Odcinek 34

No nie było mnie tutaj 10 miesięcy... Straciłam wszystko przez ten czas. Chęć do pisania, wenę i motywację. Ale wróciłam, bogatsza o nowe doświadczenia. Teraz czuję, że to co będę pisać, będzie bardziej "moje" bo niektóre sytuacje przeżyłam, więc z łatwością będę mogła je opisać :)
A jeżeli po tym okresie nie pamiętacie o czym było opowiadanie to nie martwcie się, bo parę nowych rozdziałów będzie odświeżeniem fabuły :)

*poł roku później*
Usiadłam na nowej, dopiero co skręconej kanapie i rozejrzałam się dookoła. Westchnęłam, bo byłam zadowolona z efektu końcowego. W prawdzie jest to małe jednoosobowe mieszkanie, ale jak dla mnie wystarczy.
Czas odciąć się od tego wszystkiego. Od tych wszystkich kłamstw, zawiści i zacząć samodzielne życie. Przecież nie mogę pozwolić na to, żeby cały czas być na utrzymaniu Matta. Jestem już za siebie odpowiedzialna, więc moją pierwszą dorosłą i poważną decyzją było pójście na studia. Oczywiście w Forks, bo tutaj chłopcy mają studio, a nie chcę odcinać się od nich całkowicie. Wystarczy, że mam mieszkanie z drugiej strony miasta, co w pełni mnie satysfakcjonuje. Przynajmniej nikt mnie nie kontroluje.
Nie muszę także codziennie poznawać po parenaście dziewczyn, które przewijają się obok chłopaków. Jedna z resztą zagrzała miejsce chyba trochę na dłużej u boku Briana. Tak się w niej zakochał, że po pół roku znajomości się jej oświadczył. Nie wiem w jakich okolicznościach, ale zapewne był pijany, albo naćpany. Są dwie opcje, każda całkowicie możliwa.
No a ja? Całe życie samotna. Chociaż w prawdzie mówiąc zawiodłam się trochę na Brianie, ale czego mogłam się spodziewać? Że będzie mi z nim jak w niebie? Że będzie mnie traktował jak księżniczkę? Niestety, ale życie nie jest jak bajka, w której wszystko idzie pomyślnie. Czasem zastanawiam się czy zakochałam się w nim, czy tylko w wyobrażeniu o nim. Dużo razy przed snem leżałam i rozmyślałam jakby to było. Jakby to wszystko wyglądało. Gdzie byśmy mieszkali, jak układałoby nam się razem. Za każdym razem przedstawiałam go sobie jako romantycznego księcia z bajki. Niestety, mimo tego, że wiedziałam, jaka jest jego natura, jak on traktuje kobiety i związki z nimi, że nie bierze tego na poważnie to i tak tkwiła we mnie jakaś garstka nadziei. Niby wszystko było w porządku, ale jednak serce czasem bolało. W końcu to jest mężczyzna, z którym kiedyś weszłam w intymną relację. Nie potrafię go postawić pod znakiem zapytania, czy traktować obojętnie. Chociaż osoby na którym mi zależy mogą odbierać takie impulsy, bo to jest w jakimś stopniu moja ochrona przed tym, aby nikt mnie nie zranił. Chociaż tak mogę trochę wszystkich oszukać. Jednak to co czuje jest zupełnie przeciwne temu co okazuję. Nie potrafię zdjąć tej maski, bo to byłaby oznaka słabości, a ja nie chcę być słaba. Chcę pokazać, że potrafię być silna i potrafię radzić sobie ze swoimi słabościami. Jednak czasami wymiękam, bo mam ochotę chwycić za telefon, wybrać numer Briana i usłyszeć od niego nawet tylko głupie cześć. Czasami duma mi na to nie pozwala, a czasami po prostu panikuję. To samo mam kiedy go widzę. Nie wiem jak mam się zachować. Nie potrafię się nawet uśmiechnąć, mam ochotę zapaść się pod ziemię i nigdy spod niej nie wychodzić. Bo wstydzę się tego co do niego czuję. Wiem, że on nie traktował mnie na poważnie, bo gdyby tak było to teraz ja byłabym u jego boku a nie jakaś wywłoka. Boję się, że on się zorientuje, dlatego nic mu nie okazuję, bo uzna mnie za kolejną, która lata za nim jak piesek, która zrobi dla niego wszystko. Wymieniam z nim tylko chłodne spojrzenia i nawet z nim nie rozmawiam. Wszystko odwróciło się do góry nogami. Jak kiedyś non stop się zaczepialiśmy to teraz nawet potrafimy na siebie w ogóle nie spojrzeć. Nie chcę żeby myślał o mnie jak o kolejnej swojej zdobyczy, ale nie wiem co mam robić, żeby go jakoś zainteresować. Po prostu, cholera jasna nie mam pojęcia. Czasami jestem tak bezsilna i nic nie mogę zrobić, że tylko mogę siąść i płakać, ale nie chcę tego robić, bo chcę udowodnić sobie, że jestem silna i dam bez niego radę. Chociaż to wszystko mnie uwiera, myślę o tym całymi dniami, przed snem, nawet potrafię o tym śnić. Nie mogę się od tego uwolnić.
