Wybawiłam się nieziemsko, ale co ja Wam tutaj będę pisać. Najlepiej jest się przekonać na własnej skórze. Tak jak obiecałam odcinek jest, nawet w przeddzień, bo obiecałam, że pojawi się 15/16, a mamy 14 :)
Napisałam ten odcinek jeszcze w Grecji, a tam nie miałam podziału na strony, więc wyszło mi tego ok 11. Podzieliłam to na dwa, więc kolejny dodam w poniedziałek. To będzie ciąg dalszy, także jeżeli zacznie się od dialogu to proszę się nie dziwić :)
Uff, ale długie mi to wyszło, miłego czytania :*
Siedząc na lotnisku z całej siły
ściskałam telefon, na którym wyświetlona była wiadomość od Irminy. Lot miał
odbyć się za pół godziny, a ja jestem tak zestresowana, że nie wiem jak to
wytrzymam. Z całych tych nerwów nie potrafiłam wziąć nawet małego kęsa kanapki
kupionej w pobliskim sklepie.
Nie
potrafię określić tego jak się czuję, moja pierwsza myśl po przeczytaniu smsa
była dość hmm… albo może inaczej, obróciłam to po prostu w żart. Byłam w stu
procentach pewna, że chcieli zrobić mi psikusa, nie chciało mi się w to
wierzyć. Jakie było moje zdziwienie, gdy usłyszałam od Irminy, że wszystko jest
jak najbardziej aktualne, a ich obiad zaręczynowy odbędzie się w niedzielę.
Nie
chciałam informować nikogo o moim przyjeździe, chciałam uniknąć zbędnych pytań.
Jedyne na czym mi zależało to wiadomość o stanie zdrowia Zackiego.
Lot minął mi nadzwyczaj spokojnie, jedyne co
mnie zaniepokoiło to to, że tuż po wylądowaniu dostałam smsa od Alexa. Nie
powiem, że nie, ale lekko się zdziwiłam. Myślałam, że wszystko co wydarzyło się
między nami poszło w zapomnienie. Niestety wiadomość wskazywała na coś zupełnie
innego, bo chyba za przypadkową osobą się nie tęskni. Muszę przyznać, że lekkie
uczucie tęsknoty nie jest mi obce. Nie wiem jakim sposobem, ale poczułam jakąś
więź między mną a Alexem. To była szybka znajomość, ale teraz jestem w stu
procentach pewna, że nie chcę zrywać z nim kontaktu.
Nie byłabym sobą gdybym nie zrobiła sobie
krzywdy. Zabierając walizkę z taśmy szarpnęłam za rączkę i uderzyłam się nią w
nos, który natychmiast zaczął krwawić. Usiadłam na zimnej posadzce i przyłożyłam
chusteczkę. Dzięki Bogunikt tego nie widział, bo chyba spaliłabym się ze wstydu.
Weszłam do łazienki i przemyłam zakrwawiona twarz, związałam włosy w kucyk i
zmyłam pozostałości po tuszu do rzęs. Złapałam pierwszą lepszą taksówkę i wydukałam
adres płacąc z góry za przejazd.
-
Pani to przypadkiem nie siostra tego piosenkarza z Avenged Sevenfold? - zapytał
po chwili taksówkarz. Od dłuższego czasu czułam na sobie jego wzrok, ale
myślałam, że to kolejny zbok, więc olałam jego chore fantazje i starałam się
nie przejmować tym, że patrzył na moje cycki.
-
Zgadza się – kiwnęłam głową
- Super - muszę przyznać, że odrobinę zdziwiłam
się jego reakcją. Pokręciłam głową i wróciłam do dalszych rozmyślań.
-
A mogłaby mi pani załatwić autograf Synystera Gatesa? - kogo do cholery? Kto to
jest Synyster Gates? Zrobiłam wielkie oczy i popatrzyłam na taksówkarza jak na
idiotę
-
Kogo przepraszam? - spytałam unosząc brew
-
Głównego gitarzysty zespołu, to pani go nie zna? - chyba był lekko zdziwiony
- Szczerze powiedziawszy to nie wiedziałam, że
ma jakiś pseudonim sceniczny
-
Oj nie tylko on ma - zaśmiał się - To co załatwi pani?
