Wybaczcie mi tą przerwę, ale to jest odcinek przez który wiele rzeczy się zmieni. Przygotowywałam się do niego i troszkę mi zeszło.
Ten rozdział dedykuję KAT ♥ (to za ten czelencz)
Siedzę,
ale nie czuję już pośladków. Jestem zbyt słaba żeby poruszać ustami, zamrugać
oczami czy chociażby oddychać. Każdy mój ruch sprawia mi ból, sprawia, że
jestem coraz bardziej osłabiona. Nie miałam nic w ustach od dobrych paru
godzin, albo dni. Nie wiem ile tutaj jestem. Wydaje się to być wiecznością,
nawet nie mam siły na kontrolowanie stanu zdrowia Zackiego, obawiam się
najgorszego, jednak staram się nie dopuszczać do siebie takich myśli.
Negatywnych lub jakichkolwiek myśli. Tak bardzo boli mnie świadomość, że
zawiodłam, zawiodłam najbliższych. Moimi czynami, wypowiedzianymi słowami czy
aroganckim zachowaniem. Dopiero teraz zorientowałam się do jakiego stanu trzeba
dojść żeby zrozumieć to wszystko co zrobiłam źle przez dwadzieścia lat mojego
życia.
Powoli podniosłam głowę i spojrzałam na
Zackiego. Jak wiele krzyku może kryć milczenie? Nie jestem w stanie określić
jak się czuje, o czym myśli, jak walczy. Czy w ogóle walczy, czy się nie poddał.
Tyle pytań pozostawało bez odpowiedzi.
Z moich rozmyślań wyrwał mnie szmer,
który dochodził spod drzwi. Nikt jednak nie zjawił się w piwnicy. Mocno
zacisnęłam oczy i przestałam oddychać. Byłam przerażona zaistniałą sytuacją.
Nikt nie zapalił światła, a ja cały czas miałam wrażenie jakby coś lub ktoś
mnie obserwował. Zbliżał się do mnie. Pochłaniał całą moją energię.
-
Moja mała Rose – ktoś wyszeptał mi do ucha. Zadrżałam, a na ciele pojawiła się
gęsia skórka. Poczułam chłodny dotyk na obojczykach – Moja kochana, mała Rose –
powtórzył. Przyłożył mi coś cienkiego i zimnego do gardła. Zacisnęłam szczękę.
Z oczu zaczęły wypływać łzy. Zacisnęłam dłonie w pięści i czekałam na jeden
szybki, uśmiercający ruch. Czekałam i czekałam. Oczekiwanie stawało się
wiecznością.
-
Jesteś taką małą i naiwną osóbką. Wiesz po co cię tu trzymam? – obszedł mnie
dookoła i zatrzymał się tuż przed moją twarzą. Czułam na sobie jego ciężki oddech
– Zraniłaś mnie. Za to czeka cię kara. Taka, którą popamiętasz na długi, długi
czas – zaśmiał się. Odwróciłam twarz w drugą stronę. Obrzydzał mnie – Patrz na
mnie – chwycił za mój podbródek i gwałtownie nim szarpnął.
-
Zostaw mnie – wyszeptałam.
-
Nie trzymam cię tu po to żebyś sobie siedziała i mi się marnowała, o nie –
poczułam, że drwił ze mnie. Położył dłoń na moim udzie i przesuwał coraz wyżej.
Szarpnęłam się, jednak to nic nie dało. Nie odstraszyłam go, nie mogłam nic
zrobić.
-
Nie bój się mała Rose – dotknął mojego policzka i złożył pocałunek na moich
ustach. Natychmiast oderwałam się od niego i wyplułam ślinę na podłogę – Tak się
nie będziemy bawić – krzyknął i uderzył mnie w twarz – Masz być posłuszna,
rozumiesz? Bo inaczej zrobisz sobie krzywdę – złapał mnie za żuchwę i odchylił
do tyłu. Widziałam tylko jak jego oczy błyszczą. Przeraziłam się.
