Odcinek 9

Nela ten rozdział jest w pełni dedykowany Tobie!
Bo teraz biedulko siedzisz i się przejmujesz tymi wszystkimi małpami, które są zazdrosne, że wygrałaś. Pamiętaj, że dla nas będziesz zawsze najlepsza i najukochańsza! Nie przejmuj sie tym co gadają inni tylko leć spełniać marzenia skoro masz tak wielką okazję! Spotkasz Zackiego na żywo! Dotkiniesz go, staniesz obok niego!! To chyba wystarczający dowód na to, żeby cieszyć się wygraną :)
Kocham ♥  

          


         Położyłam się do łóżka, wyczerpana całym dniem wtuliłam głowę w poduszkę i usiłowałam zasnąć, jednak myśli, które krążyły w mojej głowie nie dawały mi spokoju.
            Wierciłam się jakieś dobre dwie godziny, w końcu wstałam i poszłam do kuchni, zagotowałam wodę i zalałam herbatę.
- A co ty tutaj robisz? – z moich myśli wyrwał mnie męski głos. Spojrzałam przez ramię i kątem oka zauważyłam Briana i Zackiego. Odruchowo spojrzałam na zegarek i wywnioskowałam, że druga w nocy to zbyt późna pora na odwiedziny.
- Chyba co wy tutaj robicie – odwróciłam się i usiadłam na blacie biorąc do ręki kubek z herbatą.
- Zostaliśmy u Matta na noc – odpowiedział Brian zakładając ręce na piersi
Zmarszczyłam brwi, bo nie przypominam sobie, żebym po wejściu do domu zauważyła kogoś poza Mattem. Wzruszyłam ramionami i upiłam łyk z kubka.
- Macie jutro jakieś plany? – zagłuszyłam ciszę
- Tak, właściwie to tak – odezwał się Zacky – Nie wiem jak Brian, ale ja idę pomagać w uporządkowaniu domu
Uśmiechnęłam się i oblizałam usta. Czułam się niezręcznie, bo przede mną stała dwójka gorących i przystojnych facetów, a ja byłam ubrana w jednoczęściową piżamę z barankami. Gorzej być nie mogło, ale w sumie to nie wiem odkąd zaczęłam uważać, że Haner jest przystojny, co dziwne cała ta nienawiść do niego troszkę mi zeszła, ale to nie znaczy, że całkowicie zniknęła, musiałby chyba stać się cud, żeby mój stosunek do Briana w dużej mierze się zmienił. Po prostu nie lubię zarozumialców, a on jest idealnym przykładem takiego zachowania, czasami go nie rozumiem i nie wiem jakim cudem udaje mu się wyrwać panienki, chociaż gdyby głębiej się nad tym zastanowić to z Michelle jest najdłużej, bo poprzednie były tylko towarzyszkami na jedną noc. Nie wiem jak oni ze sobą żyją, chociaż jedno jest warte drugiego. Mich jest pustogłową lalunią, a Haner zarozumiałym padalcem. Jedynie Zacky stał się bardziej poważny i przestał traktować mnie jak siedmioletnie dziecko, w końcu zobaczył, że ja też potrafię postawić na swoim. Jego wczorajsze zachowanie wobec mnie było bardzo taktowne, a ja sama zdziwiłam się, że czuję przy nim ogromną ulgę.
- Ja wezmę Michelle i też przyjedziemy – Brian puścił do mnie oczko, ale zignorowałam jego gest i zaczęłam zastanawiać się nad kolorem ścian w nowym domu.
- Zacky, orientujesz się może czy założone jest tam oświetlenie? – zapytałam, bo ta informacja była mi niezmiernie potrzebna do wyobrażeń mojego idealnego kącika, w którym będę teraz przebywać dość dużo czasu.
- Z tego co wiem to wszystko tam jest, po prostu trzeba go odmalować, uszczelnić i załatać dziury w dachu. Reszta to tylko kwestia twojego zaangażowania i pomysłu na udekorowanie wnętrza
Ucieszyłam się i klasnęłam w dłonie. Nie sądziłam, że wszystkie formalności dotyczące domu przyjdą mi z taką łatwością, miałam wystarczająco dużo pieniędzy na wykończenie dworku, jak i na udekorowanie całego wnętrza. Gdy tylko zespół wyda płytę będziemy z Mattem ustawieni przez najbliższy czas. Sama staram się o pracę, złożyłam papiery do różnych firm. Mam nadzieję, że rozpatrują moje dokumenty i dostanę posadę w którymś z miejskich wydawnictw.
            Zostałam w kuchni z Zackym. Brian poszedł na górę położyć się spać, bo usypiał na stojąco, a Baker był jeszcze w pełni sił, rozpierała go energia i nie było nawet mowy żeby poszedł do łóżka. Rozmawialiśmy o sprawach ważnych i tych mniej ważnych.
- Słuchaj – westchnął i usiadł na podłodze opierając się o ścianę – Jest mi ciężko – powiedział cicho, wyczułam w jego głosie nutkę niepewności.
- To przez zespół? – zapytałam, ale tak naprawdę nie miałam pojęcia o co mu chodzi.
- Poniekąd – przetarł dłońmi twarz i uderzył głową o ścianę.
- Nie chcesz o tym rozmawiać – bardziej stwierdziłam niż zapytałam.
- Wręcz przeciwnie, chcę to komuś powiedzieć, ale nikt nie chce o tym słuchać, każdy ma to w dupie, ja już psychicznie nie wytrzymuję – zauważyłam jak jego zęby się zaciskają. Miałam ochotę podejść i wziąć go w objęcia, ale powstrzymałam się i mocno przygryzłam wargę – Moi bliscy, albo inaczej. Ludzie, którzy wydawał się być moimi bliskimi i zaufanymi przyjaciółmi kopnęli mnie w dupę, gdy tylko usłyszeli, że chcę założyć zespół. Zaczęli najzwyczajniej się ze mnie nabijać, że nie dam rady i że jestem totalnie beznadziejny. Wprawili mnie w kompleksy, dlatego Brian jest prowadzącym gitarzystą, nie jestem w stanie podjąć takiego ryzyka, nie umiem wysunąć się na pierwszy plan, nie umiem pokazać, że jestem silny. Wszystko mnie przytłacza, a dziewczyna, którą kochałem odeszła ode mnie mówiąc, że jestem bezwartościowy i nie mam ambicji – ostatnie zdanie wypowiedział praktycznie dławiąc się płaczem. Nie wytrzymałam. Podeszłam do niego i usiadłam na piętach chowając dłonie między uda.
- Dasz radę, wierzę w ciebie, jesteś silny. Pies mordę lizał tym wszystkim ludziom. Są najzwyczajniej w świecie zazdrośni o to kim jesteś i co osiągnąłeś do tej pory.
- Teraz to wszystko mi jedno – skrzyżował ręce na piersiach
- Wszystko jedno? Albo wszystko, albo jedno – uszczypnęłam go w policzek – Wszystko jedno to jest jak weźmiesz gówno do ręki i powąchasz z obydwu stron.
Popatrzył na mnie i uniósł brew.
- Chyba czegoś nie zrozumiałem
Zaśmiałam się i przyciągnęłam jego głowę do swojej piersi. Wtuli się we mnie i zacisnął pieści na mojej koszulce.
- Zjebałem sprawę. Przepraszam – odchyliłam jego głowę od piersi jednocześnie zmuszając go do spojrzenia mi w oczy.
- Co zjebałeś?
- Po prostu jestem jebanym dupkiem bez uczuć. Czasami powinnaś uważać na moje słowa.
- Dlaczego? – zdziwiłam się
- Manipulowałem wszystkimi. Ale mam jeden wyjątek. Ciebie. Nie mam takiej potrzeby, żeby to robić i sprawiać ci przykrość. Z resztą nie chcę tego robić, nie byłbym w stanie.
- Nie byłbyś w stanie? – powtórzyłam jego ostatnie słowa
- Tak, bo jest jedyna zasada w tym studium kłamstw. Nie oszukuje się osób na których nam zależy.
- Nie wiem co mam powiedzieć – wydusiłam z siebie po dłuższej chwili
- Nic nie musisz. Tak dobrze się z tobą porozumiewam, że nie potrzebuję nic robić, aby z tobą rozmawiać. Manipulacja jest do wyzysku i do wzięcia sobie coś co się chce sposobem i podejściem. Dlatego chcę dać wam spokój, chcę żyć w ciszy i spokoju. Nie nadaję się do życia między ludźmi, te ciągłe kłamstwa, płacz i z zgrzytanie zębów. Już dużo w życiu przeszedłem i dużo się nasłuchałem o sobie.
- Zacky – złapałam go za ramiona i odsunęłam na odległość wyprostowanych łokci. Popatrzyłam w jego zmęczone i spuchnięte oczy. Zobaczyłam w nich tyle negatywnych emocji na raz. Smutek, ból, żal. Mogłabym wymieniać godzinami, lecz od czego tam byłam? Żeby stać i bezczynnie gapić się na niego? – Nie możesz żyć całe życie w przekonaniu, że jesteś najbardziej beznadziejnym człowiekiem na ziemi. Uwierz mi, że tak nie jest. Sądziłam tak dopóki cię nie poznałam. W głębi duszy jesteś zagubiony, nie umiesz poradzić sobie z ludźmi, którzy nie uznają twojego sukcesu. Oni są zwyczajnie zazdrośni o to kim jesteś i cieszą się, gdy udaje im się zapanować nad twoimi emocjami. Dlatego weź się w garść i pokaż im na co cię stać zamiast mazgaić się w kącie! Wyjdź i powiedz im, że masz w dupie ich zdanie! Przecież potrafisz się zemścić, coś o tym wiem – zaśmiałam się.
- Zemsta. To jest to! – ocknął się i ujął moją twarz w dłonie – Od dzisiaj jestem Zacky Vengeance!
Uśmiechnęłam się, bo wiem, że Zacky nie rzuca słów na wiatr. Potrafi dotrzymać słowa, ale i nie boi się ryzyka. Dlatego wiem, że jestem mu potrzebna.
Podoba mi się to, że potrafi sobie wszystko poukładać i zorganizować. Mam nadzieję, że od teraz nie będzie czuł się jak odludek i dumnie będzie wkraczał w świat sław. Kto wiem, może kiedyś stanie się legendą.
            Zacky zasnął na kanapie, a ja sama poszłam do pokoju i padłam na łóżko. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam, bo byłam bardzo wykończona, a jutro czeka mnie jeszcze dużo pracy. Przywrócenie starego domu do stanu użytku jest rzeczą możliwą, ale bardzo trudną do zrealizowania, ja jednak miałam najdzielniejszych pomocników, a z każdym dniem coraz bardziej się do nich przywiązywałam.
            Nazajutrz wstałam przed ósmą i zrobiłam śniadanie dla całej naszej czwórki. Postawiłam naleśniki na stole w salonie i starałam się dobudzić Zacka, który spał jak zabity. Dopiero woń kawy postawiła go na nogi. Brian i Matt wstali w tym samym momencie, ale Sanders przed śniadaniem musiał jeszcze pójść pod prysznic … czyścioszek.



