Odcinek 30

  Ospała sięgnęłam po dzwoniący telefon i wyłączyłam budzik. Nie patrząc na zegarek wiedziałam, że jest już ósma i pora wstać. Nie otwierając oczu wyciągnęłam ręce nad głowe i głośno ziewnęłam.
- Ciii - uciszył mnie Brian i zarzucił rękę na moją szyję.
- Duszę się - ledwo z siebie wydusiłam
- Nie gadaj tyle tylko śpij - zniżył rękę na mój brzuch i przyciągnął mnie do siebie. Otulił mnie mocniej kołdrą i wtulił się w mój kark.
Nie pozostało mi nic innego jak tylko zrelaksować się i usnąć. Jednak moje myśli cały czas krążyły wokół jednego - Alexa. Te wszystkie wydarzenia działały na moją niekorzyść. Przez to wszystko bardzo schudłam, więc moje ciało nie wyglądało do końca kobieco. Znów czułam się jak dorastająca nastolatka. Dobrze, że chociaż temu leżącemu obok to nie przeszkadza.
Usłyszałam syczące drzwi od autobusu.
- Jesteśmy już na Florydzie! - usłyszałam zza drzwi.
Otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek. Dwunasta. No pięknie, nic nie zdążyłam ze sobą zrobić, a już jesteśmy na miejscu. Zerwałam się z materaca i sięgnęłam do walizki po ubrania. Wyjęłam pierwsze lepsze czarne jeansy i jakąś ciemną koszulkę. Nawet nie patrzyłam na jej nadruk. Ubierając się, jednocześnie czesałam włosy i myłam zęby - to się nazywa kobieca natura. Prychnęłam i zorientowałam się, że poplułam pastą lustro. No pięknie, wydawałoby się, że lepiej chyba być nie mogło. Jednak, gdy spojrzałam na koszulkę - okazało się, że jednak mogło - było na niej napisane "mam najlepszego brata na świecie". Matt dwa lata temu sprezentował mi ją na urodziny. Wzięłam ją tutaj tylko dlatego, że za każdym razem, gdy się pakuję Matt wrzuca mi ją do torby i ja nic nie mogę na to poradzić.
- Długo tam będziesz jeszcze siedzieć? - usłyszałam głos zza drzwi.
- Przed chwilą weszłam
- Wszyscy są w autobusie, więc dobrze by było gdybyś się pośpieszyła
- Daj mi jeszcze dwie minuty Spojrzałam w lusterko i zilustrowałam zaspaną twarz. To chyba nie czas na makijaż, ale zakryć worki pod oczami to nie grzech. Wyjęłam z kosmetyczki korektor i tusz. Lekko skorygowałam cienie pod oczami i podkreśliłam rzęsy. To powinno wstarczyć. Wyszłam z łazienki i uniosłam jedną brew. Co to za zebranie? Myślałam, że szczegóły koncertów ustalili przed wyjazdem w trasę. Gdy podeszłam do stołu zauważyłam, że Matt spogląda na moją koszulkę, a kąciki jego ust lekko się uniosły. Przy nim siedziała Violet i trzymała go pod rękę. Może w końcu Matt znalazł sobie kogoś na dłużej niż miesiąc.
- Usiądź - Brian pociągnął mnie za rękę i posadził sobie na kolanach. Jadną ręką objął mnie w pasie, a drugą ułożył na moim udzie. Wplotłam palce w jego włosy i zaczęłam się nimi dyskretnie bawić.
- Mam wam coś bardzo ważnego do powiedzenia - powiedział Matt wstając z kanapy - niestety dla niektórych - spojrzał na mnie - ta wiadomość może okazać się dość przykra. Dzisiaj rano Larry zadzwonił do mnie i przekazał mi, że załatwił nam studio. No i tu właśnie pojawia się kropka, bo studio znajduje się w Forks, więc nie pozostaje nam nic innego jak tylko przeprowadzka.
- Przecież to nie tak daleko Long Beach. Nie mogłoby znaleźć się inne wyjście? - spytał Johnny
- Obawiam się, że nie. To studio należy do ojca Larrego, który z grzeczności nam je odstąpił
- To w takim razie musimy znaleźć jakieś miejsce zamieszkania - stwierdził Jimmy wstając od stołu. Zaczął krążyć po autobusie i od czasu do czasu drapiąc się po głowie zaczął głęboko rozmyślać.
  Sama nie wiem co mam powiedzieć, ani jak mam się zachować. Byłoby mi trudno zostawić dom, który niedawno odremontowaliśmy. Bardzo się do niego przywiązałam, ale też nie chciałabym zostawić Matta samego. Chciałabym mieć z nim kontakt przez cały czas, bo kiedyś na pewno nasze drogi się rozejdą i zostanę sama. Z resztą nie chciałabym samotnie mieszkać w naszym domu. To byłoby okropnie dołujące, że nie miałabym się do kogo odezwać, ani z kim się wygłupiać. Może moglibyśmy go sprzedać za jakieś przyzwoite pieniądze i całkowicie przenieść się do Forks.
- A ty jak byś wolała, Rose? - głos Zackiego wyrwał mnie z myśli
- Co proszę? - spytałam zdezorientowana
- Zostawiłabyś dom i wyjechałabyś do Forks, czy raczej nie byłoby takiej możliwości?
- Jedno jest pewne. Nie zostanę w tym domu sama. Chociaż trudno jest mi podjąć tą decyzję tak od razu. Może musiałabym się z tym przespać, chyba, że potrzebujecie odpowiedzi na już.
- Nie. Larry dał nam czas do zakończenia trasy - wtrącił Matt
- Odpowiem wam jak podejmę właściwą dla mnie decyzję - westchnęłam.
Wstaliśmy od stołu i każdy rozszedł się tam, gdzie miał swój bagaż. Podróż dobiegła końca, więc musieliśmy się spakować i zanieść swoje rzeczy do hotelu, w którym byliśmy zameldowani. Dowiedziałam się, że zagościmy tutaj na tydzień, więc dobrze, że wzięłam parę lżejszych ubrań. Zatrzymaliśmy się w Jacksonville, czyli największym mieście na Florydzie. Muszę przyznać, że tutejszy klimat wywarł na mnie niemałe wrażenie. Od razu zaczęłam żałować, że ubrałam długie spodnie. Wiedziałam jak to się skończy, bo na zewnątrz było ponad 35 stopni.
- Każdy z nas ma osobny pokój, więc jak podejdziecie do recepcji to dostaniecie klucz. Wystarczy, że podacie swoje nazwisko - krzyknął Matt jednocześnie wyjmując bagaże z autobusu.
  Postąpiłam zgodnie z jego instrukcją, więc gdy recepcjonistka wydała mi klucz skierowałam się do pokoju numer 138. Kiedy weszłam do środka odjęło mi mowę. Cudownie wielkie okna wychodzące na zachód, które ciągnęły się od podłogi po sam sufit, przepiękny widok prywatnej plaży i ogromne łoże stojące na samym środku pokoju z baldachimem spuszczonym z sufitu. Wszystko utrzymywało się w jasnej tonacji co powodowało, że pokój wydawał się świeży. Miałam też prywatną łazienkę i garderobę. To wszystko zwaliło mnie z nóg. Nie sądziłam, że kiedykolwiek zapragnę zostać w takim miejscu na dłużej.
Zauważyłam, że w kącie stoi wieża stereo, a głośniki odchodzące od niej zostały rozmieszczone po całym pokoju. Od razu zaczęłam szukać w torbie jednej z pięciu płyt, które zawsze mam przy sobie. Trafiłam na Aerosmith. Włożyłam ją do napędu i zaraz cały pokój nabrał dla mnie jeszcze większej przyzwoitości.
Bujając się od czasu do czasu w rytm muzyki rozkładałam ubrania w garderobie, a do łazienki włożyłam kosmetyki. Korzystając z okazji wyprałam parę rzeczy, które nosiłam podczas podróży i rozwiesiłam je na kaloryferze w przedpokoju. Wyjęłam z bagażu podręcznego książkę, którą kupiłam przed wyjazdem i rzuciłam się na łóżko. Czytałam ją tak długo, aż za oknem pjawił się soczyście pomarańczowy kolor, który sygnalizował zachód słońca.
Zamknęłam książkę i usiadłam po turecku. Zaczęłam wpatrywać się w delikatne fale i promienie zachodzącego słońca. To wszystko komponowało się tak wspaniale, że miałam ochotę, aby czas się zatrzymał. Bujałam się lekko do rytmu muzyki i zamknęłam oczy, a kiedy poczułam ciepłe dłonie na ramionach uśmiechnęłam się do siebie.
- Proponuję spacer po plaży. Co ty na to?
- Jesteś dobrym pomysłodawcą - odwróciłam się w stronę Briana i pogłaskałam go po policzku.
- Akurat dziwnym trafem dostaliśmy pokoje obok siebie - zaśmiał się
- To dobrze, przynajmniej nie będziesz omijał tych pięknych zachodów - odparłam i odłożyłam książkę na stolik obok łóżka.
- Chodź - pociągnął mnie za rękę Jednym ruchem wyłączyłam wieżę i wsunęłam japonki na stopy. Zgarnęłam kartę do pokoju ze stolika i zamknęłam za nami drzwi.
