Odcinek 28



- Jimmy! – pisnęłam wchodząc chwiejnym krokiem do autobusu.
- No mogę teraz
Spojrzałam w jego stronę i zauważyłam, że siedzi z jakąś tlenioną blondyną, a gdy nasz wzrok się spotkał zmrużyłam oczy. Założyłam ręce na piersi i odważnie ruszyłam w stronę sypialni. Zostawiłam tam swoje niedokończone piwo, więc chciałam je skończyć i położyć się spać, bo moje powieki powoli robiły się coraz cięższe. Nie patrząc na to co dzieje się wokół otworzyłam drzwi na oścież i wzięłam butelkę z komody, która znajdowała się tuż przy wejściu. Jednak, gdy chciałam wyjść zobaczyłam Briana… który siedział w samych bokserkach. Jednak najgorsze było to, że wyglądał jak trup, który właśnie wciągał przez nos biały proszek.
- Co ty kurwa robisz? – wybełkotałam i podeszłam do niego najszybciej jak mogłam – Zostaw to świństwo – strąciłam ręką tackę z jego kolan i wyrwałam mu z ręki banknot zwinięty w rulon.
- Zostaw to – powiedział cichym i zrozpaczonym głosem
- Nie mogę tego zostawić. To ściągnie cię na sam dół - wrzasnęłam
Nie mogłam uwierzyć w to co widziałam. To był wrak człowieka. Dopiero teraz zauważyłam jego wystające żebra, chude uda i podkrążone oczy. Nigdy wcześniej nie przypuszczałam, że taki facet jak on może mieć jakieś kłopoty. Sprawiał wrażenie pewnego siebie i szczęśliwego mężczyzny. Kiedy jego zmęczone oczy spojrzały w głąb moich, moje serce pękło na milion kawałeczków. Krył się w nich ból, żal i smutek. Nie doszukałam się w nich żadnego szczęścia. Nie wiem dlaczego, ale chciałabym, żeby był szczęśliwy, chociaż wiem, że dzięki mnie niewiele się zmieni.
Boże dlaczego ten człowiek tak na mnie działa? Dlaczego to wszystko co było kiedyś tak po prostu nie zniknęło? Cały czas czuję, że w jego towarzystwie otwiera się ta część mnie, która siedzi ukryta gdzieś głęboko. Jego wzrok nadal działa na mnie tak jak kiedyś… Nie umiem się opanować, a może wcale nie chcę?
            Wpatrując się w jego czekoladowe oczy miałam ochotę złożyć pocałunek na jego cudownych, wąskich ustach. Alkohol zrobił swoje, bo zrobiłam to na co miałam ochotę. Kiedy tylko nasze usta się zbliżyły Brian przyciągnął mnie do siebie i oboje wylądowaliśmy na łóżku. Miałam na niego wielką ochotę, nigdy wcześniej nie odczuwałam czegoś takiego, ale jego usta były tak cudowne, że pragnęłam, aby składał swoje pocałunki na całym moim ciele. Kiedy jeździłam palcami po jego plecach on tak cudownie mruczał, to było jak czysta muzyka, mogłabym się w to wsłuchiwać godzinami. Założę się, że robił to nieświadomie.
- Rose, nie masz pojęcia jak długo czekałem na taką chwilę. Nawet nie wiesz ile sprawiasz mi radości będąc przy mnie, przytulając mnie, całując – wyszeptał mi do ucha.
Momentalnie zesztywniałam. Można powiedzieć, że wytrzeźwiałam. W jednym momencie wybiegłam z sypialni i ruszyłam w stronę wyjścia. Wybiegłam przed autobus i usiadłam przy jednym z kół. Wplotłam sobie palce we włosy i skuliłam się jak najbardziej umiałam. Nie spodziewałam sie takich słów, nie chciałam ich usłyszeć. Owszem, jak każda kobieta bardzo chciałam je usłyszeć… ale nie od niego. On jest najbardziej niebezpiecznym człowiekiem jakiego poznałam. Nie mogę mu ufać, nie chcę. Boję się, że będzie tak samo jak było kiedyś… Że znowu mnie skrzywdzi, potraktuje jak ostatnią szmatę. Wyjęłam telefon z kieszeni, a kiedy spojrzałam na wyświetlacz moje oczy powiększyły się do granic możliwości.
