Dialogowy i krótki odcinek... Koniec świata
- Rose? – krzyknął Matt wchodząc do sali
-
W łazience! – krzyknęłam i szybko wstałam – Zaraz wychodzę
-
Nie śpiesz się, kupiłem owoce – stanął przy drzwiach, ale zaraz potem
usłyszałam jak odchodził.
Co
ja teraz zrobię? Nie umiem go okłamywać, on zawsze widzi, gdy coś jest nie tak.
Każde nawet najdrobniejsze kłamstewko potrafi rozszyfrować i dlatego teraz
przez takie sytuacje nie potrafię kłamać. Wścieknie się jeśli powiem mu o
Brianie, a jeszcze bardziej wścieknie się, gdy dowie się tego od Briana… A o
pieniądzach dla Zackiego już nie wspomnę. Nie wiem czy zdołam popatrzeć mu w
oczy.
Jeszcze
raz przemyłam twarz i nie wycierając jej ręcznikiem wyszłam z łazienki. Podeszłam
do łóżka i udałam, że szukam czegoś w szafce. Teraz nawet najkrótszy kontakt
wzrokowy mógłby wszystko zdradzić.
-
Widziałem się z Brianem jak wychodził ze szpitala. Był tu? – spytał wypakowując
siatkę z zakupami
-
Tak, był – powiedziałam cicho i usiadłam na brzegu łóżka
-
Miał jakąś kwaśną minę
-
On zawsze jest kwaśny. Nigdy go nie lubiłam – prychnęłam
-
Czemu?
-
Działa mi na nerwy
-
Ale to chyba nie powód, żeby żywić do niego czystą nienawiść – odwrócił się w moją
stronę i podał mi brzoskwinię.
-
Ale nie tylko to jest powodem, że za nim nie przepadam – westchnęłam
-
Rose, jestem twoim bratem. Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć
-
Ale ja nie chcę. Pamiętasz jak zginął nasz ojczym? Nikomu o tym nie
powiedzieliśmy. To nasz sekret. Ja mam taki sekret z… a z resztą nie ważne –
przygryzłam wargi i zaczęłam jeść brzoskwinię
-
Nie będę naciskał – pogładził mnie po ramieniu.
Popatrzyłam
na niego i podziękowałam. Mam nadzieję, że nie będzie mnie pytał o nic więcej co
jest z nim związane.
-
Larry załatwił, że jedziemy za tydzień w krótką trasę koncertową – powiedział po
chwili
-
Larry? – spytałam głupio
-
Nasz menager
-
Z co z Zackym? – popatrzyłam na niego smutnym wzrokiem
-
Nie uwierzysz! Znaleźli pieniądze na jego operacje! – ucieszył się, a w jego
oczy się zaszkliły. Już teraz wiem ile znaczy dla niego Zacky i cała reszta. To
co stworzyli jest naprawdę niepojęte. W tak szybkim czasie stworzyli coś co
dalej się rozwija… Głupio mi, że kiedyś w niego nie wierzyłam. Do dziś pamiętam
jak nie chciałam dać mu pieniędzy z pudełka.
-
Naprawdę? – uśmiechnęłam się, a w duchu dziękowałam Zackiemu, że mnie nie wydał
– Pojedzie z wami?
-
Lekarz powiedział, że przypuszczalnie po operacji będzie miał lekkie zawroty
głowy, ale gdy dojdzie do trasy wszystko powinno być w porządku – uśmiechnął się
szeroko pokazując zęby i przy okazji… dołeczki.
-
Cieszę się – odetchnęłam z ulgą – Kiedy będzie miał operacje?
-
Już jest po. Właśnie skończyli operować
-
Cudownie! – uśmiechnęłam się i klasnęłam w dłonie
-
Jest jeszcze jedna sprawa… - zaczął – Ta trasa jest dość krótka… chciałbym,
żebyś z nami pojechała – położył rękę na moim ramieniu i przekrzywił głowę.
-
Matt! – pisnęłam – Ale…
No
właśnie… Zawsze musi być to ale. Czy chłopcy tego chcą? Zacky, Brian? Czy ja
tego chcę. Przebywanie z Brianem w jednym pomieszczeniu może skończyć się na armagedonie.
