Odcinek 32


    Usiadłam przy stole i spokojnie obserwowałam jak Brian zajmuje swoje miejsce. Odczuwałam lekki stres. Jednak nie był on spowodowany mężczyzną, który siedział naprzeciwko mnie. Bałam się jak przed nim wypadnę. Nigdy nie przypuszczałam, że będę znajdowała się w takiej sytuacji, a tym bardziej z Brianem. Nie umiem wytłumaczyć się sama przed sobą w jaki sposób zmieniłam swój stosunek do jego osoby. Kiedy patrzę na niego i widzę to w jaki sposób mówi, porusza się i w jaki sposób się uśmiecha stwierdzam, że jestem nim totalnie zafascynowana. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam takiego uczucia. Nie wymagam od niego żadnych namiętnych zbliżeń, do szczęścia potrzebne jest mi jedyne to, żeby po prostu przy mnie był.
     Uśmiechnął się do mnie i spytał co zjadłabym na początek. Postanowiłam nie być wymagająca, żeby nie robić mu kłopotu, a poza tym najadłam się samym stresem. Z karty menu wybrałam sałatkę grecką i białe wino.
      Kiedy kelnerka podeszła do naszego stolika i Brian zaczął zamawiać jedzenie wbiłam wzrok w jej wyzywające i kuse ubranie. Nie wiem czy to jej szef, czy może sama zadecydowała, że chce przyjść tak ubrana do pracy. To nie jest dom publiczny tylko restauracja miejska. Miałam ochotę zwrócić jej uwagę, bo nie tylko wyglądała jak zdzira, ale jeszcze na dodatek przystawiała się do Briana. Ewidentnie go podrywała, a jemu jak widać się to podobało. Ach, te gwiazdy rocka. Swoją drogą jestem zdumiona, że jak dotąd żadna fanka do niego nie podeszła i nie spytała, czy nie mógłby im się podpisać na biuście, którego i tak zresztą większość z nich nie posiada. Dobra, z resztą niskie poczucie zazdrości powinno mi być obce. W końcu to nie jest mój partner i nie powinnam się wtrącać w takie sprawy. To tylko mój dobry przyjaciel... z którym poszłam raz do łóżka. Boże, co ja robię ze swoim życiem.
- Halo! Ziemia do Rose! - Brian pomachał mi ręką przed oczami
- Co, co? - spytałam i odgoniłam myśli na bok
- Pytałem czy chcesz coś jeszcze zamówić
- Nie, może potem – uśmiechnęłam się
Popatrzył na mnie, uśmiechnął się w odpowiedzi i zaczął bawić się widelcem. Nie widziałam żadnego sensu w tym co robił, ale zaczęło podobać mi się to jak manewruje palcami, jak wszystko robi z gracją.
- Nad czym tak myślałaś? - spytał po chwili
- Ja? Ee, nad tym co u Irminy – skłamałam
- Rozmawiałaś z nią ostatnio?
- Nie miałam okazji. Matt ma z nią lepszy kontakt niż ja.
- Słuchaj, za to co było kiedyś z Irminą – westchnął – nic szczególnego nas nie łączyło.
- Myślisz, że ja o tym nie wiem? Widziałam jaki masz stosunek do niej i jak ją traktujesz.
- Nie wiem co mną kierowało. Może wszystko przez to, że w jakiś sposób chciałem ci dopiec. Wiedziałem, że się wściekniesz jak się o tym dowiesz.
- No i brawo. Udało ci się.
- Aż tak mnie nie lubisz? - spytał podnosząc wzrok
Poczułam jak miliony szpilek wbijają mi się w brzuch. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Co pomyśli kiedy powiem, że tak z dnia na dzień zmieniłam do niego stosunek? Poszłam z nim do łóżka. Mało to odpowiedzialne, ale chyba dzięki temu dostrzegłam w nim innego człowieka. Czułego, opiekuńczego, a cała nienawiść którą do niego żywiłam nagle zeszła na drugi plan. Zauroczył mnie sobą? Może, ale nie czuję większej potrzeby, żeby powiedzieć mu to wszystko. Przynajmniej teraz.