-
Człowieku jak chcesz jego autograf to idź do niego a nie do mnie. Nie mam z nim
żadnego kontaktu - warknęłam. Dlaczego zawsze to ja mam takiego pecha, że
przyczepiają się do mnie tacy debile?
-
A to prawda że niedawno się zaręczył? - no nie... może zaraz mnie jeszcze spyta
o jego życie intymne. Co go to interesuje?
-
Mógłby mi pan dać spokój? - spytałam już lekko wkurwiona. Ma szczęście, że do
końca jazdy nie otworzył ust, bo chyba bym zjechała jak psa, przysięgam.
Wysiadłam
przed domem, chociaż wcale nie chciałam tutaj być, wołałabym siedzieć w
Londynie przez resztę mojego życia. Przed domem zauważyłam tylko swój samochód,
być może, że nikogo nie ma. Właściwie to lepiej dla mnie. Wtachałam walizę do
przedpokoju i od razu poczułam, że nie jestem sama. Damskie, mdłe perfumy roznosiły
się po całym domu. Myślałam, że wyrzygam całe dwa cukierki, które udało mi się
dzisiaj wepchnąć do ust.
-
Matt?! - krzyknęłam
-
Rose? To ty? - jego zdziwiony głos dochodził z góry.
-
No ja, chyba, że ktoś inny ma klucze do naszego domu - prychnęłam.
Matt
zbiegł szybko na dół i przepasany jedynie ręcznikiem rzucił się na mnie i ścisnął
mnie mocno, aż przez chwilę nie mogłam oddychać.
-
Czuje, że ktoś zaburza moją przestrzeń - zaczęłam obwąchiwać powietrze i przy
okazji jego szyję.
-
Ja jestem twoja przestrzenią? - zaśmiał się
-
No chyba ze mną mieszkasz, więc w jakimś stopniu tak. Ale głownie chodzi mi o
twoje panienki - pokazałam mu język
-
Musisz się przyzwyczaić, że teraz jestem gwiazdą rocka - znalazł sie, teraz
pewnie codziennie będzie sobie sprowadzał nowe panienki.
-
Jak mi któraś z nich dotknie klamki od mojej sypialni to najpierw zabije ją, a
potem ciebie - zaśmiałam się, żeby nie wziął tego na poważnie.
-
Ale jesteś śmieszna... - prychnął
-
Matt... - ugryzłam się w wargę. Spojrzał na mnie pytająco i uśmiechnął się
eksponując swoje urocze dołeczki - Brian i Irmina... Oni tak na serio? -
zapytałam niepewnie. Bałam sie jego odpowiedzi.
-
Obawiam sie, że tak - usłyszałam lekkie zwątpienie w jego głosie. Nie odpowiedziałam.
Wzięłam walizkę i rozpakowałam z niej rzeczy na dywan. Posegregowałam je i oddzieliłam
brudne ubrania od czystych.
-
Rose ja wiem, że to może być dla ciebie nie zrozumiałe, ale oni się kochają -
Matt wszedł po chwili do salonu, był w pełni ubrany, a w rękach trzymał stos
brudnych talerzy
-
Przecież ja nic nie mówię, nie będę im odbierała szczęścia. Dziwi mnie to, że
zakochali się w sobie, chociaż kiedyś nie wyszło im w związku
-
Tylko, że… oni są ze sobą od tamtego czasu – powiedział patrząc na dywan. Że co
panie Sanders?! Jak to są razem od tamtego czasu? O czym ja nie wiem? Jak
zwykle o wszystkim dowiaduje się na końcu.