-
Twoja kochaniutka nie chce być posłuszna? – usłyszałam głos za sobą. Nadal
jednak nikt nie zaświecał światła – Może trzeba ją nauczyć posłuszeństwa –
zaśmiała się. Poczułam swąd papierosów. Nagle ktoś dmuchnął mi dymem w twarz.
Zaczęłam się krztusić – Skoro słowa do ciebie nie docierają to ja może sobie
inaczej poradzę – zachichotała i przyłożyła mi żarzącego się papierosa do
ramienia. Krzyknęłam głośno. Ból przeszywał całe moje ciało, a gdy oderwała
peta łzy zaczęły wylewać się z moich oczu. Miałam ochotę zabić ją za to co
zrobiła.
-
Jak zwykle wspaniałomyślna – zaśmiał się Aaron
-
Zostawcie ją – wyszeptał Zacky. Serce pokroiło mi się na kawałeczki. Zacisnęłam
szczękę. Przygryzłam wargę do krwi. A na moich udach pojawiły się nowe
rozdrapane rany.
-
Masz coś jeszcze do powiedzenia? – Michelle podeszła do niego, ale nie wiem z
jakim zamiarem, bo powoli zaczynałam tracić przytomność.
-
Wylej to – usłyszałam. Powoli zaczynałam się cucić. W piwnicy było jasno, ale
to był błąd. Zobaczyłam Zackiego. Po czym szybko zamknęłam oczy, jednak ten
obraz cały czas tkwił w mojej głowie. Wystające żebra, zakrwawiona twarz,
napuchnięte wargi, posiniaczone nogi i ręce. Nie miałam siły płakać. Byłam
doszczętnie wyniszczona.
-
Obudź się – Michelle podeszła do mnie i uderzyła mnie w twarz. Z pewnością
zrobiła to z całej siły. Popatrzyłam na nią wściekłym wzrokiem – Nie patrz się tak,
bo jeszcze raz dostaniesz w pysk – Chodź tu – warknęła. Z pewnością nie
powiedziała tego do mnie, więc ktoś jeszcze musiał znajdować się w
pomieszczeniu.
-
Coś ty najlepszego zrobiła? – krzyknęła kobieta
-
Zamknij się Valary – powiedział Aaron – Lepiej nam pomóż
-
Nie będę wam w niczym pomagać, jesteście stuknięci. Michelle co za szopkę odstawiasz?
– krzyknęła Valary
-
Obiecałaś, że nam pomożesz – krzyknęła Michelle
-
O nie, nie wrobisz mnie w wasze chore gierki. To jest siostra Matta!
-
Nie pamiętasz co ta ździra ci zrobiła? Jak cie poniżyła? Jak zbezcześciła nasze
nazwisko? O wszystkim już zapomniałaś?
-
My też zrobiłyśmy jej gówno z życia, ale ona się tak nie odpłacała. Co wyście
zrobili Zackiemu? – krzyknęła. Usłyszałam, że głos jej się załamał – O nie, ja
nie będę bezczynnie patrzeć na to co się tutaj dzieje – wybiegła z piwnicy.
Aaron chciał ją zatrzymać, ale po paru minutach wrócił z pustymi rękami.
-
Daj jej to – powiedziała Michelle i w ręczyła coś Aaronowi. Zapalniczka
wylądowała na moich udach.
-
Gdy będziecie już dość wykończeni to wystarczy, że ją zapalisz i rzucisz na
ziemię – zaśmiała się Michelle - To twoja kara. Za to co zrobiłaś.
Oczami Matta
Policja szuka Zackiego. Prasa
dowiedziała się o jego zaginięciu. Któryś z policjantów musiał maczać w tym
palce. Staraliśmy się działać ostrożnie. Rose musieliśmy się zająć sami.