- O dziwo przez ten wyjazd zmieniłam co do ciebie zdanie – uśmiechnęłam się
- Rose, czuję, że w jakiś sposób cię skrzywdziłem.
Spojrzałam na niego pytająco. Nie wiedziałam czy ma na myśli wydarzenia sprzed kilku lat, czy może noc, o którą już raz mnie przeprosił i zapewniał mnie, że nigdy nic podobnego się nie stanie.
- Chodzi mi o całokształt moich zachowań. Po prostu zawsze uważałem, że jesteś niewarta jakichkolwiek starań.
Ała, te słowa zabolały. Nie, żebym się wywyższała, ale mógł sobie je darować.
- Ale teraz jest zupełnie inaczej. Zmieniłaś się, albo to ja zmieniłem swoje podejście do ciebie, bo może to ja przyczyniłem się do tego, że tak się zachowywałaś.
- Brian, ja nie wiem co mam powiedzieć. Nie wiem jak się usprawiedliwić.
- Po prostu chciałem, żebyś wiedziała, że zmieniłem podejście do ciebie. I jeszcze raz chciałem cię przeprosić za tamtą noc. Nie wiem co we mnie wstąpiło.
- Wszystkie panny, z którymi spałeś przepraszasz potem sto razy?
- Nie zależy mi na ich dobrym zdaniu o mnie – prychnął – w ogóle na nich mi nie zależy – dodał szybko, ale zaraz chyba żałował tych słów, bo widziałam, że jest zmieszany.
Ucieszyły mnie te słowa, jednak nie chciałam dać tego po sobie poznać. Nie chciałam pytać też mu na mnie zależy, zapewne by skłamał, więc dałam sobie z tym spokój. Brian taki niegrzeczny chłopiec mówi takie rzeczy? Może w głębi duszy jest niepowtarzalnym romantykiem, który stara się nie wychylać przed własny cień.
     Rozejrzałam się wokół i dopiero teraz do moich uszu dotarły piękne dźwięki pianina, które dobiegały z rogu restauracji. Stało tam piękne białe pianino, na którym grał mężczyzna w podeszłym wieku. Zapatrzona w ten piękny obraz poczułam ciepło na dłoni. Odwróciłam głowę i spojrzałam na nasze splecione ręce. Zauważyłam biały ślad na palcu Briana. Jakby w formie obrączki. Przejechałam po nim delikatnie kciukiem i popatrzyłam prosto w jego czekoladowe oczy.
- To od Michelle. Zdjąłem go kiedy – westchnął – chowali jej znalezione szczątki.
- Brian, ja – zacisnęłam zęby – nie chciałam, żeby tak się stało
- Rose, byłem przy tym. Nie musisz mi mówić jak to wszystko wyglądało. Po prostu znałem Michelle od dzieciństwa. Byliśmy nierozłączni. Dopiero kiedy w jakiś sposób stałem się sławny ona nagle zmieniła do mnie podejście. Nie byłem dla niej tym samym facetem, ona chciała czegoś więcej niż przyjaźni ze mną. Nie umiem sobie tego wytłumaczyć, nagle stała się inna, ingerowała w mój życie, chciała być cząstką mnie – powiedział cicho i lekko pociągnął nosem.
Nie chciałam, żeby tak cierpiał, żeby tracił kogoś bliskiego, szczególnie tak bliską przyjaciółkę jaką była Michelle.
- To dlatego tak bardzo się na mnie wściekłeś kiedy się z nią pokłóciłam – stwierdziłam
- Tu nie chodziło tylko o nią. Zawsze chciałem być kimś ważnym
Nie zrozumiałam za bardzo tego co powiedział. Skoro nie chodzi o Michelle to o kogo? Bo na pewno nie o mnie. On mnie nienawidził.
- Ale jak to chciałeś być kimś ważnym, skoro nie chciałeś żeby łączyło was nic więcej jak tylko przyjaźń
- To nie jest tak proste jakbym chciał żeby było. Może kiedyś dowiesz się całej prawdy. Dzisiaj jest na nią trochę za wcześnie – stwierdził po czym wstał, żeby odebrać zamówienie.