Idąc obok niego wzdłuż brzegu byłam lekko zestresowana. Niezręczna cisza budowała we mnie lekki dyskomfort, ale podziękowałam w duchu, że Brian odważył się ją przerwać.
- Nie chciałem ci tego mówić, ale nie chciałbym zatajać przed tobą spraw w dużej mierze dotyczących ciebie i twojej przeszłości - popatrzyłam na niego, bo nie wiedziałam czego ta sprawa miałaby dotyczyć - chciałbym raz na zawsze wyjaśnić sprawę Alexa. Powiedziałem mu, że jeżeli jeszcze raz zbliży się do ciebie lub wyrządzi ci jakąkolwiek krzywdę zgłaszam całą tą sprawę do sądu. Wiem, że wtedy byłoby to dla ciebie trudne, bo musiałabyś wszystko powiedzieć Mattowi, ale nie musisz się martwić. Alex nie chce mieć kłopotów, ani tym bardziej spraw w sądzie. On po prostu mógłby mieć wtedy jeszcze większe kłopoty. Nie wiem dlaczego, nie pytałem. Najważniejsze jest to, że już więcej go nie zobaczysz - popatrzył przed siebie i westchnął - nie wiem z resztą dlaczego zrobiłaś coś tak nieodpowiedzialnego. My byliśmy w stanie zebrać te pieniądze. Mój tata mógłby nam pomóc, przecież jest muzykiem i zarabia na swoich utworach.
- Brian, to dla mnie trudne. Dziękuję ci, że pomogłeś mi w tej sprawie, gdyby nie ty to nie wiem w jaki sposób miałabym się go pozbyć. Te jego groźby były naprawdę okropne. Przez to wszystko zarywałam całe noce. Ja chciałam tylko pomóc Zackiemu. Wyrządziłam mu ogromną krzywdę, chciałam mu to w jakiś sposób wynagrodzić. To całe jego cierpienie. W końcu to przeze mnie Michelle... sam wiesz - spuściłam wzrok w dół
- Swoją drogą sam nie wiem jak mogłem być tak głupi i ślepy - kopnął piasek
- Nie rozumiem - Brian chwycił mnie za rękę i usiedliśmy na piasku.
- Ta cała Michelle. Nie wiem co ja w niej widziałem, może tylko tyle, że zaspokajała mnie w łóżku. Przeszedłem jakiś rodzaj zauroczenia, które i tak szybko minęło. Omotała mnie, miałem klapki na oczach, sądziłem, że jest najlepszą kobietą na świecie. Nienawidzę siebie przez to. Między innymi przez nią uzależniłem się od dragów - westchnął
- Nie chcesz się leczyć? Nie chciałabym pewnego razu wejść do twojego domu i zobaczyć cię martwego.
- Rose, rozmowa o tym nie jest dla mnie komfortowa. Nie lubię rozmawiać o swoich problemach, wolę zachować je dla siebie.
- No i właśnie między innymi dlatego jesteś dla mnie jedną wielką chodzącą zagadką - założyłam ręce na piersi.
Brian popatrzył na mnie i zaśmiał się głośno.
- Mała, gdybyś ty wiedziała ile lat ja próbuję cię rozgryźć
- Ty mnie? A co tu jest do rozgryzania?
- Jesteś jadną z niewielu dziewczyn, które nie dały mi się oprzeć. Każda, nawet ta najbardziej uparta mi się poddała. A ty? Jesteś jak niewinna owieczka, która stara bronić się przed wszystkim, a najbardziej przede mną. Ja wiem, że duży wpływ na to mają wydarzenia z przeszłości, ale to było kiedyś. Wyłem wtedy szczeniakiem, który chciał zaliczać wszystko co się rusza
- A teraz niby tak nie jest? - prychnęłam
- Teraz mam łatwy dostęp do kobiet. Wystarczy, że po koncercie wyciągnę którąś przez barierki i zaprowadzę do autobusu. Nie muszę ich nawet uwodzić. Na sam mój widok zdejmują majtki, więc nie potrzebuje żadnego większego wysiłku.
- Twój tata popiera to co robisz? Ten cały pomysł z założeniem zespołu - zapytałam
- Kiedy powiedziałem mu, że zakładam zespół to mnie wyśmiał. Powiedział, że nie dam rady, że nie będę umiał nad wszystkim zapanować. Powiedział wtedy, że moja gra na gitarze jest przeciętna i nie mam z czym startować na scenę.
- Jednak niektórym podoba się to co robisz.
- Znajdzie się parę - zaśmiał się.
Wstał, otrzepał spodnie z piasku i wyciągnął rękę w moją stronę. Podciągnęłam się i w ciszy ruszyliśmy w stronę hotelu.
- Wiesz, ta noc w busie - zaczęłam
- Rose, nie powinniśmy wtedy tego robić
- Coś się stało?
- Nie chcę narażać cię na kłopoty. Nie chcę cię skrzywdzić.
- Przestań. To było cudowne, czułam się nieziemsko. Chciałam ci podziękować
- Nie wracajmy do tematu - jego mina wyraźnie zrzedła
- Przepraszam jeżeli nie byłam wystarczająco dobra - spuściłam wzrok
- Tu nie chodzi o ciebie. To była cudowna noc, nawet nie wiesz jak długo o niej marzyłem, ale zrozum, że nie chcę, abyś kiedykolwiek jeszcze przeze mnie cierpiała.
- O czym ty mówisz? - uniosłam brew
- O tym, że narazie nie powinniśmy robić takich rzeczy. Chciałbym, żebyś nie była narażona na niebezpieczeństwa.
Nie rozumiałam o co mu chodzi. Może to wszystko wynika z tego, że jestem świeżakiem w tych sprawach i nie potrafię się pod niego dostosować. Brian chwycił mnie za brodę i uniósł ją do góry.
- Nie przejmuj się tym skarbie. Jesteś cudowna w każdym calu i pod każdym względem - złożył ciepły pocałunek na moich ustach i pogłaskał mnie po policzku.
Zaprowadził mnie pod same drzwi mojego pokoju i przytulił na pożegnanie
- Wyśpij się, bo jutro czeka nas pracowity dzień - uśmiechnął się i wyjął kartę z tylnej kieszeni spodni.
- Dobranoc - powiedziałam cicho. Weszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Coś czuję, że wpakowałam się w kłopoty. Nagle usłyszałam, że ktoś puka do mojego pokoju. Nikogo się nie spodziewałam, ale podeszłam do drzwi i lekko je uchyliłam. Violet? Co ona tu robi?
- Cześć, nie przeszkadzam? - szepnęła
- Nie, coś się stało? - spytałam
- Nie, absolutnie nic. Chciałam tak tylko pogadać, poznać się, bo jakoś wcześniej nie miałysmy okazji.
- Wchodź, nie ma problemu - uśmiechnęłam się i przesunęłam się z przejścia.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam - powiedziała wchodząc w głąb pokoju
- Coś ty. Właśnie wróciłam ze spaceru z Brianem.
- Ty i on jesteście razem? - spytała siadając na łóżku
- On jest z wyższej ligi. W życiu by się nie zabrał za taką niezdarę jak ja - zachichotałam.
Uniosłam butelkę z czerwonym winem do góry
- Masz ochotę? - spytałam
- Jasne - klasnęła w ręce i wyjęła spod łóżka srebrną tacę
- A ty skąd wiesz o takich gadżetach? - zapytałam lejąc wino do kieliszków
- Dobrze przestudiowałam swój pokój.
Wręczyłam jej kieliszek z winem, a swółj uniosłam do góry na znak toastu. Stuknęłyśmy się i upiłyśmy po łyku.
- Gdybyś miała opisać Briana to w jaki sposób byś to zrobiła? - zapytała.
Udałam, że chwilę się zastanawiam, bo tak naprawdę już dawno ustaliłam sobie teorię na jego temat.
- Zły, uroczy, porywczy i kompletnie obłąkany - odparłam i upiłam łyk wina
- Obłąkany?
- Ma swoje historie, które sprawiają, że za takiego go uważam - wzruszyłam ramionami
- Nie wiem czy powinnam pytać się ciebie o takie sprawy, bo jesteś siostrą Matta i nie patrzysz na niego w taki sposób jak ja, no ale w końcu znasz go całe życie. Co byś mogła o nim powiedzieć? Jaki jest?
- Wiesz co, patrzę na niego ze strony normalnego człowieka. To, że jest moim wkurzającym bratem nie zmienia faktu, że patrzę na niego jakoś inaczej. Uważam, że jest lojalny, opiekuńczy i warty wysokiej oceny. Gdyby znalazł odpowiednią partnerkę to byłby w stanie poświęcić dla niej wszystko co posiada. On jak kocha to na zabój. Ma specyficzny charekter, jego się kocha albo nienawidzi.
- Mówił mi kiedyś o twoim dość tragicznym incydencie - westchnęła
- To było dawno. Wolę do tego nie wracać. W ogóle jak ty i Matt się poznaliście? - spytałam.
- Na koncercie. Przyszłam na meet&greet.
Cały wieczór rozmawiałyśmy o swoich zainteresowaniach, obgadałyśmy każdego z chłopaków i wypiłyśmy dwie butelki wina. Nie wiem kiedy zasnęłyśmy, ale gdy rano obudziłam sie obok niej z bólem głowy stwierdziłam, że jest odpowiednia dla mojego brata.