Chociaż tyle dobrze, że z Mattem mi się ułożyło, że zrozumiał wszystko. Nie mogę powiedzieć, że jest między nami tak jak było kiedyś, ale staram się przywrócić te relacje. W zasadzie teraz nie będzie łatwo, bo jest jeszcze bardziej zdenerwowany ciążą Violet, która za dwa miesiące ma rodzić. Cieszę się, gdy widzę, że Matt tak bardzo się o nią troszczy i mam do niego ogromny szacunek, że gdy dowiedział się o ciąży zachował spokój i chciał zaopiekować się Violet. Myślałam, że gwiazdy jego pokroju takie przypadki mają głęboko gdzieś, ale jak widać między nich musiało wdać się jakieś uczucie. Nie potrafię sobie wyobrazić łobuza Matta w roli ojca. Zawsze go widziałam jako małego rozrabiakę, który potrafi ładnie śpiewać w chórze szkolnym. Bił rekordy i zawsze było go najbardziej słychać, szczególnie tą jego charakterystyczną chrypkę. Wszystkie dziewczyny za nim szalały. Nie dziwię się, w końcu to mój brat. Pewnie poleciały na jego dołeczki, bo urodę to ja odziedziczyłam po naszych rodzicach, więc na jedno wychodzi.
Było po dwunastej, więc szybko wstałam z kanapy i poszłam do kuchni żeby przygotować sobie lunch, bo po pierwszej chcę pojechać na jakieś zakupy, żeby się wyluzować po tym całym zamieszaniu z dekorowaniem mieszkania. Mam zamiar kupić sobie parę dobrych płyt, bo wyposażyłam się w nową wierzę, więc trzeba ją przetestować.
Włączyłam radio, bo nie lubię tej okropnej ciszy i zaczęłam grzebać po szafkach. Nie mam pojęcia na co miałabym ochotę. Może po prostu zjem coś na mieście. Przy okazji pozwiedzam trochę lokalnych knajpek i zapoznam się z tutejszym jedzeniem.
Przestałam jednak się krzątać, gdy usłyszałam komunikat w radiu, w którym ogłosili, że nowe czarne Audi R8 rozbiło się na skrzyżowaniu. Zderzenie z ciężarówką. Kierowca zmarł na miejscu, a kobieta w ciąży trafiła do szpitala z silnym urazem czaszki.
Wszystko by się zgadzało. Tydzień temu Matt kupił sobie czarne Audi. Dzisiaj miał jechać z Violet po meble do pokoiku dla dziecka. Na początku moje przypuszczenia wydały mi się absurdalne, ale z każdą sekundą zaczynałam brać to bardziej na poważnie. Nie, to nie możliwe. Moje plecy zalał zimny pot. Drżącą ręką wyjęłam telefon z tylnej kieszeni spodni i wybrałam numer Matta. Pierwszy sygnał. Drugi sygnał. Trzeci sygnał. Po szóstym się rozłączyłam. Tym razem wybrałam numer Violet i poczekałam chwilę zanim wcisnęłam zieloną słuchawkę. Zanim ją wcisnęłam dostałam przychodzące połączenie. Numer Matta wyświetlił się na ekranie. Wzięłam głęboki wdech i odebrałam.
- Halo? - usłyszałam w słuchawce niski ton głosu, który zdecydowanie nie przypominał głosu Matta. Boże i co teraz? Co jak on...
- Halo? - mężczyzna odezwał się po raz drugi
- Dzień dobry, zastałam może Matta Sandersa? - spytałam drżącym głosem
- Sandersa? Nie znam - odpowiedział. Uniosłam brew i bez słowa pożegnania rozłączyłam się z mężczyzną.
Wybrałam numer Violet i zadzwoniłam.
- Halo? - usłyszałam ją w słuchawce. Kamień spadł mi z serca, odetchnęłam tak głęboko jak nigdy.
- Boże, Violet - westchnęłam
- No co? Szybko, bo  Mattem wybieramy łóżeczko dla dziecka i on właśnie przytrzasnął sobie palec szczebelkiem.