Pięćdziesiąt sześć połączeń nieodebranych i dwanaście wiadomości. Nie zdziwiłam się, gdy zobaczyłam, że wszystkie są od Alexa. Jednak przestałam być spokojna i opanowana, gdy smsy przeobraziły się w pogróżki. Dwa ostatnie smsy były najgorsze, nie mogłam uwierzyć w co się wpakowałam.   

Wiadomość od Alex:
Myślisz suko, że mnie unikniesz? Starałem się być miły. Nie rozumiesz, że się martwię? A może nie tyle o ciebie co o to, że dałem ci tyle pieniędzy za taki marny seks. Myślałaś, że byłem bezinteresowny? To się pomyliłaś. Albo oddasz mi połowę pieniędzy, albo natychmiast się ze mną spotkasz.  

Wiadomość od Alex:
Pamiętaj, że wiem o tobie wszystko, to gdzie mieszkasz, jaki jest twój numer. Wszyscy mogą sie dowiedzieć w jaki sposób zarobiłaś swoje pierwsze pieniądze. Nie wywiniesz się, bo nagrałem cały nasz pierwszy raz.

Ostatnia wiadomość była naprawdę przerażająca. Nie wiedziałam co mam o tym myśleć i czy mu wierzyć. Nic nie mówił o tym, że to nagrywa, nie wspominał o niczym. Mam mieszane uczucia. Co ja mam zrobić? Przecież nie powiem o tym Mattowi, mam rozum. Chociaż w takich sytuacjach akurat właśnie nad tym się zastanawiam… Bo czasami podejmuję decyzje, które niekoniecznie świadczą o tym, że potrafię z niego korzystać. Z całej tej bezsilności uroniłam kilka łez, ale nie chciałam, żeby ktoś zauważył moje gorsze chwile, więc szybko się otrząsnęłam. Weszłam do kabiny kierowcy i usiadłam na siedzeniu pasażera. Nie chciałam, żeby zadawał mi jakiekolwiek pytania, chociaż on chyba nie miał ochoty na rozmowę. Byłam mu za to bardzo wdzięczna. Oparłam się o zimną szybę i zasnęłam. Nawet nie wiem kiedy ruszyliśmy w dalszą drogę. Obudziłam się, gdy już było widno. Skacowana spojrzałam na kierowcę i przelotnie sie uśmiechnęłam. Wstałam powoli z siedzenia i mocno się przeciągnęłam. Wyszłam z kabiny, a moim oczom ukazał się okropny widok. Jimmy i jego blondyna leżeli na kanapie, Matt i Violet spali na podłodze, a Zacky wymiotował w ubikacji. Nie chciałam nawet wchodzić do sypialni, czułam się głupio po tym co wczoraj zrobiłam i po tym co usłyszałam. Nie mogłam wyrzucić tych słów z głowy, cały czas obijały się echem.
Kiedy zrobiliśmy sobie postój przy jednej z przydrożnych kawiarni chłopcy wypadli z autobusu jak poparzeni, Wszyscy zaczęli wymiotować na parkingu, a ja podeszłam do kelnerki i zamówiłam jedzenie na wynos. Usiadłam przy najbliższym stoliku i wyjęłam telefon z kieszeni. Spoglądając na dwie ostatnie wiadomości wybuchnęłam przeraźliwym płaczem. Miałam nadzieję, że to wszystko okaże się jednym okropnym koszmarem. Jednak nadzieja matką głupich.
- Co się dzieje? – usłyszałam za plecami głos Briana.
Nie, tylko nie on. O Boże, jak ja mu spojrzę w oczy? Co on sobie pomyśli? Schowałam twarz w dłoniach i nawet nie zauważyłam, że Brian przysiadł się do mojego stolika. Gdzie mój telefon? Przecież nie mogę pozwolić na to, żeby przypadkiem zachciało mu się przejrzeć moje korespondencje. Podniosłam głowę i… szlag jasny by to trafił, kurwa mać.