-
Słuchajcie. Musimy zebrać parę ludzi do pomocy. Najbliższych Rose, tych którzy
wiedzieli mniej niż my, ale więcej niż inni – powiedziałem wstając z kanapy
-
Stary, ale Rose nie miała kontaktu z innymi ludźmi oprócz nas. Irminy i Noemi
nie ma tutaj od dłuższego czasu, więc one nie mogą nam pomóc – powiedział Jimmy
-
Ale poczekajcie, przecież Aaron. On niegdyś utrzymywał z Rose kontakt. Może
czasami się mu zwierzała, że ktoś ją prześladuje – powiedział Brian
-
To jest dobra myśl. Niech któryś z was pójdzie do niego do domu. Ja pojadę do
matki. Porozmawiam z nią. Może ona o czymś wie – wziąłem klucze do samochodu i
zgarnąłem telefon ze stołu – Macie być ze mną w stałym kontakcie – ostrzegłem –
Nie chcę żeby jeszcze któremuś z was stała się krzywda.
Kiwnęli
głowami na znak zrozumienia. Wyszedłem.
Po chwili znajdowałem się przed
naszym starym domem. Wszedłem do środka i usłyszałem cichy chichot, a gdy
znalazłem siew salonie ujrzałem Michelle i moją matkę.
-
Co ty tu robisz? – zapytałem i spojrzałem srogo na jedną z bliźniaczek
-
Nie mogę sobie przyjść na pogaduszki z twoją mamusią? – powiedziała słodkim
głosem, aż mnie zemdliło.
-
Obawiam się, że nie masz po co tu przychodzić – warknąłem
- Już się nie złość buntowniku – puściła
mi oczko – Już zmykam. A i pani Sanders – odwróciła się – Gdyby chciała pani jeszcze
zamienić ze mną kilka słów to wie pani gdzie dzwonić – uśmiechnęła się i
wyszła. Zatrzasnąłem za nią drzwi i wnerwiony podszedłem do matki.
- Rose zniknęła. Ktoś ją porwał –
powiedziałem srogo
- Jak to? – zapytała, ale nie wydawała
się zbyt zdziwiona czy przerażona. Unikała mojego wzroku.
- Srak to. Porwali ją, a ty siedzisz tak
jak gdyby nigdy nic? Nie przejmujesz się nią? – krzyknąłem
- Matty nie złość się. Po prostu nie
okazuję tego, ale naprawdę się martwię – powiedziała cicho, dalej nie patrząc
mi w oczy. Ukrywa coś.
- Łżesz. Nie jesteś tą matką sprzed paru
lat. Wtedy, gdy zostawiłaś nas na pastwę losu. „Radźcie sobie sami” a potem
słyszę, że pieprzysz się z każdym kolesiem za kasę. Do tego stopnia upadłaś?
Nawet własną córką się nie przejmujesz – krzyknąłem ignorując łzy, które
opadały mi na policzki.
- To nie jest tak. Chciałam, żebyście
mieli wystarczająco dużo środków na życie – powiedziała cicho kuląc się na
fotelu.
- Nie potrzebuję twojej łaski ani
pieprzonej forsy. Sam zarobię na siebie i Rose. Poradzę sobie. W
przeciwieństwie do ciebie – krzyknąłem po raz ostatni i wyszedłem z domu głośno
trzaskając drzwiami. Targały mną nerwy, nie byłem w stanie sie uspokoić.
Zadzwonił telefon. Odebrałem.
- Halo? – spytałem wkurwiony
- Przyjedź do domu Aarona – usłyszałem tylko
Usiadłem na fotelu i uderzyłem pięściami
o kierownicę. Wytarłem łzy rękawem i ruszyłem w stronę domu Aarona.
Otworzyłem
drzwi jednym porządnym kopniakiem i wszedłem do środka. Brian podszedł do mnie
i bez słowa wręczył mi kartkę, na której widniały inicjały Rose i jakiś adres. Na
odwrocie napisane było:
W ten sposób się nie myśli. W ten sposób się wygrywa.
Ja wygrałem.