Odcinek 29

- Ja pierdole - przeklnęłam.
Popatrzyłam na Briana, a moje serce zaczęło walić jak młot. Bałam się, cholernie się bałam, bo niby co teraz będzie? Wszyscy dowiedzą się o tym jak zarobiłam pieniądze dla Zackiego i jak bardzo musiałam się poświęcić żeby uratować przyjaciela.
Co będzie jak dowie się o tym Matt? Muszę to jakoś odkręcić, przecież to wszystko nie może się tak skończyć. Przeprosiłam Briana i wyszłam na zewnątrz. Trzymając telefon w ręku podeszłam do najbardziej odludnionego miejsca i wybrałam numer Alexa. Dłonie tak bardzo mi się trzęsły, że lada moment, a wyśliznąłby mi się z nich telefon.
Jeden sygnał, drugi sygnał... Ze spokojem na twarzy wsłuchiwałam się w każdy dźwięk wydobywający się ze słuchawki. Spokój jaki malował się na zewnątrz mojego ciała nie był porównywalny z tym co czułam w środku. We mnie aż krzyczało, brzuch kurczył się od stresu, a zawartość żołądka doszukiwała się światła dziennego.
- Halo? - usłyszałam cichy tembr głosu w słuchawce.
Momentalnie zastygłam. Narastający niepokój zamienił się z olbrzymi strach, który całą swoją wolą musiałam pokonać. Musiałam być silna.
- Alex, dlaczego mi to robisz? - warknęłam, a przynajmniej tak mi się wydawało, że warknęłam. W rzeczywistości pewnie mój głos zabrzmiał bardzo żałośnie.
- No zastanówmy się skarbie - zaśmiał się - Może dlatego, że jasno się określiłem. Chcę pieniądze spowrotem i zapominamy o sprawie.
- Nie, nie zapominamy o sprawie. Rozumiesz, że nie mam takiej sumy pieniędzy? - poczułam tą wstrętną narastającą w gardle gorycz.
- To pożycz od swoich bogatych kolesi. Oni zapewne mają kasy jak lodu - prychnął
- Gdyby ją mieli to nie musiałabym tak bardzo się poniżać.
- Słyszałem, że było ci ze mną dobrze, więc nie wiem z czego robisz problem
Zaśmiałam się sztucznie i odłożyłam słuchawkę. Co za podły gnój! Nie umiem wytłumaczyć mu tego, że nie dam rady oddać tych pieniędzy. To jest zbyt wysoka suma dla chłopaków... a tym bardziej dla mnie.
- Co się dzieje? - z myśli wyrwał mnie głos Briana.
- Brian! Co ty tu robisz? - zapytałam bezmyślnie.
- Nie chcę, żebyś myślała w samotności, bo wymyślisz jeszcze coś głupiego - pogłaskał mnie po policzku.
Miałam ochotę się rozkleić i płakać na jego ramieniu przez następne godziny, ale wolałam trzymać sie mocno i nie dać po sobie niczego poznać.
- Rozmawiałaś z tym dupkiem - bardziej stwierdził niż zapytał
Skinęłam lekko głową i poczułam, że jestem na granicy załamania. Zacisnęłam szczękę i zaczęłam szczypać się w ramię, jakbym myślała, że to mi w czymś pomoże. Popatrzyłam na Briana, a gdy nasze oczy się spotkały moje serce zabiło mocniej, ale tylko raz. Złożyłam dłonie jak do modlitwy i przytknęłam je do ust. Wypuściłam mocniej powietrze i lekko zadrżałam. Brian chyba to zauważył, bo poczułam jego ciepłe dłonie na moich nadgarstkach. Bałam się, że mogę nie zasnąć tej nocy, że to wszystko stanie się jednym niekończącym się koszmarem.
- Mogę spać dzisiaj z tobą? - wypaliłam Bri zmarszczył brwi, ale na jego ustach zaczynał promieniować uśmiech. Światełko w tunelu? Nie, to tylko jego białe zęby.
- Oczywiście, że możesz... ale co na to Matt? - momentalnie jego mina zrzedła
- Brian... chyba wiesz z jakich powodów nie chcę spać sama.
- A co jeżeli powiem, że nie za bardzo? - uniósł jedną brew - Chociaż nie, poczekaj. Boisz się?
Skinęłam głową i nie patrząc mu w oczy dodałam głupio, że przy nim czuję się najbezpieczniej. Chociaż to nie do końca prawda. Boję się go jak cholera, ale chyba przez sen nie zrobi mi nic złego. Po prostu nie chcę tej nocy spędzić sama. Każdy sobie kogoś znalazł tylko nie ja i Brian. Przykre, ale prawdziwe, może to los tak chciał?
Po paru godzinach w końcu odjechaliśmy z miejsca postoju. Tym razem zmieniłam autobus. Przeniosłam się do tego, w którym się nie imprezuje, a tylko śpi i jada posiłki. Oczywiście żadna dziewczyna "z zewnątrz" nie ma do niego wstępu. Tak, to ja ustaliłam tę zasadę, ale chłopcy dzielnie jej przestrzegają. I dobrze, przecież nie chcemu ty żadnych ofiar.
Wiedziałam, że oprócz kierowcy nie ma tu nikogo, więc zdjęłam uciskające mnie spodnie i postanowiłam włożyć wygodne dresy. W samej koszulce przeszukiwałam cały autobus, ale nigdzie ich nie znalazłam. Weszłam do sypialni i zastałam... Alexa?! Co do diabła jebanego w dupe?!
- Co ty tu robisz?! - wrzasnęłam i wyrwałam spod niego dresy
- Przyszedłem po zapłatę - zaśmiał się cwaniacko i wstał z łóżka.
- Ani. Mi. Się. Waż. - pisnęłam i wzięłam do ręki nóż, który miałam pod ręką.
- Widzę, że na ostro - uśmiechnął się i cmoknął w powietrze.
- Skąd ty się tu wziąłeś?
- Twój braciszek nadal uważa, że jestem nieszkodliwy - pogłaskał mnie po policzku, a ja gwałtownie odwróciłam głowę.
Nagle kierowca mocno zahamował, a drzwi od autobusu zasyczały. Odwróciłam się w tamtym kierunku i nagle poczułam mocny ścisk na szyi. Nie mogłam oddychać. Z całej siły próbowałam zaczęrpnąć powietrza, jednak to nie przynosiło żadnych skutków. Zza mgły dostrzegłam, że ktoś biegnie w naszą stronę i coś krzyczy. Jednak przez zatkane uszy nie byłam w stanie rozpoznać żadnych słów.
W końcu Alex uwolnił uścisk, a ja bezwładnie opadłam na podłogę.
Obudziłam się z ogromnym bólem głowy. Nie mogłam otworzyć oczu, a mój oddech był strasznie płytki i szybki. Chciałam coś powiedzieć, ale jedyne co udało mi się wydusić to jakiś niezrozumiały bełkot.
- Spokojnie, jestem przy tobie - poznałam głos Briana
- Byś ty gdy bu tu? - zapytałam
- Rose, spokojnie. Jeszcze raz
- Ty byłeś gdy byłam tu? - potwórzyłam
- Tak, byłem cały czas - wplótł palce między moje włosy
- Nienawidzę tego gnoja - pociągnęłam mocno nosem
