cichu
do przenośnego radia. Zdziwiliśmy się z Mattem o co może chodzić.
Spojrzeliśmy na siebie pytająco.
- Pan
Matthew Charles Sanders? - spytał z poważną miną
- Tak,
a coś się stało?
- Musimy
pana zawieźć na komisariat - odparł
Odcinek 31
A oto co natchnęło mnie do stworzenia rozdziału! Boski jest *___*
- Gdzie są moje
spodnie?! - krzyczałam na cały hotel latając po wszystkich
pokojach.
- Uspokój się, na pewno
nikt ci ich nie ukradł. Musiałaś włożyć je gdzieś po pijaku –
wymamrotał Brian czytając książkę
- Nie ma mowy, że wyjdę
gdziekolwiek bez spodni – założyłam ręce na piersi i stanęłam
naprzeciwko łóżka, na którym leżał – tak właściwie to co ty
robisz? - uniosłam jedną brew
- Czytam? - spojrzał na
mnie i odłożył książkę na poduszkę
- Wybacz, nie jestem
przyzwyczajona do takiego widoku – uśmiechnęłam się głupio i
wyszłam z pokoju.
Idąc w kierunku swoich
drzwi cały czas miałam przed oczami leżącego, półnagiego Briana
czytającego książkę. To umięśnione ciało przyprawiające mnie
o ciarki, ta burza nieułożonych włosów, te palce trzymające w
uwięzi kartki książki. Wszystko w nim nagle stało się takie
cudowne, tak szalenie perfekcyjne. Co mu się stało? A może
właściwie co stało się mi, że nagle zaczęłam dostrzegać w nim
coś więcej niż tylko buca, który podporządkowywał sobie
wszystkie panienki? Obawiam się, że to wszystko jeszcze przez
dłuższy czas pozostanie bez odpowiedzi. Poza tym stało się coś
czego nie chciałam, przed czym wzbraniałam się tyle lat. Ten
zarozumiały palant zajął każdą część mojej wyobraźni, moich
myśli i jakąś cząstkę mojego życia. O dziwo jest mi z tym
bardzo dobrze, bo czuję, że dzięki temu moje życie staje się
coraz szczęśliwsze, a wszystkie negatywne wydarzenia idą w
niepamięć.
Weszłam do pokoju i nie
zastanawiając się dłużej nad doskonałością mojej przyszłości
sięgnęłam po kołdrę, która leżała na podłodze. Podniosłam
ją do góry i zaścieliłam łóżko, które i tak było w żałosnym
stanie po wczorajszej nocy. Podeszłam do walizki i nie pozostało i
nic innego jak włożenie na siebie spodni od dresu. W najgorszych
torturach by mnie nie zmusili, żebym wyszła w tym na miasto, więc
dzisiejszy dzień spędzę w hotelu. Świetnie, o niczym innym nie
marzyłam będąc na Florydzie. Zdjęłam spodenki od piżamy i
spojrzałam na dresy. Przecież ja się w tym ugotuję. Nie, to chyba
nie jest najlepszy pomysł. Cisnęłam nimi w kąt i usiadłam na
podłodze. Nie wiem co mam teraz zrobić, przecież w majtkach nie
wyjdę.
- Puk, puk – usłyszałam
za plecami głos Briana
- Wejdź – wstałam z
podłogi i poprawiłam włosy, w których przed chwilą znalazłam
okruszki z ciastek.
- Wiesz, że ja nie
potrzebuję zaproszenia – uśmiechnął się szelmowsko
- Wiem, wiem –
uśmiechnęłam się nieśmiało. Jego naga klatka piersiowa
przyprawiała mnie o ciarki
- Dałabyś się
wieczorem zaprosić na kolację, gdybym powiedział, że mam coś
czego szukasz od samego rana? - podszedł do mnie trzymając jedną
rękę za plecami
- Znalazłeś moje
spodnie? - pisnęłam
- Niewykluczone –
puścił oczko – to jak?
- Oczywiście, że dam
się zaprosić! Co to za głupie pytanie. - prychnęłam
Rzucił spodnie na łóżko
i zapytał czy miałabym ochotę na kolejną przyjacielską kąpiel.
Zaśmiałam się głośno i przez dłuższy czas rozważałam tę
propozycję, jednak wiem, że mam dużo do zrobienia i nie mogę
siedzieć z nim cały dzień pod prysznicem. Będę mu musiała
wystarczyć tylko na wieczornej kolacji. Z resztą jestem bardzo
ciekawa dokąd zamierza mnie zabrać, jednak wolę mieć
niespodziankę i specjalnie nie zapytam.
- Zabieram cię do
lokalnej restauracji, także ubierz się jakoś ładnie – oblizał
usta i wyszedł.