- Nic już, wszystko jest w porządku. Uważajcie jak będziecie wracać do domu - ostrzegłam ich
- Dobrze, dobrze - zaśmiała się
- A jak tam u Briana? - spytałam. Przez chwilę nie mogłam uwierzyć, że na prawdę powiedziałam to na głos.
- Zadzwoń i zapytaj - zachichotała - Chociaż wiem że i tak tego nie zrobisz
- Dobra, cicho tam - warknęłam
- Dzisiaj był z Amy w kinie na wyciskaczu łez. Ciekawe czy nasz mały twardziel dał sobie radę, czy może smarkał do popcornu
- Mogłaś mi tego oszczędzić - westchnęłam - Dobra, nie przeszkadzam. Bawcie się tam dobrze
- Dzięki, ale nie wiem czy będzie tak dobrze, bo Matt ma cały palec spuchnięty. Pa kochana!
- Do zobaczenia - pożegnałam się i odłożyłam telefon na blat stołu.
Usiadłam na kanapie i podparłam się na łokciach. Cholera jasna, teraz cały dzień będę o tym myśleć. Co za potworne uczucie. Zdjęłam koc z oparcia sofy i cała się nim opatuliłam. Włączyłam telewizor na jakimś nudnym programie z gotowaniem i chwyciłam telefon do ręki. Weszłam w wiadomości i wszystkie po kolei zaczęłam przeglądać. W oczy rzuciła mi się ostatnia rozmowa z Brianem. Sprzed pół roku. Przygryzłam dolną wargę, żeby powstrzymać łzy i odłożyłam telefon z powrotem na stół. Położyłam się na stosie poduszek i zamknęłam oczy. Jedyne co przed nimi widziałam to jego jego cudowny uśmiech, śmiejące się oczy, to jak puszcza mi oczko. Czasem nawet słyszałam jego śmiech. Popadłam w obłęd? Tak jest kiedy przebywa się w samotności całe dnie. Nie umiem myśleć o rzeczach w taki sposób, żeby nie było go w moich myślach.
Dostałam smsa. Nie chciało mi się sięgnąć po telefon, ale bardzo chciałam zobaczyć kto do mnie napisał. Gdzieś we mnie tkwiła kropelka nadziei, że to może Brian się odezwał, że wezmę ten telefon i w końcu ujrzę wiadomość od niego.
Nic bardziej mylnego. To Violet, która napisała, że mam sobie dać z tym wszystkim spokój. Chciałabym, ale to nie jest takie łatwe, bo zawsze wszystko na czym mi zależy muszę spieprzyć. Bo co mam o tym wszystkim myśleć? To w jaki sposób na mnie patrzył, jak do mnie mówił. Do tej pory pamiętam jedną z najbardziej niezapomnianych chwil z nim. Kiedy w hotelu przyszedł w nocy do mojego pokoju i razem wsłuchiwaliśmy się w ciszę. Wtuleni w siebie. Ja wtedy lekko jeździłam paznokciami po jego plecach. On tak cudownie drżał. Za pierwszym razem kiedy chciał mnie pocałować - nie zgodziłam się, odwróciłam głowę, ale potem sama poczułam, że tego pragnę. Pocałował mnie delikatnie, a właściwie tylko musnął moje usta. Chwyciłam go za tył głowy i mocniej przyciągnęłam do siebie, on to wyczuł i zaczął mocniej napierać ustami. Pragnęłam tego tak bardzo jak jego całego. Właściwie to w tamtej chwili miałam go całego, tylko dla siebie, czułam go między swoimi ramionami, co było najpiękniejszym doznaniem na świecie. Całowaliśmy się jakbyśmy oboje pragnęli tego samego, jakbyśmy marzyli o sobie od długiego czasu. Wplotłam palce w jego włosy i oderwaliśmy się od siebie. Usłyszałam z jego ust ciche i słodkie przepraszam. Podniosłam się, odetchnęłam i popatrzyłam na niego. Bez słowa znowu przylgnęliśmy do siebie i nasze usta ponownie się złączyły. Co zatrzymało mi dech w piersiach. Wtedy poczułam, że mogłabym przeżywać z nim takie chwile codziennie.
Niestety, tydzień później stwierdził, że nie ma sensu ciągnąć dalej naszej relacji, że on nie chce mnie zranić, bo bardzo mnie lubi, szanuje i nie chciałby mi zrobić krzywdy.
Czasami mam cichą nadzieję, że może kiedyś coś jeszcze z tego będzie, że to wszystko jeszcze wróci, a wszystkie zmartwienia mnie opuszczą.