-
To jest jakieś pierdolone reality show? - pisnęłam po czym wybiegłam z domu
zabierając po drodze torbę i kluczyki do samochodu. Pojechałam prosto do
szpitala. Wiem, że jestem zbyt wybuchowa i nie powinnam prowadzić w takim
stanie, ale kompletnie nie wiem co się ze mną dzieje. Dlaczego tak reaguje na
to wszystko? Może po prostu boję się że Brian skrzywdzić Irminę, w końcu on
może zrobić wszystko, jest nieobliczalny. Wbiegłam do sali w której znajdował
się Zacky. Tak słodko drzemał, że nie miałam serca go budzić, więc usiadłam
przy jego łóżku i chwyciłam go za dłoń. Ochłonęłam trochę. Jak się okazało
wcale nie spał, bo gdy tylko pociągnęłam nosem otworzył oczy i uśmiechnął się
delikatnie.
-
Cześć kochanie - ścisnęło mnie w żołądku, gdy to powiedział. Czułam się tak nie
fair w stosunku do niego, czym on sobie na to wszystko zasłużył?
-
Cześć - wyszeptałam i złożyłam mu całusa na czole
-
Coś się stało? - zapytał jakby wyczuł że jestem lekko zestresowana
-
Jak się czujesz? - zmieniłam temat na trochę luźniejszy, nie chciałam rozmawiać
z nim na uciążliwe dla mnie tematy
-
Bywało lepiej. Czuje się jakby zaatakował mnie kac morderca - zaśmiał się,
dobrze, że chociaż dobry humor go nie opuszcza.
-
Zacky... - westchnęłam - Wyjdziesz z tego, wierzę w ciebie – wymusiłam uśmiech i spojrzałam na niego czule. Czuję w nim
braterska więź, niestety chyba to jest za mało, żeby ciągnąć to dłużej, żyć w kłamstwie.
Chyba wystarczająco już namieszałam
-
Czemu jesteś tego taka pewna?
-
Chcę w to wierzyć
-
Rose nie musisz się okłamywać, robiąc to przy okazji kłamiesz i mnie
-
O czym ty mówisz? - spytałam chyba nie wierząc jaki temat został poruszony
-
No przecież widzę co jest grane. Ostatnio Brian poruszył ten temat. Powiedział
mi wszystko - popatrzyłam na niego jak na idiotę. Przy okazji miałam chęć
zajebać Briana za wtrącanie się w nieswoje sprawy.
-
Po co on się wtrąca w nasz związek!? - wrzasnęłam.
-
Po prostu powiedz wszystko co masz mi do powiedzenia
-
Kocham cię... ale jak brata. Nie miej mi tego za złe. Proszę - wyszeptałam po
chwili chwytając jego rękę - Załatwiłam dla ciebie pieniądze na operację - Zacky
popatrzył na mnie z niedowierzaniem
-
Jak to załatwiłaś? - popatrzyłam mu prosto w oczy. Nie chciałam go okłamywać,
ale w tym przypadku nie miałam innego wyjścia, chociaż nie... Mogłam nie mówić
nic. I tak właśnie zrobiłam, pokręciłam jedynie głową i wyszłam bez słowa.
-
Rose! - krzyknął. Zignorowałam go, może dlatego, że w środku aż się we mnie gotowało.
Wsiadłam do samochodu i skierowałam się prosto do domu Hanerów. Wkurwiona zaciskałam
pięści na kierownicy i nie zważając na przepisy gnałam sto osiemdziesiąt.
-
Kurwa ty pieprzony gnoju! – wysiadając krzyknęłam widząc Briana w progu drzwi.
-
To do mnie? - zapytał zdezorientowany, a we aż mnie buzowało. O mały włos nie wzięłam
kamienia i nie rzuciłam mu w ten pusty łeb
-
A stoi tu ktoś inny? - wrzasnęłam - Co nagadałeś Zackiemu?
