Odcinek 19


Wybaczcie mi tą przerwę, ale to jest odcinek przez który wiele rzeczy się zmieni. Przygotowywałam się do niego i troszkę mi zeszło.
Ten rozdział dedykuję KAT ♥ (to za ten czelencz)  





Siedzę, ale nie czuję już pośladków. Jestem zbyt słaba żeby poruszać ustami, zamrugać oczami czy chociażby oddychać. Każdy mój ruch sprawia mi ból, sprawia, że jestem coraz bardziej osłabiona. Nie miałam nic w ustach od dobrych paru godzin, albo dni. Nie wiem ile tutaj jestem. Wydaje się to być wiecznością, nawet nie mam siły na kontrolowanie stanu zdrowia Zackiego, obawiam się najgorszego, jednak staram się nie dopuszczać do siebie takich myśli. Negatywnych lub jakichkolwiek myśli. Tak bardzo boli mnie świadomość, że zawiodłam, zawiodłam najbliższych. Moimi czynami, wypowiedzianymi słowami czy aroganckim zachowaniem. Dopiero teraz zorientowałam się do jakiego stanu trzeba dojść żeby zrozumieć to wszystko co zrobiłam źle przez dwadzieścia lat mojego życia.
Powoli podniosłam głowę i spojrzałam na Zackiego. Jak wiele krzyku może kryć milczenie? Nie jestem w stanie określić jak się czuje, o czym myśli, jak walczy. Czy w ogóle walczy, czy się nie poddał. Tyle pytań pozostawało bez odpowiedzi.
Z moich rozmyślań wyrwał mnie szmer, który dochodził spod drzwi. Nikt jednak nie zjawił się w piwnicy. Mocno zacisnęłam oczy i przestałam oddychać. Byłam przerażona zaistniałą sytuacją. Nikt nie zapalił światła, a ja cały czas miałam wrażenie jakby coś lub ktoś mnie obserwował. Zbliżał się do mnie. Pochłaniał całą moją energię.
- Moja mała Rose – ktoś wyszeptał mi do ucha. Zadrżałam, a na ciele pojawiła się gęsia skórka. Poczułam chłodny dotyk na obojczykach – Moja kochana, mała Rose – powtórzył. Przyłożył mi coś cienkiego i zimnego do gardła. Zacisnęłam szczękę. Z oczu zaczęły wypływać łzy. Zacisnęłam dłonie w pięści i czekałam na jeden szybki, uśmiercający ruch. Czekałam i czekałam. Oczekiwanie stawało się wiecznością.
- Jesteś taką małą i naiwną osóbką. Wiesz po co cię tu trzymam? – obszedł mnie dookoła i zatrzymał się tuż przed moją twarzą. Czułam na sobie jego ciężki oddech – Zraniłaś mnie. Za to czeka cię kara. Taka, którą popamiętasz na długi, długi czas – zaśmiał się. Odwróciłam twarz w drugą stronę. Obrzydzał mnie – Patrz na mnie – chwycił za mój podbródek i gwałtownie nim szarpnął.
- Zostaw mnie – wyszeptałam.
- Nie trzymam cię tu po to żebyś sobie siedziała i mi się marnowała, o nie – poczułam, że drwił ze mnie. Położył dłoń na moim udzie i przesuwał coraz wyżej. Szarpnęłam się, jednak to nic nie dało. Nie odstraszyłam go, nie mogłam nic zrobić.