- Ja też nie, ale nie bój się. Już nigdy ci nie stanie na drodze
- Skąd wiesz? - otworzyłam oczy i popatrzyłam na niego pytająco - Chyba nie powiesz mi, że daliście mu pieniądze
- Nic z takich rzeczy. O to się nie martw.
- No to co zrobiłeś?
- Nic takiego. Połóż się i odpocznij. Chcesz się napić wody?
- Tak, poproszę - podparłam się na łokciach i powoli przeszłam do pozycji siedzącej. Wypiłam kilka łyków i podałam szklankę Brianowi
- Nie chcesz już więcej?
Kiwnęłam przecząco głową i wyciągnęłam ręce przed siebie patrząc Brianowi prosto w oczy. Zrozumiał mnie bez słów. Wśliznął się w moje ramiona i zacisnął ręce wokół mojej talii. Wplotłam palce w jego zmierzwione włosy i położyłam głowę na jego ramieniu.
- Dziękuję - wyszeptałam - Nie wiem co bym zrobiła gdybyś nie wszedł do tego autobusu
- Kiedy tylko dowiedziałem się od Matta, że on tutaj jest natychmiast kazałem zatrzymać autobus i wpadłem tu jak poparzony.
- Nie wiem jak ja ci się odwdzięczę
- Wystarczy mi to, że mogę trzymać cię w ramionach. To jest dla mnie największe podziękowanie - poczułam, że się uśmiechnął.
Spojrzałam na zegarek. Wybiła równa dwunasta, więc zwlekłam się z łóżka i sięgnęłam do walizki po ręcznik, bieliznę, piżamę i kosmetyczkę.
- Idę się umyć. Zostajesz tutaj, czy idziesz do nich?
- Wolałbym zostać - kąciki jego ust lekko się uniosły.
Wychodząc z sypialni zatrzasnęłam za sobą drzwi i ruszyłam w stronę kabiny prysznicowej. Przewiesiłam ręcznik przez górę kabiny i rozłożyłam wszystkie rzeczy na szafce. Wzięłam się za zmywanie rozmazanego makijażu. Wyglądałam jak rasowa panda. Brakowało mi tylko bambusa na przegryzkę. Po zmyciu makijażu umyłam zęby i związałam włosy. Weszłam do kabiny i puściłam strumień wody. Zadrżałam kiedy na plecy opadły mi zimne krople, zaraz jednak woda się ociepliła i z łazienki zrobiła się sauna. Zamknęłam oczy i wczuwałam się jak woda uderza o moje ciało.
Usłyszałam pukanie do kabiny. Podskoczyłam ze strachu i zakryłam ciało rękami.
- Mogę się przyłączyć? - spytał Brian zaglądając do kabiny
- Ocipiałeś zboczeńcu? - pisnęłam
- No weź! Zaraz wylejesz całą ciepłą wodę
- Właź, ale się nie gap - wywróciłam oczami
- Okej, okej. To będzie taki przyjacielski prysznic - zaśmiał się
- Koleżeński - poprawiłam go
- Dobra dobra - puścił oczko, wszedł do kabiny i zatrzasnął drzwi.
Odwróciłam się do niego tyłem i zaczęłam mydlić ciało. Podałam mu mydło i poczułam, że jego ręce dotykają moich pleców, delikatnie po nich przejeżdżając.
- Boże, chciałam ci je podać, żebyś się umył, a nie szorował mi plecy
- Boże? Wystarczy Brian, a pleców sobie i tak sama nie umyjesz, wiec zamknij się i... i to by było na tyle. Po prostu poddaj się przyjemności
- Nie mogę się poddać, bo za bardzo mnie stresujesz - warknęłam
Brian chwycił mnie za barki i obrócił w swoją stronę. Złożył delikatny pocałunek na moich ustach i odsunął mnie od siebie.
- Nie musisz się krępować. Ja też nie mam niczego na sobie.
Patrzyłam na niego jak zaczarowana. Nie dość, że obdarzył mnie tak cudownym pocałunkiem to jeszcze stoi przede mną nago... cały nagi, nagusieńki. O mamo, tylko nie patrz na dół. O nie, spojrzałam. Chyba się nie zorientował. O nie, znowu tam popatrzyłam. Brian zachichotał i klepnął mnie w tyłek.
- Co to ja koń, żeby mnie klepać? Miej trochę szacunku - warknęłam
- Przepraszam panno Rosalie - pstryknął mnie w nos
- Nie wiem jak ty, ale ja wychodzę. Zaraz odmoknę i będę miała drzewka na palcach - wyszłam z kabiny i otuliłam się ręcznikiem. Zabrałam kosmetyczkę i piżamę i poszłam do sypialni. Szybko wytarłam ciało, włożyłam koszulkę i majtki. Nasunęłam też krótkie spodenki i wskoczyłam na łóżko. Podłączyłam telefon do ładowania i weszłam pod kołdrę. Odwróciłam się w stronę ściany i przymknęłam oczy. Po chwili usłyszałam jak Brian cichutko skrada się w stronę łóżka. Cały pokoik został wypełniony zapachem jego żelu pod prysznic. Poczułam, że materac obok mnie się ugina, a ciepło jego ciała przyciąga mnie jak magnes.
Minęło kilka godzin, a ja nadal nie mogłam zasnąć. Cały czas dręczyły mnie myśli związane z Alexem... Do czego on był zdolny? W ogóle jak on mnie tu znalazł? Tyle pytań pozostaje bez odpowiedzi. Westchnęłam i obróciłam się na plecy. Patrząc w sufit poczułam wzrok Briana na sobie, który leżał w takiej samej pozycji jak ja.
- Nie mogę zasnąć - powiedzieliśmy oboje w tym samym czasie.
Popatrzyliśmy na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem. Zaraz potem nastała grobowa cisza i obydwoje usiedliśy naprzeciwko siebie i powoli zaczęliśmy się całować. To było takie cudowne. Nigdy jeszcze nie byłam w stanie takiej euforii. Wszystko wydawało mi się takie piękne, chciałam mieć Briana całego, w tym momencie. Może zabrzmi to trochę egoistycznie, ale chcę żeby on był mój, tylko mój. Nic się nie liczy. Zsunął delikatnie ramiączko z mojej bluzki i zaczął jeździć palcem po mojej skórze. Położyłam dłonie na jego plecach i delikatnie przejechałam po nich palcami. Zamruczał delikatnie. Kiedy pozbył się moich ubrań i zostawił mnie w samych figach obawiałam się, że całe to pragnienie pryśnie i znowu od niego ucieknę. Zacisnęłam szczękę żeby o tym nie myśleć i poddałam się przyjemności. Za każdym razem kiedy pieścił moje ciało ja odczuwałam to dwa razy bardziej niż powinnam. Jego ciało jest tak cudowne. On jest cudowny. Uwielbiam go całą sobą. Teraz czuję, że mogę przenosić góry. Kiedy dotarłam na sam szczyt byłam zadowolona, że potrafił zaspokoić moje potrzeby do najmniejszego szczegółu. Opadliśmy bezwładnie na poduszki i wtuliliśmy się w siebie nagimi ciałami. Zasnęłam spokojnie.