-
Powiedziałem prawdę, nie będziesz go okłamywać, on i tak ma już przejebane -
chyba go zaraz jebnę
-
Masz Irminę to się nią zajmij a mnie i jego zostaw w spokoju - moje wkurwienie
przeszło wszelkie granice
-
Jak ciebie nie było to wszyscy mieliśmy spokój - zabolało, cholernie zabolało. Wsiadłam
do samochodu i ruszyłam z piskiem opon. Ledwo powstrzymałam płacz, czułam jak
moje policzki płoną. Żaden sukinsyn nie będzie mnie poniżał w taki sposób, co
on sobie wyobraża? Z nerwów wyjęłam komórkę i zadzwoniłam do Matta. Nie odebrał.
Z całego zdenerwowania nie zauważyłam, że światła zmieniły się na czerwone i uderzyłam
w auto, które stało naprzeciwko.
Pamiętam tylko dźwięk karetki i białe światła
nad głową, następnie tylko dźwięk respiratora. Umarłam, czy nadal trzymam się
przy życiu? Trudno mi stwierdzić.
-
Tylko rodzina może wejść - usłyszałam spod drzwi
-
Ale ja jestem kimś więcej niż rodzina.
-
Nie.
-
Proszę wziąć to i wpuścić mnie do środka - kobieta zamilkła, a ja usłyszałam
jak czyjeś kroki zbliżają się do mojego łóżka.
-
Rose... - usłyszałam po czym poczułam ciepło na dłoni. Otworzyłam lekko oczy i
ujrzałam Alexa. Musiał przyjechać chyba z jakiegoś spotkania, bo miał na sobie
garnitur.
-
Boże maleńka, nic ci się nie stało - schylił się nade mną i pocałował mnie w...
usta. Wywołał u mnie lekki szok, ale odwzajemniłam jego pocałunek.
-
Skąd ty... Jak? - zapytałam praktycznie ledwo słyszalnie.
-
Stawiam, że dzwonili do wszystkich ulubionych kontaktów, które masz ustawione w
telefonie - zaśmiał się. No tak, ale jakoś nikt inny się nie stawił oprócz
niego. Nawet Matt.
-
To dlaczego tylko ty przyjechałeś?
-
Wszyscy byli wczoraj, ale spałaś - wczoraj? Jak to wczoraj, co on pieprzy?
-
To ile ja tu leżę? - spytałam zdziwiona
-
No… od wczoraj? - uniósł brew - Od razu jak tylko przywieźli cie do szpitala pielęgniarka
zadzwoniła na wszystkie kontakty, które miałaś w ulubionych. Ja wczoraj nie
wszedłem, nawet nikt mnie nie zauważył, domyślam się że to dla ciebie dobra
nowina - wzruszyłam ramionami, czy taka dobra to nie byłabym pewna.
-
Zdenerwowałam się przed wypadkiem - zmarszczyłam brwi
-
Coś się stało? – zapytał i ujął moją dłoń. Westchnęłam i wtuliłam głowę w
poduszkę - Nie chce cię tym zadręczać
-
Chętnie wysłucham, mam dużo czasu - uśmiechnął się i założył mi kosmyk włosów
za ucho. Opowiedziałam mu całą sytuację sprzed wypadku, spodziewałam się
obojętności z jego strony, jakie było moje zdziwienie, gdy zareagował zupełnie
inaczej
-
Ale jakim cudem oni ponownie się zeszli, skoro Brian powiedział że nie kocha
Irminy? - spytał zdezorientowany
-
Pytaj się mnie, a ja ciebie
-
Rose, wybacz, ale ciebie ewidentnie coś dręczy - gdybyś wiedział człowieku co
jest powodem moich zmartwień... Wszystko nie idzie po mojej myśli
-
Wszystko czasami idzie za daleko, nie umiem sobie z tym poradzić
-
Poradzić z czym? - zapytała Irmina wchodząc do sali
-
Cześć - uśmiechnęłam sie - Irmina to jest Alex - podała mu rękę i przedstawili
się sobie nawzajem
-
Wiesz co, może ja już pójdę - pocałował mnie w policzek - A i zapomniałbym, to
dla ciebie - uśmiechnął się i wręczył mi małe pudełeczko. Włożyłam je do szafki
obok łóżka i przytuliłam Irminę
-
Wiem że byłaś wczoraj u Briana - powiedziała że smutkiem
-
Irmina... Ja się martwię - spojrzałam na nią z troską
-
Ja wiem, ale jestem już dorosła, czas się ustatkować, w końcu urodzić dziecko.