- Nie bój się mała Rose – dotknął mojego policzka i złożył pocałunek na moich ustach. Natychmiast oderwałam się od niego i wyplułam ślinę na podłogę – Tak się nie będziemy bawić – krzyknął i uderzył mnie w twarz – Masz być posłuszna, rozumiesz? Bo inaczej zrobisz sobie krzywdę – złapał mnie za żuchwę i odchylił do tyłu. Widziałam tylko jak jego oczy błyszczą. Przeraziłam się.
- Twoja kochaniutka nie chce być posłuszna? – usłyszałam głos za sobą. Nadal jednak nikt nie zaświecał światła – Może trzeba ją nauczyć posłuszeństwa – zaśmiała się. Poczułam swąd papierosów. Nagle ktoś dmuchnął mi dymem w twarz. Zaczęłam się krztusić – Skoro słowa do ciebie nie docierają to ja może sobie inaczej poradzę – zachichotała i przyłożyła mi żarzącego się papierosa do ramienia. Krzyknęłam głośno. Ból przeszywał całe moje ciało, a gdy oderwała peta łzy zaczęły wylewać się z moich oczu. Miałam ochotę zabić ją za to co zrobiła.
- Jak zwykle wspaniałomyślna – zaśmiał się Aaron
- Zostawcie ją – wyszeptał Zacky. Serce pokroiło mi się na kawałeczki. Zacisnęłam szczękę. Przygryzłam wargę do krwi. A na moich udach pojawiły się nowe rozdrapane rany.
- Masz coś jeszcze do powiedzenia? – Michelle podeszła do niego, ale nie wiem z jakim zamiarem, bo powoli zaczynałam tracić przytomność.    
- Wylej to – usłyszałam. Powoli zaczynałam się cucić. W piwnicy było jasno, ale to był błąd. Zobaczyłam Zackiego. Po czym szybko zamknęłam oczy, jednak ten obraz cały czas tkwił w mojej głowie. Wystające żebra, zakrwawiona twarz, napuchnięte wargi, posiniaczone nogi i ręce. Nie miałam siły płakać. Byłam doszczętnie wyniszczona.
- Obudź się – Michelle podeszła do mnie i uderzyła mnie w twarz. Z pewnością zrobiła to z całej siły. Popatrzyłam na nią wściekłym wzrokiem – Nie patrz się tak, bo jeszcze raz dostaniesz w pysk – Chodź tu – warknęła. Z pewnością nie powiedziała tego do mnie, więc ktoś jeszcze musiał znajdować się w pomieszczeniu.
- Coś ty najlepszego zrobiła? – krzyknęła kobieta
- Zamknij się Valary – powiedział Aaron – Lepiej nam pomóż
- Nie będę wam w niczym pomagać, jesteście stuknięci. Michelle co za szopkę odstawiasz? – krzyknęła Valary
- Obiecałaś, że nam pomożesz – krzyknęła Michelle
- O nie, nie wrobisz mnie w wasze chore gierki. To jest siostra Matta!
- Nie pamiętasz co ta ździra ci zrobiła? Jak cie poniżyła? Jak zbezcześciła nasze nazwisko? O wszystkim już zapomniałaś?
- My też zrobiłyśmy jej gówno z życia, ale ona się tak nie odpłacała. Co wyście zrobili Zackiemu? – krzyknęła. Usłyszałam, że głos jej się załamał – O nie, ja nie będę bezczynnie patrzeć na to co się tutaj dzieje – wybiegła z piwnicy. Aaron chciał ją zatrzymać, ale po paru minutach wrócił z pustymi rękami.
- Daj jej to – powiedziała Michelle i w ręczyła coś Aaronowi. Zapalniczka wylądowała na moich udach.
- Gdy będziecie już dość wykończeni to wystarczy, że ją zapalisz i rzucisz na ziemię – zaśmiała się Michelle - To twoja kara. Za to co zrobiłaś.