- O której jedziemy do domu? Bo chciałbym jeszcze pojechać po Michelle – zapytał Haner wpychając sobie całego naleśnika do buzi.
- Nie gadaj z pełną gębą – upomniałam go
- Odpowiedz jak ładnie pytam – wywróciłam oczami i upiłam łyk kawy.
- Za piętnaście minut powinniśmy być na miejscu
- Za piętnaście minut?! – krzyknął Matt i stanął w drzwiach do łazienki, wycierając sobie głowę ręcznikiem. Miał na sobie tylko ledwo trzymający się ręcznik.
- Tak, mogłeś się dłużej kąpać – powiedziałam sarkastycznie i zaniosłam talerz wraz z kubkiem do kuchni.   
- To w takim razie muszę zawiadomić Michelle, że nie zdążę po nią przyjechać – ucieszyłam się w duchu, że nie będę musiała użerać się z tymi wstrętnymi dziewczynami.
            Gdy wszystkie rzeczy, które mieliśmy zabrać do domu były spakowane, a my mieliśmy właśnie wychodzić z mieszkania przez drzwi tarasowe wpadła Valary.
- Cześć misiaczku! Przyszłam! Będę wam pomagać – spojrzałam na jej dwudziestocentymetrowe obcasy, krótką mini i koszulkę z dekoltem do pępka.
- Cudownie kochanie – Matt złożył jej na ustach soczystego buziaka, a mnie, aż cofnęło i czułam, że muszę jak najszybciej wyjść z tego domu, bo szkoda mi było śniadania.

            Dojechaliśmy na miejsce. Pomijam już to, że Matt razem z Valary całą drogę się obściskiwali, a ja wszystko widziałam w lusterku. Przed domem zastaliśmy ciężarówkę z firmy ogrodowej. Zapewne przyjechali sadzić drzewka i wyrywać chwasty, ale jakoś się tym nie przejęłam tylko od razu weszłam do domu, w którym robota posuwała się naprawdę szybko. Nie sądziłam, że w trzy dni uda nam się wstawić i uszczelnić okna, założyć drzwi, wyrównać ściany i załatwić sprawę z gazowym ogrzewaniem. Byłam zadowolona z efektów. Dzisiaj mieliśmy zająć się podłogą, sufitami i schodami. Wczoraj zamówiłam drewno, którym wyłożymy podłogi, panele i farby pokrywające sufit. Cały dom nie utrzymywał się w nowoczesnym stylu, chciałam, żeby dom był przytulny i dobrze oświetlony, dlatego zdecydowałam się na biały kolor i duże, białe drewniane okna.

Gdyby ktoś był zainteresowany wyglądem domu to w zakładkach po prawej stronie pod nazwą Dom Rose wszystko pokazane jest na zdjęciach :)




I jeszcze zdjęcie Bri, bo go ubóstwiam! <3



Ewelinka, o Tobie nie zapomniałam :) Jako, że jesteś najwspanialszą motywatorką i dajesz mi przewspaniałe zdjęcia mojego Bri też będziesz wyróżniona :**

            

Odcinek 8

    

        Z dedykacją dla Ewelinki, Neli, Patki, Kasi, Sylwii i Zmorki (która dała mi niezły wykład pod ostatnim odcinkiem ♥). 