Czuje że Brian to ten jedyny. Kocham go - złapała mnie za rękę. Cieszyłam się
że wszystko poszło po jej myśli, miałam jednak pewne obawy
-
Nie boisz się że Brian jako świeża gwiazda rocka nie będzie robił scen? -
spytałam obojętnie
-
Wierzę mu, wiem że mnie kocha i nie zrobi niczego głupiego. Wiesz? Zakochałam
się w nim po uszy - zachichotała - A teraz, gdy obciął sobie włosy wygląda
jeszcze bardziej seksownie
-
Wygląda jakby piorun go jebnął - prychnęłam
-
Oj, po prostu nie patrz na niego ze strony wyglądu tylko charakteru. On potrafi
być czuły, zabawny i romantyczny - zaraz chyba puszczę pawia, teraz pewnie
zacznie o nim gadać jak szalona nastolatka, która zauroczyła się w pierwszym
lepszym frajerze.
-
Irmina jak Boga kocham... Nie pierdol - rzuciłam prosto z mostu - Głodna jestem
- przytrzymałam się za brzuch i w tym samym momencie zaburczało mi w nim
głośno. - Przyniosłam jakieś przekąski - zaczęła wyciągać z torby plastikowe
pudelka - Mam twoje ulubione ogórki kiszone - uśmiechnęła się
-
A masz bułki?
-
Mam - wyjęła siatkę z zakupami i podała mi bułkę. Wyciągnęła także śmietanę i
tutaj nieźle się zdziwiłam.
-
Będziesz to jadła z ogórkami? - otworzyłam szeroko oczy
-
Mam ogromny apetyt, a jak się jest w ciąży to jeszcze takie dziwactwa czasem do
głowy przychodzą - że co kurwa? W jakiej ciąży - Chyba się wygadałam - zasłoniła
sobie usta dłonią - Chyba powinnam już iść
-
z Brianem? - spytałam cicho, poczułam jakby ktoś wymierzył mi siarczysty cios w
policzek, albo brzuch, bo zachciało mi się wymiotować.
-
Nie wiem, chyba tak - odpowiedziała cicho. Nie wie z kim ma dziecko? Ja
myślałam że ona prowadzi normalne życie, a nie puszcza się na lewo i prawo
-
On wie? – spytałam
- Wie. Dlatego postanowiliśmy się pobrać. - no
kurwa niezłe jaja się dzieją.
-
Co ty masz za uchem? - spytałam, gdy dostrzegłam mały tatuaż
-
To siódemka rzymska, Brian ma taką samą - uśmiechnęła się szeroko, a ja
momentalnie zapragnęłam, żeby wyszła. Nie miałam ochoty spędzać z nią więcej
czasu. Spodziewałam się jeszcze wizyty Matta. Na nikogo więcej nie liczyłam.
Nie pomyliłam się zbytnio, bo Matt odwiedził mnie zaraz po tym jak wyszła
Irmina. Razem z nim wszedł Jimmy.
-
Boże Rose - oboje wpadli do pokoju i przytulili się do mnie.
-
Żyję, nic mi nie jest - uśmiechnęłam sie - Rano miałam tylko lekkie nudności,
ale teraz wszystko jest w porządku
-
Nawet nie masz pojęcia jakiego stracha nam wszystkim napędziłaś - Matt pogłaskał
mnie po policzku. Od razu przypomniała mi się podobną sytuacja z Brianem. Było
mi trochę przykro, że nie przyjechał mnie odwiedzić. Cały czas miałam nadzieję
że jednak przejdzie przez drzwi. Jednak nie dziwię się mu że do mnie nie
przyjechał, akcja przed wypadkiem była dość... .