Oparłam się o ścianę
i bezwładnie zjechałam po niej w dół. Oparłam głowę o kolana i
spokojnie zaczęłam rozmyślać o tym co włożę na siebie tego
wieczoru. Nie zorientowałam się nawet, że zaczęłam cichutko
podśpiewywać, a kiedy uniosłam głowę i zobaczyłam stojącego
nade mną Briana poczułam jak czerwień zalewa moją twarz.
- Ładnie śpiewasz,
kurczaczku – zaśmiał się
Mało nie wybuchłam
śmiechem kiedy nazwał mnie kurczaczkiem, to brzmiało tak
śmiesznie, kiedy powiedział to takim poważnym tonem.
- Czego chcesz? -
westchnęłam
- A nic, tak tylko
wpadłem
- Brian, ja się muszę
przyszykować na śniadanie
- Bo wiesz, nie wiem czy
byś nie chciała iść ze mną pod prysznic – uśmiechnął się –
do śniadania mamy jeszcze godzinę. Co ci szkodzi?
- Daj mi święty spokój
z tym twoim prysznicem – złapałam go za ramiona i lekko
potrząsnęłam
Popatrzył na mnie minką
zbitego pieska i wysunął dolną wargę do przodu. Szczerze
powiedziawszy nigdy nie widziałam go w takiej proszącej wersji,
zawsze był nieugięty i stanowczy. Chociaż od samego początku
wiedziałam, że lubi dążyć do zwycięstwa.
Nie ugięłam się pod
zalewającymi mnie prośbami, stanowczo kazałam mu wyjść z pokoju
i nie wracać aż do wieczora. Zamknęłam drzwi na klucz i w końcu
zabrałam się do ogarnięcia mojej mało skacowanej twarzy.
Postanowiłam zrobić mocniejszy makijaż, żeby zniwelować worki
pod oczami i zaczerwienienia na twarzy związane z ciepłym klimatem.
Mam nadzieję, że w Forks nie będę miała z tym problemów. Po
skończonym makijażu podeszłam do walizki i wyjęłam z niej cienką
bluzkę na ramiączkach. Jest trochę wymięta, ale kiedy nałożę
ją na siebie wszystko się elegancko wyprostuje. Wskoczyłam w
spodnie, włożyłam moje kochane sznurowane sandały i spojrzałam
na zegarek. Śniadanie zaczyna się za dziesięć minut, więc zdążę
jeszcze sprzątnąć butelki spod łóżka.
Schodząc na dół z
workiem pełnym butelek natknęłam się na Matta, który stał pod
ścianą i rozmawiał przez telefon. Wyglądał na zdenerwowanego,
więc postanowiłam mu nie przeszkadzać. Jednak kiedy mignęłam mu
przed oczami usłyszałam swoje imię. Odwróciłam się w jego
stronę i spojrzałam na niego pytająco.
- Rozmawiałem z mamą –
westchnął. Przez chwile wydawało mi się, że uronił kilka łez.
- Stało się coś? -
spytałam wystraszona.
- Szczerze powiedziawszy,
gdy widziałam jego minę nie było mi do śmiechu. Miałam ochotę
się rozpłakać, bo widziałam ten ból w jego oczach. Spodziewałam
się najgorszego.
- Mama leży w szpitalu.
Jej facet jest na policji, oskarżony za pobicie
- Co?! - krzyknęłam –
Ten kutas ją pobił?
Nie odpowiedział. Skinął
delikatnie głową i zamknął oczy. Rzuciłam worek na podłogę i
szybko do niego podeszłam. Wtuliłam się w jego tors i pogładziłam
go po plecach.
- Zrozumiem jeżeli nie
będziesz chciała jechać do niej po tym co ci zrobiła
- Matt, to jest moja
mama. Ze względu na to co mi zrobiła chcę ją odwiedzić. Z resztą
muszę to z nią wyjaśnić. Nie chcę całe życie tkwić w
kłamstwie, niepewności i strachu, że może mi się stać coś
więcej – odparłam – tylko kiedy chcesz do niej pojechać?
- Rose, ona nie powie ci
dlaczego to zrobiła. Ona chciała cie chronić, kocha cię, ale nie
wiedziała, że to wymknie się spod kontroli. Nie wiedziała, że
Aaron jest do tego zdolny
- Skąd ty o tym wiesz? -
uniosłam brew
- Rozmawiałem z nią.