No i dla moich prywatnych czytelniczek Pauliny i Asi :*


           Siedziałam na balkonie, uwięziona w pokoju z Hanerem, który miał na sobie tylko bokserki. Nawet nie będę o tym myśleć dlaczego wylądował tutaj nago. Po prostu chcę stąd wyjść, oddalić się od niego i pojechać jak najdalej od tych wszystkich ludzi. Nie wiem ile czasu upłynęło odkąd tutaj jestem, ale wcale nie jest przyjemnie. Weszłam do środka, bo zaczęło robić się chłodno. Brian siedział na krześle w pełni ubrany i bawił się telefonem. Wysunęłam dolną szczękę i wzięłam się za ścielenie łóżka, poprawiłam poduszki, zarzuciłam kołdrę i nakryłam wszystko narzutą. Nie wiem co mam o tym myśleć, panuje niezręczna cisza, ale może to i nawet lepiej, bo nie mam ochoty z nim rozmawiać, drażni mnie samą swoją obecnością, ale jedno co mogę zauważyć to to, że coś go gryzie.
- Nie przepadasz za mną – stwierdził.
- Jesteś aż tak pewny swoich słów? – usiadłam na łóżku i wygładziłam narzutę wokół siebie.
- Zdążyłem zauważyć, że jesteś perfekcjonistką, ale nie potrafię cię rozgryźć do końca – prychnęłam i założyłam ręce na piersi. Zaczął nerwowo machać nogą i odłożył telefon na biurko.
- Nie musisz tego robić, wiem, że odkąd się poznaliśmy jesteś do mnie sceptycznie nastawiony, uważasz, że do niczego nie dojdę w życiu. Dałeś mi to już do zrozumienia, a twoje prostackie wypowiedzi wyrażają więcej niż tysiąc słów – uniósł brew, a ja cicho się zaśmiałam
- Nie pomyślałaś, że to zazdrość mną kieruje? – popatrzyłam na niego z niedowierzaniem, bo nie sądziłam, że takie słowa kiedykolwiek padną z jego ust
- Zazdrość? Nie przesadzasz przypadkiem?
Nie odezwał się. Spuścił głowę w dół i chyba czekał na zbawienie, które przyszło szybciej niż ktokolwiek by się spodziewał. Zanim zdążyłam cokolwiek innego powiedzieć do pokoju wbiegła Michelle, a za nią Jimmy.
- Kochanie! Mój biedaczek musiał tutaj siedzieć, chodź przytulę cię kotku – pisnęła i usiadła mu na kolanach.
Zacisnęłam powieki i starałam się opanować śmiech, który tłumiłam w sobie odkąd tylko tutaj weszła. Cały czas przypominają mi się jej żenujące słowa, którymi poparła swoja siostrę.
- Rose, ktoś czeka na ciebie na dole – Jimmy podszedł  i złapał mnie za rękę. Przyciągnęłam go do siebie i zapytałam cicho
- Co z Alice?
- Porozmawiamy później – uśmiechnął się – Jesteś winna komuś spacer
Popatrzyłam za okno i na podjeździe zauważyłam Aarona, zanim się ocknęłam minęła jakaś minuta, ale po tym pognałam do niego jak burza, o mało co sobie nóg nie połamałam. Nie wiem nawet dlaczego się tutaj pofatygował, ale może zaraz się wszystko wyjaśni.
- Cześć! – krzyknęłam i wskoczyłam na niego oplatając go nogami w pasie
- Cześć przylepo – zaśmiał się – Idziemy na spacer?
Popatrzyłam na niego zadziornym wzrokiem i zeskoczyłam na ziemię.
- Jasne, dawno się nie widzieliśmy – objęłam go w pasie i delikatnie ścisnęłam w miejscu żeber
- To łaskocze! – zaśmiał się – No dość dawno, cały dzień temu
Uśmiechnęłam się, a gdy chciałam zabrać rękę z jego pasa zatrzymał ją i sam objął moje ramię. Zdziwił mnie tym, bo zazwyczaj trzymał się ode mnie z daleka i nie pozwalał sobie na takie czułe gesty, ograniczał się tylko do buziaka w policzek, albo podania sobie dłoni.
- Gdzie idziemy? – podskoczyłam jak małe dziecko
- Myślałem nad morzem, co ty na to?
Mieszkam tutaj tyle lat, a jeszcze ani razu nie byłam nad morzem, nie siedziałam na Kalifornijskiej plaży i nie piłam drinków z palemką, ciągle ograniczałam się do domów chłopaków, garażu i naszego podwórka, ale tym razem także nie chciałam tam iść, miałam ochotę pokazać mu mój przyszły dom.
- Mam lepszy pomysł – powiedziałam i wyjęłam kluczyki ze spodni – Zabiorę ciędo magicznego miejsca
Popatrzył na mnie ze zdziwioną miną, ale nie zaprotestował, podążył za mną i słyszałam jak cichutko pogwizdywał.
- Mogę coś o tobie wiedzieć? – spytał wsiadając do samochodu
To brzmiało podejrzanie, ale moja ciekawość wygrała
- Jasne. Co tylko chcesz – uśmiechnęłam się i ruszyłam.
- Łączy cię coś z którymś z zespołu?
Zakrztusiłam się własną śliną, odchrząknęłam, bo nie wiedziałam co odpowiedzieć na takie beznadziejne pytanie.
- Oczywiście, że nie. Łączy mnie z nimi tylko i wyłącznie przyjacielska więź – odgarnęłam włosy z czoła i kątem oka zauważyłam jak kąciki jego ust poruszyły się delikatnie ku górze.
- A co? – zapytałam podchwytliwie
- Nic, nic
- Mów! Bo jak nie to cię wywiozę do lasu!
- I co? Zgwałcisz mnie?
- Co? Nie! Fuuu – skrzywiłam się
Zaśmiał się tylko i przytrzymał moją rękę, którą położyłam na kierownicy, przyznam, że trochę niezręcznie się czułam, ale nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie, gdy dotknął mojej dłoni po moim ciele przepłynął jeden z najprzyjemniejszych dreszczy jakie dotychczas udało mi się zarejestrować.
            Gdy dotarliśmy do domu coś mi się nie zgadzało. Nie było przy nim wysokich drzew, leżały teraz na ziemi, a bluszcze, które oplatały kolumny zostały ścięte. Chyba Matt musiał włożyć tutaj swoje łapy, albo zamówić kogoś kto się tym zajął. Jednak muszę przyznać, że teraz dworek prezentował się o wiele lepiej, widoczne były pozdzierane ściany, którymi także trzeba się zająć. Pociągnęłam Aarona za rękę i weszliśmy do środka. Pierwszy raz tutaj weszłam, nie sądziłam, że w środku dom będzie taki zadbany i czysty, nie było w nim żadnych pustych butelek ani śmieci, ściany pokryte były białą farbą, a podłoga wyłożona małymi kafelkami, które układały się w czarno białą szachownicę. Wszystko było zakurzone i wymagało dużo pracy, aby wróciło do swojego poprzedniego stanu. Weszłam po drewnianych schodach do góry zostawiając Aarona na dole. Rozejrzałam się wokół i dostrzegłam tylko trzy pokoje, z czego jeden to łazienka.
- Rose? – odwróciłam się i zobaczyłam Aarona, który trzymał w rękach małą zakurzoną szkatułkę. Patrzył na mnie zasmuconym wzrokiem i gryzł wargę.
Popatrzyłam na niego pytająco, ale nic nie powiedział tylko podsunął mi ją pod nos. Kichnęłam od nadmiaru kurzu zebranego w moim nosie, ale wzięłam pudełko i powoli je otworzyłam. Było tam pełno starych, poplamionych i wyblakłych zdjęć, na których … byłam ja, Matt i jakiś chłopak. W oddali stoi moja mama z ojcem. Łzy napłynęły mi do oczu, a w gardle powstała wielka gula.
- Nie mogę cię dłużej okłamywać – jego głos się załamał, a mi od jego głosu przeszły ciarki po całym ciele.
- Okłamywać?
- To ja – wskazał palcem na fotografię.
- Widzę podobieństwo … - powiedziałam nie zwracając uwagi na jego słowa.
Zastanowiłam się nad tym co powiedział i praktycznie wykrzyczałam
- Ty?! Jakim cudem?
- Obiecaj, ze wysłuchasz mnie w spokoju i nie będziesz mi przerywać
Kiwnęłam tylko głową, bo nie byłam w stanie nic powiedzieć.
- Jesteśmy spokrewnieni. Jestem twoim kuzynem. To, że się poznaliśmy nie jest żadnym przypadkiem, twoja matka kazała mi cię obserwować, zdawać relacje jak sobie radzisz, chciała żebym był jej informatorem, dzwoni do mnie codziennie i pyta się co u ciebie – ujął moją dłoń, ale jej nie wyrwałam, byłam zbyt bardzo przejęta tym wszystkim. Spojrzałam tylko na niego i zauważyłam, że stara się powstrzymać łzy.