W najmniejszym wypadku się pozabijamy.
-
Żadnego ale. Chcesz czy nie? – spytał
-
Jasne, że chcę! Tylko nie wiem czy wyjdę ze szpitala do tego czasu –
posmutniałam
-
Kompletnie zapomniałem! – palnął się w czoło – Byłem u doktora i kazał ci
zbierać manatki, bo już cię wypisał. Wszystkie badania, które ci zrobili wyszły
pozytywnie, więc nie masz po co tu dłużej siedzieć
-
To na co czekamy! – uśmiechnęłam się i zaczęłam wyjmować ubrania razem ze wszystkimi
kosmetykami z szafki. Wszystko po kolei lądowało w torbie. Po godzinie
całkowicie byłam spakowana, a Matt tylko stał i patrzył jak krzątam się po
całej sali i panikuję czy na pewno wszystko spakowałam. Od czasu do czasu
chichotał, ale zaraz przestawał, gdy patrzyłam się na niego przeszywającym
wzrokiem.
-
Możemy jechać – stanęłam przy nim, gdy wszystko zostawiłam zapięte na ostatni
guzik.
-
W końcu – odetchnął i otworzył drzwi, w których mnie przepuścił.
-
O, pani Sanders! – krzyknął jakiś doktor
-
O, pan… doktor – wybełkotałam
-
Cieszę się, że wszystko jest w porządku, mam nadzieję, że jeszcze kiedyś mnie
pani odwiedzi. Niekoniecznie w złym stanie – zaśmiał się.
-
No tak, odwiedzę jak tylko znajdę chwilę czasu – uśmiechnęłam się
-
Do widzenia. Zdrówka życzę – puścił do mnie oczko
-
Do zobaczenia i nawzajem – kiwnęłam głową i zmierzyłam ku wyjściu.
W
końcu powietrze. Czułam się jak więzień przez te dwa dni, kiedy nie mogłam
nawet otworzyć okna.
-
Musimy na chwilę podjechać do studia – Matt wsiadł do samochodu, przekręcił
kluczyk i z piskiem opon ruszył z miejsca parkingowego.
-
Po co?
-
Muszę wziąć papiery. Przy okazji spakować potrzebne mi rzeczy, które będziemy
potrzebować w trasie. Trzeba spakować sprzęt, włożyć bębny Jimmiego do vana no
i przede wszystkim potrzebuje wziąć stamtąd kopie płyty – popatrzyłam na niego
z zażenowaniem
-
Nie możecie tego zrobić dwa dni przed trasą? – spytałam podnosząc ręce do góry
-
Rose, dwa dni przed trasą będziemy pieprzyć się z jakimiś panienkami –
powiedział ironicznie – Cały ten tydzień będzie zabiegany, a dzień przed trasą
najbardziej. Nie mamy ludzi, którzy zrobią to za nas. Jeszcze takiego majątku
się nie dorobiliśmy. Dziwi mnie to, że mamy jeszcze gdzie spać.
-
Oj przestań. Przecież w każdej chwili ja mogę iść do pracy – chyba mogę,
najwyżej pójdę na jakiś kurs.
-
Nie, nie musisz pracować. Po trasie uda nam się trochę zarobić
-
Wiesz dokładnie ile?
-
Nie. Tyle co wiem to to, że Larry załatwił nam koncerty w siedmiu krajach, z
czego trzy w jednym, więc nie jest biednie
-
Dziesięć koncertów mówisz… A trasa ma miesiąc? – założyłam ręce – To wy
będziecie więcej chlać i ćpać niż grać
-
Rose… Ja nie mogę dużo chlać. Owszem, będą imprezy, ale ja nie będę czasem z
nich czynnie korzystał. Muszę się wysypiać na koncerty. Nie chcę zawieść fanów.
Co prawda parunastu, ale fanów.
Zatrzymaliśmy
się przy białym, dużym budynku. Zmarszczyłam brwi, bo nie przypominałabym sobie
żebym kiedykolwiek tutaj było. Na pewno nie przypominało to ich garażowego
studia. Być może tutaj mieszka Larry.
-
Mieliśmy jechać do studia – uniosłam jedno ramię i pokręciłam głową
-
Jesteśmy w studiu, a właściwie to przy – wyszczerzył zęby – Larry nam je
załatwił.