     Do końca naszej kolacji zastanawiałam się o co tak naprawdę mu chodziło. Nie jestem detektywem, ani kimś w tym rodzaju, żeby rozwiązywać zagadki tego typu. W dalszym ciągu nie umiem go rozgryźć. Po prostu może potrzebuje trochę czasu, żeby pozbierać wszystko do kupy i mi o tym powiedzieć? Jeszcze się nad tym zastanowię, ale znając mnie to połowę nocy będę o tym rozmyślać. Chociaż szczerze powiedziawszy wolałabym normalnie zasnąć, bo jutro czeka mnie długa podróż do mamy. Może Brian zgodziłby się spędzić tę noc ze mną? Robiłby za moją prywatną maskotkę, a rano miałabym jego zapach na sobie i cały dzień by mi towarzyszył. Muszę go namówić, ale to dopiero jak będziemy mieli rozchodzić się do swoich pokoi.
     Jak myślałam tak zrobiłam. Po skończonej kolacji pojechaliśmy do hotelu, ale zamiast wejść do środka wybraliśmy krótką przechadzkę po plaży. Stwierdziliśmy, że to będzie odprężające.
     Idąc brzegiem i wsłuchując się w szum morza podeszłam do Briana i chwyciłam go za rękę. Objął moją dłoń mocnym uściskiem i bez słowa pociągnął mnie za sobą. Poczułam jak moje stopy dotykają wody. To było nadzwyczaj przyjemne.
- Wiem, że ta propozycja będzie dość dziwna, ale może zechciałby spędzić dzisiaj noc u mnie? - spytałam go stając przed drzwiami do swojego pokoju.
- Rose, wiesz, że nie powinienem – westchnął i przyparł mnie do ściany. Oparł się rękoma po obu stronach mojej głowy.
- Niewinne, przyjacielskie piżama party? - zaśmiałam się
- I skończy się gorzej niż przyjacielski prysznic? - wyszczerzył się
- Uważam, że dotrzymujesz obietnicy i nie zrobiłbyś tego ani sobie, ani mi – odparłam
- Skoro tak uważasz to mnie namówiłaś. Pójdę tylko po swoje rzeczy i zaraz jestem.
Weszłam do pokoju i łomocącym sercem rzuciłam się na łóżko. To będzie tylko przyjacielska noc. Nic więcej. Usiadłam na materacu i powoli zdjęłam wianek z głowy. O dziwo fryzura utrzymała się w nieskazitelnym stanie do samego końca. Spojrzałam do lustro i głośno westchnęłam. Czy tak wygląda człowiek, który właśnie wrócił z najlepszej kolacji pod słońcem?
- Jestem – powiedział Brian wchodząc do pokoju. W rękach trzymał kosmetyczkę i ubrania.
- Kto idzie pierwszy? Ty czy ja? - spytałam
- Przyjacielski prysznic? - zaśmiał się
- Wal się – pokazałam mu język
- Idź pierwsza, tylko całej wody nie wylej. I gdybym zasnął to mnie budź, bo nie lubię chodzić spać nieumyty
- Możesz mi tylko rozpiąć sukienkę? Bo nie dam sobie rady z tym ustrojstwem.
- Już się robi – zostawił wszystkie rzeczy na łóżku i podszedł do mnie. Dotknął suwaka, ale ja już na plecach poczułam bijące ciepło od jego rąk. Na całym ciele pojawiła mi się gęsia skórka. Delikatnie rozsunął sukienkę i położył brodę na moim nagim ramieniu, z którego zsunął się kawałek materiału. Jego oddech otulający moją skórę sprawił, że pragnęłam więcej jego dotyku. Stałam w bezruchu i czekałam na dalszy krok z jego strony. Złożył długi pocałunek, po czym przesunął się niżej. Położył ręce na moich nagich plecach i przesunął je w kierunku brzucha. Trzymał je teraz za materiałem i napierał na mnie całym sobą. Przytulił mnie mocno i pocałował w szyję. Uwolnił uścisk i przejechał palcami po całej długości moich pleców. Zaśmiał się kiedy zobaczył, że pojawia się na nich gęsia skórka. Zamknęłam oczy i mimowolnie się uśmiechnęłam. Mogę rzec, że uwielbiam jego dotyk, cichy tembr głosu i to wspaniałe uczucie, które stwarza, gdy jest w pobliżu.