Wbijałam sobie paznokcie w wewnętrzną część dłoni i patrzyłam tylko w jeden punkt. Nie docierało to do mnie, jak można było mnie tak okłamać, jak Aaron dopuścił się do takiego czynu, jaka byłam naiwna, od samego początku wiedziałam, że coś z nim jest nie tak. Przecież żaden facet nie zachowałby się tak grzecznie wobec mnie. To wszystko było podejrzane, jestem ciekawa tylko czy Matt wiedział o tym wszystkim.
- Idź stąd – powiedziałam cicho i usiadłam w kącie, wplotłam sobie palce we włosy i zacisnęłam powieki powstrzymując tym samym łzy cisnące się do oczu.
- Rose, proszę – pogłaskał mnie po głowie, ale tym razem odtrąciłam jego dłoń.
- Powiedziałam idź – warknęłam.
Usłyszałam tylko jak cicho się oddala, chciałam pobyć sama, poukładać sobie wydarzenia sprzed kilku dni. To wszystko co przydarzyło mi się w tak krótkim czasie było wprost absurdalne, gdy przytrafiła mi się garstka szczęścia zaraz spadało na mnie całe wiadro nieszczęść, czy tak ma wyglądać moje życie? Szczęście musi się odpłacać nieszczęściem? Jeżeli tak to ja się wycofuję, czasami już nie mam siły poukładać tego wszystkiego.
Teraz już wiem dlaczego Aaron był taki niechętny do najmniejszego gestu oddanego w moją stronę, nie chciał żebym się zakochała, chciał mnie trzymać na dystans. Jedyna rzecz za którą jestem mu wdzięczna.
- Kogo my tu mamy?
Podniosłam wzrok i ujrzałam Zackiego, który wnosił na górę okno. Otarłam łzy i poprawiłam spodnie.
- Co się stało? – podszedł do mnie i kucnął obok. Nie zważając na to jaki mam stosunek do niego mocno wtuliłam się w jego pierś. Poczułam jego cudowny zapach i rozkleiłam się na dobre. Zacky objął mnie mocno ramieniem i usiadł naprzeciwko mnie. Odgarnął mi włosy z twarzy i otarł łzy. Podziękowałam cicho i związałam włosy w kitkę.
- Długa historia
- Mam czas. Możesz mi opowiedzieć – powiedział niczym nie wzruszony.
Usiadłam wygodnie i oparłam głowę o ścianę. Zaczęłam opowiadać mu całą historię z mamą i Aronem. Po wszystkim było mi lżej, poczułam, że nie tłumię tego w sobie tylko uwolniłam to przed kimś zupełnie mi obcym. Zauważyłam też, że Baker dorósł i nie próbuje mi dopiec czy wylać na mnie kubeł zimnej wody. Rozmowa przeprowadzona z nim w cztery oczy wygląda zupełnie inaczej niż gdyby miała być przeprowadzona wśród członków jego zespołu. W pojedynkę był zupełnie innym człowiekiem.
Znalazłam z nim wspólny język, a po chwili śmialiśmy się na całe gardła. Pomogłam mu wnieść okna na piętro i wyjąć drzwi z bagażnika vana. Zabraliśmy się za zamiatanie pięter, a w czasie, gdy Zacky czyścił ściany ja zadzwoniłam po Matta i resztę chłopaków z zespołu. Oczywiście nie palili się do roboty, ale im więcej rąk do pracy tym lepiej. Oczywiście nie mogło zabraknąć słynnych sióstr DiBenedetto, które więcej przeszkadzały niż pomagały.
Wspólnymi siłami założyliśmy okna, uszczelniliśmy je i włożyliśmy drzwi w zawiasy. Chłopcy uznali, że to dość pracy na dzisiaj, ale ja czułam się jak w niebie szczególnie, gdy wszyscy zdjęli koszulki. 
Wszyscy zebrali się do domów, zostawili dom w totalnej ciemności, ja jednak nie pojechałam. Poszłam do lasu, który mieścił sie obok posiadłosci. Odkąd znam to miejsce bardzo mnie intrygował. Wzięłam z domu szkatułkę i małą łopatkę. Postanowiłam to zakopać w miejscu do którego tylko ja będę miała dostęp. 



Rose i Matt ♥




Odcinek 7

            O nie, tym razem nie dam się mu tak stłamsić, niech teraz on sobie odmówi przyjemności. Nie mam zamiaru naiwnie czekać aż on skończy pieprzyć Valary w ubikacji, nie ma mowy. Podeszłam do kabin i zapukałam to tej, w której było najgłośniej.
- Zajęte – prychnęłam
- Mam to w dupie, wyłaź, albo pożałujesz, że w ogóle się urodziłeś – kopnęłam w drzwi zza których wychyliła się głowa Matta – Głuchy jesteś? Koniec tego dobrego, musimy porozmawiać, już długo czekałam – pociągnęłam go za rękę i tylko kątem oka dostrzegłam, że drugą zapina rozporek. Obleśne.
- O czym chcesz rozmawiać? – popatrzyłam na niego z niedowierzaniem i uniosłam brew
- Kpisz sobie? – myślałam, że może cała ta sytuacja to jedna wielka ironia.
Westchnął, włożył ręce w kieszenie, oparł się o ścianę i skrzyżował nogi. Oblizałam usta i przygotowałam się na przyjęcie dużej dawki niekoniecznie miłych informacji.
- Matka ma faceta – założyłam ręce na piersi, bo nie wierzyłam, że to wszystko co chce mi powiedzieć – Który ją utrzymuje, a sama pracuje jako prostytutka – otworzyłam szeroko oczy i poczułam wielką gulę w gardle, zauważyłam, że Mattowi ciężko było o tym mówić
- To wszystko?
- Nie – wciągnęłam mocno powietrze i zacisnęłam zęby – Wylądowała dwa razy w szpitalu z powodu ciężkiego pobicia, raz miała wstrząs mózgu.
- I ona ci to wszystko powiedziała?
- Tak, chciała, żebym nie mówił tobie.
- Musimy do niej pojechać. Matt ona nie może tak żyć – otarłam łzy spływające po moim policzku. Nie wierzyłam w to co mi powiedział, sądziłam, że to tylko głupi żart, ale z każdym jego kolejnym słowem byłam coraz bardziej roztrzęsiona, dlaczego mi o tym nie powiedziała? Zataiła wszystko, stchórzyła i nie chciała się przyznać.
- Nie, Rose. Teraz jest w porządku – pokiwałam głową przecząco i założyłam ręce za głowę – Dowiedziałem się jeszcze jednego – popatrzyłam na niego zapłakanymi oczami – Mamy jeszcze jeden dom w Kaliforni.
- Jaki dom?
- Ojciec w testamencie przepisał nam dom, który jest postawiony w Long Beach. Trzeba go tylko wyremontować, byłoby mi to na rękę, bo miałbym bliżej do chłopaków. Załatwilibyśmy sobie studio na miejscu, a matka ze swoim facetem przeprowadziliby się do naszego obecnego domu
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł, żeby matka była z tym facetem
- Z tym obecnym nic jej nie grozi, ale z poprzednim był apogeum – wytarłam oczy chusteczkami i nieco się uspokoiłam. Może to dobry pomysł, żeby zamieszkać w nowym domu, z pewnością jest większy i do tego sami z Mattem moglibyśmy go wyremontować, a nasza matka mieszkałaby bliżej nas i nie musiałabym się o nią martwić.
- Masz klucze do tego domu?
- Ten dom nie ma drzwi ani okien. Trzeba tam włożyć dużo pracy, ale jeżeli chcesz możemy tam pojechać – ucieszyłam się z tej propozycji, bo spędzę czas z Mattem i przy okazji poznam miejsce mojego przyszłego zamieszkania.
            Błądziliśmy po polnych drogach, ale w końcu dojechaliśmy na miejsce. Przed oczami ukazał mi się ogromny biały dom, zarośnięty krzakami, opleciony bluszczem i okryty koronami drzew. Był cudowny, nie sądziłam, że kiedykolwiek taka konstrukcja może mi się spodobać, zazwyczaj przechodziłam obojętnie obok takich opuszczonych budynków.
- Pewnie żałujesz, że przyjechałeś tutaj ze mną – odezwałam się po chwili
- Dlaczego? To jest nasza przyszłość – przygryzłam wargę i usiadłam na kamieniu
- Po prostu widzę, że coś cię gryzie, twoi znajomi świetnie się bawią, a ty musisz siedzieć tutaj ze mną – objął mnie ramieniem, a ja poczułam się o wiele bezpieczniej. Cieszę się, że mam brata, który ochroni mnie jednym ruchem, zawsze uważałam go jako autorytet, starałam się być taka jak on. Nieustraszona, silna i zdeterminowana. Niestety jestem jego totalnym przeciwieństwem. On o tym wie i stara się zapewnić mi bezpieczeństwo.
- Słuchaj. Dla pięciu minut z tobą jestem w stanie poświęcić wszystko. Zawsze będziesz dla mnie najważniejsza, bo jesteś moją małą siostrzyczką, muszę się tobą opiekować. Chcę żebyś była szczęśliwa – uśmiechnęłam się i wstałam
- To kiedy zaczynamy? – klasnęłam w dłonie
- Jak tylko wydamy płytę będę miał wolne przez jakiś czas, będziemy mieć pieniądze i skończymy dzieło ojca – pocałowałam go w policzek i podskoczyłam do góry. Byłam bardzo podekscytowana, bo nigdy nie udało mi się załapać na budowę, chciałam przez chwile poczuć się jak inżynier i moje najmniejsze marzenie zaczynało się spełniać – Musimy jechać – zajęczałam głośno i tupnęłam nogą – Jak chcesz to dam ci jutro auto i tutaj przyjedziesz, posiedzisz sobie, pooglądasz go
- Naprawdę? – pisnęłam
- Jasne, że tak. Będziesz mogła przyjeżdżać tutaj kiedy tylko będziesz chciała