Wybaczcie, że tak krótko, ale nie mam dobrych warunków do pisania rozdziałów. Jednak chciałam zapełnić tą prawie półroczną lukę, która nei jest na miejscu. Już ze wszystkiego się tłumaczę. Nie dość, że jest rok szkolny i trzeba podbudować swoją opinię w szkole (hehe) to jeszcze jak na złość zepsuł mi się komputer i tu właśnie zaczynają się schodki. Ten rozdział wyprodukowałam na tablecie, co było naprawdę niezłym wyzwaniem, bo prawie nic mi w nim nie działa. Dlatego mam nadzieję, że jakoś Wam to wynagrodzę w następnym odcinku, który mam nadzieję, że będę pisać już na czymś lepszym :) To taka mała świąteczna niespodzianka ode mnie, bo chciałam, żebyście w jakiś sposób umilili sobie parę minut przed świątecznymi porządkami. Szczególne podziękowania należą się moim wspaniałym dziewczynom (nie będę wymieniać, ale te o które tu chodzi są najbardziej wyjątkowe na świecie, bo z grupy SW), które mnie dodatkowo motywowały do stworzenia tego malutkiego rozdzialiku. Gdyby nie one na pewno nie chciałoby mi się poświęcić tych paru godzin, bo zawsze znalazłabym coś ciekawszego do roboty, ale czego nie robi się dla tych wariatek!

Odcinek 28



- Jimmy! – pisnęłam wchodząc chwiejnym krokiem do autobusu.
- No mogę teraz
Spojrzałam w jego stronę i zauważyłam, że siedzi z jakąś tlenioną blondyną, a gdy nasz wzrok się spotkał zmrużyłam oczy. Założyłam ręce na piersi i odważnie ruszyłam w stronę sypialni. Zostawiłam tam swoje niedokończone piwo, więc chciałam je skończyć i położyć się spać, bo moje powieki powoli robiły się coraz cięższe. Nie patrząc na to co dzieje się wokół otworzyłam drzwi na oścież i wzięłam butelkę z komody, która znajdowała się tuż przy wejściu. Jednak, gdy chciałam wyjść zobaczyłam Briana… który siedział w samych bokserkach. Jednak najgorsze było to, że wyglądał jak trup, który właśnie wciągał przez nos biały proszek.
- Co ty kurwa robisz? – wybełkotałam i podeszłam do niego najszybciej jak mogłam – Zostaw to świństwo – strąciłam ręką tackę z jego kolan i wyrwałam mu z ręki banknot zwinięty w rulon.
- Zostaw to – powiedział cichym i zrozpaczonym głosem
- Nie mogę tego zostawić. To ściągnie cię na sam dół - wrzasnęłam
Nie mogłam uwierzyć w to co widziałam. To był wrak człowieka. Dopiero teraz zauważyłam jego wystające żebra, chude uda i podkrążone oczy. Nigdy wcześniej nie przypuszczałam, że taki facet jak on może mieć jakieś kłopoty. Sprawiał wrażenie pewnego siebie i szczęśliwego mężczyzny. Kiedy jego zmęczone oczy spojrzały w głąb moich, moje serce pękło na milion kawałeczków. Krył się w nich ból, żal i smutek. Nie doszukałam się w nich żadnego szczęścia. Nie wiem dlaczego, ale chciałabym, żeby był szczęśliwy, chociaż wiem, że dzięki mnie niewiele się zmieni.
Boże dlaczego ten człowiek tak na mnie działa? Dlaczego to wszystko co było kiedyś tak po prostu nie zniknęło? Cały czas czuję, że w jego towarzystwie otwiera się ta część mnie, która siedzi ukryta gdzieś głęboko. Jego wzrok nadal działa na mnie tak jak kiedyś… Nie umiem się opanować, a może wcale nie chcę?
            Wpatrując się w jego czekoladowe oczy miałam ochotę złożyć pocałunek na jego cudownych, wąskich ustach. Alkohol zrobił swoje, bo zrobiłam to na co miałam ochotę. Kiedy tylko nasze usta się zbliżyły Brian przyciągnął mnie do siebie i oboje wylądowaliśmy na łóżku. Miałam na niego wielką ochotę, nigdy wcześniej nie odczuwałam czegoś takiego, ale jego usta były tak cudowne, że pragnęłam, aby składał swoje pocałunki na całym moim ciele. Kiedy jeździłam palcami po jego plecach on tak cudownie mruczał, to było jak czysta muzyka, mogłabym się w to wsłuchiwać godzinami. Założę się, że robił to nieświadomie.
- Rose, nie masz pojęcia jak długo czekałem na taką chwilę. Nawet nie wiesz ile sprawiasz mi radości będąc przy mnie, przytulając mnie, całując – wyszeptał mi do ucha.
Momentalnie zesztywniałam. Można powiedzieć, że wytrzeźwiałam. W jednym momencie wybiegłam z sypialni i ruszyłam w stronę wyjścia. Wybiegłam przed autobus i usiadłam przy jednym z kół. Wplotłam sobie palce we włosy i skuliłam się jak najbardziej umiałam. Nie spodziewałam sie takich słów, nie chciałam ich usłyszeć. Owszem, jak każda kobieta bardzo chciałam je usłyszeć… ale nie od niego. On jest najbardziej niebezpiecznym człowiekiem jakiego poznałam. Nie mogę mu ufać, nie chcę. Boję się, że będzie tak samo jak było kiedyś… Że znowu mnie skrzywdzi, potraktuje jak ostatnią szmatę. Wyjęłam telefon z kieszeni, a kiedy spojrzałam na wyświetlacz moje oczy powiększyły się do granic możliwości.
Pięćdziesiąt sześć połączeń nieodebranych i dwanaście wiadomości. Nie zdziwiłam się, gdy zobaczyłam, że wszystkie są od Alexa. Jednak przestałam być spokojna i opanowana, gdy smsy przeobraziły się w pogróżki. Dwa ostatnie smsy były najgorsze, nie mogłam uwierzyć w co się wpakowałam.   