Prosiła, żebym ci nie mówił, bo stwierdziła, że nie chcesz jej
znać i nigdy jej nie wybaczysz
- Powinnam być zła, ale
wiesz co? Mam z nią tyle dobrych wspomnień, że nie mogę
powiedzieć, że jest dobrą matką. Mam nadzieję, że nie kazała
Aaronowi znęcać się nad Zackym – westchnęłam
- Nie wiem Rose, nie mam
pojęcia. Chcę do niej wylecieć jutro rano i przylecieć z powrotem
wieczorem, bo na drugi dzień mamy koncert i muszę się przygotować.
- W takim razie polecę z
tobą – uśmiechnęłam się
- Mama na pewno się
ucieszy. Leć z tymi śmieciami i przychodź na śniadanie, bo już
jesteśmy spóźnieni. Z resztą ładnie mi wczoraj załatwiłaś
Vio, dzisiaj jest nieprzytomna.
- Swoją drogą to
przypasowała mi Violet, bardzo ją polubiłam, a kobieta też ma
duże serce. Dbaj o nią – puściłam oczko
- Rose, chyba się w niej
zakochałem – westchnął
Zaśmiałam się i
zgarnęłam śmieci z przejścia. Taki duży facet, a tak się dał
omotać kobiecie, no ładnie. Mam nadzieję, że weźmie go w obroty
i sprawi, że chłopak nie będzie takim babiarzem.
Weszłam do stołówki i
podeszłam do stolika, który był zarezerwowany dla naszej ekipy.
Wszyscy siedzieli spokojnie i skupiali się nad tym co mają na
talerzu. Wszyscy mieli zajęte miejsca, więc zilustrowałam, które
krzesło jest wolne. No tak. Mogłam się spodziewać. Siedzę między
Brianem, a Jimmym. Nie wiem czy mam się cieszyć czy płakać, ale
raczej nie jest to przykre. Pogodziłam się z tym, że mój brat
wybrał sobie debili za kumpli. Chociaż nadrabiają swoimi buźkami
i seksownymi tyłkami. Nieświadomie zaśmiałam się i nagle
poczułam na sobie wzrok wszystkich zgromadzonych przy stole.
Przeprosiłam i rozejrzałam się czy aby gdzieś w pobliżu nie
znajduje się szwedzki stół. Oddaliłam się z głupią miną.
Podchodząc do
szwedzkiego stołu natknęłam się na przystojnego blondyna, który
niespodziewanie na mnie popatrzył i cicho zachichotał. Dopiero
potem zorientowałam się o co mu chodziło. Stałam wgapiona na
niego z otwartą paszczą, mało tego upuściłam widelec na podłogę
i zamiast go podnieść uśmiechnęłam się głupkowato i popukałam
blondyna po ramieniu. Kiedy się odwrócił poczułam jak moja
czaszka paruje. Gdyby ktoś właśnie rozbił jajko na mojej głowie,
zapewne ścięłoby się w pięć sekund. Kiedy po raz piąty blondyn
zapytał o co mi chodzi odpowiedziałam, że upuściłam widelec i
czy byłby tak miły i mógł mi go podnieść. Okazało się jednak,
że ładna buzia i grzeczność nie idą u niego w parze.
Nabierając tosty na
talerz zauważyłam jak blondyn odchodzi od stołu i idzie w moją
stronę. Podszedł do mnie, klepnął mnie delikatnie w tyłek, a ja
bezwładnie odskoczyłam, odwróciłam się i uderzyłam go w twarz,
Kątem oka zauważyłam, że Brian wstaje od stołu i idzie w naszą
stronę. Wcale nie przesadzam, ale autentycznie ze strachu prawie
narobiłam w gacie. Kiedy zobaczyłam ten pełen nienawiści wzrok
Briana, automatycznie odskoczyłam na bok i zatkałam sobie usta
dłonią. Blondyn chyba nie spodziewał się takiego obrotu akcji, bo
widziałam, że był zaskoczony. Dostał prawego sierpowego i został
wyprowadzony za fraki ze stołówki. Usiadłam spokojnie do stołu i
bez słowa zaczęłam jest swoje zimne tosty. Wszyscy popatrzyli w
moją stronę, a ja zmrużyłam oczy i wysunęłam dolną szczękę.
Kiedy Brian wrócił,
podszedł do umywalki, umył ręce i usiadł na swoim miejscu.
Nachylił się nade mną i wyszeptał mi do ucha, żebym nie
zapomniała o dzisiejszej kolacji. Wystraszyłam się jego
temperamentu, ale to było słodkie, że stanął w mojej obronie.
Nie sądziłam, że kiedykolwiek tak postąpi. Swoją drogą coraz
częściej mi imponuje, nie wiem dlaczego, ale coraz bardziej chcę
spędzać z nim wolne chwile. Nigdy nie sądziłam, że moje myśli
będą krążyły wobec Briana, którego kiedyś nie dotknęłabym
nawet kijem.