           
            Przyjechaliśmy do domu Jimmiego, w którym odbywała się już niezła impreza. Nagie kobiety wskakiwały do basenu, a faceci tylko bezczelnie im gwizdali.
- Kim są ci wszyscy ludzie? – zapytałam Matta
- Yyy – tak … niby jakiej odpowiedzi się spodziewałam?   
- No dobraaa – przeciągnęłam – Może ja idę do dom …
- Rose!! – Jimmy podbiegł do mnie i pocałował mnie w policzek
- … Mu – dokończyłam
- Do żadnego domu! Zostajesz z nami! – zaśmiał się Matt
- Ale Matt, ja nie wiem czy mogę tutaj zostać
- Chodź, widziałaś ci się działo na koncercie? Trzeba to oblać! – odkąd Matt pozwala mi cokolwiek wypić? Nie zdziwię się jak przyniesie mi sok pomarańczowy.
- Trzymaj Rose! To dla ciebie – skrzywiłam się i popatrzyłam na kolorowego drinka. Nie pytałam nawet co to jest tylko jednym haustem opróżniłam szklankę. Wstawiłam język na wierzch, bo było cholernie kwaśne, o dziwo nie było czuć alkoholu
- Tam był jakiś alkohol? – zapytałam oblizując usta
- Połowa szklanki to była czysta – otworzyłam szeroko buzię i poczułam jak momentalnie robi mi się gorąco. Po drugim drinku chodziłam już lekko chwiejnym krokiem, a po trzecim już pamiętam tylko jak przez mgłę.
            Obudziłam się z mega kacem, odlepiłam powieki i rozejrzałam się po pokoju czy nie ma nic do picia. Odwróciłam siew prawo i zobaczyłam … Briana?! Co on tu kurwa robi?!. Pisnęłam i naciągnęłam na siebie kołdrę. Pisnęłam ponownie jak zobaczyłam, że nie mana sobie kompletnie nic! Spał na waleta! A ja?! Spojrzałam na siebie i zauważyłam swoje wczorajsze ubranie. Odetchnęłam, ale moje serce niemiłosiernie łomotało.
- Musisz się tak wydzierać? – zapytał zachrypniętym głosem. Poszukałam wokół siebie jakiejś broni. Wzięłam do ręki książkę i uderzyłam go w głowę z całej siły – Co ty odpierdalasz? – przeraziłam się. Nie zemdlał. O ja pierdole. Na filmach to wyglądało zupełnie inaczej. Co robić? Co robić? Szybko wyskoczyłam z łóżka, ale pech chciał, że zaplątałam się w poszewkę od kołdry i runęłam na ziemię jak długa. Stłukłam sobie kolano. Zajęczałam głośno i zauważyłam, że Haner nakłada na siebie majtki i podchodzi do mnie trzymając się za głowę.
- Idź stąd, bo kogoś zawołam – skuliłam się i założyłam ręce na głowę.
- Nic ci nie zrobię. Ale wykurwiłaś, myślałem, że zemdlałaś – zaśmiał się
- Bardzo śmieszne – wywróciłam oczami – To ja myślałam, że zemdlejesz jak cię uderzę książką.
- Biblia to nie zbyt dobry pomysł jako broń – podrapałam się po głowie i chwilę się zastanowiłam. Dobra to nie czas na głupoty. Jak ON znalazł się u mnie w łóżku, albo raczej co JA robię w domu jakiegoś kolesia
- Gdzie my w ogóle jesteśmy? – zapytałam rozglądając się na wszystkie strony
- Długa opowieść
- Wolałabym, żeby kto inny mi ją opowiedział, ale skoro jesteś ty to ja mam czas i jej wysłucham
- Wczoraj po szóstym drinku zaciągnęłaś mnie tutaj. Zaczęłaś gadać o jakimś domu, który musisz wyremontować, o swojej matce i o Michelle i Valary. Zamknęłaś nas na klucz, trochę się wystraszyłem, ale nie zanosiło się na coś poważniejszego niż rozmowę. Najgorsze jest to, że siedzimy teraz uwięzieni, bo wyrzuciłaś kluczyk przez balkon … do morza – o kurwa – Nie wiem za ile stąd wyjdziemy, ale Jimmy, bo jesteśmy u niego w domu, pojechał po narzędzia.
- Co ja wczoraj robiłam?
- Grałaś z nami w butelkę – spuścił wzrok na dół. Odchrząknęłam.
- I co zrobiłam? – chyba boję się poznać prawdę
- Nic, ani razu na ciebie nie padło. Jedyną głupotę jaką zrobiłaś wczoraj to wzięłaś nożyczki i obcięłaś Jimmiemu włosy – zerwałam się na równe nogi.
- Jak to obcięłam mu włosy?! – krzyknęłam. Z jednej strony cieszę się, że nie zrobiłam niczego głupiego, a z drugiej strony mam ochotę przejechać się walcem, bo uwielbiam włosy Jimmiego i nie mam pojęcia jak mogłam się dopuścić takiego głupiego czynu.
- Niestety, ale nie wygląda źle – skrzywiłam się i wyszłam na balkon
Dlaczego tak właściwie wybrałam sobie Hanera jako mojego „zakładnika”? Może chciałam się komuś zwierzyć, ale nie chciałam zatruwać dupy nikomu innemu niż Brianowi? Nie wiem, ale w każdym razie dalej go nie lubię.





          

Odcinek 6

            Nie spodziewałam się takiego obrotu akcji, dochodzi popołudnie, a ja właśnie przeżyłam udawany napad, świetnie, mogę być z siebie dumna. Wzięłam do ręki książkę i usiadłam na łóżku, ale zamiast otworzyć ją na ostatnio czytanej stronie zaczęłam zastanawiać się nad moją zemstą, jestem tego świadoma, że muszę działać niewidocznie i ostrożnie.
- Rose?! – znajomy głos kolesia, który niedawno prawie okradł mój dom wybił mnie z toru myślenia.
- Na górze – krzyknęłam bez żadnych emocji i zabrałam się za zbieranie brudnych części bielizny z podłogi, a że nie miałam gdzie ich dać po prostu wrzuciłam je pod łóżko.
- Rose, Rose, Rose – Jimmy wpadł do pokoju, złapał mnie za przedramię i mocno ścisnął
- To boli, czego chcesz? – zaścieliłam łóżko narzutą i usiadłam na krawędzi wskazując ręką miejsce obok.
- Zakochałem się! – wykrzyknął, a jego twarz od razu cała sie rozpromieniła, a ja poczułam lekkie ukłucie zazdrości. Miałam cichą nadzieję, że to jednak na mnie padło.
- W kim? – uśmiechnęłam się blado
- Alice – uścisnął mi rękę – Ona jest cudowna, anioł, delikatna jak aksamit, blondyneczka o cudownych oczach.
- Jimmy, stop. Poczekaj. Po kolei – pogładziłam go po włosach, uśmiechnęłam się i założyłam włosy za cucho
- Tu nie ma na co czekać. Muszę się z nią umówić
- Nie. To znaczy zaraz, ale najpierw powiedz mi czy tobie tak na serio odbiło, czy tylko chcesz ją przelecieć, bo jeżeli to drugie to łapy z daleka
- Rose! No wiesz? – uniosłam brew. Wiem do czego chłopcy są zdolni, więc dlatego zawsze wolę zapobiegać niż leczyć, w tym przypadku złamane serce – Czuję, że to będzie miłość mojego życia! – prychnęłam i zaśmiałam się na głos, ale ugryzłam się w język, żeby nie powiedzieć nic nieprzyzwoitego
- Ale to nie jest żart prima aprilisowy?
- Tym razem nie, myślę o tym na poważnie. Co ty taka zawzięta? – założyłam ręce na piersi i oblizałam usta.
- Mam prawo – uśmiechnęłam się i podałam Jimmiemu numer do Alice – Liczę, że któreś was zda mi sprawozdanie z pierwszej randki – dałam mu sójkę w bok i wyszczerzyłam zęby
- Masz to jak w banku, dziękuję – złożył mi buziaka na policzku i pognał w stronę wyjścia.
            Nie będę nigdzie wychodzić, co prawda miałam się spotkać z Aaronem, ale nie mam ochoty się z nim widzieć. Swoją drogą nawet nie wiem jaki ma do mnie stosunek, czy chce czegoś więcej, czy po prostu bezinteresownie miał zamiar zabrać mnie na koncert, bo śmierdzi mi tu podstępem na kilometr. W czasie, gdy porządkowałam papiery związane z różnymi opłatami dostałam wiadomość, którą natychmiast odczytałam.