Oczami Matta



            Policja szuka Zackiego. Prasa dowiedziała się o jego zaginięciu. Któryś z policjantów musiał maczać w tym palce. Staraliśmy się działać ostrożnie. Rose musieliśmy się zająć sami.
- Słuchajcie. Musimy zebrać parę ludzi do pomocy. Najbliższych Rose, tych którzy wiedzieli mniej niż my, ale więcej niż inni – powiedziałem wstając z kanapy
- Stary, ale Rose nie miała kontaktu z innymi ludźmi oprócz nas. Irminy i Noemi nie ma tutaj od dłuższego czasu, więc one nie mogą nam pomóc – powiedział Jimmy
- Ale poczekajcie, przecież Aaron. On niegdyś utrzymywał z Rose kontakt. Może czasami się mu zwierzała, że ktoś ją prześladuje – powiedział Brian
- To jest dobra myśl. Niech któryś z was pójdzie do niego do domu. Ja pojadę do matki. Porozmawiam z nią. Może ona o czymś wie – wziąłem klucze do samochodu i zgarnąłem telefon ze stołu – Macie być ze mną w stałym kontakcie – ostrzegłem – Nie chcę żeby jeszcze któremuś z was stała się krzywda.
Kiwnęli głowami na znak zrozumienia. Wyszedłem.
            Po chwili znajdowałem się przed naszym starym domem. Wszedłem do środka i usłyszałem cichy chichot, a gdy znalazłem siew salonie ujrzałem Michelle i moją matkę.
- Co ty tu robisz? – zapytałem i spojrzałem srogo na jedną z bliźniaczek
- Nie mogę sobie przyjść na pogaduszki z twoją mamusią? – powiedziała słodkim głosem, aż mnie zemdliło.
- Obawiam się, że nie masz po co tu przychodzić – warknąłem
- Już się nie złość buntowniku – puściła mi oczko – Już zmykam. A i pani Sanders – odwróciła się – Gdyby chciała pani jeszcze zamienić ze mną kilka słów to wie pani gdzie dzwonić – uśmiechnęła się i wyszła. Zatrzasnąłem za nią drzwi i wnerwiony podszedłem do matki.
- Rose zniknęła. Ktoś ją porwał – powiedziałem srogo
- Jak to? – zapytała, ale nie wydawała się zbyt zdziwiona czy przerażona. Unikała mojego wzroku.
- Srak to. Porwali ją, a ty siedzisz tak jak gdyby nigdy nic? Nie przejmujesz się nią? – krzyknąłem
- Matty nie złość się. Po prostu nie okazuję tego, ale naprawdę się martwię – powiedziała cicho, dalej nie patrząc mi w oczy. Ukrywa coś.
- Łżesz. Nie jesteś tą matką sprzed paru lat. Wtedy, gdy zostawiłaś nas na pastwę losu. „Radźcie sobie sami” a potem słyszę, że pieprzysz się z każdym kolesiem za kasę. Do tego stopnia upadłaś? Nawet własną córką się nie przejmujesz – krzyknąłem ignorując łzy, które opadały mi na policzki.
- To nie jest tak. Chciałam, żebyście mieli wystarczająco dużo środków na życie – powiedziała cicho kuląc się na fotelu.
- Nie potrzebuję twojej łaski ani pieprzonej forsy. Sam zarobię na siebie i Rose. Poradzę sobie. W przeciwieństwie do ciebie – krzyknąłem po raz ostatni i wyszedłem z domu głośno trzaskając drzwiami. Targały mną nerwy, nie byłem w stanie sie uspokoić. Zadzwonił telefon. Odebrałem.
- Halo? – spytałem wkurwiony
- Przyjedź do domu Aarona – usłyszałem tylko
Usiadłem na fotelu i uderzyłem pięściami o kierownicę. Wytarłem łzy rękawem i ruszyłem w stronę domu Aarona.
            Otworzyłem drzwi jednym porządnym kopniakiem i wszedłem do środka. Brian podszedł do mnie i bez słowa wręczył mi kartkę, na której widniały inicjały Rose i jakiś adres. Na odwrocie napisane było:

W ten sposób się nie myśli. W ten sposób się wygrywa. Ja wygrałem.