Ale teraz to nie czas na użalanie się nad sobą, było minęło, trzeba żyć dalej. Muszę coś ze sobą zrobić, żeby nie leżeć ciągle w domu i nie martwić się wszystkim dookoła. Z resztą zaraz wychodzę z domu i nie mam zamiaru do niego wracać przez najbliższe cztery godziny.
Podniosłam się z kanapy i zrobiłam maraton po pokoju. Wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy, ubrałam się dość ciepło, bo w Forks jest zazwyczaj zimno i deszczowo. Wzięłam na wszelki wypadek parasolkę i wyszłam. Nie mam samochodu, więc musiałam iść na przystanek, który znajdował się tuż obok mojego mieszkania. Jak na godzinę pierwszą po południu było dość ciemno, bo mgła zasłaniała całe ulice, tworząc przy tym niesamowity, ale i przerażający klimat. Spojrzałam na rozkład autobusów i okazało się, że za dwie minuty powinnam już być w drodze.
Będąc w ogromnym centrum handlowym w środku miasta nastawiłam się na duże zakupy. W końcu idąc na studia muszę zacząć jakoś schludnie wyglądać, a nie tylko jakieś porozciągane koszulki i wyblakłe spodnie. Postanowiłam, że wejdę do każdego sklepu po kolei i poszukam czegoś dla siebie. Chciałam znaleźć też jakieś firanki, bo nie mogę patrzeć na te obrzydliwie gołe okna. W nocy nawet boję się w nie spojrzeć, bo mam wrażenie, że zaraz coś wyskoczy z mroku.
Po dziesiątym z kolei odwiedzonym sklepie czułam, że moja energia gwałtownie spada, dlatego wybrałam się do kafejki z najpyszniejszą kawą na świecie. Usiadłam przy stoliku kładąc jednocześnie torby z zakupami na ziemię i złożyłam zamówienie na duże latte i sernik.
- A kogo ja tutaj zastałem? - usłyszałam za sobą głos, ale zanim zdążyłam się odwrócić tajemniczy mężczyzna zasłonił mi oczy - Zgaduj - szepnął.
Trochę się wystraszyłam, bo nie poznawałam głosu. Równie dobrze to mógłby być jakiś gwałciciel, który ciągle mnie śledził i skorzystał z chwili mojej nieuwagi. Przełknęłam głośno ślinę i odpowiedziałam
- Nie wiem
- No jak to, głuptasie - mężczyzna odsłonił mi oczy, a ja powoli i niepewnie odwróciłam się w jego stronę.
- Caspar? - pisnęłam - Jak ty? Co ty tutaj robisz? - spytałam.
Caspar to mój kolega, z którym przyjaźniłam się jeszcze, gdy chodziliśmy do szkoły. Dwa dni temu, kiedy pojechałam zapisać się na studia okazało się, że będziemy chodzić razem na wykłady, bo wybrał taki sam kierunek studiów.
- No widzisz, swój do swego ciągnie - zaśmiał się - Już kolejny raz na siebie wpadamy
- Takie mamy szczęście do siebie. Może usiądziesz?
- Z przyjemnością - przysunął krzesło z innego stolika i usiadł na nim poprawiając kurtkę
- Co ty tutaj robisz? - spytałam
- Przywiozłem mojego współlokatora na zakupy, bo tylko ja w tym domu mam prawo jazdy. Namawiałem go kilka razy, żeby je zrobił, ale jest tak uparty, że chyba nikt nie jest w stanie go przekonać.
- Ja sama muszę się zapisać, może go wezmę ze sobą - zaproponowałam, oczywiscie w żartach
- To nie byłby zły pomysł - uśmiechnął się - Z resztą mój kolega jest wolny i z chęcią by się z tobą umówił.
Już miałam zacząć protestować, ale zastanowiłam się anim cokolwiek powiedziałam. To jest doskonała okazja żeby wyrwać się z tej rutyny i zrobić coś ze sobą.
- Mówisz? - spytałam
- No jasne, jeszcze jak cię zobaczy to nawet na to prawko da się namówić
- Aż taki mam wpływ na ludzi? - zaśmiałam się
- Tylko ile razy mówiłem ci, kiedy byliśmy jeszcze w szkole, żebyś przestałą nosić te łachmany? - westchnął - Idziemy na zakupy. Muszę ci doradzić co jest modne w tym roku i w czym będziesz wyglądać obłędnie.
- Kupiłam już parę rzeczy - stwierdziłam
- Tak, pewnie czarne spodnie i koszulki XXL
Spojrzałam na niego i uniosłam brew, ale nie odezwałam się, bo to co powiedział było samą prawdą.