Rose, dowiedziałem się prawdy, niestety nie jest to rozmowa na telefon, ani na jakąkolwiek korespondencje poza rozmową w cztery oczy. Powiem Ci wszystko jak tylko będę miał okazję. Zdradzę tylko tyle, że udało mi się cokolwiek wydusić od matki

            Zmarszczyłam brwi i przygryzłam wargę. Matt, Matt, Matt czy ty wiesz w co mnie wpakowałeś? Nie będę mogła zasnąć przez całą noc, a jutro zapewne wszystko będzie mi leciało z rąk, cudownie. Nie mam zielonego pojęcia o co może chodzić, chociażbym chciała nie potrafię ułożyć sobie sensownego scenariusza, jakiej prawdy? O co w ogóle chodzi? Może tutaj leży problem, o którym moja matka nie chciała mi powiedzieć, uważała, że wszystko jest w porządku. Może ona kogoś ma, albo nie może znaleźć pracy i jest na utrzymaniu jakiegoś obleśnego starucha, który w zamian za pomoc oczekuje … Nie. Ten rozwój wydarzeń jest najgorszy. Obym tylko nie musiała się użerać z matką, która żebra ode mnie pieniądze.
            Schyliłam się pod łóżko Matta i wyjęłam pudełko, które leży tutaj od dobrych paru lat. Nie zwracając na nic innego uwagi wzięłam paczkę marlboro do ręki i podeszłam do okna. Z nerwów odpaliłam papierosa, który i tak nie przyniósł mi żadnej ulgi, kiedyś zabierałam papierosa czy dwa z pudełka Matta, myślałam, że on o niczym nie wie, ale i tak potem wszystko się wydało.
- Zostaw to – zesztywniałam, gdy usłyszałam głos Aarona.
- Mam problem – odwróciłam się na pięcie i wyrzuciłam peta przez okno.
- Nie rozwiążesz problemu zatruwając się fajkami – wysunęłam dolną szczękę i kopnęłam pudełko pod łóżko.
- Nie pouczaj mnie. Jestem na tyle odpowiedzialna, że nic mi się nie stanie
- Nic ci się nie stanie jak będziesz paliła to gówno? Mówiłem ci o czymś. Nawet nie wiesz jakie palenie jest uzależniające – wywróciłam oczami i skierowałam się w stronę drzwi
- Napijesz się czegoś?
- Może tylko wody, ale nie przyszedłem tutaj na pogaduszki. Spotkałem po drodze tego jak mu tam … Sullivana
- No i? – zmarszczyłam brwi, bo nie przypominam sobie, żeby byli w dobrych relacjach
- Powiedział, że o czwartej masz się stawić u nich w garażu. Nie wiem o co chodzi – może to Matt chce mi wszystko powiedzieć, a potem zostawić mnie z problemem i pojechać na koncert.
- Aaron? – przygryzłam wargę, bo nie byłam pewna czy mam podzielić się z nimi moimi obawami. Nie odpowiedział tylko skinął głową i dał mi czas na wypowiedź
- Boję się – westchnęłam – Ostatnio jak rozmawiałam z moją matką była jakaś przygnębiona, a kiedy miała się rozłączać usłyszałam w tle męski głos. Myślisz, że ona może ma jakiś problem? – dotknął mojego ramienia, a na moich plecach pojawiły się ciarki
- Słuchaj, twoja matka jest odpowiedzialna, wie, że może wam zaufać, ona pojechała tam do pracy, w delegacje. Pewnie jest tam z kolegami z pracy – dziwiło mnie to, że podczas naszej rozmowy nie patrzył mi w oczy, unikał kontaktu wzrokowego, jakby się czegoś bał.
            Zadzwonił telefon. To Jimmy, odebrałam, a w słuchawce rozległ się ogromny szum.
- Chłopaki, chłopaki! Przestańcie, gadam przez telefon – uśmiechnęłam się do siebie
- Jimmy, co się dzieje?
- Godzina, zobacz która godzina. Masz tu być za minutę! – spojrzałam na zegarek. Dwadzieścia po czwartej. Cholera.
- Boże, Jimmy, już lecę! – wrzuciłam telefon do torby i pociągnęłam za sobą Aarona.
- Nie mam czasu, powinnam już dawno być w garażu – zamknęłam dom na klucz i zaczęłam biec ile miałam sił w nogach.
- Obecna!! – krzyknęłam przed samym wejściem
- Zajebiście, zbieramy się i jedziemy – otworzyłam szeroko oczy
- Gdzie jedziemy?
- No koncert. Musisz pomóc nam poustawiać sprzęt. Matt i Brian są już na miejscu, nie martw się to tylko trzy miasta dalej – Jimmy pocałował mnie w głowę i zaniósł talerze do samochodu. Kaszlnęłam i zabrałam się do roboty. Przenieśliśmy całą perkusję Jimmiego, dwa potężne piece, Zacky zabrał cztery gitary, a Johnny jeden bas. Ruszyliśmy w drogę, co prawda nie odpowiadało mi za bardzo towarzystwo Zackiego, ale dało się przeżyć, przynajmniej nic do mnie nie mówił, bo zazwyczaj to on mnie prowokował swoimi docinkami.
- To tutaj? – wysiadłam z samochodu stając przed ogromnym hotelem, który zapewne miał pięć gwiazdek.
- Nie, przyjechaliśmy po chłopaków – Jimmy zatrąbił dwa razy, a zza winkla wyszedł Matt i Brian, za którymi pobiegły bliźniaczki. Super, jeszcze z nimi się będę musiała użerać. Wsiadłam do samochodu i oparłam głowę o szybę.
- Cześć, jestem Val – popatrzyłam na blondynę, która podała mi rękę
- A ja Michelle – zza blondyny wychyliła się brunetka i pomachała ręką w moją stronę.
- Rose – podałam dłoń Valary i wróciłam do rozmyśleń.
- Mała, co ty taka nie w humorze? – popatrzyłam na Matta i uniosłam brew
- A co miał znaczyć ten dzisiejszy sms?
- Powiem ci po koncercie – uśmiechnął się i uwydatnił dołeczki. Usłyszałam delikatny pisk i zaraz Val przykleiła się do Matta. Ja pierdole, nie wytrzymam tego.
            Gdy dojechaliśmy na miejsce pomogłam Jimmiemu wyjąć bębny i poustawiać je na scenie, wzięliśmy także piece, gitary Zackiego i bas Johnnego. Haner miał swoją gitarę cały czas przy sobie, bo jak ostatnim razem rozwaliłam jego Schectera o ziemię nie daje mi go do rąk.
Cały czas zastanawiałam się gdzie Matt i Haner wytrzasnęli takie laski. Przecież ani to ładne, ani zgrabne. Valary cały czas się śmieję, nawet z byle jakiej rzeczy, a Michelle jej wtóruje, wszystko od niej odgapia i nawet stara się mówić tak jak ona. Coś mi tu nie gra, ale może są w porządku, gdy pozna się je lepiej, bo nie wierzę, żeby Matt latał za taką pustą lalą.
- Za dwie minuty wchodzicie. Macie niezłą widownię! – zaśmiał sie jeden z organizatorów
- Misiu, zagracie ten cover, który ćwiczyliście w garażu? – myślałam, że zwymiotuję, gdy usłyszałam jak Val zwraca się do Matta.
- Pantery? – otworzyłam szeroko buzię
- Zagracie walk?! – pisnęłam
- Na to wygląda. Mamy go w setliście – wyszczerzyłam zęby i dałam buziaka w policzek Jimmiemu.
- To tak dla szczęścia – pogłaskał mnie po głowie i wyszedł na scenę
- A ja to już nie dostanę? – Matt popatrzyła na mnie, a ja wywróciłam oczami
- Ja ci dam kochanie! – odwróciłam się na pięcie jak tylko zobaczyłam, że Val biegnie do Matta
- Wchodzicie – operator zaczął wpuszczać chłopaków na scenę i nie wiem jakim cudem się w nich zaplątałam i wylądowałam na scenie. Zobaczyłam tysiące ludzi, jak nie miliony. Przestrzeń przed sceną wypełniona była zajebiście pozytywną energią, świetnymi ludźmi, którzy skandowali nazwę zespołu. Jakim cudem oni znaleźli tak liczną rzeszę fanów? Nigdy nie słyszałam piosenek napisanych przez nich, zawsze grali tylko covery innych zespołów. Może teraz będę miała okazję zobaczyć na co ich stać? Wybiegłam ze sceny prosto na backstage, gdzie spotkałam się z dwoma parami oczu, które zawistnie na mnie patrzyły.
- Trzymaj się od Matta z daleka – syknęła Val. Próbowałam powstrzymać śmiech, bo nie wiem dlaczego, ale ona uważa, że ja jej odbije chłopaka, który jest moim bratem. Uśmiechnęłam się lekko, ale zaraz usłyszałam drugą bliźniaczkę.
- A jak tylko dotkniesz Briana to się z nami policzysz – teraz to już nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem, otarłam łzy i po prostu od nich odeszłam, nie miałam zamiaru wdawać się z nimi w niepotrzebne dyskusje. Weszłam do kawiarni, zamówiłam kawę na wynos i szybko pobiegłam pod scenę.
            Chłopcy odwalili kawał dobrej roboty, nie sądziłam, ze ich kawałki będą tak dobre, nigdy w nich nie wierzyłam, uważałam, że to co robią jest tylko zabawą, ale jak zobaczyłam fanów, którzy dobrze bawią się przy ich muzyce, znają słowa utworów, a ich oczy wyrażają więcej niż tysiąc emocji byłam w niebie.
             Po koncercie znów czekało mnie sprzątanie po chłopakach. Zanim posprzątaliśmy cały sprzęt zabraliśmy się za staniki, majtki, pluszaki, koszulki, zdjęcia i spodenki od fanów. Oni chyba wychodzili stąd nago, bo pod tymi wszystkimi ubraniami nie byliśmy w stanie dostrzec jaka była podłoga na scenie.
- Matt, możemy porozmawiać? – popatrzyłam na niego ze smutkiem w oczach, ale się nie nabrał.
- Nie teraz, poczekaj – pociągnął Valary za sobą i zniknęli w toaletach.