Spojrzałam na Violet,
która ewidentnie miała kaca i spytałam czy nie miałaby ochoty
wyskoczyć na miasto. Obiecałam jej, że pójdziemy na lekkiego
drinka po którym się obudzi. W końcu dała się namówić i szybko
wstałyśmy od stołu. Zaniosłyśmy talerze do okienka i pognałyśmy
na górę.
- Właściwie to po co ty
chcesz iść na to miasto? - spytała
- Brian zaprosił mnie
dzisiaj na kolację, więc muszę jakoś ładnie wyglądać
- Z tego co mówił mi
Matt to jakoś nie lubisz się stroić, więc co zrobiłaś ze starą
Rose?! - zaśmiała się
- Oj przestań! -
uśmiechnęłam się i pokazałam jej środkowy palec
- Podoba ci się, co?
- Brian? Pff, przestań –
prychnęłam
- Nie udawaj! Widziałam
jak się uśmiechałaś jak ci coś szeptał do ucha! Albo jaka byłaś
zafascynowana jak cię obronił przed tym plantem
Popatrzyłam na nią
spode łba i pokręciłam głową. Bałam się przyznać przed samą
sobą, że Brian mi się podoba, a co dopiero przed nią! O nie! Ona
to zaraz wypapla Mattowi i będę miała przesrane.
Wpakowałam do plecaka
potrzebne rzeczy i razem z Violet ruszyłyśmy na poszukiwania jaiejś
olśniewającej i zapierającej dech w piersiach kreacji.
- Na początek zastanówmy
się w czym będziesz czuła się najlepiej
- Vio, w spodniach i
koszulce – odparłam
- No właśnie nie.
Znajdziemy ci taką sukienkę, w której będziesz czuła się
najlepiej
- A nie może być
spódniczka i koszulka? - spytałam zrezygnowana
- Nie może! To jest
oklepane, każdy tak chodzi ubrany
Westchnęłam, ale w
końcu sama chciałam, żeby ze mną poszła. W sumie jak raz założę
sukienkę to przecież nic się nie stanie, a muszę wyglądać
naprawdę olśniewająco.
Weszłyśmy do
pierwszego sklepu, z którego wyszłyśmy po pięciu minutach.
Sukienki były w opłakanym stanie, jakby ktoś włożył je psu do
pyska i powiesił na wieszaku. Sam zapach w tym sklepie mnie
odrzucał. Po pięciu godzinach błąkania się między uliczkami
postanowiłyśmy, że pójdziemy do centrum handlowego, które i tak
znajdowało się niedaleko miejsca, w którym się znajdowałyśmy.
Podjechałyśmy tam taksówką i weszłyśmy do pierwszego lepszego
sklepu. Stanęłyśmy naprzeciwko najpiękniejszej sukienki jaką
kiedykolwiek widziałam.
- Widzisz to co ja? -
zapytała
- Chyba się zakochałam
– westchnęłam
- W Brianie? -
zachichotała
- Zamknij się! - dałam
jej kuksańca w bok.
Podeszłam do sukienki i
zdjęłam ją z wieszaka. Pognałam do przymierzalni i po chwili
usłyszałam pukanie.
- To ja, znalazłam buty
– pisnęła Violet i wsunęła mi je dołem.
- Vio, wejdź tutaj –
powiedziałam przeglądając się w lustrze.
- Jak leży? - weszła do
środka i od razu zauważyłam, że jej mina znacznie się poprawiła.
- Jest piękna –
powiedziałam spoglądając na sukienkę.
Po zakupach poszłyśmy
do knajpki na jedzenie i do wieczora szwendałyśmy się po mieście.
W hotelu Violet zrobiła
mi delikatny makijaż, pokręciła krótkie włosy i nałożyła
wianek z białych kwiatów.
Szybko założyłam buty i sukienkę, bo
zostało mi naprawdę niewiele czasu do przyjścia Briana. Po tym jak
się ubrałam usłyszałam ciche pukanie. Otworzyłam drzwi, a moim
oczom ukazał się Brian w białej koszuli i czarnych spodniach. Miał
równo ułożone włosy, a z podwiniętych rękawów wystawały jego
wytatuowane ręce. Obydwoje staliśmy jak wryci i ilustrowaliśmy
swoje ciała nawzajem. Podeszłam do niego i chwyciłam go za rękę.
Kiedy drzwi się za nami zatrzasnęły i zniknęliśmy z pola
widzenia wszystkich ludzi Brian odwrócił mnie do siebie i wyszeptał
- Jesteś piękna
Spojrzał w moje oczy i
niespodziewanie złożył mi czuły pocałunek na ustach. Czułam się
jak w niebie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)