Nie wiedziałem co wspólnego ma ten napis
z adresem i inicjałami Rose. Nie miałem pojęcia, ta zagadka jest dla mnie za
trudna.
- Matt, powinniśmy pojechać w to miejsce
– powiedział Brian i wskazał palcem na kartkę.
- Tak uważasz? – zapytałem niepewnie
Kiwnął głową. Zgadzał się. Mało tego,
widziałem, że był w stu procentach pewien. Zacisnąłem szczękę i ruszyłem w
stronę samochodu. Gdy miałem już ruszać mój telefon zaczął dzwonić.
- To Jimmy – powiedziałem
- Odbierz
- Halo? – zapytałem
- Matt – powiedział cicho, jego głos
drżał
- Co sie dzieje?
- Mamy mało czasu – odezwał się.
Połączenie zostało przerwane.
Patrzyłem w jeden punkt. Byłem
sparaliżowany, przeraziła mnie ta wiadomość. Po chwili dostałem smsa, na którym
widniał adres.
- Daj mi tę kartkę – powiedziałem szybko
i wyciągnąłem rękę w stronę Briana
- Co się stało?
- Daj! – krzyknąłem. Moje ręce drżały.
Popatrzyłem na adresy, które znajdowały się
na kartce i w smsie.
- Patrz – wcisnąłem kartkę i telefon w
ręce Briana.
- Ten sam – powiedział
- Jedziemy – powiedziałem cicho.
Ruszyłem z piskiem opon, nie mogłem się opanować. Cały drżałem.
Stanęliśmy
przed drewnianym domkiem, który stał na samym środku jeziora. Prowadził do
niego długi most, który był spróchniały, nie wyglądał na dość solidny. Zacząłem
ciężko oddychać.
- Musimy tam iść – Brian powiedział
cicho.
Wiedziałem o tym. Nie mogłem stać
bezczynnie w nieskończoność. Ruszyłem w stronę domku. Gdzieś między drzewami
ujrzałem znajomego mi nissana.
- To przypadkiem nie jest auto Michelle?
– zapytałem
Brian spojrzał na mnie zdziwiony i
wzruszył ramionami. Oderwałem myśli od mało istotnej rzeczy. Przebrnęliśmy
przez most i po cichu weszliśmy do środka.
Oczami Rose
Mocno zaciskałam dłonie w pięści.
Miałam ochotę podpalić tą budę wraz ze mną i Zackym. Nie chciałam, żeby tak
cierpiał. Chciałam żeby był szczęśliwy. Ja jednak nie umiałam mu dać
wszystkiego czego potrzebował.
-
Aaron, cholera ktoś wchodzi do domu – krzyknęła Michelle wbiegając do piwnicy
-
Jakim cudem? – zapytał zdziwiony. Przez przypadek oblał nogę benzyną.
-
Popatrz co robisz idioto – wywróciła oczami – Zamknijcie się teraz, bo jak nie
to pożałujecie – Michelle warknęła i zamknęła drzwi na klucz.
Czekałam
na cokolwiek. Było mi obojętne czy zakatują mnie na śmierć, czy od razu mnie
zabiją. Ostatkiem sił zaczęłam głośno krzyczeć o pomoc.
-
Mogłam się tego po tobie spodziewać – podbiegła do mnie i z całej siły uderzyła
mnie w twarz. W tej samej chwili ktoś wbiegł do piwnicy. Przestraszona
odwróciłam głowę w stronę drzwi i ujrzałam przerażone twarze Briana i Matta.
Moje serce zaczęło mocniej bić. Wszystko działo się jakby w spowolnionym
tempie. Aaron dostał czymś w głowę, a Michelle została powalona na ziemię. Matt
podbiegł do mnie i zaczął odwiązywać moje nogi i ręce.
-
Tak łatwo nie będzie – Michelle wyciągnęła zapalniczkę i w przeciągu paru
sekund płomień rozprzestrzenił się na całą piwnicę.