Dopiero
teraz dostrzegłam czerwonego vana Jimmiego i czarnego chevroleta Briana.
-
Idę do środka! – pisnęłam.
Wybiegłam z samochodu jak strzała. Przed wejściem na
drzwiach naklejony był deathbat i nazwa ich zespołu. Wchodząc do środka na
ścianach dostrzegłam same ulubione zespoły moje i Matta. Aż buzia mi się
cieszyła na ich widok. Wspomnienia z dzieciństwa wracają. Teraz nie mam czasu
dla muzyki. Może w końcu trzeba zrobić pierwszy krok i zacząć spełniać swoje
marzenia sprzed lat? Zacząć chodzić na szalone koncerty, wytatuować połowę
ciała i kupić sobie motocykl. Czemu nie, po trasie wszystko się rozkręci. Gdy
weszłam do wielkiego pomieszczenia odebrało mi mowę. Wszędzie stały wzmacniacze,
gitary leżały już w pokrowcach, ale wcale nie było ich tyle ile rzeczywiście
jest gitarzystów. Każdy miał trzy na głowę. Bębny Jimmiego stały owinięte folią
bąbelkową i czekały, aż ktoś łaskawie je wyniesie do vana. Kable, nie kable
walały się po podłodze, jednak były ładnie pozwijane. Nigdzie nie było czegoś
co walało się samotnie po podłodze. Pod sufitem podwieszone były flagi. Jedna z
nich była chłopaków. Klimat, który tu panował był niesamowity. Nie do opisania.
Od małego czułam jakąś więź z instrumentami. Moje marzenie sprzed lat było
teraz na wyciągnięcie ręki. Chciałam kiedyś nauczyć grać się na gitarze
elektrycznej. To jest to, co fascynuje mnie od bardzo długiego czasu.
-
Rose! – krzyknął Jimmy, podbiegł do nie i wziął mnie na ręce. Odgarnęłam mu
grzywkę z oczu i pocałowałam go w czoło
-
Cześć urwisie – puściłam mu oczko. Machnęłam ręką do Briana i usadowiłam się na
kanapie.
-
Przyszłaś nosić moje bębny? – zaśmiał się
-
O taak, jeszcze wezmę do tego te wzmacniacze, które ważą sto kilo – pokazałam mu
język – Coś ty, ja się będę przyglądać, przy okazji czasem was pogonię – Jimmy popatrzył
na mnie drwiąco i pokręcił głową
-
O Matt! Dobrze, że jesteś. Musisz mi pomóc wnieść bębny i wzmacniacze do vana –
powiedział Jimmy, gdy tylko Matt zjawił się w progu
-
A Brian? – zapytał
-
On już dużo dzisiaj zrobił. Sam do południa poskładał sprzęt, spakował gitary i
owinął moje bębny.
Obydwoje
wzięli się za wynoszenie sprzętu do samochodu. Atmosfera w studiu zrobiła się
dość nerwowa i niezręczna. Czułam na sobie wzrok Briana. Bałam się spojrzeć w
jego stronę. Przełknęłam ślinę i zaczęłam bawić się sznurkami od bluzy.
-
Rose – wstał z krzesła i przysiadł się do mnie na kanapę – Ja przepraszam. Nie
wiem co we mnie wstąpiło
-
I będziesz się teraz tłumaczył jak na tych durnych i oklepanych serialach? –
prychnęłam – „To nie tak jak myślisz” „Nie wiem co we mnie wstąpiło”
-
Przestań i choć raz do cholery mnie wysłuchaj – warknął – Zrozum to, że nie
jest mi łatwo przy tobie żyć, albo może nie jest mi łatwo żyć ze świadomością,
że kiedyś…
-
To było kiedyś – wtrąciłam – Już tak nie jest. Wiele się zmieniło od tamtego
czasu
-
Ja nie wiem co mam o tym myśleć. Jest mi głupio – zwiesił głowę, a mnie cała
złość na niego po prostu przeszła. Od tak.