Odcinek 5

Odcinek dedykowany Zmorce (dowiesz się dlaczego) , Ewelince, bo jest najlepsiejszą motywatorką na świecie i Neli, bo jest wspaniała ♥
Aaa no i Kaśś ... Zdrowiej! :)

             Otworzyłam jedno oko, bo nie zdołałam zrobić nic więcej, rolety były zasunięte, więc panował półmrok, a w pomieszczeniu pachniało jakoś inaczej. Nie tak jak zwykle, perfumami Matta tylko żelem do kąpieli. Odwróciłam się leniwie na drugi bok i zobaczyłam czerwoną różę w wazonie, a byłam pewna, że nic takiego tutaj nie stawiałam, ale znajdowały się też naleśniki i jakaś karteczka. Ktoś sobie tutaj żarty stroi. Uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam jeść naleśnika, otworzyłam karteczkę, w której znajdował się tylko numer telefonu i nieczytelny podpis. Wysunęłam dolną szczękę i opadłam na poduszki, przy okazji plamiąc całą pościel tłuszczem z naleśników. Wypierze się.
- Wstawaj! – podskoczyłam ze strachu i naciągnęłam kołdrę na głowę. Jimmy podszedł i zaczął mnie łaskotać, a ja wiłam się po całym łóżku jak wariatka.
- Przestań!! Przestań!! – wytarłam opadającą łzę na policzek.
- Ojej, popłakałaś się! – zachichotałam
- To ze śmiechu! Głupek – pacnęłam go w ramię
- Matt, Brian, Val i Michelle pojechali do muzycznego. Zostawili ciebie pod moją opieką – skrzyżowałam ręce na piersiach
- Nie mam dwunastu lat, żebyś musiał się mną opiekować – wplótł palce między włosy i szybkim ruchem wziął mnie na ręce, a ja pisnęłam na całe gardło.
- A może ja chcę? – uśmiechnął się i postawił mnie na podłogę.
            Swoją drogą to nie mam pojęcia po co dziewczyny pojechały z chłopakami do muzycznego, chyba, że to bliźniaczki nierozłączki, które wszystko wszędzie robią razem i nie mówią w liczbie pojedynczej. Znam takie przypadki i to aż za dobrze, całe szczęście nie utrzymuję kontaktu z tymi ludźmi, bo chyba bym oszalała i powyrywała sobie wszystkie włosy.
- Słońce, skoro nie masz z kim jechać na koncert to może ja cię zabiorę? – spojrzałam na niego nieco zdziwiona.
- Jimmy, wy przecież macie koncert, a Ron już zaproponował, że mnie zabierze
- No właśnie koncert jest odwołany, bo knajpa, w której mieliśmy grać niedawno splajtowała – popatrzyłam na niego z miną zbitego psa, bo nawet tak się czułam. Co ja teraz niby powiem Ronowi?
- No, ale wiesz co, nie chcę być niemiła w stosunku do Paula
- Może pojechać nami, przecież wiesz, że uwielbiam Megadeth i nie przepuściłbym takiej okazji, przy okazji zabierzemy Johnnego, bo słyszałem, że między wami jest już w porządku
- Wyjaśniliśmy sobie parę spraw, jeżeli nie będziesz miał nic przeciwko, że zabiorę Rona to byłabym ci bardzo wdzięczna. Pójdę zaraz do niego – złapał mnie za nadgarstek i nie puścił dopóki nie popatrzyłam w jego oczy
- Johnny tutaj zaraz będzie – puknął mnie w ramię – Nigdzie nie idziesz
- Jimmy czuję się jak w pułapce – spojrzałam na niego z zakłopotaniem. Przycisnął mnie całym swoim ciężarem do ściany i oparł ręce obok mojej głowy. Wstrzymałam oddech.
- Teraz możesz się tak czuć. Nigdy, pamiętaj, nigdy nie możesz tak czuć się przy mnie. Musisz wiedzieć, że ze mną nic ci nie grozi – przejechał palcem po moim policzku, a ja momentalnie odetchnęłam. Dobrze jest mieć przy sobie kogoś takiego. Znam Jimmiego już dobre trzy lata i jeszcze ani razu się na nim nie zawiodłam, to dlaczego cały czas się boję? Boję się mu zaufać, bo wiem, że gdy to zrobię stracę kontrolę nad swoim życiem. Nie oszukam się, bo wiem, że nie mogę dać mężczyźnie wszystkiego czego ode mnie oczekuje. Nie wiem co to znaczy kochać, bo poza braterską miłością nie znam żadnej innej.
- Zaraz, po co Johnny ma tutaj przyjść? – zastanowiłam się przez chwilę
- Przyjedzie ze swoją siostrą, Alice. Poznasz ją, bo skoro Irmina i Noemi wyjechały to może znajdziesz w niej bratnią duszę i będziecie sobie razem jeździć na zakupy – zaśmiałam się głośno
- Czy naprawdę kobiety kojarzą się wam tylko i wyłącznie z zakupami? – popatrzył na mnie ze zdziwieniem
- Oczywiście, że nie – ale kłamczuch, ja mu dam.
- Jasne! Jeszcze zmyślasz – zaczęłam go łaskotać, pociągnął mnie za sobą na materac i zaczęliśmy nawzajem się łaskotać. Mocno machnęłam ręką i przez przypadek Jimmy oberwał w wargę, z której zaczęła intensywnie lecieć krew.
- Boże Jimmy! Ty krwawisz!- odskoczyłam od niego jak poparzona i wyjęłam paczkę chusteczek z nocnej szafki
- Rose, nic się nie stało. Ty lepiej mi powiedz co się stało z moimi plecami, że tak cholernie mnie pieką – odwrócił się i podciągnął koszulkę do góry. Zakryłam usta dłonią i otworzyłam szeroko oczy. Caluteńkie plecy miał podrapane, w niektórych miejscach była nawet zdarta skóra.
- Przepraszam – pisnęłam cicho i opadłam na poduszki
- Podrapane?
- Cholernie – wplotłam palce we włosy i nerwowo rozejrzałam się po pokoju.
- To nic takiego – uśmiechnął się i naciągnął koszulkę na ciało. Taki jest właśnie Jimmy, nie da po sobie poznać, że cokolwiek go boli, że cierpi. Wszystko zawsze zachowuje dla siebie, nie wyjawia swoich zmartwień przyjaciołom, czasami mnie to niepokoi, bo nic nie mogę poradzić, gdy jest zły lub smutny.
- Kiedy Johnny będzie? – przygryzłam wargę i zeszłam z łóżka.
- Nie wiem – usłyszałam pukanie do drzwi.