Wiadomość od Alex:
Myślisz suko, że mnie unikniesz? Starałem się być miły. Nie rozumiesz, że się martwię? A może nie tyle o ciebie co o to, że dałem ci tyle pieniędzy za taki marny seks. Myślałaś, że byłem bezinteresowny? To się pomyliłaś. Albo oddasz mi połowę pieniędzy, albo natychmiast się ze mną spotkasz.  

Wiadomość od Alex:
Pamiętaj, że wiem o tobie wszystko, to gdzie mieszkasz, jaki jest twój numer. Wszyscy mogą sie dowiedzieć w jaki sposób zarobiłaś swoje pierwsze pieniądze. Nie wywiniesz się, bo nagrałem cały nasz pierwszy raz.

Ostatnia wiadomość była naprawdę przerażająca. Nie wiedziałam co mam o tym myśleć i czy mu wierzyć. Nic nie mówił o tym, że to nagrywa, nie wspominał o niczym. Mam mieszane uczucia. Co ja mam zrobić? Przecież nie powiem o tym Mattowi, mam rozum. Chociaż w takich sytuacjach akurat właśnie nad tym się zastanawiam… Bo czasami podejmuję decyzje, które niekoniecznie świadczą o tym, że potrafię z niego korzystać. Z całej tej bezsilności uroniłam kilka łez, ale nie chciałam, żeby ktoś zauważył moje gorsze chwile, więc szybko się otrząsnęłam. Weszłam do kabiny kierowcy i usiadłam na siedzeniu pasażera. Nie chciałam, żeby zadawał mi jakiekolwiek pytania, chociaż on chyba nie miał ochoty na rozmowę. Byłam mu za to bardzo wdzięczna. Oparłam się o zimną szybę i zasnęłam. Nawet nie wiem kiedy ruszyliśmy w dalszą drogę. Obudziłam się, gdy już było widno. Skacowana spojrzałam na kierowcę i przelotnie sie uśmiechnęłam. Wstałam powoli z siedzenia i mocno się przeciągnęłam. Wyszłam z kabiny, a moim oczom ukazał się okropny widok. Jimmy i jego blondyna leżeli na kanapie, Matt i Violet spali na podłodze, a Zacky wymiotował w ubikacji. Nie chciałam nawet wchodzić do sypialni, czułam się głupio po tym co wczoraj zrobiłam i po tym co usłyszałam. Nie mogłam wyrzucić tych słów z głowy, cały czas obijały się echem.
Kiedy zrobiliśmy sobie postój przy jednej z przydrożnych kawiarni chłopcy wypadli z autobusu jak poparzeni, Wszyscy zaczęli wymiotować na parkingu, a ja podeszłam do kelnerki i zamówiłam jedzenie na wynos. Usiadłam przy najbliższym stoliku i wyjęłam telefon z kieszeni. Spoglądając na dwie ostatnie wiadomości wybuchnęłam przeraźliwym płaczem. Miałam nadzieję, że to wszystko okaże się jednym okropnym koszmarem. Jednak nadzieja matką głupich.
- Co się dzieje? – usłyszałam za plecami głos Briana.
Nie, tylko nie on. O Boże, jak ja mu spojrzę w oczy? Co on sobie pomyśli? Schowałam twarz w dłoniach i nawet nie zauważyłam, że Brian przysiadł się do mojego stolika. Gdzie mój telefon? Przecież nie mogę pozwolić na to, żeby przypadkiem zachciało mu się przejrzeć moje korespondencje. Podniosłam głowę i… szlag jasny by to trafił, kurwa mać.
- Zostaw to – wyrwałam mu telefon z ręki
- Rose, kim jest ten koleś? Czemu on cię szantażuje? – chwycił mnie za rękę, ja jednak szybko ją wyrwałam.
- Nie twój zasrany interes ty wścibski kretynie – wrzasnęłam i chciałam wstać od stołu. Jednak Brian pociągnął mnie za rękę i nie miałam możliwości od niego odejść.
- Albo mi powiesz o co chodzi, albo już nigdy się ode mnie nie uwolnisz – warknął – Wybieraj
Co ja mam zrobić? Mam mu powiedzieć że przespałam się z kolesiem za kasę? Z kogo on mnie weźmie? Za pierwszą lepszą i łatwą idiotkę. Nie mogę mu wcisnąć żadnego kitu, to wszystko co przeczytał mówi samo za siebie.
- Nie mogę ci tego powiedzieć – powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
Spojrzał na mnie i uniósł brew.
- Ty chyba sobie żartujesz, że zostaniesz sama z problemami. Nie pozwolę na to. Rozumiesz? – chwycił mnie za rękę, tym razem mocniej, tak że nie miałam możliwości jej wyrwać. Jednak ja nie chciałam jej wyrywać. Nieświadomie chyba chciałam, żeby mi pomógł.
- Nie rozumiesz, że to jest dla mnie trudny temat? Nie chcę o tym rozmawiać na parkingu przy kawiarni.
- Ja ci tego nie odpuszczę. Musimy o tym porozmawiać, przecież widzę, że ewidentnie cię coś trapi
- Nie wiem czy chcesz o tym wiedzieć
- Chcę ci pomóc – kąciki jego ust lekko się uniosły
- Brian… Ja też wiem, że masz kłopoty. Wczoraj na własne oczy widziałam
- Nie przywołuj tego tematu, proszę – spuścił wzrok w dół
- Myślisz, że załatwianie problemów w taki sposób jest w porządku?
- Nie pouczaj mnie. Nie wiem co przeskrobałaś ale i tak cie z tego wyspowiadam
- Zapomnij – warknęłam i wstałam od stołu
- Nie zapomnę, myślisz, że się o ciebie nie martwię?
- Myślę, że nie. Po tym co kiedyś mi zrobiłeś – odeszłam od stolika i odebrałam jedzenie od kelnerki.
- Będziesz to rozpamiętywać? – krzyknął za mną
Pokazałam mu środkowy palec i weszłam do autobusu. Kiedy rozdałam wszystkim jedzenie została tylko porcja dla mnie i Briana, którą zostawiłam na stoliku w głównym przejściu, a sama poszłam do sypialni. Nie wiem nawet kiedy, ale Brian złapał mnie za plecy i wciągnął do sypialni. Zamykając drzwi odłożył swoje jedzenie na komodę i jednym krokiem znalazł się przy mnie.
- Mów wszystko. Ze szczegółami.
- Brian ja… - nie dokończyłam, bo przerwał mi pocałunkiem. Nie wiedziałam dlaczego to zrobił, ale chyba chciał dodać mi odwagi, coś mu nie wyszło, bo tylko bardziej się zawstydziłam.
- Proszę cię – pogłaskał mnie po policzku
- Ale obiecaj mi, że nikomu tego nie powiesz.
- Nie powiem. Obiecuję, w zamian za to ja opowiem ci coś o mnie.
Popatrzyłam na niego, ale zaraz jego obraz rozmazały mi łzy kumulujące się w moich oczach. Z ciężkim sercem wszystko mu opowiedziałam, jak mówić to wszystko. W końcu może spadnie mi kamień z serca i lepiej się poczuję. Z każdym moim słowem jego oczy stawały się coraz większe. Kiedy skończyłam opowiadać pokazałam mu wszystkie smsy, które dostałam od Alexa. Czasami dławiłam się łzami, bo to wszystko powoli mnie przerastało.
- Boże, Rosie. Nie przypuszczałem… Nie wyobrażałem sobie, że ta sytuacja jest aż tak poważna. Co ci przyszło do głowy, żeby robić coś tak nieodpowiedzialnego? Przecież ten facet mógł być psychopatą, albo cię zgwałcić.
- Brian nie musisz mi tego mówić, jestem w pełni świadoma tego co zrobiłam. Chciałam pomóc Zackiemu. On oferował bardzo duże pieniądze, które akurat wystarczyły na spłatę operacji – westchnęłam i pociągnęłam nosem
Brian wyglądał jakby faktycznie przejmował się tą całą sytuacją. Nigdy nie przypuszczałabym, że zrobi to na nim jakiekolwiek wrażenie.
- To ty opłaciłaś tą operacje? Zacky i Matt wiedzą? – spytał
- Tak ja. Zacky tylko o tym wie, Mattowi nie mam zamiaru o tym powiedzieć. Wyobrażasz sobie co on by mi zrobił? Zeżarłby mnie z kościami, uziemił w domu, przykuł do kaloryfera – westchnęłam
- Zrobiłaś to tylko dlatego, że chciałaś pomóc Zackiemu?
- Nie myśl sobie, że jestem zimną suką i za wszelką cenę chciałam go zranić. Ja nie chciałam nawet się z nim rozstać, ale po co miałabym być z kimś kogo nie kocham? To znaczy kocham, ale tylko jak brata.
- Rozumiem. Jest mi teraz cholernie głupio – wplótł sobie palce we włosy i zmrużył oczy.
- Za co? – uniosłam brew
- Za całą tą sytuacją… Kiedy wszystko mu powiedziałem. To było takie kretyńskie
- No nie powiem, że nie było mi przykro
- I jeszcze po tym cały ten twój wypadek… Boże jestem dupkiem – westchnął
- Przestań – pacnęłam go w ramię
- Sama tak uważasz, więc nie wiem dlaczego karzesz mi przestać
- Zawsze uważałam, że jesteś pewny siebie i zdeterminowany. To, że kiedyś zrobiłeś świństwo, no dobra… parę świństw to nie znaczy, że masz wmawiać sobie, że jesteś najgorszy. Zobacz, odniosłeś sukces, jesteś w trasie, niektórzy uważają nawet, że będziesz najlepszym gitarzystą.
- Ale odkąd pamiętam zawsze byłaś do mnie negatywnie nastawiona
Spojrzałam na niego, ale momentalnie spuściłam wzrok.
- Może dlatego, że zawsze ci zazdrościłam – mruknęłam    
- Czego? Słuchaj, jesteś ładna, inteligentna…
- Przestań pieprzyć. Dobrze wiem, że wszyscy uważają, że jestem rozwydrzonym bachorem, który polega tylko na swoim bracie
- To może zacznij robić tak, żeby przestali tak uważać. Wierzę, że potrafisz sama zająć się swoim życiem.
- Brian… A co z twoim życiem? – spojrzałam na niego, a w głowie pojawiła mi się jego wczorajsza chuda sylwetka i podkrążone oczy.
- Rose, zrozum, że chociażbym chciał to nie potrafię tego odstawić. To daje mi wolność, uwalnia mnie od problemów. Czasami w taki sposób się odprężam.
- To cię może zabić! – krzyknęłam
- Przestań wrzeszczeć. Dobrze wiem co to może mi zrobić, ale uwierz, że znam swój umiar – złapał mnie za rękę
- Pieprzenie – mruknęłam
- No a co cię ciągnęło, żebyś przespała się z tym kolesiem?
Akurat kiedy o nim wspomniał przyszedł do mnie sms.