- Zostaw to – wyrwałam mu telefon z ręki
- Rose, kim jest ten koleś? Czemu on cię szantażuje? – chwycił mnie za rękę, ja jednak szybko ją wyrwałam.
- Nie twój zasrany interes ty wścibski kretynie – wrzasnęłam i chciałam wstać od stołu. Jednak Brian pociągnął mnie za rękę i nie miałam możliwości od niego odejść.
- Albo mi powiesz o co chodzi, albo już nigdy się ode mnie nie uwolnisz – warknął – Wybieraj
Co ja mam zrobić? Mam mu powiedzieć że przespałam się z kolesiem za kasę? Z kogo on mnie weźmie? Za pierwszą lepszą i łatwą idiotkę. Nie mogę mu wcisnąć żadnego kitu, to wszystko co przeczytał mówi samo za siebie.
- Nie mogę ci tego powiedzieć – powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
Spojrzał na mnie i uniósł brew.
- Ty chyba sobie żartujesz, że zostaniesz sama z problemami. Nie pozwolę na to. Rozumiesz? – chwycił mnie za rękę, tym razem mocniej, tak że nie miałam możliwości jej wyrwać. Jednak ja nie chciałam jej wyrywać. Nieświadomie chyba chciałam, żeby mi pomógł.
- Nie rozumiesz, że to jest dla mnie trudny temat? Nie chcę o tym rozmawiać na parkingu przy kawiarni.
- Ja ci tego nie odpuszczę. Musimy o tym porozmawiać, przecież widzę, że ewidentnie cię coś trapi
- Nie wiem czy chcesz o tym wiedzieć
- Chcę ci pomóc – kąciki jego ust lekko się uniosły
- Brian… Ja też wiem, że masz kłopoty. Wczoraj na własne oczy widziałam
- Nie przywołuj tego tematu, proszę – spuścił wzrok w dół
- Myślisz, że załatwianie problemów w taki sposób jest w porządku?
- Nie pouczaj mnie. Nie wiem co przeskrobałaś ale i tak cie z tego wyspowiadam
- Zapomnij – warknęłam i wstałam od stołu
- Nie zapomnę, myślisz, że się o ciebie nie martwię?
- Myślę, że nie. Po tym co kiedyś mi zrobiłeś – odeszłam od stolika i odebrałam jedzenie od kelnerki.
- Będziesz to rozpamiętywać? – krzyknął za mną
Pokazałam mu środkowy palec i weszłam do autobusu. Kiedy rozdałam wszystkim jedzenie została tylko porcja dla mnie i Briana, którą zostawiłam na stoliku w głównym przejściu, a sama poszłam do sypialni. Nie wiem nawet kiedy, ale Brian złapał mnie za plecy i wciągnął do sypialni. Zamykając drzwi odłożył swoje jedzenie na komodę i jednym krokiem znalazł się przy mnie.
- Mów wszystko. Ze szczegółami.
- Brian ja… - nie dokończyłam, bo przerwał mi pocałunkiem. Nie wiedziałam dlaczego to zrobił, ale chyba chciał dodać mi odwagi, coś mu nie wyszło, bo tylko bardziej się zawstydziłam.
- Proszę cię – pogłaskał mnie po policzku
- Ale obiecaj mi, że nikomu tego nie powiesz.
- Nie powiem. Obiecuję, w zamian za to ja opowiem ci coś o mnie.
Popatrzyłam na niego, ale zaraz jego obraz rozmazały mi łzy kumulujące się w moich oczach. Z ciężkim sercem wszystko mu opowiedziałam, jak mówić to wszystko. W końcu może spadnie mi kamień z serca i lepiej się poczuję. Z każdym moim słowem jego oczy stawały się coraz większe. Kiedy skończyłam opowiadać pokazałam mu wszystkie smsy, które dostałam od Alexa. Czasami dławiłam się łzami, bo to wszystko powoli mnie przerastało.