Nie wiedziałem co wspólnego ma ten napis z adresem i inicjałami Rose. Nie miałem pojęcia, ta zagadka jest dla mnie za trudna.
- Matt, powinniśmy pojechać w to miejsce – powiedział Brian i wskazał palcem na kartkę.
- Tak uważasz? – zapytałem niepewnie
Kiwnął głową. Zgadzał się. Mało tego, widziałem, że był w stu procentach pewien. Zacisnąłem szczękę i ruszyłem w stronę samochodu. Gdy miałem już ruszać mój telefon zaczął dzwonić.
- To Jimmy – powiedziałem
- Odbierz
- Halo? – zapytałem
- Matt – powiedział cicho, jego głos drżał
- Co sie dzieje?
- Mamy mało czasu – odezwał się.
Połączenie zostało przerwane.
Patrzyłem w jeden punkt. Byłem sparaliżowany, przeraziła mnie ta wiadomość. Po chwili dostałem smsa, na którym widniał adres.
- Daj mi tę kartkę – powiedziałem szybko i wyciągnąłem rękę w stronę Briana
- Co się stało?
- Daj! – krzyknąłem. Moje ręce drżały.
Popatrzyłem na adresy, które znajdowały się na kartce i w smsie.
- Patrz – wcisnąłem kartkę i telefon w ręce Briana.
- Ten sam – powiedział
- Jedziemy – powiedziałem cicho. Ruszyłem z piskiem opon, nie mogłem się opanować. Cały drżałem.
            Stanęliśmy przed drewnianym domkiem, który stał na samym środku jeziora. Prowadził do niego długi most, który był spróchniały, nie wyglądał na dość solidny. Zacząłem ciężko oddychać.
- Musimy tam iść – Brian powiedział cicho.
Wiedziałem o tym. Nie mogłem stać bezczynnie w nieskończoność. Ruszyłem w stronę domku. Gdzieś między drzewami ujrzałem znajomego mi nissana.
- To przypadkiem nie jest auto Michelle? – zapytałem
Brian spojrzał na mnie zdziwiony i wzruszył ramionami. Oderwałem myśli od mało istotnej rzeczy. Przebrnęliśmy przez most i po cichu weszliśmy do środka.


Oczami Rose



            Mocno zaciskałam dłonie w pięści. Miałam ochotę podpalić tą budę wraz ze mną i Zackym. Nie chciałam, żeby tak cierpiał. Chciałam żeby był szczęśliwy. Ja jednak nie umiałam mu dać wszystkiego czego potrzebował.
- Aaron, cholera ktoś wchodzi do domu – krzyknęła Michelle wbiegając do piwnicy
- Jakim cudem? – zapytał zdziwiony. Przez przypadek oblał nogę benzyną.
- Popatrz co robisz idioto – wywróciła oczami – Zamknijcie się teraz, bo jak nie to pożałujecie – Michelle warknęła i zamknęła drzwi na klucz.
Czekałam na cokolwiek. Było mi obojętne czy zakatują mnie na śmierć, czy od razu mnie zabiją. Ostatkiem sił zaczęłam głośno krzyczeć o pomoc.
- Mogłam się tego po tobie spodziewać – podbiegła do mnie i z całej siły uderzyła mnie w twarz. W tej samej chwili ktoś wbiegł do piwnicy. Przestraszona odwróciłam głowę w stronę drzwi i ujrzałam przerażone twarze Briana i Matta. Moje serce zaczęło mocniej bić. Wszystko działo się jakby w spowolnionym tempie. Aaron dostał czymś w głowę, a Michelle została powalona na ziemię. Matt podbiegł do mnie i zaczął odwiązywać moje nogi i ręce.
- Tak łatwo nie będzie – Michelle wyciągnęła zapalniczkę i w przeciągu paru sekund płomień rozprzestrzenił się na całą piwnicę.   




9 komentarzy:

  1. Jezuu niech sie to już skończy !! ;( /Asia

    OdpowiedzUsuń
  2. Niech Brian i Matt ich zabiją ! ale czekaj to jak Jimmy napisał im adres który był na kartce to gdzie on wtedy był. Dobra niech Matt i Brian z nimi skończą i żeby tylko Zacky i Rose z tego wyszli cali. A i mam nadzieje że Aaron jednak nie zrobił tego Rose /Asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem to nie rozumiem twoich rozkmin :P a mowia ze to ja mam jakies mindfucki

      Usuń
  3. Absolutnie najlepszy rozdział do tej pory!!! Nie wiem w jaki sposób się do niego przygotowywałaś, ale rób tak częściej! Widać, że tym razem dokładnie wszystko przemyślałaś, przez co nie ma tego delikatnego chaosu, który czasami lubił Ci się wkradać. Świetnie przedstawiłaś emocje za co ogromny plus. Co najdziwniejsze, chyba poczułam jakieś pozytywne uczucia do Val O__o Zdziwiłam się, że nie przyłączyła się do okrutnego planu siostrzyczki, tylko sprzeciwiła się jej.