Wiadomość od Alex:
Teraz suko możesz mnie nie błagać o wybaczenie. Film poszedł do sieci. Masz szczęście, że z cenzurą. Teraz albo oddasz mi pieniądze, albo zrobię tak, że cenzura zniknie, a ty będziesz pogrążona do końca życia.
      

Odcinek 27

            Odcinek dedykowany moim dwóm solenizantkom, co prawda jedna z nich miała je wczoraj, ale to i tak się liczy!! :)) 
Ewelinka i Kasia, wszystkiego jeszcze raz moje ukochane!



      Czy ja przed chwilą chciałam pocałować Briana? Głupia, co ja sobie myślałam? Chociaż w sumie to on chyba chciał tego samego… Nie, to jest niemożliwe. Co we mnie wstąpiło? Przecież on kiedyś chciał mnie wykorzystać, wyrządził mi ogromną krzywdę. Przez to wszystko teraz cały ten wyjazd w trasę jest dla mnie absurdalny i totalnie niepotrzebny. Nie wiem czy chcę jechać, chociażby ze względu na dawne czasy. Nie potrafię przestać widzieć w nim tego co widziałam te parę lat temu. Nadal jest dla mnie przystojnym i niegrzecznym chłopcem, ale co z tego skoro pokazał jaki jest naprawdę? Wszystkie bzdury z tym, że się zmienił nie przekonają mnie do niego, nie ma mowy. Może i jestem naiwna, ale nie dam sobie w kaszę dmuchać byle gitarzyście. Przystojnemu gitarzyście… Dobra nie ważne. Jaki by nie był mam go głęboko gdzieś. Nie zamąci mi znowu w głowie.
- Chyba powinnam już iść – powiedziałam wstając szybko. Z racji tego, ze zrobiło się trochę chłodniej zasunęłam bluzę pod samą szyję. 
- Coś się stało? – spytał
Pokiwałam przecząco głową i wyszłam z altanki. Odetchnęłam z ulgą i podziękowałam w duchu Alexowi, że przysłał mi wtedy smsa. Na którego z resztą nie miałam zamiaru odpisywać.
Zeszłam ze stromych schodów i udałam się prosto do samochodu. Po drodze do domu wstąpiłam do sklepu i zrobiłam małe zakupy na szybki obiad.
            Zaparkowałam auto przed domem i weszłam do środka. Zasłonięta dużymi, papierowymi torbami nie widziałam nawet gdzie jest klamka… a miałam zrobić tylko małe zakupy, no kto by pomyślał. Wchodząc potknęłam się o coś czerwonego.
- Maaaaatt!! – krzyknęłam – Złaź ty natychmiast!
- Idę idę – zszedł ze schodów i wziął ode mnie zakupy. Był w samych bokserkach. Podniosłam czerwony materiał, który okazał się być czerwonymi stringami. Wzdrygnęłam się i strzeliłam nimi w stronę Matta. Wylądowały na jego głowie.
- Znowu sobie jakieś panienki… - nie dokończyłam, bo właśnie w tym momencie do pokoju weszła Valary – sprowadzasz – dokończyłam.
Uśmiechnęła się do mnie, a ja odwzajemniłam uśmiech, szkoda, że był sztuczny. Chociaż nie wiem dla kogo szkoda, bo raczej nie dla mnie.

Tydzień później, dzień przed trasą.