-
Idę do automatu po kawę - powiedział Matt.
-
Zostawiam was na chwilę samych, Jimmy tylko jej w sobie nie rozkochaj - zaśmiał
się
Gdy
wyszedł za drzwi Jimmy od razu usiadł na moje łóżko.
-
Rose co się dzieje? Czemu jesteś taka zasmucona? - ohh Jimmy gdybym to
wiedziała - Przejmujesz się zaręczynami Briana i Irminy?
-
Ja tego po prostu nie rozumiem.
-
Słuchaj nikt ci nie powie tego tak dokładnie jak Brian - a co jeżeli ją nie
chce z nim rozmawiać? Ciekawe czy wziął to pod uwagę
-
Nie dzwon do niego
-
Nie muszę. Czuwa na korytarzu od wczoraj. Nie wyszedł stąd ani na minutę - Nie
wiedząc czemu cala obawa i smutek zeszły, a serce podskoczyło mi do gardła.
-
Pogadaj z nim. Może przestaniecie się na siebie boczyć. Bo tylko wy tak drzecie
że sobą koty - zaśmiał się i potargał mnie za policzek. Rozśmieszył mnie ten
gest. Taki jest Jimmy, mój kochany Jimmy
-
Gdzie jest Johnny? - spytałam, gdy wychodził
-
A jak ci powiem coś w tajemnicy to nie wypaplasz?
-
Ja? Choćby skały srały to zatrzymam to w tajemnicy
-
Poznał jakąś fajna laskę - uśmiechnął się i puścił do mnie oczko. Za niedługo
cały zespół będzie się żenił. Bałam się spotkania z Brianem. Bałam się że
wybuchnie kolejna kłótnia, która skończy się jak zawsze... Chciałabym załapać z
nim jakiś kontakt, bo tylko on jest do mnie sceptycznie nastawiony.
-
Boję się Jimmy - powiedziałam, ale gdy popatrzyłam w stronę drzwi nie on stał
przy wejściu. Brian patrzył na mnie pustym, niezrozumiałym wzrokiem. Kurwa, ten
człowiek jest dla mnie chodząca, jebana zagadką.
-
Cześć - burknął. I to wszystko? Chciałam żeby powiedział coś więcej. Proszę
powiedz coś więcej.
-
Cześć - odpowiedziałam obojętnie
-
Przyszedłem sprawdzić jak się czujesz - chyba to zdanie było dla niego bardzo
trudne do wypowiedzenia, bo zająknął się raz czy dwa.
-
Lepiej. Słuchaj chciałam cię przeprosić za ta sytuacje... - przezwyciężyłam
stres. Brian popatrzył na mnie zdziwiony i uśmiechnął się delikatnie. Prawdę
mówiąc pierwszy raz widziałam jego uśmiech, chociaż nie mam pewności, że był
szczery.
-
To miłe z twojej strony i proszę cię, nie bierz na poważnie tego co wtedy
powiedziałem, to wszystko przez nerwy - pokiwałam głową na wyraz zrozumienia.
Chciałam wypytać go o całe wydarzenie z Irmina, ale nie miałam odwagi. Nie
chciałam żeby pomyślał, że jestem wścibska czy coś w tym rodzaju.
-
Rose, chciałbym ci coś powiedzieć - wyprostowałam się na łóżku i zaczęłam
uważnie słuchać - Co do twojego porwania... - momentalnie opadłam z
jakichkolwiek sił. Nie chciałam o tym słuchać - Chyba powinnaś skontaktować się
z twoją matką - popatrzyłam na niego pytająco
-
Czemu dowiaduje się tego od ciebie a nie od Matta? - popatrzył na mnie, wydawał
się niewzruszony, jakby spodziewał się takiego pytania
-
Uznał że tak będzie dla ciebie lepiej, po prostu on nie czuje się na siłach
żeby mówić o twoim porwaniu - kto by pomyślał? Matt to taki wielki facet, a wrażliwszy
niż kobieta.