     Tak jak myślałam. Przez całą noc nie mogłam spać. Nawet to, że wtuliłam się w śpiącego Briana nic mi nie dało. Swoją drogą jest tak słodki kiedy śpi. Serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi, gdy usłyszałam, że powiedział przez sen moje imię.
     Nie wiem nawet kiedy słońce zaczęło wschodzić na niebo. Ta noc minęła tak szybko, może nieświadomie zasnęłam na parę godzin, ale to nawet lepiej, bo nie musiałam się przez cały czas męczyć.
     O równej piątej wstałam z łóżka i poszłam do pokoju Matta, żeby go obudzić. Nie do opisania był obraz, który tworzył razem ze śpiącą Violet. To było tak urocze, że nie miałam serca go budzić, ale jak dowiedziałam się w recepcji – lot mamy za trzy godziny, więc trzeba się sprężać, bo wszystkie formalności z odprawą muszą być załatwione jak najwcześniej.
Matt podziękował mi za fatygę i za to, że nie musiał katować Violet budzikami, które nastawił. Wracając do pokoju zahaczyłam o bufet i ze świeżo przygotowanego szwedzkiego stołu zgarnęłam parę tostów, dwa naleśniki z czekoladą, kubek mleka i od miłych pań z kuchni dostałam dwa termosy z kawą. Naleśniki i mleko postawiłam na szafce nocnej i napisałam krótki liścik dla Briana. Resztę jedzenia wpakowałam do plecaka. Oprócz prowiantu zabrałam takie rzeczy jak paszport, portfel, telefon, ładowarkę, słuchawki i inne pierdoły dzięki którym lot nie będzie taki nużący
     Razem z Mattem w jak najszybszym tempie wylecieliśmy z hotelu i pobiegliśmy na taksówkę, która zabrała nas prosto na lotnisko. Kiedy byliśmy już po odprawie czekaliśmy na otwarcie bramek, ale nie musieliśmy się niczego obawiać, bo w kolejce staliśmy pierwsi, a jak się okazało za wiele osób nie chciało lecieć o tak wczesnej porze.
     Nagle podszedł do nas jakiś ochroniarz i zaczął mówić coś po cichu do przenośnego radia. Zdziwiliśmy się z Mattem o co może chodzić. Spojrzeliśmy na siebie pytająco.
- Pan Matthew Charles Sanders? - spytał z poważną miną
- Tak, a coś się stało?
- Musimy pana zawieźć na komisariat - odparł

Odcinek 31

 A oto co natchnęło mnie do stworzenia rozdziału! Boski jest *___*

 


- Gdzie są moje spodnie?! - krzyczałam na cały hotel latając po wszystkich pokojach.
- Uspokój się, na pewno nikt ci ich nie ukradł. Musiałaś włożyć je gdzieś po pijaku – wymamrotał Brian czytając książkę
- Nie ma mowy, że wyjdę gdziekolwiek bez spodni – założyłam ręce na piersi i stanęłam naprzeciwko łóżka, na którym leżał – tak właściwie to co ty robisz? - uniosłam jedną brew
- Czytam? - spojrzał na mnie i odłożył książkę na poduszkę
- Wybacz, nie jestem przyzwyczajona do takiego widoku – uśmiechnęłam się głupio i wyszłam z pokoju.
Idąc w kierunku swoich drzwi cały czas miałam przed oczami leżącego, półnagiego Briana czytającego książkę. To umięśnione ciało przyprawiające mnie o ciarki, ta burza nieułożonych włosów, te palce trzymające w uwięzi kartki książki. Wszystko w nim nagle stało się takie cudowne, tak szalenie perfekcyjne. Co mu się stało? A może właściwie co stało się mi, że nagle zaczęłam dostrzegać w nim coś więcej niż tylko buca, który podporządkowywał sobie wszystkie panienki? Obawiam się, że to wszystko jeszcze przez dłuższy czas pozostanie bez odpowiedzi. Poza tym stało się coś czego nie chciałam, przed czym wzbraniałam się tyle lat. Ten zarozumiały palant zajął każdą część mojej wyobraźni, moich myśli i jakąś cząstkę mojego życia. O dziwo jest mi z tym bardzo dobrze, bo czuję, że dzięki temu moje życie staje się coraz szczęśliwsze, a wszystkie negatywne wydarzenia idą w niepamięć.