- Nie wyrobimy się, mówię wam – krzyczał Matt biegając po studiu, czasami łapał się za głowę, jakby to miało mu pomóc.
Moim zadaniem było trzymanie bardzo ważnych dokumentów. Czułam się jak pani prezes, bo miałam na nosie okulary, które zakładałam tylko do czytania. Teraz była taka potrzeba, bo musiałam sprawdzać sprzęt i odhaczać czy wszystko jest zgodne z listą.
- Przestań pieprzyć Sanders, wyjeżdżamy za cztery godziny. Wszystko było systematycznie przygotowywane przez tydzień – potrząsnął nim Jimmy.
Dzięki Bogu, bo myślałam, że ja to będę musiała zrobić. Swoją drogą nadal jestem na niego zdenerwowana, że sypia z Val. Ona jest chyba naiwna, że Matt będzie jej wierny, przecież ta trasa to początek całej jego zdrady. Powinna chyba uderzyć się z całej siły w łeb jeżeli myśli, że ten związek ma jakiekolwiek szanse.
- Może i masz rację… - usiadł na sofie i przetarł twarz dłońmi – Boję się, że wszystko szlag trafi
- A kopnąć cię w dupsko? Bo jestem skłonny żeby to zrobić. Jak zwykle twoje pierdu lamentu odzywa się parę godzin przed wielkim wydarzeniem. Nasz pierwszy koncert według ciebie też miał być porażką, i co? Ludzie nas pokochali, stary. Nie możesz tak po prostu się teraz wycofać, ludzie na ciebie liczą, kupili bilety, zabukowali pokoje w hotelach. Za co oni nas wezmą jeżeli się poddasz? Za nic nie warte i niedotrzymujące słowa szumowiny. Nie po to tyle czasu nad tym siedziałem, żeby teraz tak po prostu wszystko stracić – Jimmy usiadł obok niego i poklepał go po plecach. Przyglądałam się temu kątem oka. Wiem, że nie ładnie tak podsłuchiwać, ale gdybym miała teraz wybrać czyjąś stronę zdecydowanie byłby to Jimmy. Pamiętam jak Matt po raz pierwszy przyszedł do mnie i powiedział o całej idei zespołu. Byłam przeciwna, a teraz? Jestem zdecydowanie na tak. Słyszałam ich muzykę, wiem co robią i uważam, że to największe i najlepsze gówno jakie udało im się do tej pory zrobić. Złote gówno, tak bym to nazwała.
- Rose? – usłyszałam za sobą głos
Odwróciłam się i zobaczyłam samego Briana… Nie wiem czy mam się śmiać czy płakać. Chyba wybiorę tą drugą opcję.
- No ja? – spytałam ironicznie
- Nie poznałem cię w tych włosach… i okularach – popatrzył na mnie spode łba
Uniosłam brew, ach faktycznie, przecież obcięłam włosy. Postanowiłam, że zmienię coś na trasę, bo nie chciałam być cały czas tą samą Rose.
- Twarz mam nadal taką samą – odgryzłam się
- Ale z tyłu wyglądasz inaczej
- To tylko włosy – prychnęłam i wróciłam do poprzedniego zajęcia.
- Dlaczego jesteś taka niemiła?
Popatrzyłam na niego i założyłam ręce na piersi. Olałam to, że połowa kartek wypadła mi z ręki.
- Hmm pomyślmy, mam zacząć wyliczać?
- Nie możemy po prostu o tym zapomnieć?
- Nie? Nie Brian! – krzyknęłam -  Nie będziesz znowu się mną bawił, nie chcę tego, rozumiesz? – wyszeptałam przyciągając go za skrawek koszulki. Popatrzyłam mu prosto w oczy, a ta cholerna chęć posmakowania jego ust znowu wróciła. Rose, opanuj się do ciężkiej cholery! Puściłam go i zaczęłam zbierać kartki.
            Po trzech godzinach kompletowania ostatków sprzętu zostały nam tylko walizki i jedzenie na drogę. Muszę przygotować mój żołądek na miesięczne fast foodowanie i przyjmowanie dużych dawek alkoholu. Na samą myśl, aż mnie mdli. No trudno, przeżyję, najwyżej będę wymiotować na buty. Wzięłam ze sobą tonę zdrowego jedzenia i potrzebne mi ubrania. Chłopcy wzięli ze sobą po dwie torby, ja jako honorowa kobieta musiałam mieć ich aż pięć. Nie wiadomo co się kiedyś przyda, wszystko trzeba mieć pod ręką.
- Wy jeszcze nie siedzicie w autobusie?! – krzyknął Larry wpadając do studia.
- Nie bij! Już idziemy – Jimmy podniósł ręce do góry i położył bagaż podręczny na głowie – Patrzcie, nadaję się do cyrku – uśmiechnął się i w tym momencie walizka spadła mu na ziemię i wszystkie jego ciuchy wysypały się na podłogę – I chuj… - wymamrotał
Wszyscy wybuchnęliśmy przeraźliwie głośnym śmiechem, nawet Larry okazał resztki człowieczeństwa i też chichotał cichutko w kącie.
Włożyliśmy walizki do busa i wepchaliśmy się do niego wszyscy naraz. Zajęłam sypialnię i zamknęłam się w niej od środka. Za drzwiami słyszałam tylko lamenty chłopaków.
- Idźcie się bzykać do kibla! – wystawiłam głowę za drzwi i głośno prychnęłam.
- Ciekawe kto pierwszy się bzyknie – krzyknął Jimmy
- Na pewno nie ja! – odpowiedziałam i zaczęłam wypakowywać walizkę do szmacianej szafy. Gdy zrobiło się więcej miejsca otworzyłam sypialnię i wyszłam do chłopaków.
- Zaczynamy imprezę – uśmiechnął się Johnny kładąc na stolik flaszkę litrowej wódki
- To nie starczy – powiedział Jimmy i wyjął spod nóg jeszcze jedną wódkę o takiej samej pojemności. Już widziałam oczami przyszłości jak leżę pod tym stolikiem i ze wszystkiego się śmieję.
Chłopcy wyciągnęli szkło, przegryzki i popitkę. Nalali do każdej ze szklanek po tyle samo wódki i picia. Przygryzłam palec i zaczęłam współczuć chłopakom. Ale trudno, jak się bawić to się bawić. Pierwsza noc spędzona na jeździe, przynajmniej nie będzie mi trudno zasnąć. Jednak mam zamiar nie uchlać się do nieprzytomności. Muszę ustalić jakiś limit. Trzy drinki? Ok, to chyba wystarczająca ilość.
Jednym haustem wypiłam pierwszego drinka. Zakryłam buzię, bo zbierało mi się na wymioty. Wystawiłam język i czułam jakbym zionęła ogniem. Wzdrygnęłam się i postawiłam szklankę na stół. Po paru minutach w mojej głowie zaczęło się coś dziać. Stałam się bardziej otwarta, włączyłam muzykę w autokarze i zaczęłam tańczyć. Oczywiście był to normalny taniec… chociaż nie, robienie ruchu „ręka lata jak złamana” nie jest normalnym tańcem. Drugi drink. Zaczynam śpiewać. Trzeci drink. Połamany taniec i bełkoczący śpiew. Dalej trzymam się na nogach, więc jest dobrze. Pozwolę sobie na jeszcze jednego. To chyba był błąd.
Chłopcy bawili się tak samo dobrze jak ja, jednak oni byli już po kilkunastu drinkach, ja dopiero po czterech. Śmieszne, ale przynajmniej nie potrzebuję wlewać w siebie litry alkoholu żeby dobrze się bawić, miałam gdzieś jak wyglądam w obecnej chwili.
- Jimmy – zachichotałam – Weź mnie na barana
- Dobra, ale czekaj. Matt cię weźmie, a ja wam otworzę drzwi  - wybełkotał i chwiejącym się krokiem podszedł do kadłuba kierowcy – Kierowca! Stop!
- Chodź! – zaśmiałam się i wdrapałam się Mattowi na plecy
Zaśmialiśmy się oboje. Matt ruszył w stronę drzwi i niechcący przywaliłam twarzą o futrynę, chyba byliśmy za wysocy.
- Ty chujku – zaśmiałam się i objęłam swój nos. Zobaczyłam krew na ręce, ale zbytnio się tym nie przejęłam. Gdy próbowaliśmy wyjść na ulicę Matt wpadł na jakąś gościówę.
- Jak leziesz ty spierdolu?! – krzyknęła kobieta oblewając się kubkiem gorącej kawy
- O kurwa, Rose zejdź – zdjął mnie na asfalt i zaprosił panią do busa.
- Nie myśl sobie, że ujdzie ci to na sucho – okrzyczała go
- Przepraszam najmocniej, jestem w stanie nietrzeźwym, więc nie kontroluję tego co robię – uśmiechnął się – Matt – podał jej rękę
- Violet – uśmiechnęła się