- Chyba właśnie teraz – zaśmiałam się i zbiegłam na dół naciągając na siebie mój wysłużony kremowy sweter. Nigdy nie denerwowałam się tak przed spotkaniem któregokolwiek z członków zespołu, ale tym razem dość mocno przeżyłam wizytę Alice. Dużo się o niej nasłuchałam, ale tylko miłych rzeczy, bo Jimmy stwierdził, że sama muszę doszukać się u niej wad. Otworzyłam drzwi, a przed nimi stał Johnny z butelką wina, a zza jego pleców wyszła drobna blondynka, zupełnie niepodobna do Christa.
- Cześć, jestem Alice – podała mi szybko rękę zanim w ogóle zdążyłam się odezwać
- Cz.. Cześć, jestem Rose – otworzyłam drzwi na oścież i wpuściłam ich do środka. Podałam rękę Johnnemu i wyjęłam kieliszki z szafki.
- Po co ci aż pięć? – odwróciłam się i zauważyłam, że Jimmy z Johnnym się gdzieś wybierają
- A wy gdzie idziecie? – zapytałam odkładając niepotrzebne kieliszki na miejsce.
- Musimy załatwić jedną sprawę w garażu, ale będziemy za jakieś pół godziny, wypijcie wino – uśmiechnął się Johnny, albo mi sie zdaje, że on coś kombinuje, albo naprawdę tak jest.
- Oni chyba chcą nas upić, a potem coś z nami zrobią, mówię ci – Alice w końcu się odezwała i posłała mi promienny uśmiech, w którym zauważyłam trochę Johnnego, bo mieli identyczny wyraz twarzy, gdy się uśmiechali.
- Nie mów, bo naprawdę tak będzie. Po co oni poleźli do tego garażu? – odkorkowałam butelkę i nalałam wina do kieliszków
- Nie ten adres, nie mam pojęcia – zaśmiałam się i usłyszałam, że klucz w zamku od drzwi wejściowych się obraca. Przecież nie zamykałam drzwi. Jacyś zamaskowani kolesie wpadli do domu i zaczęli wymachiwać bronią. Momentalnie wpadłam w panikę i zaczęłam głośno piszczeć, a za plecami słyszałam tylko bluźnierstwa Alice, jadaczka jej się nie zamykała, a z jej ust padały coraz gorsze słowa.
- Na ziemię! – otworzyłam szeroko oczy jak wysoki mięśniak zaczął do nas podchodzić. Upadłam na podłogę i zaczęłam głośno oddychać
- Co tu się kurwa dzieje? Wypierdalać z tego domu! – usłyszałam głos … Briana?! Co on do cholery tutaj robił?
- Na ziemię i nie pierdol – zauważyłam jak jeden osiłek przyłożył Hanerowi pistolet do głowy. Zamknęłam oczy i tylko wsłuchiwałam się w niebezpieczną ciszę.
- Tą zabawką to sobie możesz na podwórku wymachiwać, a nie kurwa w domu cywilizowanych ludzi. Wypierdalaj! – otworzyłam jedno oko i zobaczyłam, że jeden, najniższy, leży na podłodze. Co do cholery? – Jak chcecie sobie urządzać przedstawienia to nie właściwy adres, teatrzyk jest dwie przecznice dalej – zaczęłam sie modlić żeby Matt przyszedł do domu – Jeszcze tu kurwa jesteście? – usłyszałam po chwili. Odwróciłam się na plecy jak tylko usłyszałam, że drzwi wejściowe się zatrzaskują. Takiego pecha mogę mieć tylko ja.
- Rose? Gdzie jesteś – o nie, jeszcze tego brakowało. Przeturlałam się jak najbliżej sofy, żeby mnie nie zauważył, ale nie wiem po co mi to było skoro i tak Alice mnie wydała.
- Brian tu jest. Boże, jakie to szczęście, że tutaj przyszedłeś – zobaczyłam jak Alice daje mu buziaka w policzek, a ja wstałam ostrożnie z podłogi, ale po drodze uderzyłam się w blat stołu i z powrotem upadłam na podłogę. Absurd, kurwa, absurd!. Chyba zacznę chodzić do kościoła, bo to jest niemożliwe żebym miała takiego pecha. Nie przypominam sobie, żebym rozsypała sól, albo rozbiła lustro. Przesądy przesądami, ale ja naprawdę się teraz martwię o swoje zdrowie.
- Rose, nic ci nie jest? – kucnął obok mnie i podał mi rękę. Skrzywiłam się i uniosłam brew.   
- Sama sobie poradzę – warknęłam. Nie ma mowy, że będę się użerać z jakimś pieprzonym gitarzystą, mam swoją godność i nie będę się przed nim poniżać, to że uratował mnie, a raczej nas z pułapki nie świadczy o tym, że mam go traktować jak jakiegoś świętego, albo Boga. O nie, nie. Tym razem bardziej ostrożnie wstałam i opadłam na sofę, ale szybko z niej wstałam i wybiegłam z domu, w kapciach i rozciągniętym sweterku. Dotarłam do garażu chłopaków, w którym siedział tylko Johnny.
- Gdzie jest Jimmy? – starałam sie złapać oddech
- Nie wiem, wyszedł gdzieś. Zostawiłaś Alice samą?! – krzyknął, a ja otworzyłam buzię. To jest Gnomek? On potrafi tak krzyknąć?
- Z Hanerem została u mnie w domu. Johnny! Jak się wystraszyłam, gdyby nie Brian jacyś goście rozpieprzyliby mi mieszkanie i być może porwaliby mnie i Alice.
- O czym ty gadasz? – wstał z krzesła, a ja szybko schowałam się za perkusją.
- Spokojnie! – przestraszyłam się go – Haner wszystko opanował, ale mi do teraz się łapy trzęsą
- Chodź – złapał mnie za biodra i posadził na krzesło – Trzymaj tutaj herbatę, jeszcze nikt z niej nie pił to może być twoja, uspokój się i wszystko mi opowiedz. – odetchnęłam i upiłam łyk gorącej herbaty, muszę przyznać, że trochę mnie to uspokoiło. Opowiedziałam mu całą sytuację, a ten zareagował śmiechem
- I co cię tak bawi? – naburmuszyłam się i rzuciłam w niego kapciem
- Bo dzisiaj jest pierwszy kwietnia! – zaśmiał się
- No i co? – odstawiłam kubek na biurko i poszłam po mojego kapcia
- To był Matt i Jimmy – wytrzeszczyłam oczy jak najbardziej mogłam
- Ja o mało co na zawał nie zeszłam!! I co wam przyszło do głowy, żeby to Haner nas uratował? – wywróciłam oczami
- Prima aprilis! – skrzywiłam się i zaczęłam go okładać kapciem – Każdy wie, że nie znosisz Hanera, a jego obecność jeszcze bardziej cie miała rozzłościć – oni nie wiedzą w jakie gówno się wpakowali. Zemsta będzie słodka!