      Weszłam do pokoju i nie zastanawiając się dłużej nad doskonałością mojej przyszłości sięgnęłam po kołdrę, która leżała na podłodze. Podniosłam ją do góry i zaścieliłam łóżko, które i tak było w żałosnym stanie po wczorajszej nocy. Podeszłam do walizki i nie pozostało i nic innego jak włożenie na siebie spodni od dresu. W najgorszych torturach by mnie nie zmusili, żebym wyszła w tym na miasto, więc dzisiejszy dzień spędzę w hotelu. Świetnie, o niczym innym nie marzyłam będąc na Florydzie. Zdjęłam spodenki od piżamy i spojrzałam na dresy. Przecież ja się w tym ugotuję. Nie, to chyba nie jest najlepszy pomysł. Cisnęłam nimi w kąt i usiadłam na podłodze. Nie wiem co mam teraz zrobić, przecież w majtkach nie wyjdę.
- Puk, puk – usłyszałam za plecami głos Briana
- Wejdź – wstałam z podłogi i poprawiłam włosy, w których przed chwilą znalazłam okruszki z ciastek.
- Wiesz, że ja nie potrzebuję zaproszenia – uśmiechnął się szelmowsko
- Wiem, wiem – uśmiechnęłam się nieśmiało. Jego naga klatka piersiowa przyprawiała mnie o ciarki
- Dałabyś się wieczorem zaprosić na kolację, gdybym powiedział, że mam coś czego szukasz od samego rana? - podszedł do mnie trzymając jedną rękę za plecami
- Znalazłeś moje spodnie? - pisnęłam
- Niewykluczone – puścił oczko – to jak?
- Oczywiście, że dam się zaprosić! Co to za głupie pytanie. - prychnęłam
Rzucił spodnie na łóżko i zapytał czy miałabym ochotę na kolejną przyjacielską kąpiel. Zaśmiałam się głośno i przez dłuższy czas rozważałam tę propozycję, jednak wiem, że mam dużo do zrobienia i nie mogę siedzieć z nim cały dzień pod prysznicem. Będę mu musiała wystarczyć tylko na wieczornej kolacji. Z resztą jestem bardzo ciekawa dokąd zamierza mnie zabrać, jednak wolę mieć niespodziankę i specjalnie nie zapytam.
- Zabieram cię do lokalnej restauracji, także ubierz się jakoś ładnie – oblizał usta i wyszedł.
Oparłam się o ścianę i bezwładnie zjechałam po niej w dół. Oparłam głowę o kolana i spokojnie zaczęłam rozmyślać o tym co włożę na siebie tego wieczoru. Nie zorientowałam się nawet, że zaczęłam cichutko podśpiewywać, a kiedy uniosłam głowę i zobaczyłam stojącego nade mną Briana poczułam jak czerwień zalewa moją twarz.
- Ładnie śpiewasz, kurczaczku – zaśmiał się




Mało nie wybuchłam śmiechem kiedy nazwał mnie kurczaczkiem, to brzmiało tak śmiesznie, kiedy powiedział to takim poważnym tonem.
- Czego chcesz? - westchnęłam
- A nic, tak tylko wpadłem
- Brian, ja się muszę przyszykować na śniadanie
- Bo wiesz, nie wiem czy byś nie chciała iść ze mną pod prysznic – uśmiechnął się – do śniadania mamy jeszcze godzinę. Co ci szkodzi?