- Boże, Rosie. Nie przypuszczałem… Nie wyobrażałem sobie, że ta sytuacja jest aż tak poważna. Co ci przyszło do głowy, żeby robić coś tak nieodpowiedzialnego? Przecież ten facet mógł być psychopatą, albo cię zgwałcić.
- Brian nie musisz mi tego mówić, jestem w pełni świadoma tego co zrobiłam. Chciałam pomóc Zackiemu. On oferował bardzo duże pieniądze, które akurat wystarczyły na spłatę operacji – westchnęłam i pociągnęłam nosem
Brian wyglądał jakby faktycznie przejmował się tą całą sytuacją. Nigdy nie przypuszczałabym, że zrobi to na nim jakiekolwiek wrażenie.
- To ty opłaciłaś tą operacje? Zacky i Matt wiedzą? – spytał
- Tak ja. Zacky tylko o tym wie, Mattowi nie mam zamiaru o tym powiedzieć. Wyobrażasz sobie co on by mi zrobił? Zeżarłby mnie z kościami, uziemił w domu, przykuł do kaloryfera – westchnęłam
- Zrobiłaś to tylko dlatego, że chciałaś pomóc Zackiemu?
- Nie myśl sobie, że jestem zimną suką i za wszelką cenę chciałam go zranić. Ja nie chciałam nawet się z nim rozstać, ale po co miałabym być z kimś kogo nie kocham? To znaczy kocham, ale tylko jak brata.
- Rozumiem. Jest mi teraz cholernie głupio – wplótł sobie palce we włosy i zmrużył oczy.
- Za co? – uniosłam brew
- Za całą tą sytuacją… Kiedy wszystko mu powiedziałem. To było takie kretyńskie
- No nie powiem, że nie było mi przykro
- I jeszcze po tym cały ten twój wypadek… Boże jestem dupkiem – westchnął
- Przestań – pacnęłam go w ramię
- Sama tak uważasz, więc nie wiem dlaczego karzesz mi przestać
- Zawsze uważałam, że jesteś pewny siebie i zdeterminowany. To, że kiedyś zrobiłeś świństwo, no dobra… parę świństw to nie znaczy, że masz wmawiać sobie, że jesteś najgorszy. Zobacz, odniosłeś sukces, jesteś w trasie, niektórzy uważają nawet, że będziesz najlepszym gitarzystą.
- Ale odkąd pamiętam zawsze byłaś do mnie negatywnie nastawiona
Spojrzałam na niego, ale momentalnie spuściłam wzrok.
- Może dlatego, że zawsze ci zazdrościłam – mruknęłam    
- Czego? Słuchaj, jesteś ładna, inteligentna…
- Przestań pieprzyć. Dobrze wiem, że wszyscy uważają, że jestem rozwydrzonym bachorem, który polega tylko na swoim bracie
- To może zacznij robić tak, żeby przestali tak uważać. Wierzę, że potrafisz sama zająć się swoim życiem.
- Brian… A co z twoim życiem? – spojrzałam na niego, a w głowie pojawiła mi się jego wczorajsza chuda sylwetka i podkrążone oczy.
- Rose, zrozum, że chociażbym chciał to nie potrafię tego odstawić. To daje mi wolność, uwalnia mnie od problemów. Czasami w taki sposób się odprężam.
- To cię może zabić! – krzyknęłam
- Przestań wrzeszczeć. Dobrze wiem co to może mi zrobić, ale uwierz, że znam swój umiar – złapał mnie za rękę
- Pieprzenie – mruknęłam
- No a co cię ciągnęło, żebyś przespała się z tym kolesiem?
Akurat kiedy o nim wspomniał przyszedł do mnie sms.

Wiadomość od Alex:
Teraz suko możesz mnie nie błagać o wybaczenie. Film poszedł do sieci. Masz szczęście, że z cenzurą. Teraz albo oddasz mi pieniądze, albo zrobię tak, że cenzura zniknie, a ty będziesz pogrążona do końca życia.