- Twoje milczenie jest bardzo wymowne - odparł - Będziesz wyglądać bosko, obiecuję.
- No dobrze panie stylisto. Jak za starych dobrych czasów
- Ale wtedy jeszcze nie wtrącałem się do twojego wyglądu. Teraz czas to zmienić, bo jesteś naprawdę seksowna, a w tym wydaniu wyglądasz jak śmieciarz
- Nie obrażaj - wygięłam usta w podkówkę
- Idziemy - wstał od stołu i podszedł do lady - tą latte i sernik poproszę na wynos - uśmiechnął się do ekspedientki, a ta od razu wykonała jego polecenie.
- Widzę, że masz niezły wpływ na kobiety - zaśmiałam się
- Szkoda, że ty mi się nigdy nie oparłaś - szturchnął mnie w ramię
- Bo wiem jaki jesteś - wzruszyłam ramionami - Poza tym jesteś moim przyjacielem i nic poza tym raczej by nie wyszło. Pozabijalibyśmy się gdybyśmy byli w związku
- Tutaj się muszę z tobą zgodzić
- Jak ten twój współlokator ma na imię? - wypaliłam bezmyślnie
- Joseph, ale woli zdrobnienie
- Nie dziwię się. Przecież zanim wypowie się jego imię to mijają wieki
- No nie przesadzajmy, twoje jest dłuższe, Rosalie.
- Nienawidziłam kiedy tak do mnie mówiłeś
- Wiem, dlatego mówiłem to dość często - uśmiechnął się
- Wiem to - warknęłam - Ale wszystko ci wybaczałam wtedy
- Jednego mi nie wybaczyłaś - stwierdził
Spojrzałam na niego i uniosłam brwi
- Co masz na myśli?
- To kiedy znalazłem sobie dziewczynę i nie miałem dla ciebie czasu. Nie chciałem żeby to wszystko tak wyszło, przecież wiesz.
- Daj spokój, dawno o tym zapomniałam
- A jak z Noemi? - spytał. Szczerze mówiąc to dość zdziwiło mnie to pytanie, bo nigdy bym się tego nie spodziewała.
- Nie mam z nią kontaktu
- Dlaczego?
- Nie chcę o tym rozmawiać, po prostu wydarzyło się w moim życiu zbyt wiele.
- Rozumiem - powiedział, po czym objął mnie ramieniem i tak całe trzy godziny spędziliśmy na zwiedzaniu sklepów. Oczywiście nasze zdania musiały być podzielone i to co podobało się mi nie podobało się jemu i na odwrót. Chociaż prawdę powiedziawszy podobało mi się to jak mnie ubierał. W końcu ktoś się tym zajął.
Wybraliśmy dwie pary dopasowanych jeansów, eleganckie i zwiewne koszulki, ale także coś eleganckiego na chłodniejsze dni. W sklepie obuwniczym wybraliśmy trzy pary szpilek i jedne buty na płaskim obcasie. Weszłam jeszcze do sklepu z firankami i wybrałam te najdłuższe, sięgające ziemi o mlecznym kolorze. Zadowoleni, uśmiechnięci i obkupieni skończyliśmy swoją wyprawę po sklepach. Nie sądziłam, że zatęsknię za tymi naszymi rozmowami, przepychankami i wyzwiskami. Zmieniliśmy się, ale nasz humor pozostał.
- O tam jest! - wskazał palcem na mężczyznę stojącego plecami do nas
- Joe? - spytałam
- Tak, wiesz co? Może odwiozę cię do domu, bo z tymi tobołami niewygodnie będzie ci jechać autobusem.
- Na prawdę? - spytałam z nadzieją
- Oczywiście.
Podeszliśmy do Joe i zanim Caspar zdążył szturchnąć go w ramię, ten odwrócił się w naszą stronę.
W tym momencie mnie sparaliżowało. Spojrzałam w jego oczy, a moje serce zaczęło szybciej bić. To było drugie najpiękniejsze spojrzenie jakie do tej pory widziałam.


1 komentarz:

  1. Nie wiem za bardzo co napisać. Może zacznę od faktu, że Twój powrót na bloggera to jeden z lepszych prezentów świątecznych. Nigdy nic tu nie komentowałam, ale czytałam wszystko od początku. (Nawet zaraziłam rodzinę tą historią)
    Zaskoczyłaś mnie wątkiem tego Joe, zobaczymy co z tego wyniknie. A Brian wtf. Ogólnie super, że pojawiają się nowe postacie. Z niecierpliwością czekam na następny <3
    WK

    OdpowiedzUsuń