- Daj mi święty spokój z tym twoim prysznicem – złapałam go za ramiona i lekko potrząsnęłam
Popatrzył na mnie minką zbitego pieska i wysunął dolną wargę do przodu. Szczerze powiedziawszy nigdy nie widziałam go w takiej proszącej wersji, zawsze był nieugięty i stanowczy. Chociaż od samego początku wiedziałam, że lubi dążyć do zwycięstwa.
Nie ugięłam się pod zalewającymi mnie prośbami, stanowczo kazałam mu wyjść z pokoju i nie wracać aż do wieczora. Zamknęłam drzwi na klucz i w końcu zabrałam się do ogarnięcia mojej mało skacowanej twarzy. Postanowiłam zrobić mocniejszy makijaż, żeby zniwelować worki pod oczami i zaczerwienienia na twarzy związane z ciepłym klimatem. Mam nadzieję, że w Forks nie będę miała z tym problemów. Po skończonym makijażu podeszłam do walizki i wyjęłam z niej cienką bluzkę na ramiączkach. Jest trochę wymięta, ale kiedy nałożę ją na siebie wszystko się elegancko wyprostuje. Wskoczyłam w spodnie, włożyłam moje kochane sznurowane sandały i spojrzałam na zegarek. Śniadanie zaczyna się za dziesięć minut, więc zdążę jeszcze sprzątnąć butelki spod łóżka.
      Schodząc na dół z workiem pełnym butelek natknęłam się na Matta, który stał pod ścianą i rozmawiał przez telefon. Wyglądał na zdenerwowanego, więc postanowiłam mu nie przeszkadzać. Jednak kiedy mignęłam mu przed oczami usłyszałam swoje imię. Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam na niego pytająco.
- Rozmawiałem z mamą – westchnął. Przez chwile wydawało mi się, że uronił kilka łez.
- Stało się coś? - spytałam wystraszona.
- Szczerze powiedziawszy, gdy widziałam jego minę nie było mi do śmiechu. Miałam ochotę się rozpłakać, bo widziałam ten ból w jego oczach. Spodziewałam się najgorszego.
- Mama leży w szpitalu. Jej facet jest na policji, oskarżony za pobicie
- Co?! - krzyknęłam – Ten kutas ją pobił?
Nie odpowiedział. Skinął delikatnie głową i zamknął oczy. Rzuciłam worek na podłogę i szybko do niego podeszłam. Wtuliłam się w jego tors i pogładziłam go po plecach.
- Zrozumiem jeżeli nie będziesz chciała jechać do niej po tym co ci zrobiła
- Matt, to jest moja mama. Ze względu na to co mi zrobiła chcę ją odwiedzić. Z resztą muszę to z nią wyjaśnić. Nie chcę całe życie tkwić w kłamstwie, niepewności i strachu, że może mi się stać coś więcej – odparłam – tylko kiedy chcesz do niej pojechać?
- Rose, ona nie powie ci dlaczego to zrobiła. Ona chciała cie chronić, kocha cię, ale nie wiedziała, że to wymknie się spod kontroli. Nie wiedziała, że Aaron jest do tego zdolny
- Skąd ty o tym wiesz? - uniosłam brew
- Rozmawiałem z nią. Prosiła, żebym ci nie mówił, bo stwierdziła, że nie chcesz jej znać i nigdy jej nie wybaczysz
- Powinnam być zła, ale wiesz co? Mam z nią tyle dobrych wspomnień, że nie mogę powiedzieć, że jest dobrą matką. Mam nadzieję, że nie kazała Aaronowi znęcać się nad Zackym – westchnęłam
- Nie wiem Rose, nie mam pojęcia. Chcę do niej wylecieć jutro rano i przylecieć z powrotem wieczorem, bo na drugi dzień mamy koncert i muszę się przygotować.
- W takim razie polecę z tobą – uśmiechnęłam się
- Mama na pewno się ucieszy. Leć z tymi śmieciami i przychodź na śniadanie, bo już jesteśmy spóźnieni. Z resztą ładnie mi wczoraj załatwiłaś Vio, dzisiaj jest nieprzytomna.