      

Odcinek 27

            Odcinek dedykowany moim dwóm solenizantkom, co prawda jedna z nich miała je wczoraj, ale to i tak się liczy!! :)) 
Ewelinka i Kasia, wszystkiego jeszcze raz moje ukochane!



      Czy ja przed chwilą chciałam pocałować Briana? Głupia, co ja sobie myślałam? Chociaż w sumie to on chyba chciał tego samego… Nie, to jest niemożliwe. Co we mnie wstąpiło? Przecież on kiedyś chciał mnie wykorzystać, wyrządził mi ogromną krzywdę. Przez to wszystko teraz cały ten wyjazd w trasę jest dla mnie absurdalny i totalnie niepotrzebny. Nie wiem czy chcę jechać, chociażby ze względu na dawne czasy. Nie potrafię przestać widzieć w nim tego co widziałam te parę lat temu. Nadal jest dla mnie przystojnym i niegrzecznym chłopcem, ale co z tego skoro pokazał jaki jest naprawdę? Wszystkie bzdury z tym, że się zmienił nie przekonają mnie do niego, nie ma mowy. Może i jestem naiwna, ale nie dam sobie w kaszę dmuchać byle gitarzyście. Przystojnemu gitarzyście… Dobra nie ważne. Jaki by nie był mam go głęboko gdzieś. Nie zamąci mi znowu w głowie.
- Chyba powinnam już iść – powiedziałam wstając szybko. Z racji tego, ze zrobiło się trochę chłodniej zasunęłam bluzę pod samą szyję. 
- Coś się stało? – spytał
Pokiwałam przecząco głową i wyszłam z altanki. Odetchnęłam z ulgą i podziękowałam w duchu Alexowi, że przysłał mi wtedy smsa. Na którego z resztą nie miałam zamiaru odpisywać.
Zeszłam ze stromych schodów i udałam się prosto do samochodu. Po drodze do domu wstąpiłam do sklepu i zrobiłam małe zakupy na szybki obiad.
            Zaparkowałam auto przed domem i weszłam do środka. Zasłonięta dużymi, papierowymi torbami nie widziałam nawet gdzie jest klamka… a miałam zrobić tylko małe zakupy, no kto by pomyślał. Wchodząc potknęłam się o coś czerwonego.
- Maaaaatt!! – krzyknęłam – Złaź ty natychmiast!
- Idę idę – zszedł ze schodów i wziął ode mnie zakupy. Był w samych bokserkach. Podniosłam czerwony materiał, który okazał się być czerwonymi stringami. Wzdrygnęłam się i strzeliłam nimi w stronę Matta. Wylądowały na jego głowie.
- Znowu sobie jakieś panienki… - nie dokończyłam, bo właśnie w tym momencie do pokoju weszła Valary – sprowadzasz – dokończyłam.
Uśmiechnęła się do mnie, a ja odwzajemniłam uśmiech, szkoda, że był sztuczny. Chociaż nie wiem dla kogo szkoda, bo raczej nie dla mnie.

Tydzień później, dzień przed trasą.

- Nie wyrobimy się, mówię wam – krzyczał Matt biegając po studiu, czasami łapał się za głowę, jakby to miało mu pomóc.
Moim zadaniem było trzymanie bardzo ważnych dokumentów. Czułam się jak pani prezes, bo miałam na nosie okulary, które zakładałam tylko do czytania. Teraz była taka potrzeba, bo musiałam sprawdzać sprzęt i odhaczać czy wszystko jest zgodne z listą.
- Przestań pieprzyć Sanders, wyjeżdżamy za cztery godziny. Wszystko było systematycznie przygotowywane przez tydzień – potrząsnął nim Jimmy.
Dzięki Bogu, bo myślałam, że ja to będę musiała zrobić. Swoją drogą nadal jestem na niego zdenerwowana, że sypia z Val. Ona jest chyba naiwna, że Matt będzie jej wierny, przecież ta trasa to początek całej jego zdrady. Powinna chyba uderzyć się z całej siły w łeb jeżeli myśli, że ten związek ma jakiekolwiek szanse.