    Jeżeli zaś chodzi o sam koniec... Nie wiem jak to zrobisz, ale masz ich wszystkich uratować. WSZYSTKICH! Tzn konia możesz zostawić. Nie żebym jej życzyła śmierci czy coś bo przecież to byłoby złe i NIECH ZDYCHA SUKA W CIERPIENIACH!!!!!!!!!!!!! Tak rzekłam. Amen.

    Czekam na następny z niecierpliwością, nawet jeżeli komentuję z cholernym opóźnieniem. Pocieszam się jednak myślą, że jak się spotkamy to coś tam od Ciebie wyciągnę^^
    Buziole, Pat:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno jest mi pozytywnie pisac o ktorejkolwiek z blizniaczek. A no przygotowywalam sie psychicznie, bo nie lubie pisac o czyims cierpieniu. Miedzy innymi tez chcialam ogarnac jakos ten chaos speszial for ju :) a przed naszym spotkaniem zakleje sobie usta tasma

      Usuń
  4. I w końcu, nadrobiłam wszelakie obowiązki i jestem! W końcu chciałoby się rzecz!
    Wiesz, że lubię czytać dokładnie i skupiać się na treści więc jestem tutaj dziś, po starannej lekturze.
    Na początek dziękuję za dedykację. Wiesz czemu najbardziej Ci za nią dziękuję?
    BO TO NAJLEPSZY ROZDZIAŁ W TYM OPOWIADANIU ! <3
    Niesamowicie musiałaś wczuć się w pisanie, takie mam wrażenie, bo każde słowo, zdanie jest tak naprawdę osobną historią, a razem tworzą zlepek naprawdę mądrego tekstu. Zrobiłaś niesamowite postępy w przedstawianiu swoich wizji. Wyrabia Ci się moim zdaniem styl. Masz odważniejsze tezy, myki fabularne, jesteś konsekwentna, nie robisz luk,coraz mniej chaosu, coraz mniej mam momentów w których muszę wracać do rozdziału wcześniej bo czegoś nie rozumiałam.

    Sam początek, jak opisałaś myśli Rose, maginficencja po prostu. Taką Rose jestem w stanie zrozumiec i zapomniałam, że kilka rozdziałów temu mnie irytowała. Myślę, że to porwanie i toco wcześniej usłyszała od Briana (chodzi o jej związek z ZV) sprawiło, że ta mała dopiero zaczęła głębiej analizować pewne sytuacje. Inaczej rozpatruje swoje myśli, emocje uczucia. Mam wrażenie, że w tym całym zamieszaniu ona się po prostu wyciszyła, wydoroślała.
    Nadal nie czuję więzi z Zackym. Myślę ( uwaga uwaga znowu moje teksty w stylu wiem lepiej niż autor co autor miał na mysli), a więc myślę, że ona już dawno odkochała się w ZV ale nie umie tego przed sobą przyznać? Czemu? Może dlatego, że wcześniej tak szczeniacko broniła tego uczucia, a teraz zwyczajnie zauważyła, że mieli rację i nie chce tego przyznać?
    A może wydaje się jej, że Zacky sobie bez jej uczucia nie poradzi jeśli wyjdą z tego bagna w którym się oboje znajdują? To też biorę pod uwagę.

    WIerze, że uratujesz ich wszystkich. Szczególnie liczę na bohaterstwo Briana. Jakież toz mojej strony przewidywalne.

    Raz jeszcze dziękuję za dedykacje, Twoja oddana czytelniczka z czasowym poślizgiem, Kasia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasia czasami mam wrazenie ze czytasz mi w myslach, bo wiesz co bedzie dalej. Sa takie momenty, w ktorych zaskakujesz mnie swoja pomyslowoscia.

      Usuń