- Swoją drogą to przypasowała mi Violet, bardzo ją polubiłam, a kobieta też ma duże serce. Dbaj o nią – puściłam oczko
- Rose, chyba się w niej zakochałem – westchnął
Zaśmiałam się i zgarnęłam śmieci z przejścia. Taki duży facet, a tak się dał omotać kobiecie, no ładnie. Mam nadzieję, że weźmie go w obroty i sprawi, że chłopak nie będzie takim babiarzem.
Weszłam do stołówki i podeszłam do stolika, który był zarezerwowany dla naszej ekipy. Wszyscy siedzieli spokojnie i skupiali się nad tym co mają na talerzu. Wszyscy mieli zajęte miejsca, więc zilustrowałam, które krzesło jest wolne. No tak. Mogłam się spodziewać. Siedzę między Brianem, a Jimmym. Nie wiem czy mam się cieszyć czy płakać, ale raczej nie jest to przykre. Pogodziłam się z tym, że mój brat wybrał sobie debili za kumpli. Chociaż nadrabiają swoimi buźkami i seksownymi tyłkami. Nieświadomie zaśmiałam się i nagle poczułam na sobie wzrok wszystkich zgromadzonych przy stole. Przeprosiłam i rozejrzałam się czy aby gdzieś w pobliżu nie znajduje się szwedzki stół. Oddaliłam się z głupią miną.
     Podchodząc do szwedzkiego stołu natknęłam się na przystojnego blondyna, który niespodziewanie na mnie popatrzył i cicho zachichotał. Dopiero potem zorientowałam się o co mu chodziło. Stałam wgapiona na niego z otwartą paszczą, mało tego upuściłam widelec na podłogę i zamiast go podnieść uśmiechnęłam się głupkowato i popukałam blondyna po ramieniu. Kiedy się odwrócił poczułam jak moja czaszka paruje. Gdyby ktoś właśnie rozbił jajko na mojej głowie, zapewne ścięłoby się w pięć sekund. Kiedy po raz piąty blondyn zapytał o co mi chodzi odpowiedziałam, że upuściłam widelec i czy byłby tak miły i mógł mi go podnieść. Okazało się jednak, że ładna buzia i grzeczność nie idą u niego w parze.
     Nabierając tosty na talerz zauważyłam jak blondyn odchodzi od stołu i idzie w moją stronę. Podszedł do mnie, klepnął mnie delikatnie w tyłek, a ja bezwładnie odskoczyłam, odwróciłam się i uderzyłam go w twarz, Kątem oka zauważyłam, że Brian wstaje od stołu i idzie w naszą stronę. Wcale nie przesadzam, ale autentycznie ze strachu prawie narobiłam w gacie. Kiedy zobaczyłam ten pełen nienawiści wzrok Briana, automatycznie odskoczyłam na bok i zatkałam sobie usta dłonią. Blondyn chyba nie spodziewał się takiego obrotu akcji, bo widziałam, że był zaskoczony. Dostał prawego sierpowego i został wyprowadzony za fraki ze stołówki. Usiadłam spokojnie do stołu i bez słowa zaczęłam jest swoje zimne tosty. Wszyscy popatrzyli w moją stronę, a ja zmrużyłam oczy i wysunęłam dolną szczękę.
      Kiedy Brian wrócił, podszedł do umywalki, umył ręce i usiadł na swoim miejscu. Nachylił się nade mną i wyszeptał mi do ucha, żebym nie zapomniała o dzisiejszej kolacji. Wystraszyłam się jego temperamentu, ale to było słodkie, że stanął w mojej obronie. Nie sądziłam, że kiedykolwiek tak postąpi. Swoją drogą coraz częściej mi imponuje, nie wiem dlaczego, ale coraz bardziej chcę spędzać z nim wolne chwile. Nigdy nie sądziłam, że moje myśli będą krążyły wobec Briana, którego kiedyś nie dotknęłabym nawet kijem.
Spojrzałam na Violet, która ewidentnie miała kaca i spytałam czy nie miałaby ochoty wyskoczyć na miasto. Obiecałam jej, że pójdziemy na lekkiego drinka po którym się obudzi. W końcu dała się namówić i szybko wstałyśmy od stołu. Zaniosłyśmy talerze do okienka i pognałyśmy na górę.