- Może i masz rację… - usiadł na sofie i przetarł twarz dłońmi – Boję się, że wszystko szlag trafi
- A kopnąć cię w dupsko? Bo jestem skłonny żeby to zrobić. Jak zwykle twoje pierdu lamentu odzywa się parę godzin przed wielkim wydarzeniem. Nasz pierwszy koncert według ciebie też miał być porażką, i co? Ludzie nas pokochali, stary. Nie możesz tak po prostu się teraz wycofać, ludzie na ciebie liczą, kupili bilety, zabukowali pokoje w hotelach. Za co oni nas wezmą jeżeli się poddasz? Za nic nie warte i niedotrzymujące słowa szumowiny. Nie po to tyle czasu nad tym siedziałem, żeby teraz tak po prostu wszystko stracić – Jimmy usiadł obok niego i poklepał go po plecach. Przyglądałam się temu kątem oka. Wiem, że nie ładnie tak podsłuchiwać, ale gdybym miała teraz wybrać czyjąś stronę zdecydowanie byłby to Jimmy. Pamiętam jak Matt po raz pierwszy przyszedł do mnie i powiedział o całej idei zespołu. Byłam przeciwna, a teraz? Jestem zdecydowanie na tak. Słyszałam ich muzykę, wiem co robią i uważam, że to największe i najlepsze gówno jakie udało im się do tej pory zrobić. Złote gówno, tak bym to nazwała.
- Rose? – usłyszałam za sobą głos
Odwróciłam się i zobaczyłam samego Briana… Nie wiem czy mam się śmiać czy płakać. Chyba wybiorę tą drugą opcję.
- No ja? – spytałam ironicznie
- Nie poznałem cię w tych włosach… i okularach – popatrzył na mnie spode łba
Uniosłam brew, ach faktycznie, przecież obcięłam włosy. Postanowiłam, że zmienię coś na trasę, bo nie chciałam być cały czas tą samą Rose.
- Twarz mam nadal taką samą – odgryzłam się
- Ale z tyłu wyglądasz inaczej
- To tylko włosy – prychnęłam i wróciłam do poprzedniego zajęcia.
- Dlaczego jesteś taka niemiła?
Popatrzyłam na niego i założyłam ręce na piersi. Olałam to, że połowa kartek wypadła mi z ręki.
- Hmm pomyślmy, mam zacząć wyliczać?
- Nie możemy po prostu o tym zapomnieć?
- Nie? Nie Brian! – krzyknęłam -  Nie będziesz znowu się mną bawił, nie chcę tego, rozumiesz? – wyszeptałam przyciągając go za skrawek koszulki. Popatrzyłam mu prosto w oczy, a ta cholerna chęć posmakowania jego ust znowu wróciła. Rose, opanuj się do ciężkiej cholery! Puściłam go i zaczęłam zbierać kartki.
            Po trzech godzinach kompletowania ostatków sprzętu zostały nam tylko walizki i jedzenie na drogę. Muszę przygotować mój żołądek na miesięczne fast foodowanie i przyjmowanie dużych dawek alkoholu. Na samą myśl, aż mnie mdli. No trudno, przeżyję, najwyżej będę wymiotować na buty. Wzięłam ze sobą tonę zdrowego jedzenia i potrzebne mi ubrania. Chłopcy wzięli ze sobą po dwie torby, ja jako honorowa kobieta musiałam mieć ich aż pięć. Nie wiadomo co się kiedyś przyda, wszystko trzeba mieć pod ręką.
- Wy jeszcze nie siedzicie w autobusie?! – krzyknął Larry wpadając do studia.
- Nie bij! Już idziemy – Jimmy podniósł ręce do góry i położył bagaż podręczny na głowie – Patrzcie, nadaję się do cyrku – uśmiechnął się i w tym momencie walizka spadła mu na ziemię i wszystkie jego ciuchy wysypały się na podłogę – I chuj… - wymamrotał
Wszyscy wybuchnęliśmy przeraźliwie głośnym śmiechem, nawet Larry okazał resztki człowieczeństwa i też chichotał cichutko w kącie.