-
A co ma moja matka do porwania? - spytałam zdezorientowana
-
Chciałbym to wiedzieć, uwierz mi - popatrzył na mnie smutnym wzrokiem. Nic z
tego nie rozumiem.
-
Matt też niczego nie wie?
-
O niczym mi nie powiedział. Gdyby tak było byłbym bardziej poinformowany.
-
Dziękuję ci że chociaż takiej informacji mi udzieliłeś - uśmiechnęłam sie
mimowolnie i usiadłam na brzegu łóżka
-
Poczekaj, pomogę ci - podszedł do mnie i chwycił mnie za ramię i łokieć
-
Nie trzeba, sama sobie poradzę, mam tylko kilka siniaków, to nic poważnego.
Jestem tutaj tylko na obserwacji
-
Lepiej zabezpieczać niż leczyć - puścił do mnie oczko. Otworzyłam szeroko oczy
i uśmiechnęłam się do siebie w myślach. Poszłam do toalety. Przy okazji umyłam zęby
i rozczesałam włosy. Gdy układałam z nich pleciony warkocz Brian wszedł do łazienki,
nawet nie zapukał. Zamknął za sobą drzwi i przywarł do mnie całym swoim
ciężarem. Oparłam się o umywalkę i zdezorientowana prawie się wywróciłam. Brian
jednak przytrzymał mnie swoimi umięśnionymi ramionami na naparł swoimi ustami
na moje. Byłam w szoku. Złożył mocny pocałunek na moich wargach, jednak nie odwzajemniłam
go. Bałam się, byłam przerażona, poniekąd chciałam tego, ale z drugiej strony miałam
pełno wątpliwości co do niego.
-
Przepraszam, nie powinienem. Pójdę już - powiedział szybko odsuwając się ode
mnie.
-
Poczekaj - złapałam go za ramie, jednak był szybszy i mocniejszy. Wyszedł z łazienki,
a ja mimowolnie usiadłam na toalecie. Zakręciło mi się w głowie. Chyba od
nadmiaru wrażeń.
Dziękuję Ci :*
OdpowiedzUsuńTy wiesz za co :*
Reszta komentarza będzie jutro bo już nie myśle o tej godzinie :)
Uwielbiam <3
Ale sie dzieje :P z jednej strony Alex a za chwile Bri wpada i ją całuje :O no i jeszcze siedział cały czas na korytarzu hehehehehe ciekawe co jej później powie :)
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie co matka ma do porwania Rose :/
Ile tu się zadziało O__________O
OdpowiedzUsuńNa początku mam nadzieję, że wypoczęłaś i wakacje były udane! Poderwałaś tam jakiegoś przystojnego Greka? ;)
Rozdział. Hmm... Jak dla mnie znowu trochę za dużo, ale to może przez to, że był on długi. Powoli dochodzę do wniosku, że z R. to straszna ciamajda :D Rozbić sobie nos, uderzając się rękę i to w taki sposób? ;) W ogóle nie rozumiem jej pretensji do całego świata op wszystko. Dopiero co przeżyła taką traumę, myślałam że dzięki temu wydorośleje i zmądrzeje. A ta dalej swoje. Ale nie przejmuj się mną, ja ostatnio narzekam na wszystkie bohaterki ;)
W szpitalu meeega zamieszanie, trochę nie ogarniałam co do czego jest. Matt, Jimmy, Irmina, Alex, Brian, heeeelp me O.O Wg Irmina nie wie, czy jest w ciąży z Bri? Łot da fak? O.o Czyli, że co, zdradzała go? Najlpeszy fragment był wtedy, kiedy Bri pocałował R. Kiedy wszedł do łazienki i przyparł ją do umywalki, oł maj gasz *____* Hott.
No kurdełe czekam na więcej, bo chyba jakieś dramy się zapowiadają ;___; Nie chcieć :(
Buziole, Pat :)