- Właściwie to po co ty chcesz iść na to miasto? - spytała
- Brian zaprosił mnie dzisiaj na kolację, więc muszę jakoś ładnie wyglądać
- Z tego co mówił mi Matt to jakoś nie lubisz się stroić, więc co zrobiłaś ze starą Rose?! - zaśmiała się
- Oj przestań! - uśmiechnęłam się i pokazałam jej środkowy palec
- Podoba ci się, co?
- Brian? Pff, przestań – prychnęłam
- Nie udawaj! Widziałam jak się uśmiechałaś jak ci coś szeptał do ucha! Albo jaka byłaś zafascynowana jak cię obronił przed tym plantem
Popatrzyłam na nią spode łba i pokręciłam głową. Bałam się przyznać przed samą sobą, że Brian mi się podoba, a co dopiero przed nią! O nie! Ona to zaraz wypapla Mattowi i będę miała przesrane.
Wpakowałam do plecaka potrzebne rzeczy i razem z Violet ruszyłyśmy na poszukiwania jaiejś olśniewającej i zapierającej dech w piersiach kreacji.
- Na początek zastanówmy się w czym będziesz czuła się najlepiej
- Vio, w spodniach i koszulce – odparłam
- No właśnie nie. Znajdziemy ci taką sukienkę, w której będziesz czuła się najlepiej
- A nie może być spódniczka i koszulka? - spytałam zrezygnowana
- Nie może! To jest oklepane, każdy tak chodzi ubrany
Westchnęłam, ale w końcu sama chciałam, żeby ze mną poszła. W sumie jak raz założę sukienkę to przecież nic się nie stanie, a muszę wyglądać naprawdę olśniewająco.
Weszłyśmy do pierwszego sklepu, z którego wyszłyśmy po pięciu minutach. Sukienki były w opłakanym stanie, jakby ktoś włożył je psu do pyska i powiesił na wieszaku. Sam zapach w tym sklepie mnie odrzucał. Po pięciu godzinach błąkania się między uliczkami postanowiłyśmy, że pójdziemy do centrum handlowego, które i tak znajdowało się niedaleko miejsca, w którym się znajdowałyśmy. Podjechałyśmy tam taksówką i weszłyśmy do pierwszego lepszego sklepu. Stanęłyśmy naprzeciwko najpiękniejszej sukienki jaką kiedykolwiek widziałam.
- Widzisz to co ja? - zapytała
- Chyba się zakochałam – westchnęłam
- W Brianie? - zachichotała
- Zamknij się! - dałam jej kuksańca w bok.
Podeszłam do sukienki i zdjęłam ją z wieszaka. Pognałam do przymierzalni i po chwili usłyszałam pukanie.
- To ja, znalazłam buty – pisnęła Violet i wsunęła mi je dołem.
- Vio, wejdź tutaj – powiedziałam przeglądając się w lustrze.
- Jak leży? - weszła do środka i od razu zauważyłam, że jej mina znacznie się poprawiła.
- Jest piękna – powiedziałam spoglądając na sukienkę.




Po zakupach poszłyśmy do knajpki na jedzenie i do wieczora szwendałyśmy się po mieście.
W hotelu Violet zrobiła mi delikatny makijaż, pokręciła krótkie włosy i nałożyła wianek z białych kwiatów. 




Szybko założyłam buty i sukienkę, bo zostało mi naprawdę niewiele czasu do przyjścia Briana. Po tym jak się ubrałam usłyszałam ciche pukanie. Otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazał się Brian w białej koszuli i czarnych spodniach. Miał równo ułożone włosy, a z podwiniętych rękawów wystawały jego wytatuowane ręce. Obydwoje staliśmy jak wryci i ilustrowaliśmy swoje ciała nawzajem. Podeszłam do niego i chwyciłam go za rękę. Kiedy drzwi się za nami zatrzasnęły i zniknęliśmy z pola widzenia wszystkich ludzi Brian odwrócił mnie do siebie i wyszeptał
- Jesteś piękna
Spojrzał w moje oczy i niespodziewanie złożył mi czuły pocałunek na ustach. Czułam się jak w niebie.