Włożyliśmy walizki do busa i wepchaliśmy się do niego wszyscy naraz. Zajęłam sypialnię i zamknęłam się w niej od środka. Za drzwiami słyszałam tylko lamenty chłopaków.
- Idźcie się bzykać do kibla! – wystawiłam głowę za drzwi i głośno prychnęłam.
- Ciekawe kto pierwszy się bzyknie – krzyknął Jimmy
- Na pewno nie ja! – odpowiedziałam i zaczęłam wypakowywać walizkę do szmacianej szafy. Gdy zrobiło się więcej miejsca otworzyłam sypialnię i wyszłam do chłopaków.
- Zaczynamy imprezę – uśmiechnął się Johnny kładąc na stolik flaszkę litrowej wódki
- To nie starczy – powiedział Jimmy i wyjął spod nóg jeszcze jedną wódkę o takiej samej pojemności. Już widziałam oczami przyszłości jak leżę pod tym stolikiem i ze wszystkiego się śmieję.
Chłopcy wyciągnęli szkło, przegryzki i popitkę. Nalali do każdej ze szklanek po tyle samo wódki i picia. Przygryzłam palec i zaczęłam współczuć chłopakom. Ale trudno, jak się bawić to się bawić. Pierwsza noc spędzona na jeździe, przynajmniej nie będzie mi trudno zasnąć. Jednak mam zamiar nie uchlać się do nieprzytomności. Muszę ustalić jakiś limit. Trzy drinki? Ok, to chyba wystarczająca ilość.
Jednym haustem wypiłam pierwszego drinka. Zakryłam buzię, bo zbierało mi się na wymioty. Wystawiłam język i czułam jakbym zionęła ogniem. Wzdrygnęłam się i postawiłam szklankę na stół. Po paru minutach w mojej głowie zaczęło się coś dziać. Stałam się bardziej otwarta, włączyłam muzykę w autokarze i zaczęłam tańczyć. Oczywiście był to normalny taniec… chociaż nie, robienie ruchu „ręka lata jak złamana” nie jest normalnym tańcem. Drugi drink. Zaczynam śpiewać. Trzeci drink. Połamany taniec i bełkoczący śpiew. Dalej trzymam się na nogach, więc jest dobrze. Pozwolę sobie na jeszcze jednego. To chyba był błąd.
Chłopcy bawili się tak samo dobrze jak ja, jednak oni byli już po kilkunastu drinkach, ja dopiero po czterech. Śmieszne, ale przynajmniej nie potrzebuję wlewać w siebie litry alkoholu żeby dobrze się bawić, miałam gdzieś jak wyglądam w obecnej chwili.
- Jimmy – zachichotałam – Weź mnie na barana
- Dobra, ale czekaj. Matt cię weźmie, a ja wam otworzę drzwi  - wybełkotał i chwiejącym się krokiem podszedł do kadłuba kierowcy – Kierowca! Stop!
- Chodź! – zaśmiałam się i wdrapałam się Mattowi na plecy
Zaśmialiśmy się oboje. Matt ruszył w stronę drzwi i niechcący przywaliłam twarzą o futrynę, chyba byliśmy za wysocy.
- Ty chujku – zaśmiałam się i objęłam swój nos. Zobaczyłam krew na ręce, ale zbytnio się tym nie przejęłam. Gdy próbowaliśmy wyjść na ulicę Matt wpadł na jakąś gościówę.
- Jak leziesz ty spierdolu?! – krzyknęła kobieta oblewając się kubkiem gorącej kawy
- O kurwa, Rose zejdź – zdjął mnie na asfalt i zaprosił panią do busa.
- Nie myśl sobie, że ujdzie ci to na sucho – okrzyczała go
- Przepraszam najmocniej, jestem w stanie nietrzeźwym, więc nie kontroluję tego co robię – uśmiechnął się – Matt – podał jej rękę
- Violet – uśmiechnęła się