-
Ty nie zrozumiesz tego jak ja się czuję. Jak czułam się wtedy…
-
Kurwa wiem! – wrzasnął - Mogłem do tego w ogóle nie doprowadzić, całe życie mam
pod górkę, ale błagam nie utrudniaj mi tego bardziej. Wiem, że zawaliłem, ale
co miałem na to poradzić? Powiedz mi! – uderzył pięściami o ścianę
-
Dobrze wiedziałeś, że czułam coś do ciebie. A po tym wszystkim jedyne co czułam
to obrzydzenie – wzdrygnęłam się
-
Ale to jest powód żeby przez te parę lat tak bardzo mnie nie znosić, unikać?
-
Teraz to i tak jest już nie ważne! – krzyknęłam – Masz rodzinę! Nie powinieneś
robić tego co zaszło w łazience. Ranisz tym mnie i Irminę. Okłamujesz ją –
stwierdziłam.
-
Ty mi niczego nie zarzucaj, bo sama nie jesteś święta. Skoro jesteś dorosła to
zachowuj się jak dorosła, a nie jak rozwydrzona nastolatka, która uważa, że cały
świat podporządkowuje się jej, a osoby, które chcą dla niej dobrze i krytykują
to co robi uważa za największych wrogów na świecie. Ocknij się! Nie masz już
dwanaście lat, tylko dwadzieścia – wrzasnął. Założę się, że było go słychać aż
na ulicy. Wziął swoja kurtkę i wyszedł ze studia. Stałam z rozdziawioną gębą i
patrzyłam przed siebie. Czy ja naprawdę jestem taka beznadziejna? To dlaczego
tylko on mi to mówi?
-
Rose? – usłyszałam głos Jimmiego za plecami. Odwróciłam się do niego i smutnym
wzrokiem przeleciałam po całej jego sylwetce zatrzymując się na jego oczach –
Tak właściwie to co się stało pomiędzy tobą a Brianem?
I w tym momencie upadłam
na kanapę rozpłakując się jak niemowlak.
To się Brian pogubił w tym wszystkim, ale myślę że te kilka słów wypowiedzianych przez niego wyjdzie im obojgu na dobre...
OdpowiedzUsuńCiekawe jak wytłumaczy to wszystko Jimmiemu teraz Rose, bo on przecież coś tam słyszał, pytanie tylko ile??
Matt jak zawsze pozornie ma na wszystko wyjebane ale widac że sie przejmuje :)
Pierwsza moja myśl; był Sex, ale przecież swój kwiatuszek Rose sprzedała
OdpowiedzUsuńTeraz uważam,że oś ich kiedyś łączyło, coś o czy nikt nie wiedział....tylko co??
Zabij mnie a nie wiem....:(
Czekam niecierpliwie!!!!!!!
Monotematyzmu ciąg dalszy: Uwielbiam Cię ;*
Olał ją? Ją? No skurwiel straszny! Mam nadzieję, że pożałuje tego, że ona cierpi przez niego! I skoro jej mówi takie prawdziwe rzeczy to niech sam pajac spojrzy na siebie, bo do ideału mu baaaaardzoooooo daleko!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wyżali się J i będzie jej lżej. A Matt niech przestanie myśleć o zaliczaniu panienek, siostrą by się lepiej zajął...
Czekam :*
KOCHAM BARDZO! :*
Po pierwsze "ale zaraz potem usłyszałam jak odchodził" i zamiast "odchodził" przeczytałam "dochodził". Tak bardzo jestem już myślami w moim rozdziale z seksami :D
OdpowiedzUsuńCo jest z Bri? Nie ogarniam go! Wrzeszczy na R. że zachowuje się jak nastolatka, ale sam nie jest lepszy!!! Najpierw coś od niej chce, później ją odpycha, wtf? Zaczyna mnie denerwować, serio. Wszystko ma swoje granice i moje uczucie do B. też. Jak zawsze go broniłam, tak zaraz mu wyjebię, serio -_-
Najlepszy jest Matt. Autentycznie. Najbardziej dojrzały, odpowiedzialny, mądry. I jak powoli zaczynam go u siebie nie lubić, tak u innych wręcz przeciwnie. Nie zahaczą podczas tej trasy o Pl czasem? Taka jedna ruda nie obraziłaby się, gdyby Macioszka ją odwiedził :D
Lecę czytać next, chociaż po reakcjach dziewczyn już się boję O____O
Buuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuziole, Pat :)